|
|
| Wiejskie posiadłości Taro | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Taro Czystokrwisty
Liczba postów : 93 Join date : 09/01/2013
| Temat: Wiejskie posiadłości Taro Wto Mar 12, 2013 2:37 pm | |
| Dom jest duży zaś wokół niego znajdują się żyzne ziemie oraz wielkie lasy, wszystko to należy do jednej i tej samej osoby, a jest nią Yamada Taro. Nikt z mieszkańców wioski nigdy go nie widział gdyż nie miał on w zwyczaju odwiedzać owych ziem. Podobno odziedziczył niemal połowę terenów otaczających wioskę po zamożnym starszym człowieku, jednakże wszystko jest pogłoską której nikt nigdy nie potwierdził. Dom ma wiele pomieszczeń kilka pokoi w tym jeden połączony z niewielkim gabinetem należący do właściciela domostwa. Pozostałe pokoje przeznaczone są dla ewentualnych gości. W domu jest również dość duży salon w którym oczywiście znajdują się wygodne skórzane meble oraz kominek (^^). Jest tu również kuchnia, oczywiście nie przydatna zbytnio dla wampira jednakże powstała z myślą o gościach. Nie może również zabraknąć łazienki chociaż nie jest ona zbyt duża. Na tyłach domostwa znajdują się pełne roślinności ogrody gdzie nic nie zostało zmienione, jednak wszystko jest tu zadbane przez opłacanych przez obecnego właściciela pracowników. | |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Wto Mar 12, 2013 11:15 pm | |
| Udało się? Jednak nie jest taki zły za jakiego się kreuje z tą poważną miną i wzrokiem zabójcy oraz brakiem humoru, a dodatkowo udawaniem niemowy i zlewającym uosobieniem. Dobra, ale nie obrażajmy go już tak po całej linii. Choć zasługuje na to. Wredny, podły, bezduszny i zarazem słodki wampir. Była szczęśliwa słysząc jak zgadza się zrobić o co mocno poprosiła. Ku jej zaskoczeniu uśmiechnął się i potargał jej włosy, po czym wyszedł. Stała jak wryta przez chwilę zarumieniona porządnie na policzkach. Na chwilę zupełnie udało się jej zapomnieć kim jest dla niej tak naprawdę i dała ponieść się temu momentowi i z prawdziwym uśmiechem powędrowała za nim. Zaprowadził ją do garażu, tam ujrzała cacuszko tak bardzo podobne do tego jakie jej dziadek (sknera) nie chciał jej kupić na osiemnastkę. Tam ten model nie mógł się mierzyć z tym, ale... Więc tym bardziej była na widok Ferrari F12berlinetta jej oczy jak dwie gwiazdki na granatowym niebie rozbłysnęły. I jak to miłośniczka szybkich samochodów zaczęła się po prostu podniecać widokiem samochodu. Obskoczyła cały samochód dokładnie go oglądając i gadając sama do siebie czując się lepiej niż podczas stosunku. -Prędkość maksymalna... trzysta czterdzieści kilometrów na godzinę – uśmiechnęła się – boziu... osiąga sto kilometrów na godzinę w trzy i jedną dziesiątą sekundy tej gorącej atmosfery nie byłoby końca, gdyby się nie odezwał. Spojrzała wtedy na niego wniebowzięta pochodząc do bagażnika i wrzucając swoje graty. -Nawet nie wiesz jak bardzo... oj nie wiesz... W myślach przypominała sobie jak wręcz błagała dziadka o taki właśnie samochód, ale ten tylko wykorzystał ten fakt zaręczając na wszystko, że dostanie jak przejdzie parę szkoleń dodatkowych bez marudzenia. Oczywiście rozstała oszukana i więcej nie odważyła się prosić o nic. Łowcą się nie ufa. Doskonale o tym wiedziała, a mimo to nabierała się dopóki jej marzenie legło w gruzach, a przecież zasłużyła na nagrodę. A może nie? Zatrzasnęła bagażnik i wsiadła do samochodu. Nie miała już nastroju po wspominkach na nic. Podtrzymywała ją tylko myśl, że on jest rozbawiony jej wcześniejszym zachowaniem. Ukrywała smutek pod zasłoną uśmiechu. Spełnił jej prośbę, pojechali najpierw na lotnisko, a widząc swój bagaż omal nie rozpłakała się ze szczęścia. Było tam wszystko, co zabrała najpotrzebniejszego z domu. Oczywiście najważniejsze było pudełeczko jakie chowała między ubraniami, by nic nie stało się zawartości. Zanim jednak włożyła torbę do samochodu zaglądnęła do jej wnętrza, by sprawdzić czy wszystko jest jak było. Pewna znów wsiadła do samochodu i pojechali w stronę jakiegoś sklepy. Teraz już wiedziała, coś o czym nie chciała na chwilę obecną zaprzątać im obojgu głowy, ale przyjdzie moment, że powie mu i da zadecydować. Teraz to nie ważne. W sklepie była pewna, że się zgubił, bo na miłość boską ile można robić proste zakupy? Po pierwszych dziesięciu minutach nuciła uderzając dłońmi w kolana, po kolnych dziesięciu skakała na fotelu obserwując jak jakaś blondynka w różowej kokardce we włosach tankuje naprzeciw sklepu na stacji benzynowej samochód. Dosłownie z rozdziawionymi ustami przyglądała się, co ona wyprawia. Zastanawiając się, czy nie przefarbować włosów na... choćby rudy. Z kolei następne dziesięć minut włączyła radio śpiewając sobie z kompletnej nudy. Jak wrócił oczywiście zamilknęła, a widząc jaki jest zły złapała się rączki w ostatniej chwili, bo jak ruszył tylko poobijałyby się niepotrzebnie. Muzyczka cicho w tle leciała, a ona wzdychając wpatrzona w okno obserwowała mijane wieżowce po domki jednorodzinne. Szybko jakoś opuścili miasto, a widok pięknych wiejskich krajobrazów przypominał jej Shirakawa-go, dom. Pomału zamykała powieki układając się do snu, gdy coś dziwnego się wydarzyło. Taro chyba, by nie zasnąć za kółkiem zaczął gadać. Bardzo intensywnie nawijając przeszkadzał jej, że nie mogła zmrużyć oka. Słuchała go wnerwiona. Już się do niego obróciła i miała uciszyć, gdy coś sobie przypomniała. Dopiero narzekała na jego milczenie i zlewanie na nią, a teraz kiedy się otworzył i gadał o czyś oczywistym, by sobie pogadać. Ona ma go uciszyć? Nie, nie zrobi tego. Oparta i wygodnie ułożona w jego stronę patrząc na niego uśmiechnięta słuchała. Czasem śmiejąc się, kiedy walnął jakąś bzdurę albo wymądrzał się na temat śmiertelników. Nie zapominając tematu pogody, która rozluźniała atmosferę jeszcze bardziej. Uśmiech nie znikał z ich ust, a zwłaszcza jej, dawno tak się nie czuła. Tak dobrze. Czasem spoglądał na nią prawdopodobnie sprawdzał czy nie zasnęła, kiedy nie odzywała się parę minut nie chcąc mu tylko przerywać. Inaczej nie chciała sobie tłumaczyć jego spojrzeń trwających nawet do kilkunastu sekund. Nie patrzyła już gdzie są i czy zbliżają się do celu o którym również jej opowiadał. Była wpatrzona w niego. Marzyła o chwili kiedy znajdzie kogoś podobnego do niego, ale śmiertelnika i zestarzeje się przy jego boku czując się naprawdę kochana. Urodzi dziecko, a może dwójkę i będzie patrzyła jak rosną, dorastają i same zakładają rodziny, ale nie pozwoli, by miały do czynienia z takich losem jakie ona musi znosić teraz. One będę normalnie dorastać, mieć przyjaciół, nie będę torturowane czy zmuszane go gier logicznych. Może zostaną adwokatami albo lekarzami, a może nawet sprzedawcami, ale z pewnością z własnej woli. I tak właśnie na tym skupiona i jego rozmowie na temat chyba, kolacji, obiadu? Zasnęła wykończona. |
| | | Taro Czystokrwisty
Liczba postów : 93 Join date : 09/01/2013
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Sro Mar 13, 2013 12:18 pm | |
| Kiedy już się uspokoił po zajściu w sklepie, gdy to nieudolna kasjerka wyprowadziła go z równowagi to zaczął spokojną rozmowę z Noriko o rzeczach oczywistych tak by po prostu sobie pogadać w czasie jazdy do jego posiadłości oddalonej od miasta o 200 km, więc jakoś trzeba było sprawić by czas podróży pozornie miną szybciej. Na szczęście po raz pierwszy rozmowa po prostu się kleiła, co cieszyło wampira, skoro w końcu udało się im przez długi czas rozmawiać to miał nadzieję, że takie sytuacje będą powtarzały się częściej, w końcu od bardzo dawna nie miał, z kim tak naprawdę porozmawiać, ciężko było mu nawiązać z kimkolwiek kontakt by nie być po krótkim czasie rozczarowanym ową znajomością, tylko, dlatego stronił od głupiego gadania o sobie czy innych głupotach. Teraz jednak rozluźniająca rozmowa mu dobrze zrobiła, co jakiś czas, gdy dziewczyna nie mówiła nic przez dłuższą chwilę spoglądał na nią by sprawdzić czy nie zasnęła a czasem tak po prostu gdyż wolał widzieć osobę, z którą rozmawiał miał takie przyzwyczajenie. Po długiej rozmowie Noriko zasnęła a on musiał radzić sobie sam z nudą, jaka przybyła wraz z grobową ciszą, którą wampir lubił, ale tylko wtedy, gdy nie miał, z kim tak naprawdę rozmawiać, a teraz, kiedy dopiero, co skończyła się pierwsza tak naprawdę długa rozmowa, kiedy nawijał niemal jak najęty to ta cisza zaczęła nieco mu przeszkadzać. Na szczęście nie trwało to aż tak długo by nie mógł tego wytrzymać, był przyzwyczajony do tego. Kiedy dotarł w końcu do swojej posiadłości wjechał na jej teren przez bramę, która została otwarta przez jednego z pracujących w chwili obecnej ogrodników, który akurat odgarniał śnieg z podwórza. Oczywiście nie obyło się bez wielkiej sensacji, że właściciel posiadłości postanowił zagościć w tym miejscu i każdy miał w tej chwili, o czym poplotkować i snuć przeróżne teorie na temat gospodarza jak i osoby towarzyszącej mu. Wampir po przejechaniu kilkuset metrów zaparkował tuż przed wejściem do domu tylko dla własnej wygody by nie targać bagaży przez nie wiadomo, jaką odległość. Zgasił silnik i szturchną lekko Noriko w ramię żeby ją obudzić, nie miał ochoty znów jej nieść tak jak musiał to zrobić w chwili spotkania, szturchną ją jeszcze kilka razy aż w końcu się obudziła, po czym otworzył bagażnik i wysiadł z auta, po czekał na dziewczynę by najpierw zabrała swoje rzeczy, które nie patrząc leżały na jego bagażach, on sam podszedł do drzwi wejściowych, wyjął z kieszeni klucze i otworzył drzwi, po czym wrócił do samochodu i wziął najpierw zakupy, które zaniósł do kuchni, spokojnie rozpakował rozkładając wszystko tam gdzie powinno stać by wiedział gdzie, co jest i żeby nie musiał szukać czegoś tworząc niesamowity bałagan. Następnie wrócił po swoje rzeczy, widząc, że Noriko już zabrała swoje rzeczy sam wyjął walizkę oraz dwie torby i zatrzasnąwszy bagażnik wniósł rzeczy do domu. Nie roznosząc niczego do swojej sypialni tylko zostawiając w szerokim korytarzu polecił również to samo dziewczynie, bo zwyczajnie chciał najpierw ją oprowadzić by nie zgubiła się w domu. Oprowadzał ją przez kilkanaście minut pokazując dokładnie gdzie, co jest, oraz stanowczo zakazał jej wchodzenia do pomieszczenia będącego bezpośrednio połączonego z jego pokojem, wolał żeby nikt tam nigdy nie wchodził prócz niego samego. Miał tam wiele cennych rzeczy, o których nie wspomniała dziewczynie dla zwykłego bezpieczeństwa, chcąc nie chcąc wolałby żeby cała wieś nie zaczęła plotkować o tym, jakie to skarby posiada właściciel największej posiadłości w całej wiosce, nie chciał pewnego dnia dowiedzieć się, iż jego dom został ograbiony ze wszystkich kosztowności, jakie się tam znajdowały. Pokazał również dziewczynie gdzie, co stoi w kuchni by również nie musiała przeszukiwać każdej szafki kolejno i niepotrzebnie się denerwować tylko, dlatego iż nie może czegoś znaleźć. Kiedy już skończył oprowadzać Noriko wskazał jej jeden z większych pokoi, który był od tej pory do jej dyspozycji wedle jej uznania, potem wrócili oboje do korytarza gdzie pozostawione zostały ich rzeczy. Taro pozbierał swoje graty i zabrał do swojego pokoju gdzie zaczął się spokojnie rozpakowywać, pomyślał również by oprowadzić swojego gościa po całym terenie posesji pieszo bądź nie, ale zwyczajnie miał ochotę tu wypocząć nie zważając na plotki czy co tam sobie ludzie wymyślą na jego temat.
| |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Sro Mar 13, 2013 12:20 pm | |
| Tak dobrze się jej spało śniąc o spokojnym życiu. Jakoś całkowicie się odprężyła, a nawet czasem poskoki pojazdu nie robiła na niej mniejszego wrażenia. Chciała nigdy się z niego nie budzić, ale oczywiście ktoś nie pozwolił, by sobie pospała nieco dłużej, bo po co? Szturchana otworzyła leniwie oczy mrucząc niezadowolona, widok wampira wysiadającego z samochodu zasugerował jej, że są już na miejscu najwyraźniej i czas wstawać. Po wysiadce na mróz szybko się wybudziła już na dobre, powędrowała do bagażnika i zabrała z niego swoje rzeczy. Za nim nie wrócił i on po swoje torby rozglądnęła się po posiadłości z grubsza stojąc koło samochodu. Była sporawa, a w pod pierzyną śniegu ładnie tu było. Zainteresowała się od razu jak musi być tu cudnie wiosną, a co dopiero latem. Zadumana widząc mężczyznę powędrowała za nim do domu. Tam od razu było dużo przyjemniej. Ciepełko przywitało ją na samym wejściu. Uśmiechnięta rozpięła kurtkę i położyła tak jak jej radził swoje rzeczy tuż obok jego zgadzając się jednocześnie na oprowadzenie po posiadłości. Było tu jak w jakimś pisemku dla gospodyń domowych z działu umeblowania domu. Noriko zachwyciła się już na samym wejściu, a co dopiero zobaczyć resztę. Spokojnie w kilka, a może kilkanaście minut kto tam wie, ile czasu im to zajęło. Nie liczyła go z zegarkiem na ręce jakoś nie musiała. Od kiedy postanowił ją tu zabrać w jego towarzystwie czuła się naprawdę dobrze. Jednak reasumując, co widziała prócz jego uśmiechu i opowiadania o tym miejscu dostrzegła panujący tu styl klasyczny, żadnej nowoczesności. Wszystko jak z XIX wieku. Idealnie. Stonowane kolory ciepłego beżu, brązu w różnych odcieniach pięknie komponowały się z bielą ścian jak i czerni ozdobnych wazonów lub innych dodatków. Te wszystkie obrazy krajobrazów pól czy łąk, stare piękne zdobione meble nie zapominając o dywanach nieziemsko wykonanych z interesującymi wzorami. Jej uwadze nie umknął kominek w salonie dający po oczach kunsztem. Milczała, nic nie komentowała tylko uważnie go słuchała i jak nigdy nie dedukowała planu w głowie. Spokojnie zwiedzała poruszając się tuż obok niego. Jedyne, co tak naprawdę zwróciło jej uwagę to jak zakazał jej kategorycznie wchodzenia do gabinetu połączonego bezpośrednio z jego pokojem. Jak miała być szczera żaden z czterech pokoi gościnnych jej tak nie zaintrygował jak właśnie ta wiadomość. Nie mówiąc o tym, że nie zabronił jej całkowicie wchodzenia do jego pokoju. Chociaż miała dzięki temu możliwość denerwowania go w jego samotni w jakiej często się prawdopodobnie zamyka czytając jakieś książki. Ona tylko stwierdziła fakty, bo podróż możliwe odmieniła go na moment, wszystko się okaże dopiero teraz. Wracając do miejsca skąd zaczęli przyglądając się mu z uśmiechem rumieniła się tylko. Prawdopodobnie przez panujące tu ciepło, ale ten fakt nie umknął uwadze osobie która dyskretnie obserwowała oboje. Jak tylko Taro zniknął w swoim pokoju, by się rozpakować zostawiając ją samą, westchnęła biorąc swoje rzeczy i powędrowała spokojnie jakoś zmieszana, czuła jak ktoś ją obserwuje. Udała, że to tylko wyobraźnia i weszła do pokoju naprzeciwko tego wampira. Pokój był sporawy, jak na trzy osoby, ale cóż nie narzekała. Położyła torbę i plecak na łóżku, a katany od razu pod nie na podłogę. Zaraz obok nich znalazły się kabury z FN Browning HP, a sztylety pod poduszką jeden, a drugi pod materacem. Spokojna po rozmieszczeniu dobrze broni zabrała się za rozwieszenie swoich ubrań w szafie, wpierw opróżniła plecak który wylądował na niej. Sprawdzając komórkę zauważy brak zasięgu, co nie wróżyło dobrze. Biorąc kilka głębszych wdechów próbowała się uspokoić odkładając urządzenie na stoliku nocnym. Zabierając się za rozpięcie torby z zawartością z domu, drzwi do pokoju otworzyły się. -Pani wybaczy... - odezwano się niepewnie jednak śmiało ten ktoś wszedł do środka. Niezadowolona odwróciła wzrok, a widząc młodą kobietę zdziwiła się i to bardzo. To już nie wróżyło nic dobrego, a raczej komplikowało zadanie. Westchnąwszy uśmiechnęła się do niej. -Witaj, w czymś mogę pomóc? - zostawiła rozpakowywanie się przyglądając się jej uważnie. Kobieta tylko zaśmiała się skromnie również przyglądając się jej. Nie było to jakieś miłe, ale postanowiła poczekać na jej odpowiedź. -Jestem Dorothy, pracuję u pana Yamady od kilku ładnych lat. Jednak muszę przyznać, że jesteś pierwszą kobietą w tym domu prócz mnie. Pan Yamada jakoś nie miał czasu tu zaglądnąć do chwili zakupu i zatrudniania ludzi przy opiece nad posiadłością. Mogłabym tylko wiedzieć kim jesteś dla... - przyglądnęła się jej uważniej i widząc pewien szczegół przerwała w połowie zdania, po czym dodała. - Pani mi wybaczy, nie zauważyłam wcześniej. - skinęła głową robiąc krok do tyłu. Noriko nie skumała o czym ona w ogóle do niej mówi. Mruknęła zdezorientowana podchodząc do niej. -Czego wcześniej nie zauważyłaś Dorothy? Wciąż zdziwiona ściągnęła kurtkę i powiesiła ją na wieszaku w szafie. Nie spuszczając z niej wzroku, była jakaś podejrzana. Gosposia tylko uśmiechnęła się i podeszła do niej łapiąc ją za rękę i pokazując na obrączkę na jej palcu. - Cieszę się, że mam przyjemność poznać panią Yamada. - powiedziała spokojnie puszczając jej dłoń. Natomiast Noriko zbledła i zrobiła się lodowata, stała jak zamurowana. Skąd to babsko wyciągnęła wnioski, że jest jego żoną? To już koleżanki nie można sprowadzić? Albo kuzynki? Tylko akurat żonę?! Opanowawszy załamanie, szok i złość z takiego stwierdzenia naburmuszyła się. -Taro i mnie nic nie łączy. A to zwykłe świecidełko, nic więcej. Nie miała ochoty jej tłumaczyć kim jest, co tu robi, a tym bardziej czym jest owa obrączka. Wścibskie babsko, tylko tego jej brakowało. Kurczę! Zero swobody i luzu. Teraz będzie się użerać z nią lub wszystko zostało wyjaśnione. Dorothy jednak zaśmiała się. - Nie musi pani zaprzeczać, bo tym jak patrzy się pani w niego widać miłość i te rumieńce. A jak nazwałam panią po nazwisku bladość panią zdradziła. Proszę się nie martwić, jeśli chcecie to trzymać w tajemnicy. Nic pisnę ani słówka nikomu. - złapała ją za dłonie uśmiechając się, by ją tym uspokoić. Załamka. Łowczyni odsunęła się od niej. Z trudem łapała oddech, zaczynając mieć ochotą na pozbycie się w pierw jej, a później pomyśli, co dalej zrobić. Czując, że kobieta wbiła sobie coś już do głowy, nie będzie jej to łatwo z niej wyrzucić. Wzięła głębszy wdech i usiała na łóżku. -Taro i ja... - nie skończyła, bo Dorothy wtrąciła swoje trzy grosze przekrzykując ją i wybijając z rytmu siadając obok niej. - Jesteście cudną parą! Patrząc na was z boku przeczuwam, że jesteście bardzo szczęśliwi. Zdradź mi jak poznaliście? Jak i swoje imię – miała w sobie tyle zainteresowania tą nieistniejącą sytuacją całkiem tłamsząc tym bezbronną i niewiedzącą, co mówić Kirę. -Jestem Noriko... - miała problem nawet z odpowiedzeniem na najprostsze pytanie, sama nie widząc kim jest pomału przez nią. Mieszała jej w głowie i to doskonale. - To jak się poznaliście? Jak ci się oświadczył? Romantyk z niego? - napierała pytaniami. - Jaką miałaś suknię na ślubie? - Przerażona przerwała jej wstając, dosłownie miała wodę z mózgu. To było gorsze od tortur dziadka. Pokręciła głową odsuwając się od niej. Ta jednak nie zrezygnowała. - Planujecie dzieci teraz czy później? Zamieszkacie tu na stałe? - Dorothy zamilkła widząc, że dziewczynie coś się chyba stało. Podniosła się i podeszła do niej. - Pani Yamada wszystko dobrze? - patrzyła z troską spokojnie już zadawszy kolejne pytanie. Kirā nie wytrzymała. -Nie jest dobrze! Patrzyła się w jej oczy wściekła. Natomiast ta zachichotała pomału kierując się w stronę drzwi. - W końcu przyznałaś rację moim przypuszczeniom. - Nie zdążyła wyjść, została złapana za rękę. Łowczynie lekko zdezorientowana przypominała sobie, każde pytanie, aż zrozumiała. -Twoje przypuszczenia są błędne... mnie i Taro N I C N I E Ł Ą C Z Y... Przeliterowała jej drżąc zagotowana do czerwoności nie puszczając jej ręki. Gosposia jednak nic chyba nie zrozumiała z tego. - To nic złego... Pan Yamada jest majętny, przystojny. I zakochany na sto procent w pani do uszy. Nic tego nie zmieni. Proszę już się nie wygłupiać i dopuścić do siebie myśl, że nawet jeśli się pokłóciliście zaraz wszystko minie. Oddzielne pokoje w małżeństwie to normalne. Nie trzeba od razu wypierać się miłości. Będzie dobrze. - upewniała ją jakby podtrzymując na duchy, nie mając pojęcia jak namieszała jej. -Tak... tak... Noriko pokiwała głową zmarnowana wzdychając przytakując. Kiedy zdała sobie sprawę, co robi skrzywiła się. -Znaczy nie! Mając jej już dość pociągnęła się za sobą. Kierując się do pokoju naprzeciw jej, gdzie dla świętego spokoju zaprowadziła ją przed oblicze wampira. Ona nie dała rady, on musi jej wytłumaczyć. Bez pukania wtargnęła do jego sypialni omal wrzucając tam Dorothy. Dusząc cicho podeszła do Taro i spojrzała na niego pokazując palcem na gosposię. -Ona zwariowała! Chce mi wmówić, że jestem twoją żoną... i wypytuje o niestworzone rzeczy dotyczące... N A S! - zerknęła na nią wracając zaraz na niego – Wytłumacz jej, że gada głupoty! Próbowała się uspokoić cała roztrzęsiona, miała nadzieję tu odpocząć od miasta, a nie osiwieć. I to w pierwszych minutach pobytu na wsi. Dorothy westchnęła kręcąc głową z dezaprobatą. - Pani Yamada proszę się uspokoić. - powiedziała spokojnie bardzo zaniepokojona stanem dziewczyny. Spojrzała na Taro. - Czy mam przygotować coś na uspokojenie? Jakaś herbatka? Pani Yamada chyba zbyt mocno przeżywa coś. Wmawia sobie, że nie są państwo małżeństwem. A przecież na własne oczy widziałam jak na pana patrzy i uśmiecha się rumieniąc na każde miłe słowo wypowiedziane z pańskich ust, panie Yamada. No i ta obrączka. Proszą ją uspokoić, coś ją kuje w sercu. Może się o coś państwo pokłóciliście? Pani Yamada bardzo cierpi, proszę ją przekonać, że nic się nie zmieniło. - zaśmiała się – I gratuluje. Życzę udanego wspólnego życia. I cudnej gromadki... - zamilknęła. W końcu! Kirā stała z otwartymi usta wydając dźwięk jakby się zacięła, w ogóle nie mrugała. Ta baba ją zniszczyła. Gosposia uśmiechnięta czekała na słowa Taro.
Ostatnio zmieniony przez Kirā dnia Sro Mar 13, 2013 2:34 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Taro Czystokrwisty
Liczba postów : 93 Join date : 09/01/2013
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Sro Mar 13, 2013 2:18 pm | |
| Spokojnie rozpakowywał swoje rzeczy najpierw wyrzucając wszystko z torby i walizki na łóżko następnie wieszając ubrania w szafie i układając po swojemu, miał nadzieję, iż pracująca tu gosposia nie będzie mu przestawiała rzeczy, czego bardzo nie lubił, ale najwyżej będzie zwyczajnie zamykał pokój na klucz, kiedy będzie wychodził. W chwili, gdy zapełnił już szafę tak, że nie mógł nic więcej wcisnąć zamkną ją i podszedł do reszty szafek rozkładając tam pozostałe ubrania a w większości to tylko była tylko bielizna. Wetkną opróżnioną już walizkę i torbę na dno szafy gdzie było jedyne wolne miejsce, swoją broń rozłożył tak by mieć do niej łatwy dostęp, lornetkę położył na szafce przy łóżku zaś scyzoryk wrzucił do szuflady. Skończywszy rozpakowywanie się cisną torbą pod łóżko i wyjął pęk kluczy, po czym skierował się do drzwi prowadzących do jego gabinetu, otworzył drzwi i wszedł do środka sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu. Widząc porozrzucane dokumenty na biurku podszedł do niego następnie ułożył wszystkie papiery, myślałby chwilę tu posiedzieć i tak też uczynił, siadł przy masywnym biurku przeglądając kolejno szuflady, nie było w nich nic ciekawego, ale ze zwykłej swojej ciekawości przeglądał rzeczy, jakie się tam znajdowały. W końcu podniósł się ze swojego siedziska i podszedł do jednego z większych obrazów, jakie tu wisiały i zdjął go odsłaniając pokaźnych rozmiarów sejf chciał go otworzyć, ale słysząc otwierające się drzwi natychmiast odwiesił obraz na miejsce, po czym wyszedł z gabinetu a widząc Noriko i to nieco wkurzoną mówiącą o jakimś do tego w towarzystwie paplającej ciągle o jakichś bzdurach gosposi. Jako że Taro chciał mieć po prostu spokój nie słuchał nawet tego, co obie mówiły i zamkną na spokojnie gabinet podchodząc powoli do łóżka, na którym usiadł, otworzył szufladę szafki przy łóżku i przeglądał papiery, jakie tam leżały, na szczęście po pierwszym spojrzeniu na to wiedział, że nie jest to nic ważnego tylko jakieś zapiski poprzedniego właściciela posiadłości. Słysząc trajkotanie gosposi spojrzał na chwilę na obie kobiety jakby niezainteresowany w ogóle tym, co do niego było mówione, szczerze wolał zwyczajnie unikać rozmów z tą kobietą, bo wiedział, jaką ma tu opinię i że wszystko, co sobie ubzdura w mgnieniu oka rozchodzi się po wsi i nawet nie warto próbować czegokolwiek odkręcać by nie poplątać się w tym, co się mówi. -Tak tak. Przytakną dla świętego spokoju szperając w szafce przy łóżku, nie przejmując się gosposią ani Noriko, w końcu musiał zobaczyć, co wala się po jego pokoju, w którym nie był od bardzo dawna, tak naprawdę był w tym domu tylko raz by ogarnąć rozłożenie pomieszczeń i co w ogóle tu jest. A teraz jest tu by odpocząć od miasta i zupełnie odciąć się od wszystkiego, co zbędne, a tylko tu było to możliwe. Kiedy w końcu ogarną, na co przytakną miał ochotę przywalić głową w ścianę, ale cóż i tak niczego już nie odkręci, bo gosposia z tego, co słyszał potrafiła nie znając żadnych faktów tworzyć takie historie, jakich nikt nie słyszał. Machną na to wszystko ręką wstając z łóżka i wypraszając Dorothy oraz zamykając za nią drzwi nie bardzo wiedział, co ma w ogóle powiedzieć, sam się całkowicie pogrążył przez nie słuchanie tego, co mówią kobiety i bezmyślne przytaknięcie. Oparł się o drzwi myśląc jak się z tego wyplątać nie miał pojęcia jak tą szopkę zakończyć bez używania jego zdolności, czego musiał tu unikać. W końcu po kilku minutach warkną coś pod nosem i spojrzał na Noriko wzruszając ramionami. -No cóż trzeba udawać, do niej nic nie dotrze i tak uważa, że wie lepiej. Po jakiejś chwili, gdy dotarło do niego całkowicie, co w ogóle się zdarzyło zaczął się śmiać, nie bardzo wiedział, co zrobić, bo taka sytuacja spotkała go po raz pierwszy w jego jakże długim żywocie.
| |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Sro Mar 13, 2013 4:12 pm | |
| Ból głowy nasilił się gdy tylko usłyszała potaknięcia ze strony wampira dla głupoty jakie wygadywała ta wścibska w dodatku bardzo dobrze manipulować ludźmi gosposia. Nie potrafiła nic siebie powiedzieć, nie mogła. Miała ochotę ją zabić jako mały bonus do głównego zadania. Nie rozumiała kompletnie, czego oczekiwała kobieta wymuszając na niej swoją puste i bezpodstawne założenia. Odetchnęła dopiero jak ten pomiot diabła został na siłę wywalony przez Taro z pokoju. Wzięła głębszy wdech i zrobiła krok do tyłu słysząc, co on do niej gada. Już miała dosyć, a teraz on zaczyna. Nie wiedząc, że znajduje się tak blisko łóżka straciła równowagę i padła na nie. Nawet dobrze musiała chwilę odpocząć. Nogi robiły się jak z waty pod naporem słów, a raczej oskarżeń. Zbyt wiele naraz. Tak pragnęła odprężenia, ciszy albo chociaż spokojnej w tle muzyki. Nie pogardziłaby również masażem, albo relaksującą kąpielom w pięknie pachnącym olejku czy płatkach róż. Marzenia marzeniami, ale szybko tak patrząc sobie w sufit wybudził ją z nich śmiech mężczyzny. Podniosła głowę opierając się na łokciach, leżąc tyłkiem na jego łóżku i wymachując spokojnie nogami. Podniosła jedną brew nieco wyżej zdziwiona jego zachowaniem. To go bawi? Westchnąwszy znów legła na pościel rozpościerając ręce. Patrząc tak w biały sufit szukała czegoś, może jakieś niedoskonałości, by zająć czymś umysł. Kiedy jej nie zaczęło to wychodzić sama się zaśmiała. -Jak jeszcze raz nazwie mnie – skrzywiła się porządnie jak tylko miała to sama wypowiedzieć. - Panią Yamada... to ją zabije... Nie przeszkadzałoby jej, jakby nazywała ją po imieniu uważając ją już za tą całą jego żonę. Jednak zwracając się do niej w taki sposób mocno ją drażniło. Może niekoniecznie ten fakt, a raczej to czemu właściwie zgadza się na zabawę w przyjaciółkę zamiast od początku, przy pierwszej okazji nie zabiła go. I to było dobre pytanie. Jakby to było takie proste na pewno nie zawahałaby się, ale tu miała do czynienia ze starym i nie głupim wampirem. Ponownie podniosła głowę opierając się na łokciach. Przyglądnęła mu się uważnie, znów uśmiech zagościł na jego twarzy. Wzbudzało to w niej poczucie winy, że bawi się kosztem ich obojga. Zamyśliła się pod innym kontem którego wcześniej nie dopuszczała do siebie. Co jeśli za nim nie znajdzie odpowiedniego momentu na wykonanie zadania, powiedzmy. To tylko przypuszczenia, do których nie ma zamiaru dopuścić. Jej serce szybciej zaczęło bić jak tyko pomyślała jeszcze nie pełnie o tym. Jeszcze nie zadała sobie w głowie pytania, a już się go bała. Kurczę! Czas się ogarnąć i wziąć w garść. Musi zdobyć jego pełne zaufanie, musi zbliżyć się na tyle, by mogła go zabić. Po nic innego tu nie jest. Zero odpoczynku musi planować, planować i jeszcze raz planować. Zadanie nie może się przeciągać w nieskończoność. Jest tu tak wiele pomieszczeń, że w każdym musi wiedzieć jak mogłaby zajść go od tłu i przebić serce. Zerknęła na niego. Musiała. Nie musiała, ale chciała zrobić to szybko i jak najmniej boleśnie. Po co sprawiać komuś cierpienie, kiedy nic tak na dobrą sprawę, do niego nie żywi. Gdyby tylko był jej obojętny tak całkowicie. Przestała majtać nogami, a jej źrenice zmniejszyły się zatrzymała dech, a jak go już wypuściła doszło do niej o czym właśnie pomyślała. Jest źle, bardzo źle, a tak na poważnie to coraz gorzej, wręcz tragicznie. Jeśli tylko po paru godzinach spędzonych z nim nie jest jej obojętny jego los to, co się stanie za parę dni, albo tygodni? I jeszcze dochodzi zabawa w małżeństwo. W co ona się wpakowała? Zaraz problem zwiększy tylko swe rozmiary i obudzi się w niej uczucie. Jak go nie zabije nie będzie dobrze. Przyślą kogoś nie tylko po niego, ale i po nią. Klan nie będzie się bawił w rozumowanie czym się kierowała. Będzie czekała ją kara gorsza od śmierci. Bała się na samą myśl. Nie było już odwrotu, był tylko jej celem. Zaczęła sobie wmawiać, ale tak patrząc na niego pragnęła dla siebie innego życia. Nagle coś ją naszło i wybuchnęła śmiechem zwijając się po kilku sekundach z bólu brzucha do tego nagłego śmiechu. Jaka ona była durna, ale czemu by nie pobawić się. Uspokajając się otarła łzy które popłynęły po jej policzkach od nadmiaru szczęśliwego uczucia (śmiechu). Podniosła się do siadu, po czym wstała i zbliżyła się do niego. Patrząc na niego, odparła rozbawiona tym faktem. -Trzeba udawać, tak? - położyła dłonie na jego torsie i delikatnie przesunęła je wzdłuż ciała do góry. Zarumieniła się i poprawiła kołnierzyk przy jego koszuli wpatrując się w jego krwiste oczy niepewnie dodając. -Zgłodniałam tym całym zamieszaniem, a ty... mój drogi mężu? - odsunęła dłonie od jego koszuli, stojąc wciąż dość blisko, celowo niby tylko dla poprawienia denerwujących wciąż opadających na twarz włosów, zaczesała je oraz zgarnęła razem, odsłaniając jednocześnie jedną stronę szyi, gdzie już raz zatopił swoje kły. Coś czuła, że ostatnie zdarzenia nie były bezpodstawne, a jemu brakowała zaspokojenia męczącego pragnienia. Postanowiła, więc odwdzięczyć się drobnym gestem. Uśmiechnęła się. -Smacznego... - odchyliła lekko głowę, by ułatwić mu posilenie się i czekała na to mało przyjemne z początku ukłucie. |
| | | Taro Czystokrwisty
Liczba postów : 93 Join date : 09/01/2013
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Sro Mar 13, 2013 5:26 pm | |
| Śmiał się przez jakiś czas zwyczajnie nie mogąc się uspokoić, bawiła go cała ta szopka jak i zachowanie Noriko, która nie była przez dość długą chwilę obrócić tego w zwyczajną maskaradę, jakby nie patrzeć szykowała się zabawa oraz mnóstwo śmiechu z tego, jakie niestworzone rzeczy wymyśli gosposia. Kiedy wampir w końcu opanował napad śmiechu to przeszedł on na Noriko, która aż popłakała się z tego nagłego przypływu szczęścia. Ale co poradzić śmiech bywa zaraźliwy zwłaszcza, jeśli było, z czego się śmiać, a to, co miało tu przed chwilą miejsce było jedną wielką komedią. Kiedy w końcu oboje uspokoili rozbawienie ona podeszła do niego, nie wiedział dokładnie, o co jej chodzi, więc zwyczajnie obserwował najmniejszy jej ruch, jak zwyczajnie poprawiła kołnierzyk przy jego koszuli nieco się zdziwił, ale nie skomentował tego jedynie się uśmiechając. Słysząc, że zgłodniała przez to wszystko już chciał iść nakazać Dorothy by zrobiła coś do jedzenia. -Taak przydałoby się. Nim zdążył się choćby ruszyć zobaczył jak Noriko poprawia włosy jednocześnie odsłaniając swoją szyję od strony gdzie były widoczne znaki po jego kłach, słysząc jej słowa i widząc jak odchyla głowę jakby chciała ułatwić mu posilenie się, był zdziwiony tym faktem, ale skoro sama proponowałaby napił się jej krwi to nie mógł odrzucić takiej propozycji, bo na pewno by żałował potem tego tłumiąc swoje palące pragnienie ohydnym syntetykiem, uśmiechną się wysuwając kły z osłon. -Dziękuję. Przesuną dłonią po jej szyi pochylając się, wiedział jak ma się wgryźć by sprawić jej jak najmniej bólu w końcu ma już wielkie doświadczenie. Lekko ją przytrzymując by nie ruszyła się nagle i delikatnie wbił kły w jej szyję powoli spijając jej gorącą krew, którą miał okazję już raz pić. Powoli upijał kolejne łyki przez cały czas pilnując się by nie wypić zbyt wiele, ale jednocześnie tyle by nie sięgać przez najbliższy czas po syntetyk. Gdy skończył się posilać puścił ją powoli by upewnić się czy aby na pewno nie przesadził, wiedząc, iż wszystko jest z nią w porządku uśmiechną się jedynie ocierając z ust resztę jej krwi, jaka pozostała i zlizał ją z palca, szkoda by było utracić nawet kroplę tej cennej posoki. -Skoro ja się posiliłem teraz twoja kolej. Zakryj szyję i chodź. Uśmiechną się ponownie i otworzył drzwi, po czym wyszedł z pokoju i skierował się do kuchni gdzie powinna być gosposia, której chciał nakazać przygotowanie jakiegoś posiłku, powoli kierował się do kuchni, co chwilę zerkając za siebie by sprawdzić czy dziewczyna za nim idzie. Kiedy dotarł do kuchni oparł się o jeden z blatów, po którym przesuną palcem udając sprawdzanie czystości owego mebla. -Dorothy przygotuj Noriko posiłek i to jak najszybciej. Powie ci, na co ma ochotę. Po wydaniu polecenia podszedł do jednej półki z butelkami wina i wziął jedną sięgając również po kieliszki z szuflady zaś wyją korkociąg i pomaszerował do salonu gdzie na stoliku postawił wszystko, wrzucił do kominka nieco drewna i rozpalił ogień, po czym usiadł na kanapie i patrzył na ogień uwięziony w kominku i ze zwykłej nudy przejmując kontrolę nad owymi płomieniami za pomocą palców tworzył przeróżne postacie i rzeczy ze zwyczajnego ognia. Z boku zaś cała sytuacja wyglądała tak, że siedział patrząc w kominek i wymachując palcami tak jakby był bardzo znudzony.
| |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Sro Mar 13, 2013 8:02 pm | |
| Była pewna w stu procentach, że nie da się prosić, a taką okazją nie pogardzi. Nie musiała długo czekać na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Chyba nawet się nie zastanawiał wiedząc, że jak nie jej krew to syntetyk. Jakoś go nie chwalił, więc pulsująca czerwona prawdopodobnie, jak to zasugerował dużo smaczniejsza posoka płynąca w jej żyłach była w tej chwili na wyciągniecie jego kłów. Widoczny uśmiech i wysuwanie się tych ostrzy z osłon tylko potwierdziło ją, że potrafi już pomału poznać kiedy jest głodny. W jej głowie rodziło się tylko pytanie, czy będzie delikatny? Nic więcej ją nie interesowało w tej chwili, prócz drobnostki dla której właśnie zaproponowała mu posilenie się jej krwią. Patrząc mu w oczy czekała, aż do jej uszu doszło słowo podzięki, wszystko było już jasne. Nie minęło kilka sekund jak przesunął dłonią po jej szyi pochylając się nad nią. Było to dziwne przyjemne, a strach przed bólem zniknął. Dotyk jego zimnej jak lód dłoni po jej rozgrzanej skórze spowodował dreszczyk emocji, a nawet gęsią skórkę przed samym wkłuciem. Co do samego zatopieniu się w niej to jakoś nie było takie jak te pierwsze. Tylko mruknęła rumieniąc się i raczej skupiła się na fakcie, że kiedy dla niego tylko podtrzymywał ją, by się nie odsunęła, ona czuła jakby została przytulona. Jakoś rozkleiła się wtedy. Wampir zaspokajał pragnienie wiecznego głodu, a łowczyni skorzystała z okazji i bardzo spokojnie, delikatnie jej dłonie powędrowała na jego brzuch przesuwając się na plecy. Po chwili już wtuliła się w niego zamykając oczy. Uśmiechając się jakby czując opadający ciężar z jej serca i ogromną odpowiedzialność. Odprężyła się. Kiedy poczuła, że puszcza ją, szybko zrobiła to samo. Spojrzał na nią i widział, że wszystko z nią dobrze. To oczywiste, przez taką bliskość cała zarumieniona patrzy na niego, tym bardziej widząc jak do ostatniej kropelki zadbał, by się jej krew nie zmarnowała. To było urocze. Na tę chwilę nie myślała racjonalnie, ani trochę. Słysząc jego słowa przeczesała włosy układając je tak, by zakrywały nowe maleńkie ranki. Wyszedł z pokoju, na chwilę gdy została sama oparła dłonią o ścianę i westchnęła. Przestając pomału promieniować dziwną radością zbledła mocno, a jej nogi ugięły się jak z waty. Mimo to uśmiechnięta wyprostowała się i ruszając za nim. Jej ruchy zmieniły się diametralnie. Zawsze chodziła sztywno i wiedziała dokładnie jak powinna chodzić, lecz teraz. Rozluźniona i mająca jakoś olewające nastawienie do wszystkiego, jej ruchy były płynne i pełne gracji. Jak u damy. Stawiała kroki jeden za drugim w jednej linii, jej biodra pracowały. Kołysząc nimi jedwabna sukienka ładnie układa się przy każdym ruchu. Rękoma dzięki wyprostowanemu kręgosłupowi nie poruszała jakoś nachalnie w przód i w tył, równolegle wpasowywały się do poruszanego ciała. Idąc tak spokojnie stukała obcasami rytmicznie, a jednak odwracał się, by sprawdzić czy za nim idzie, co powodowało tylko uśmiech na jej twarzy. Za nim ona nie weszła do kuchni on już zdążył gdzieś zniknąć. Jak się pojawiła tylko zobaczyła wzrok już ciekawskiej gosposi, która widać było po twarzy zaraz zacznie zadawać pytania. I dręczyć ją, nie myliła się, co do tego. - Na co mamy ochotę, pani Yamada? - otworzyła lodówkę i zaczęła wyciągać produkty choć łowczyni jeszcze nie zdążyła dopowiedzieć. I nie miała zamiaru, usiadła tylko i oparła łokciami o blat stołu podpierając głowę robiąc z dłoni koszyczek. Wpatrzona była gdzieś, sama nie wiedziała gdzie. Rumieniąc się tylko westchnęła. Dając pretekst jak i Taro jakąś chwilę temu do domysłów i swojego planu wydarzeń, co się stało jak ją wygoniono z sypialni. Uśmiechnięta zaczęła robić koktajl owocowy uśmiechając się. - Widać pogodziliście się państwo... a mówiłam, że nie trzeba było się tak denerwować. - dobierała tylko owoce pobudzające umysł kwasowością, nie mogąc się powstrzymać przed pytaniami. - Pan Yamada widać jak wszedł, był jakiś inny. Jakby pogrążony w myślach? Jak mniemam coś wydarzyło się w sypialni... - zmiksowała wszystko przelewając do wysokiej szklanki przyozdabiając listkiem kolendry. I kładąc przed dziewczyną widocznie rozkojarzoną. - To pomoże zachować resztkę sił i wspomoże pobudzić umysł, by nie upić się zbytnio winem i pamiętać wszystko z nocy. - Zaczęła spokojnie już sprzątać i ogarniać kuchnię. Wtem Noriko zaczęła mrugać powiekami przekrzywiając głowę i spojrzała na kobietę. -O czym ty mówisz Dorothy? Jakie wino? Wzięła do ręki szklankę upijając, a jednocześnie wykrzywiając się usta od stopnia kwasowości napoju czekając na odpowiedź. Gosposia wycierając zlew szmatką zaśmiała się. - Pani małżonek przygotował małą niespodziankę w salonie... wziął butelkę jednego z lepszych win i kieliszki. - spojrzała na nią milcząc już. Łowczyni zarumieniona odwróciła od niej wzrok pijąc duszkiem koktajl. Kiedy skończyła odetchnęła i pokręciła głową szybkim ruchem. Czuła się dużo lepiej, owoce nasyciły głód, a nadzwyczajny smak obudził ją. Uśmiechnięta wstała. -Było pyszne... mocno kwaśne, ale pyszne. - już miała iść do swojego pokoju, gdy usłyszała głos Dorothy. - A... a... a... Pan Yamada czeka w salonie – zaśmiała się. Noriko westchnęła odwracając się do niej z głupkowatym uśmiechem. -Dziękuję za przypomnienie... Dorothy. - zamyśliła się i wpadła na ciekawy pomysł. - Jak już wszystko skończyłaś, możesz iść wcześniej do domu... chcemy zostać sami... Powiedziała tak, by kobieta zrozumiała sens przekazu i wreszcie poszła sobie, co niezmiernie ucieszyłoby ją do najwyższych granic szczęście. I tak też się stało. - Wszystko rozumiem. Za oknem zimno... kominek rozpalony... wino... - nie dokończyła, gdyż ta pokazała jej uśmiechem i ruchami dłoni, by już sobie poszła. Upewniając się, zaciekawiona poszła do salonu. Gdzie niby siedział Taro. Stając w progu pomieszczenia na jej twarzy wymalowało się zaskoczenie. Gosposia miała rację. Kominek był rozpalony, aż wołający swoim ciepłem, na stoliku stało wino i dwa kieliszki. Sam mężczyzna siedział na kanapie, wyglądał jakby czekał bawiąc się płomieni ognia, ona to widziała. W jej oczach jakby rozbłysły dwie gwiazdy, usta pokazywały skryty uśmiech. Nie patrząc, jej stój pasował do takiej romantycznej atmosfery w której się zatraciła. Czemu? Była niepoprawną romantyczką czytającą od młodzieńczych lat o takich właśnie chwilach jak, ta teraz. Nie ośmieliła się wejść w głąb salonu, stała tylko myśląc. -Nie przeszkadzam? Wydusiła po czasie, stonowanym tonem głosu, by nie ujawniać tego, co opanowało ją od stóp po koniuszki jej blond włosów. Ta czerwień oświetlająca w pół ocienione pomieszczenie, jeszcze tylko jakaś klasyczna melodia w tle i umarłaby dla tego wieczoru. |
| | | Taro Czystokrwisty
Liczba postów : 93 Join date : 09/01/2013
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Sro Mar 13, 2013 10:48 pm | |
| Siedział przez dłuższy czas zwyczajnie bawiąc się płomieniami, nie chciał przesiedzieć reszty dnia w swoim pokoju nudząc się jak mops, a tak ma cały wielki dom do użytku i może błąkać się po nim ile tylko mu się żywnie podoba. Wpatrywał się w płomienie, z których to tworzył coraz to dziwniejsze kształty aż w końcu, gdy w salonie zawitała Noriko przerwał zabawę i spojrzał w jej kierunku uśmiechając się. Nie przeszkadzała w żadnym wypadku, w końcu nie była tu ani więźniem ani intruzem a jego gościem mającym prawo przesiadywać gdzie tylko chce. -Wchodź, przecież dla siebie nie rozpaliłem w tym kominku, dla mnie to nie robi różnicy. Uśmiechną się i sięgną po butelkę z winem i otworzył ją za pomocą korkociągu uważając by nie uszkodzić butelki bądź by po prostu nie pękła w jego rękach tak jak całkiem nie dawno szklanka z syntetykiem, aczkolwiek wino było jednak o wiele droższe niż tamto ohydztwo. Sięgną po jeden z kieliszków i nalał do niego odrobinę wina, czuł jego aromat w, mimo iż jest wampirem nie musi odmawiać sobie chociażby takiej niewielkiej przyjemności, jaką była lampka wina, ale nie mogąc zapomnieć o tym, iż ma gościa skosztował odrobiny wina by ocenić jego smak, wiedząc, iż ma odpowiedni odstawił swój kieliszek i wziął pusty, który napełnił i podnosząc się z kanapy podszedł do Noriko i podał jej kieliszek. -Napijmy się w spokoju wina. Doprowadził ją do kanapy, po czym posadził ją na niej. Nie miał jakoś ochoty siedzieć sam, a jako że w czasie podróży dobrze mu się z nią rozmawiało miał nadzieję, iż uda powtórzyć się ową miłą rozmowę w tej chwili, siadł obok niej i wziął swój kieliszek, do którego dolał wina i odstawiając butelkę patrzył na kominek a raczej na tańczące w nim płomienie, jako iż władał nad ogniem zwyczajnie lubił na niego patrzeć, ten żywioł był równie nieprzewidywalny jak sam wampir. Milcząc jeszcze i poszukując tematu do rozmowy upił łyk wina i spojrzał na Noriko, już chciał o coś zapytać, ale zawahał się zauważając coś dziwnego. Jednak, gdy spojrzał w stronę okna niczego nie zauważył, więc zwyczajnie postanowił zapytać o to, co chciał. -Bardzo cię męczyła w tej kuchni? Zaśmiał się ponownie upijając odrobinę wina, był po prostu ciekaw czy nie zadawała jej zbyt wielu pytani i czy nie będzie musiał przypadkiem jej upominać, że zachowuje się niestosownie a być może nawet dorzucać do tego porządnej reprymendy, którą by sobie zapamiętała po wieki. W chwili obecnej wolałby wiedzieć jak daleko pozwala ona sobie wybiegać w tym, co sobie ubzdurała. Zataczał na kieliszku kręgi za pomocą palca wskazującego czekając na odpowiedź łowczyni, wiedział, że teraz może i nic do niego nie ma i że to w każdej chwili może to się zmienić, jeżeli tylko ktoś zapragnie tego by przestał istnieć najmując do wykonania brudnej roboty łowcę. Teraz jednak nie miał potrzeby o tym rozmyślać, upił ponownie łyk wina rozkoszując się jego cudownym smakiem, po krótkiej chwili poczuł się jakoś lepiej, będąc tu i nie słysząc ciągłego przejeżdżania w tą i z powrotem masy samochodów czy innych okropnie hałasujących maszyn. Tu panowała cisza i spokój a jedyne dźwięki, jakie tu słyszał to trzaskające polana i oddech oraz bicie serca siedzącej obok niego niewiasty. Po kilku minutach ciszy, jaka zapadła postanowił zacząć jakąkolwiek rozmowę zaczynając od pytania jak czuje się tutaj z dala od miasta, potem pytał o wino, czy jej smakuje oraz czy już kiedyś takie piła. Ciągną rozmowę pytając ją o coś bądź odpowiadając na zadane przez nią pytania, aż w końcu po około dwóch godzinach padło pytanie, którego nigdy by się od niej nie spodziewał. Dlaczego musiała akurat zaczepić o najbardziej bolesny dla niego temat? Nie chciał o tym wcale rozmawiać, ten temat zawsze pogrążał go w smutku, coś, co miało miejsce dawno temu wciąż było świeżą raną i wolał nie poruszać tego tematu, urwał, więc rozmowę odwracając wzrok na kominek, w którym ledwie żarzące się resztki drewna powoli dogasały, dopił resztki wina z kieliszka, które pozostały z całej butelki podzielonej po równo na ich dwoje, nie chciał ciągnąć dłużej tej rozmowy, więc powoli podniósł się z kanapy odstawiając na stolik kieliszek. Poinformował Noriko, że idzie już do siebie i ruszył do swojego pokoju chcąc jak najszybciej uniknąć problematycznych dla niego pytań, będąc w pokoju powoli otworzył drzwi i wszedł do środka przechodząc do gabinetu gdzie przechowywał cenne dla niego rzeczy jak i po prostu zwykłe błyskotki, które nie miały dla niego tak naprawdę żadnej wartości. Wyjął z mniejszego sejfu, jaki był ukryty pod mniejszym obrazem niewielkie pudełko, które postawił na biurku, przy którym siadł, otworzył ostrożnie pudełko i przeglądał znajdujące się w nim rzeczy, gdyby ktoś teraz wszedł tu zobaczyłby, że jest na skraju rozpaczy, wgapiał się w przedmioty wyjęte z pudełka starając się poskromić powracające do niego wspomnienia sprzed ponad stu lat, coś, co wyciął z kart swojej historii by nie czuć narastającego bólu, niestety wystarczyło jedno pytanie by znalazł się ponownie od stu lat na skraju rozpaczy… | |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Czw Mar 14, 2013 12:14 am | |
| Kiedy wiedziała, że pozbyła się okropnie dręczącej ich oboje gosposi, a zwłaszcza jej. Byli sami w piękny wieczór, za oknem panował już mrok, tylko kominek spełniał formę jedynego światła dzięki którego ona cokolwiek widziała. Na jej zaczepne pytanie zareagował tak jak tego chciała, znów zobaczyła jego uśmiech, co tylko podnosiło ją na duchu. Słysząc, że z myślą o niej rozpalił w kominku zarumieniła się wpatrując się w niego. Stała jednak w miejscu, choć pozwolił jej wejść. Czuła się wyjątkowo, ale chciała mimo to psuć mu nastroju swoją osobą. W końcu była kim była. Tak obserwując go jak sprawdza bukiet wina zaciekawiona czekała sama nie wiedziała na co. Zmieniło się wszystko jak nalał drogiego trunku do drugiego kieliszka i podszedł do niej. Z uśmiechem przyjęła zaproszenie do spokojnego wypicia alkoholu wspólnie. Nie była zmęczona, więc dlaczego miałaby odmówić. Niespodziewanie chwycił ją za rękę i zaprowadził w głąb salonu sadzając na kanapie, gdzie zaraz sam usiadł. To było cudacznie dziwne, picie wina z kimś dla kogo powinno się być jedynie pożywieniem. Jakże romantycznie. Westchnęła biorąc małe łyczki, by się upić na wstępie. Czuła, że wino ma dobry rocznik. Jest mocne i stare, wręcz idealne. Po nie długiej chwili padło pierwsze pytania z jego ust choć wcześniej zawahał się spoglądając w okno. Dobre pytanie. Męczyła czy nie? Zaśmiała się wraz z nim zerkając w płomienie. -Ona chyba nie potrafi nie męczyć, ale wytrzymam dopóki nie pyta o... - zakrywając usta wybuchnęła śmiechem mając nadzieję, że zrozumie o czym mowa. Nie chciała psuć całkiem wieczoru rozmowami tylko o wścibskiej gosposi. Na szczęście szybko temat zleciał na ciekawsze aspekty życia. Pytała wprost nie obawiając się również jakby pytanie zostało przekierowane w jej stronę. Głównie pytania od niego dotyczyły chwili obecnej nie wchodził na sferę przeszłości. Nie pytał o to czy w kogoś zabiła, jak to jest takim kimś jak ona. Nie, tego nie było. Zachowywali się jak ludzie, normalni którzy się chcą poznać. I liczyło się tylko, co jest teraz. Wino szybko znikało z butelki, jak i czas szybko płynął przy ich rozmowie. Tego jej brakowało przez te wszystkie lata, połówki do wygadania się. Nie bojący się jej i nie krytykujący jej pod żadnym względem. Tak jak i ona nie oceniała już wampira, był teraz ważny jako ktoś do żartów czy żalu. Wino się skończyło, sączyła ostatni kieliszek bogatego w smaku tego trunku, będąc porządnie wstawiona. Dawała radę tworzyć sensowne zdania, odpowiedzi na kolejne serie pytań, ale nagle jej ust wyszło coś, co zniszczyło wszystko. W milczeniu wysłuchała, jak ją pożegnał i poszedł do pokoju. Wtem w jej głowie poleciały obelgi i to takie najgorsze w jej stronę. Obraża sama siebie? Tak, dlaczego? Zauważyła czy chciał czy nie chciał ból jaki zadała mu głupim pytaniem. Odłożyła pusty kieliszek na stolik obok jego. Wpatrując się w wygasający płomień w kominku poczuła dziwny ból w sercu. Wspominania zadanego bólu właśnie przy ogniu stały się takie, jakby właśnie to się wydarzyło. Wszystko żywe i świeże choć minął możliwe, że tydzień. Złapała się za pierś patrząc w podłogę z oczu popłynęły po policzku słone łzy. Pociągając noskiem jej usta poruszały się jakby chciała wykrzyczeć te cierpienie powracające jak koszmar, co wieczór. Opierając łokcie o kolana schowała w dłoniach zapłakaną twarz. Płakała znów cierpiąc, ale ból był o tyle nie przyjemny jak tylko oczyma widziała smutne oczy wampira. Tak sama rozczulając się pod wpływem alkoholu spędziło około pół godziny. Z trudem podnosząc się postanowiła przeprosić gospodarza, by mieć czystsze sumienie. Poruszając się naprawdę z trudem w tych butach weszła cichutko do jego sypialni. Nie pukała, tylko zerknęła do niej, nie widząc go powędrowała w głąb ściągając muszkieterki z obolałych już stóp. Kierując się do łóżka jej wzrok przykuły otwarte drzwi gabinetu, gdzie mogła wchodzić. Zbliżyła się do nich nie dotykając, patrzyła przez dość dużą przerwę między ramą a drzwiami. Widząc jego rozpacz, omal chęć płaczu i to z jej głupie pytanie. Jej głupią ciekawość. Nie wytrzymała, nie wchodząc, bo jej nie pozwolił rozpłakała się delikatnie popchnąwszy drzwi. Stała tak trzymając dłonie przy ustach, a z jej oczy płynęły strumienie łez. Żałowała naprawdę. Nie chciała nawet w złości tak go skrzywdzić. Całkowicie zapominając, po cóż ona tu jest ryczała przed nim. W pewnym momencie otworzyła usta i wręcz błagalnym głosem odezwała się. -Przepraszam... naprawdę... wybacz mi nie chciałam... nie chciałam Jej wzrok schodził stopniowo na podłogę mówiąc nie przerwanie jak bardzo żałuje i by jej wybaczy tyko się nie smucił. I tu padło zdanie, którego jako łowca powinna się wstydzić ponad każdy już głupi czyn jaki uczyniła do tej pory. -Niech wróci ten uśmiech, który wzbudza radość w mym sercu... proszę... błagam... Zapłakała, zmęczona i w dodatku lekko pijana stała tak mając jeszcze nadzieję, że załagodzi jego ból. Nie chciała go nawet złościć. Jednak wiele, dałaby w tej chwili za znalezienia się w jego ramionach. Sama tego potrzebowała wspominając demona. Tak bardzo chciała wyrzucić go z głowy i żyć dalej, Jej życie nie mogło przecież polegać na cierpieniu, nie miała tyle czasu, co nieśmiertelni. -Wy-wybacz mi... Zamilknęła, czuła, że jej słowa pokażą jaka jest żałosna. Spuściła nisko głowę i zakryła twarz dłońmi płacząc dalej. Czuła się okropnie. |
| | | Taro Czystokrwisty
Liczba postów : 93 Join date : 09/01/2013
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Czw Mar 14, 2013 2:39 pm | |
| Wieczór wydawał się miły wręcz radosny dla obojga, bawili się przednio rozmawiając szczerze i poznając się oraz żartując i zupełnie nic nie zapowiadało tego, że nagle wszystko się zmieni, a jednak ta miła atmosfera trwała tylko do czasu aż padło jedno nieszczęsne pytanie, po którym wszystko odwróciło się o 180 stopni i z przyjemnego wieczoru wszystko zmieniło się w pełną smutku noc. Wampir spędził dobre pół godziny wgapiając się w jedno zdjęcie, chęć zwyczajnego rozpłakania się dla rozładowania emocji i po prostu ze zwykłego smutku tłumionego przez Taro od wielu lat. Mało brakowało a zwyczajnie wyszedłby z domu i już więcej nie zawitał nigdzie na stałe, ale wiedział, że to wszystko zupełnie niczego nie zmieni odpuścił sobie kolejną ucieczkę od problemów. Słysząc kroki nawet nie drgną, nie widział w tym najmniejszej potrzeby i zwyczajnie dalej przyglądał się jedynej rzeczy, jaka pozostała mu po najważniejszych osobach w jego długim życiu. Łowcy odebrali mu sens istnienia, zemsta była jego jedyną drogą przez wiele lat, lecz teraz nie posiadał już żadnego celu, ani zemsty ani niczego, co pozwalałoby mu po prostu istnieć nie wadząc nikomu. Dźwięk skrzypiących przy otwieraniu drzwi wybudził go nieco z zamyślenia o przeszłości, spojrzał w ich kierunku gdzie ujrzał Noriko, która płacząc przepraszała go za to nierozsądne pytanie potem zaś chciałaby na jego ustach zagościł uśmiech, wręcz błagała o to. Jak on miał się uśmiechać, gdy pragną jedynie zaszyć się w jakiejś samotni tak by go nikt nie widział i pogrążyć się w całkowitej rozpaczy. Patrząc tak na jej łzy czuł jeszcze większy ból, puścił z dłoni zdjęcie zaciskając pięści z całych sił, bezwiednie uronił łzy wciąż myśląc o tych, których stracił chcąc bronić za cenę własnego życia, a nie udało mu się to, był wściekły na siebie za to, co się stało, kiedy jako tako się uspokoił ponownie podniósł wzrok na dziewczynę. -Zobacz, co straciłem bezpowrotnie przez łowców… Wziął zdjęcie do ręki, po czym rzucił je pod nogi Noriko by mogła przyjrzeć się, jaką stratę tak naprawdę poniósł i za co obwiniał się od ponad stu lat, śmierć rodziców go tak nie ruszyła jak utrata tych osób z fotografii. Patrzył na dziewczynę czekając na jakąś reakcję na zdjęcie leżące tuż przy jej stopach, wolał nie słyszeć, że jej przykro czy coś podobnego, bo to nie cofnie czynów łowców a on nie odzyska straconych bliskich. Podniósł się ze swego siedziska i podszedł bardzo wolnym krokiem do młodej łowczyni, nie chciał jej robić krzywdy ani obwiniać za coś, co zrobiły inne osoby, które już od dawna nie żyją, umarli w walce bądź ze starości. Może chciał po prostu jej pokazać z powodu, jakiej straty tak zabolało go jej pytanie? Może zwyczajnie oczekiwał zrozumienia? Sam nie wiedział, czego tak naprawdę chce w tej chwili, pragną by zwyczajnie zniknąć z tego świata, ale niczego by to nie zmieniło. Milczał stojąc przed nią i czekając na jakiekolwiek słowa, nie chciał pocieszenia ani niczego w tym rodzaju, czekał tylko na to aż ona zrozumie, dlaczego tak a nie inaczej się zachował, gdy postanowiła wkroczyć z pytaniami na bardzo cienki lód. Nie patrząc na nią cofną się o dwa kroki by nie narzucać się jej, wolał pobyć sam w chwili, gdy czuł tylko rozpacz i żal do siebie za to, że był bezradny jak bezbronne dziecko. | |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Czw Mar 14, 2013 2:41 pm | |
| Wiecie jak zabić kiełkujące szczęście w gnijącym sercu? Noriko właśnie się dowiedziała. Kiedy pod jej nogi wylądowała przez wampira rzucone zdjęcie. Bardzo stare. Te fotografie były umocowane na drewnianych deseczkach, więc gdy gruchnęła tuż obok odsłoniła twarz zabierając dłonie. Ręce bezwładnie zawisły wzdłuż ciała lekko zgarbionego. Wpatrywała się w osoby na niej czując koszmarny ból w sercu. Widziała jego, obok piękną, młodą kobietę o czarnych długich włosach w cudnej sukni po ziemie. Tak jak się jej przyglądała jakby lekko widziała siebie jako wampira, co ją przeraziło. Na rękach oboje trzymali dzieci. On, małą może czteroletnią dziewczynę. Ona maleństwo kilkumiesięczne po ubranku stwierdziła, że prawdopodobnie chłopca. I jak ona do cholery miała się uspokoić?! Wiedząc już, dlaczego może mieszkać z nim pod jednym dachem. W niej widział ją. Tą ze zdjęcia, jego żoną. Prawdziwą panią Yamada. To na pewno powód dla którego nie ruszyło go jak gosposia ją tak nazwała. Czuł, że ma ją gdzieś blisko. Przez cały ten czas wykorzystywał ją, a ten wieczór to jedna wielka farsa. Ona się poniżyła, by ujrzeć jego uśmiech, a on myślał o niej jako namiastki tej wampirzycy. W głowie powróciły myśli jakie przyszły do niej na moście, gdzie nie wiele brakowało, a skończyłaby ze sobą. Teraz miała właśnie taką ochotę. Teraz, gdy zapomniała na moment kim jest i popełniła niewybaczany błąd. Jej wzrok unosił się, aż znalazł się na mężczyźnie. Zranił ją, ale tylko przez jej głupotę. Nie powinna współchwalać się z celem, teraz to tylko jej wina, niczyje inna. Kolejna rana na sercu, tylko ten różnił się od demona. Miał przeszłość o której nie powinna wiedzieć. Pytanie, co jego rodzina zrobiła łowcą, że znów znalazł się ktoś kto chce pozbyć omal ostatniego z rodu Yamada. Jeśli nie ostatniego, w końcu jego brat może być już „martwy”. Westchnęła mając dalej w oczach łzy patrząc na wrak już wampira. Zniszczyła go jednym pytaniem, paroma słowami. I dostała okazję na jaką liczyła trochę później. Jej cel był bezbronny, a ona miała szansę na zlikwidowanie go i dostanie nagrody na której tak bardzo jej zależało. Na zemście. Omijając zdjęcie robiąc większy krok stanęła tuż przed nim. Nie czuła strachu, ani przyspieszonego bicia jego serca, co na pewno utrudniłoby tylko jej zadanie śmierci ostatecznej. Nie wzruszało jej już jego cierpienie w oczach. Włożyła dłoń w swój dekolt, skąd wyjął małe, srebrne ostrze. I uśmiechnęła się, mówiąc jakby nie mając sumienia. -Cel: Taro Yamada... Pobyt: park... Pracodawca: nieznany... Nagroda: cenne informacje... zemsta... Cicho fuknęła przygotowując się do jednego pchnięcia, szybkiego zadane w serce, by jak najmniej cierpiał oraz nie zachlapał jej krwią. Już... a jej ostrze trzymane w jej dłoni zatrzymało tuż przed jego koszulą na wysokości zimnego serca. Dychała drżąc. Nie potrafiła zabić. Z jej oczu popłynęły znów łzy. Wypuściła je z dłoni, spadło koło jej stóp. Zatraciła się w chwilach w jakich dzięki niemu uśmiechała się i chciała żyć mimo tego, kim jest. Zabranie jej z ławki w opłakanym stanie. Danie dachu nad głową. To jak ją przepraszał i dziękował. Za wszelkie miłe słowa. Za opatrzenie jej dłoni jak najdelikatniej się to dało. Za wielką wyrozumiałość kiedy dowiedział się kim jest. Za wspólną wyprawę w to miejsce i oprowadzenie jej po posiadłości. Miły, romantyczny wieczór przy kominku pijąc słodkie wino. Za troskę. Spojrzała mu głęboko w oczy zatracając się w ich czerwieni wymawiając cicho kilka słów. -Za to, że jesteś... Nie myśląc złapała go za koszulę, za ten kołnierzyk który sama poprawiała jeszcze dwie może trzy godziny temu. I przyciągnęła go do siebie, na chwilę byli twarzą w twarz. Jej nic nie wyrażała, nie wiedziała, co powinna. Była zdrajcą. On dla niej wszystko, a ona miała tylko jeden cel: zabić. Nagle uśmiechając się przybliżyła się bardziej i dotknęła jego ust swoimi. Najpierw pocałunek był nic nie znaczący, ale stopniowo nabierał uczuć. Jakie musiała z siebie wyrzucić. W kilka sekund zmienił się w czuły, a z chwilą napływy łez do oczy i bólu w sercu przeistoczył w namiętny. Zamknęła oczy oddając się temu, co właśnie postanowiła mu pokazać. Czy wiedziała, że mógł ją zabić? Oczywiście, nawet tego chciała. Każdego łowcę za nie wykonanie zadania, czy zdradę klanu czeka kara gorsza od śmierci. Nie miała zamiaru przekonać się na czym ona polega. Dlatego przed odejściem z tego świata pragnęła poczuć choć odrobinkę przyjemności. Czy go kochała? A skąd ona ma to wiedzieć?! Czuła, że coś jej zrobił. Nie wiedziała dokładnie co, ale stał się ważniejszy od niby rodziny i tego całego powołania. Nawet zemsty. Przy nim poczuła się bezpieczna, tylko przy nim tak się uśmiechała. Jak zauważyła Dorothy, będąc przy nim była szczęśliwa. I chciała, by tak było już wiecznie. |
| | | Taro Czystokrwisty
Liczba postów : 93 Join date : 09/01/2013
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Czw Mar 14, 2013 2:44 pm | |
| Stał niczym posąg nie przejmując się tym, co ona zrobi, czy w ogóle coś zrobi, czy po prostu wyjdzie bądź da mu w pysk albo zwyczajnie dobije leżącego. Nie obchodziło go już zupełnie nic, wolałby cofnąć czas i do dnia, w którym stracił wszystko, co uważał za najcenniejsze. Miał po prostu chęć opuścić ten świat i nigdy więcej nikomu nie wadzić, żadnym łowcom czy komu tam jeszcze. Słysząc jej słowa bez grama uczuć czy sumienia, że jest jej celem, problemem do zlikwidowania, za co otrzyma sowitą nagrodę nawet nie zareagował tak naprawdę nie robiło mu to już różnicy, nie miał zamiaru nawet się bronić, bo jaki miałby być w tym sens? Kolejne tysiąc lat w cierpieniu, bo nie może odwrócić czegoś, co wydarzyło się już dawno temu? Czy znów miałby chować się przed łowcami, którzy uwzięli się na jego ród z niewiadomej przyczyny? Nie chciał dłużej ciągnąć tej zabawy w kotka i myszkę, bo, po co mieli ginąć zwykli śmiertelnicy skoro lepiej dźgnąć nieśmiertelnego w serce bądź uciąć łeb a potem spalić tylko i wyłącznie, dlatego że muszą męczyć się ze swoim niekończącym się życiem i ciągłą młodością? Spojrzał na ostrze w dłoni Noriko, ale nawet nie drgną w końcu nie miał, po co próbować jej zabić, w końcu jego życie powinno zakończyć się ponad 500 lat temu, kiedy to został wybity cały jego ród a on włóczył się po świecie tylko po to by zdobyć doświadczenie i zbierać wiedzę na temat innych krajów ich kultury i tak dalej. Przeniósł wzrok z ostrza na leżące na podłodze zdjęcie mając nadzieję, że w końcu i on zakończy swe męki z ciągłymi wyrzutami sumienia i żalem. Niestety nie doczekał się dźgnięcia owym ostrzem, które po chwili znalazło się na podłodze, czuł się rozczarowany faktem, iż łowczyni nie potrafiła nawet wykonać swojego zadania na niepróbującym się nawet bronić wampirze. W tej chwili był zupełnie obojętny na jej kolejne czyny, zupełnie go nie obchodziło, co powiedziała, jednak w chwili, gdy pocałowała go po tym jak miała zabić natychmiast ją od siebie odsunął przy okazji przyprawiając swoją koszulę o oderwanie kołnierzyka, nie potrafił pojąć jak można najpierw chcieć kogoś zabić a potem całować tą samą osobę, zresztą wcale nie dawał jej żadnych podstaw do takowych czynów. Nie miał do niej już za grosz zaufania, jakim obdarzył ją w chwili, gdy znalazła się pod jego dachem, nawet, gdy wyznała prawdę, że jest łowcą postanowił, chociaż częściowo jej ufać. Mogła go już dawno zlikwidować miast bawić się na jego koszt, próbując go uśpić tym jak pozwoliła mu na zaspokojenie palącego głodu swoją krwią, teraz zaczynał w ogóle żałować, że w chwili spotkania nie odrzucił jej gdzieś na śnieg i nie odszedł mając gdzieś, co się z nią stanie unikną by wtedy tak bolesnego powrotu wspomnień, które i tak nachodziły go niemal każdego dnia. Oderwał kawałek swojej koszuli i wziął przez owy skrawek srebrne ostrze, które oddał Noriko, po czym wyrzucił ją ze swojego pokoju zatrzaskując za nią drzwi i zamykając je na klucz. Będąc już sam powrócił do gabinetu i wziął zdjęcie z podłogi, po czym włożył je z powrotem do pudełka, wkładając pozostałe rzeczy tam gdzie ich miejsce schował pudełko do sejfu, który zamkną i zawiesił obraz. Wolnym krokiem opuścił pomieszczenie zamykając za sobą drzwi, usiadł na łóżku zastanawiając się nad tym, co ma teraz zrobić i ile czasu wytrzyma w tym miejscu będąc już zrażonym przez zdarzenie, jakie miało tu przed chwilą miejsce. Siedział tak i patrzył się w podłogę myśląc czy nie spakować po prostu swoich gratów i nie wrócić do apartamentowca gdzie będzie zupełnie sam jak dawniej, będzie pilnował tylko swojego nosa i swoich spraw. Nie chciał już nigdy więcej przebywać w towarzystwie żadnego człowieka. | |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Czw Mar 14, 2013 2:49 pm | |
| Oderwał ją od siebie siłą. Nie dał się przekonać do jej czystych intencji. Chciała mu powiedzieć ile on dla niej znaczy oraz ile jest gotowa dla niego zrobić. Uniemożliwił jej to. Czekała w tej chwili na śmierć. Zamknęła oczy, ale on tylko podał jej przez skrawek materiału ze swojej koszuli jej ostrze. Po czym wyrzucił ją ze swojego pokoju w ostatniej chwili złapała swoje buty za nim znalazła się na korytarzu. Trzasnął drzwiami i słychać było jak zamknął się za klucz. Co robił? Jej zdaniem był żałosny, zresztą jak ona. Inni potrafią i to jeszcze śmiertelni pookładać sobie życie po utracie rodziny mając na to zaledwie kilkadziesiąt lub mniej lat, a on jako nieśmiertelny nie potrafi. Co do niej, każdy po utraconej miłości znajduje nową i życie ciesząc się nowym szczęściem. Zaraz? Przecież ona to zrobiła! Zamieniła demona na wampira, tylko pogratulować debilizmu. Stała tak bezruchu, po policzku spływała stróżka goryczy. Spuszczając głowę poszła do niby swojego pokoju. Rzuciła ostrze wbijając je w poduszkę, a buty gdzieś w kąt pod ścianę. Podeszła do łóżka i zrzuciła z siebie sukienkę oraz rajstopy. Zaczęła nerwowo szukać w swojej walizce jakieś ubrania, kiedy przypomniała sobie coś. Skierowała się do szafy i wyciągnęła z niej koszulkę i spodenki, które on jej dał ze swojej garderoby. Włożyła je spokojnie jak i skarpetki uśmiechając się. -Głupia, bezmyślna Nori... Podrapała się w głowę i wyciągnęła z torby zdjęcie siadając na łóżku przygnębiona. Widząc swoją piękną matkę, wieczną optymistkę, która skoczyła jak głupia ulicznica w dodatku jeszcze na koniec ginąc za bezmyślną córkę. Gładząc wpatrzona zdjęcie zaczęła gadać sama do siebie. -Tak tęsknie za tobą... niebawem miną od twej śmierci dwa lata... a ja wciąż nie wiem kim jestem. Westchnąwszy oparła je o lampkę na stoliku nocnym szukając czegoś po torbie, kiedy to niespodziewanie jej komórka złapała jakiś cudem zasięg. Odwróciła się przerażona patrząc jak wibruje, jej serce zabiło szybciej. Nie wiedziała, co ma zrobić, właśnie schrzaniła sprawę. Nabrawszy powietrza nacisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła do ucha. Jedyne, co usłyszała przed rozłączeniem się ochrypłego głosu to zła nowina. Odłożyła komórkę godząc się ze swoim losem, sama taki sobie zgotowała. -Zawiodłam... - rozglądnęła się po pokoju zastawiając się, czy to możliwe. Czyżby Taro wyczuł w salonie czyjąś obecność za oknem? Kiedy się zawahał zadać pytanie. Coś jej nie pasowało. Ta cała sprawa jej śmierdziała, a teraz właśnie teraz on nie ma ochoty żyć. Źle, jest bardzo źle. Ona nie pozwoli mu umrzeć, nie ma takiej opcji. Wstając coś ją zaniepokoiło, jej tęczówki zrobiły się krwiście czerwone. Nie ona jest celem na tę chwilę, ją spotka kara od klanu. A ten kto przyszedł, ma za zadanie posprzątać po niej. Nie wahała się. Z pod łóżka wyciągnęła kabury z N Browning HP i zapięła je wokół ud. Biorąc również ostrze poszła niezadowolona do pokoju na przeciwko jej. Niepewnie włożyła ostrze go dziurki od klucza i uderzyła w trzonek z pięści tak mocno, że rozwaliła zamek. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Nie obchodziło jej, że nie chce jej widzieć. Ona chce widzieć go żywego, nie ważne jak rozpatrzy się sens tej wypowiedzi. Podeszła do łóżka i westchnęła. -Masz rację, jestem żałosna... nienormalna... kłamczucha... zdrajca... masochistka? Kimś komu nie ufasz... w dodatku łowcą... Tak wyliczając patrząc na niego zadawała sobie świadomie ból. Prosto w serce. Dlaczego? Lepsze słowa od ciszy. Podeszła jeszcze bliżej i delikatnie kolana weszła na łóżko. Czy się bała? Jak nigdy. Obserwowała przez cały czas okno z którego z łatwością można było trafić w jego serce srebrną kulą. Jej serce przyspieszało z każdą sekundą bojąc się o niego. Jakoś nie chciała bez niego żyć jak do tej pory. Nie musiała być żadną panią Yamada, byciu u jego boku wytaczałoby jej, aż nadto. I widok jego uśmiechu codziennie. To stało się jej celem, nic więcej. Jej zmysł oszalał w jednej dosłownie chwili, nie zastanawiając się wydarła się rzucając na niego. Z całej siły przydusiła go do poduszki, osłaniając kiedy przez szybę okna przedarła się srebrna kula wystrzelona z najlepszej chyba broni palnej na największe odległości strzelania do celu. Huk wybitej szyby i spadające odłamki na podłogę, po czym tylko jej jęk. Zacisnęła zęby z bólu, aż kącikiem ust spłynęła krew od ugryzienia się w język. Koszulka na ramieniu zrobiła się czerwona przesiąkając jej posoką. Noriko uśmiechnęła się. -Zzzz-zdążyłam... Widok kuli wbitej w ścisnę robił wrażenie. Spuściła głowę i nadal uśmiechając się spojrzała wampirowi w oczy. -Uciekaj... zajmę się nim... Miała ogromne szczęście, ustawiła się w taki sposób, że kula przedziurawiła jej ramię będąc wycelowana w serca wampira. Złapała się szybko w miejsce wylotu srebra, ale tylna na chwilę. Po czym wyciągnęła broń z kabury schodząc z Taro i stając na wprost widoku z okna na krajobraz szukając nowego mordercy. Jej źrenice mocno krwiste w ciemnościach wyszukiwała możliwego miejsce na kryjówkę i oddanie strzału przez łowcę. Lekko się chwiała, a przed oczami czasem robiła się jej ciemno. Odwróciła głowę do mężczyzny krzywiąc się, że jeszcze sobie leży, kiedy ktoś zaczął polowanie. -Nie czas na odpoczynek! Uciekaj! Nie bez przyczyny stała w oknie, swoim ciałem osłaniała go, by jak coś przyjąć max pięć kul, po czym była pewna, że padnie martwa. Krew spłynęła po jej ramieniu i kapała na podłogę, czuła bezwład w niej. Przykładając bok lufy pistoletu do policzka, dychała drżąc. W szybkim tempie traciła dużą ilość krwi. Pobladła wiedząc, że to dopiero początek. Morderca z pewnością zaraz pojawi się w posiadłości, może już w niej jest. Tylko ona go jeszcze nie wyczuła. Zimne poty opanowały jej ciało, chyba kula miała jakieś prócz srebra dodatkowe właściwości jakby chociaż trucizna. Zrobiła się lodowata miała problem z utrzymaniem nawet lekkiej broni. |
| | | Taro Czystokrwisty
Liczba postów : 93 Join date : 09/01/2013
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Czw Mar 14, 2013 5:00 pm | |
| Zastanawiał się nad sensem swojego istnienia w końcu nie wiedział, po co w ogóle włóczy się jeszcze po tym świecie, nie chciał w ogóle już tu przebywać, więc w trybie ekspresowym powrzucał swoje łachy do walizki i torby a kiedy był już spakowany siedział po prostu gapiąc się w podłogę, nie widziało mu się przebywanie tu nadal. Nie chciał już w ogóle posiadać tego domu ani niczego związanego z nim. Kiedy siedział tak i myślał usłyszał nieprzyjemny dźwięk niszczonego zamka w jego drzwiach, widząc, że to Noriko wprosiła się do jego pokoju nie zareagował, nie chciał z nią wcale rozmawiać, więc nie rozumiał, po co w ogóle zaczęła cokolwiek gadać, szczerze to nawet jej nie słuchał do chwili, gdy rzuciła się na niego osłaniając przed srebrną kulą, jaka była wycelowana wprost w jego serce. Zdziwił się tym, że go osłoniła, przez dłuższą chwilę leżał w bezruchu zastanawiał się, dlaczego to zrobiła, przecież był tylko wampirem, którego trzeba było zlikwidować bez choćby grama sumienia. Kiedy się otrząsną zobaczył, w jakim stanie jest dziewczyna do tego każąca mu uciekać skrzywił się, po czym zszedł z łóżka i wyciągną z torby spakowaną już broń, przygotował się do tego by bronić się nawet, jeśli w końcu zginie. Wyjął dwa pistolety i odbezpieczył je, podszedł do Noriko i pchną ją lekko na łóżko by przestała się wychylać, stanął w takim miejscu by móc dokładnie wszystko obserwować przez wybite okno, nie dostrzegając nikogo z tej strony kucną i przeszedł na drugą stronę, wziął z szafki lornetkę i obserwował, kiedy dostrzegł w końcu chowającego się w krzakach pseudo snajpera niemogącego znaleźć swojego celu miał ochotę się śmiać, ale odpuścił to sobie i odstawił lornetkę. Oderwał od swojej koszuli rękaw a potem ten od koszulki Noriko, po czym przewiązał jej ranę swoim rękawem, kiedy prowizorycznie opatrzył jej rękę wyszczerzył się głupkowato i wychylił się specjalnie oddając kilkanaście strzałów w tego, który czaił się w krzakach, był opanowany i nie ruszało go to, że kogoś zabił. Wiedział jednak, że to nie koniec, bo zauważył w pewnej chwili, że ktoś przebiega na stronę frontową domu. Położył pistolety na łóżku tak by Noriko mogła po nie łatwo sięgnąć w celu obrony zaś sam wyciągną swoją katanę i wyszedł z pokoju, tuż po wyjściu został dźgnięty dwukrotnie w bok srebrnym sztyletem, usta wykrzywiły się w grymasie bólu zaś kły wysunęły się z osłon, wampir jednak nie miał zamiaru dopuścić tego nagłego ataku, zamachną się kataną wbijając jej ostrze w ramię napastnika, w którym trzymał sztylet, ten zawył z bólu, jako iż ostrze dotarło aż do kości niemal pozbawiając napastnika ręki, wypuścił z ręki sztylet cofając się do tyłu. Taro wyciągną srebrne ostrze ze swojego boku krzywiąc się niemiłosiernie, odrzucił na bok sztylet i podszedł wolnym krokiem do agresora, nie przejmował się tym, iż krew sączy się z ran barwiąc jego koszulę na zupełnie inny kolor. Wampir z szyderczym uśmieszkiem na twarzy pozbawił przeciwnika ręki, która chwilę temu śmiała wyprowadzić cios w jego kierunku, patrzył jak jego posoka tryska na wszystkie strony, gdy ten człowiek się miota z przeraźliwego bólu. Z przyjemnością patrzył na ten desperacki akt próby ucieczki z jego domu by ocalić chociażby swoje życie. Niestety wampir wciąż był szybszy nawet, jeśli dość poważnie ranny gdyż ostrze cudem uniknęło naruszenia serca Taro. Yamada ruszył do ataku nie zważając na to, jaki bałagan w tej chwili stwarza, powalił przeciwnika na podłogę i dźgną kataną w bok przebijając jego serce i natychmiast go uśmiercając. Wyciągną ostrze z truchła zlizując z niego krew, niestety, ale zaplanowany atak nie wyszedł tym młodym i niedoświadczonym łowcom wysłanym do zlikwidowania jakże starego wampira. Przyłożył dłoń do wciąż krwawiących ran, wiedział, że rany zadane srebrną bronią goją się o wiele dłużej niż te zwykłe, schował katanę i wolnym krokiem poszedł do kuchni gdzie zawsze znajdowała się apteczka, kiedy ją znalazł zwyczajnie zdarł z siebie koszulę i opatrzył poważne rany mając nadzieję, że dość szybko się z tego wyliże. Kiedy skończył zabrał apteczkę do swojego pokoju gdzie była Noriko, miał nadzieję, że nikt więcej nie plącze się po jego posesji. Wolnym krokiem szedł korytarzem, był już dość osłabiony przez sporawy ubytek krwi, w końcu dotarł do pokoju i podszedł do łóżka odłożył leżącą na nim broń na szafkę stojącą obok zaś apteczkę położył na łóżku, wyjrzał jeszcze przez okno by upewnić się, że nikt więcej się tam nie kręci, wolał być pewnym, że nagle nie wyskoczy z krzaków kolejnych kilku łowców, wiedząc, iż na zewnątrz panuje spokój mógł w spokoju zająć się opatrzeniem ramienia Noriko. Podniósł ją do siadu i ściągną prowizoryczny opatrunek, po czym zajął się zdezynfekowaniem i porządnym opatrzeniem rany, starał się być delikatny by nie sprawić jej jeszcze większego bólu, wiedział jak opatrzyć każdą ranę czy zająć się jeszcze poważniejszymi obrażeniami. Kiedy skończył zajmować się jej raną posprzątał wszystko i odłożył na szafkę, wziął Noriko na ręce i przeniósł ją do jej pokoju gdzie położył ją na łóżko sam zaś ponownie powędrował do kuchni gdzie opróżnił kilka butelek syntetyku nie patrząc na to, że mu nie smakuje, wolał uzupełnić braki czymkolwiek, więc bez marudzenia opróżniał butelki a następnie wyrzucał puste do kosza. Kilka minut później wytargał zwłoki z domu i zatachał dwa truchła na pole gdzie wszystko podpalił pozbywając się wszelkich dowodów tego, co się tu stało. Wróciwszy do domu zmył najmniejszą kroplę krwi z podłogi i ścian, nie chciałby ktokolwiek dowiedział się o tym, co miało tu miejsce. Wolałby wszystko pozostało w tajemnicy między nim, a Noriko. | |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Czw Mar 14, 2013 8:24 pm | |
| Jakby to ująć... Stan fizyczny krytyczny ukrywając zatrucie nie wiadomo czym, a stan umysłu? Opanowana do perfekcji i skupiona na wykrycie zagrożenia. Pytanie, jeśli już się dowiedziano o jej porażce, kto przyjdzie po nią? Czy się bała? Nie chciała walczyć z nikim z rodziny na śmierć. Nie mogłaby, a nie zamierzała decydować łowca czy wampir. Szantaż nie wchodził w żadne układy. Zauważając w końcu cel została pochwycona i odepchnięta na łóżku. Tak już leżąc nie miała siły wstać, nogi odmówiły posłuszeństwa. Trucizna najwyraźniej rozchodziła się szybko po całym ciele we krwi. No trudno musi wytrzymać ból i przezwyciężyć stan w jakim się znalazła na własne życzenie. Dalej nie mogła uwierzyć, po jakie licho mu pomogła. I to jeszcze osłoniła obrywając porządnie. Jakaś nienormalna czy co? Myśląc na swój temat jak o wariatce, wampir zrobił coś czego jej zdaniem nie powinien. W końcu oni nie przyszli po nią tylko po niego. Pochylając się oderwał rękach od swojej jak i jej koszulki. Zaczęła się zastanawiać czy nie uderzył się głową jak przygwoździł go do poduszki. Ucisnął jej dość mocno ranę i ku jej zdziwieniu pojawił się na jego twarz uśmiech. Inny niż zazwyczaj widziała. Czym się dziwić on był bestią pragnącą krwi, a ona? Ona walczyła z bestią jaką została zarażona przez eksperymenty dziadka. Po co? Głupie pytanie. Łowca musi być silny i odporny, a ona urodziła się umierającą w dodatku wcześniak. Mierna, mała i słaba. To miał być w przyszłości łowca? Wiec dziadek się postarał, by wyrosła na silniejszą od zwykłego łowcy zabójcę. Dlatego jej treningi i szkolenia polegały głównie na wzmocnieniu jej osobowości, wytrenowaniu bestii jaką w sobie ukrywała. I uwierzcie nikt tak naprawdę nie widział jej w akcji. I znów dlaczego? Była nieobliczalna i zbyt rządna krwi w tym transie. Gorzej od młodego wampira. Skąd to wiadomo? Przekonali się ci, którzy podali jej zastrzyk, wystarczyło dojście „leku” do serca, a Noriko oszalała zabijając około dwudziestki najlepszych medyków w rodzinie. Czy się przyznaje? Ona nawet nie wie o ty. Wchodząc w trans zapomina o rzeczywistości. Spokojnie leżąc obserwowała go jak wyprostował się strzelając przez rozbitą szybę w oknie. Miał wtedy to coś. Westchnąwszy schowała broń w kaburę i nie miała zamiaru się ruszać dopóki jej nie przejdzie. Nie mogła zawadzać mu, zabito by ich jakby stanowiła ciężar. Oddychając spokojnie wzmagając się z bólem ramienia sycząc przy zaciskaniu zębów. Słysząc jak jakiś idiota wydziera się wniebogłosy. Głowa od tego zaczęła ją tylko boleć. Miała szczęście straciła w końcu przytomność, z trudem otwierając oczy obudziło ją zimno jakie panowała już w pokoju. Wracając jakoś do kontaktowania ze światem do sypialni wszedł on, Taro tylko kątem oka na niego spojrzała. Rumieniąc się, znów straciła głową do wszystkiego. Zbliżył się pomagając jej usiąść. Była słaba, jej organizm dzięki snu (odpoczynkowi) zwalczył trucizną. Z dużą delikatnością opatrywał jej ranę, nie patrzyła na niego wtedy, odwróciła głowę w drugą stronę. Nie mieli sobie nic do powiedzenia. Zrobili to, co musieli, by przeżyć, a teraz powinni się pozbierać, a zwłaszcza ona. Spokojna dała sobie wszystko zrobić, by nie wdarło się zakażenie, bo tylko tego teraz jej trzeba. Jak tylko skończył mruknęła cicho pod nosem jakieś słowa podzięki. Uporządkował i tak zdemolowaną sypialnie i wziął ją na ręce. Jej źrenice zmniejszyły się, a serce zaczęło bić szybciej. Rumieńce wskazywały, że znów ją zawstydził swoim zachowaniem. Jej głowa była oparta o jego tors, policzkiem czuła jaki jest lodowaty nie słysząc bicia serca. Dziwne uczucie ją przeszyło. Milczała. Zaniósł ją do jej pokoju i położył na łóżku, szybko odwróciła głowę w drugą stronę, by nie musieć na niego patrzeć. Kiedy wychodził nie mogąc się powstrzymać zerknęła tylko i posmutniała widząc go w takim stanie. Nie minęło wiele czasu jak zrobiła się śpiąca, ziewając przymknęła dosłownie na sekundę oczy. Otwierając je znieruchomiała. Zebrało się jej na płacz. Nie mogli przysłać kogoś inne? To musiał być on? Nad jej łóżkiem stał mężczyzna. Wysoki około stu dziewięćdziesięciu centymetrów, jasnej karnacji czarne mściwe oczy. Włosy krótkie postawione ładnie na żel. I lekki uśmieszkiem na ustach wpatrujący się w nią. Na nieskazitelnej cerze zauważyła szramę dość pokaźną na lewym policzku. Oczywiście miał na sobie długi skórzany płaszcz spod którego widziała obcisłe czarne spodnie i glany. Wzięła głęboki wdech. -Kunimichi... Hosokaya – patrzyła na niego z pogardą, w końcu był jej ukochanym starszym o zaledwie rok kuzynem. Mężczyzna zaśmiał się cichutko i ukłonił się jej z gracją nie spuszczając przeciwnika z oczu. -Noriko... zdrajca Hosokaya – odparł ściągając płaszcz, którzy rzucił na łóżko. Ukazał się jego arsenał broni, a zwłaszcza sztylety i noże. Nie zapominając o nieziemsko wyrzeźbionym ciele, okrytym bardzo obcisłą czarną koszulką. Spokojnie podszedł do komody na której znajdowało się radio i włączył je. Podgłośnił na tyle, by zagłuszyć ewentualne krzyki kuzynki. Podśpiewując, bo jak i Noriko posiadał piękny głos. Wracały wspomnienia jak razem śpiewali na uroczystościach rodzinnych, a teraz są wrogami. To było niesprawiedliwe. Poruszał się w rytmie muzyki jakby zaczynając zabawę. - Masz ochotę na coś mocnego? - wyciągnął z kieszeni spodni piersióweczkę i uśmiechnięty chlapnął sobie trochę. Nie namyślając się długo wskoczył na łózko siadając wygodnie na kuzynce tak, by ściskać jej ręce do tułowia udami. Wiedząc, że nie poruszy, nie zaatakuje go zaśmiał się i rozerwał jej opatrunek wyrzucając go za siebie. Przyglądnął się mu uważnie. - Brzydka rana... - westchnąwszy polał ją wódką, szybko łapiąc za poduszkę którą zakrył jej głowę, kiedy zaczęła wrzeszczeć z bólu. Ponucił sobie przez czas umilknięcia dziewczyny i odsłonił jej zapłakaną buźkę śmiejąc się. - Oczyszczona... - Odłożył pusta piersióweczkę gdzieś na łóżko i kabury na udzie wyjął ulubiony sztylet. Przejeżdżając ostrzem bardzo delikatnie po jej policzkach poruszał na boki jej głowę zamyślony. - Szkoda pokaleczyć buzi... może lepiej wypruje ci wnętrzności, co? - Przesunął się bardziej na jej miednice ze swoim tyłkiem, nie pozwalając jej uwolnić swoich rąk. Włożył ostrożnie koniec ostrza pod jej koszulkę i sprawnym, szybkim ruchem sztyletu rozciął na pół odsłaniając jej ciało. Uśmiechnął się. - Dla kogo kuzyneczko wkładasz taką bieliznę, hm? - Widząc brak chęci rozmowy ze strony dziewczyny, na początek tylko dla zabawy zasłonił jej usta jedną dłonią, a drugą trzymając pewnie rękojeść zaczął na niewielką głębokość pisać pomału, drukowanymi literami pewien wyraz. Krew lała się po jej skórze na pościel, zakrwawiając jej biel. Kiedy zerknął tylko piszczała przez zamknięte usta, a z jej oczy płynęły strumyki łez. Nie wzruszyło go to, a tylko zmotywowało do dokończeniu wyrazu. Puścił jej buzie i spojrzał jak dychała zapłakana, a on przyglądał się swojemu dziełu na jej brzuchu, gdzieś na wysokości przepon. - U R A G I R I M O N O (zdrajca) – wziął głęboki wdech i ucałował czoło kuzynki. Noriko miała już dość, ale milcząc zaciskała zęby, by nie wrzeszczeć z przeraźliwego bólu, tylko cicho łkała. Kunimichi wyjął jeszcze jedną piersióweczkę i ponownie biorąc poduszkę zakrył nią twarz kuzynki polewając wódką jej brzuch. Noriko drżała gryząc poduszkę jak najmocniej potrafiła piszcząc. Mężczyzna odstawił drugą buteleczkę gdzieś na łóżko i zabrał poduszkę. Zrobił sztuczną smutną minkę i poklepał jej policzek, aż się mocno zaczerwienił. Niespodziewanie zauważył coś na jej szyi, postanawiając się temu przyjrzeć. Przekręcił na siłę jej głowę w bok i odgarnął włosy zgrzytając zębami. - Robisz za pożywienie?! Dla kogo?! Nasza krew może być przelana tylko w walce! - Podniósł się i łapiąc ją za włosy z ciągnął z łóżka rzucając na podłogę. - Umrzesz na jego oczach! - Patrzył jak się podniosła z wielkim trudem i próbuje uciec na czworaka, co go rozbawiło. Podszedł spokojnie do niej wkładając płaszcz i nogą przydusił jej głowę do podłoża, by poprawić kołnierzyk, po czym chwytając za jej koszulkę, pociągnął do góry zrywając jej resztki, zły wywalił materiał gdzieś. Odetchnął i ponownie złapał ją za włosy pomagając jej w ten sposób wstać. Kiedy się wyprostowała utrzymywał tak jej głowę przy jego ramieniu, a drugą ręką przyłożył jej do krtani sztylet szepcząc do ucha. - Idziemy... -Pchając ją swoim ciałem prowadził jak żywą tarczę na korytarz. Uśmiechnął się widząc obandażowanego wampira. - Nie przeszkadzamy? - powiedział ironicznie z nutką sarkazmu. Bez jakiś większych ceregieli i braku delikatności do ledwo przytomnej stanął około pięć metrów od wampira. -Nie lepiej zlizać? - Utrzymywał w pozycji wyprostowanej dalej Kire zapłakaną i wykrwawiającą się z ramienia i brzucha po którym spływała krew z łatwo rozczytywanych literek. Oddychała spokojnie, miała puste, zmęczone spojrzenie skierowane w jakiś punkt. Stała w samych skarpetkach, bieliźnie i krótkich przesiąkniętych krwią spodenkach cała drąc z bólu, a Kunimichi czekał na reakcję wampira. Bawiąc się w kaleczenie jej delikatnej szyi sztyletem. Patrząc na wysportowane i cudne wręcz ciało nieśmiertelnego zrobiło mu się gorąco, co poczuła tylko Noriko. Czuła obrzydzenie do niego. Mężczyzna uważnie obserwując u niego każdy zarys mięśni przejechała językiem flirtując po policzku kuzynki. - Jak z nią skończę chętnie się z tobą zabawie... na ostro - pościł mu oczko, odchylając jej głowę bardziej w tył szarpnąwszy za włosy. |
| | | Taro Czystokrwisty
Liczba postów : 93 Join date : 09/01/2013
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Czw Mar 14, 2013 10:32 pm | |
| Zmywał spokojnie krew ze ścian i podłogi starając się ignorować jakże głośną muzykę, która po prostu wręcz go irytowała. Nie przerywał jednak sprzątania, bo w końcu nie tak łatwo zmyć ze ścian krew. Kto to widział żeby on zasuwał na szmacie by posprzątać ten bałagan, no, ale cóż nie miał innego wyjścia, szorował powoli zasychającą posokę starając się jak najszybciej się wszystkiego pozbyć. Kiedy tak szorował nagle usłyszał jakiś nieznany sobie głos, podniósł wzrok i skrzywił się na widok tego, w jakim stanie była Noriko, zapewne za sprawą osobnika, który trzymał ją jak i również sztylet przy jej krtani. Nie miał zamiaru wykonywać jakichś gwałtownych ruchów, wiedział, że jeden jego gwałtowny ruch a dziewczyna zakończy swój żywot, ale przecież nie musi się nawet ruszać z miejsca. Słysząc jego słowa miał zwyczajnie ochotę się porzygać, jako on nie znosił gejów, a zwłaszcza takowych łowców, to była najgorsza rzecz, jaką można było napotkać na swej drodze. Postanowił przemilczeć tą dziwną propozycję i zająć się jakimś wyratowaniem Noriko od tego, co może ją czekać, jeśli on zdecyduje się zakończyć jej życie jednym szybkim pociągnięciem ostrza po jej gardle. -Zlizywać to ty zaraz będziesz. Yamada uśmiechną się i patrząc w oczy tego człowieka wprowadził go w hipnozę powodując tym, iż zrobi wszystko, co wampir mu rozkaże, po tym jak ten został wprowadzony działanie jego zdolności Taro nakazał mu puścić Noriko, a potem zlizać krew, jaka była na podłodze a następnie poharatać swoje ciało zadając takie same tortury, jakie zadał dziewczynie, nie musząc utrzymywać kontaktu wzrokowego z osobą, którą zahipnotyzował ani specjalnie starać się z utrzymaniem owej hipnozy mógł zająć się Noriko, która straciła już zbyt wiele krwi, posadził ją przy ścianie i po czym zerwał z siebie swój opatrunek i czystą częścią bandaża obwiną Delikatnie rany na brzuchu dziewczyny, oderwał kawałek od większej części i obwiązał ramię Noriko, po czym zajął się torturami na tym, który w tej chwili kończył wyżynać sobie napis na brzuchu. Widząc jak ładnie się pociął kazał mu zacząć dźgać się tak by jeszcze nie zdechł a kiedy był już dziurawy niemal jak sito nakazał mu poderżnąć sobie gardło, kiedy padł już martwy wtedy wampir mógł zająć się Noriko, podniósł ją i zaniósł do swojego pokoju, posadził na łóżku i zajął się spokojnie jej ranami, zerwał bandaże, jakie użyłby zrobić prowizoryczne opatrunki i przemył rany, starał się być jak najbardziej delikatny by nie sprawiać jej jeszcze więcej bólu. Kiedy po kilku minutach skończył robić te ważniejsze opatrunki wtedy delikatnie przemył ranę na jej szyi i nakleił plaster gdyż nie były wcale groźne, uporawszy się z jej ranami zabrał się za zrobienie nowego opatrunku sobie w końcu tak prędko się nie zagoją jego rany aczkolwiek o wiele szybciej od ran dziewczyny, kiedy skończył zajmować się swoim opatrunkiem podniósł się i podszedł do torby, wyjął z niej jakąś koszulkę i włożył na siebie, wyjął kolejną koszulkę i podszedł do łóżka, ostrożnie ubrał Noriko, po czym przeniósł do niezrujnowanego pokoju i położył na łóżku okrywając kołdrą. -Jakbyś czegoś potrzebowała wołaj… Milcząc już cofną się kilka kroków i wyszedł z pokoju, w końcu musiał ponownie sprzątnąć bałagan, jaki ponownie pojawił się w korytarzu. Zamkną za sobą drzwi i wyniósł trupa z domu gdzie kolejne truchło spalił nie pozostawiając po nim śladu, po czym wrócił do domu i zajął się sprzątaniem. Szorował ściany i podłogę przez kilka godzin by nigdzie nie pozostał najmniejszy ślad krwi potem zajął się sprzątnięciem szkła, które walało się po jego pokoju, a następnie zakleił okno folią by nie napadało do pokoju śniegu w razie gdyby owe opady wystąpiły, sprawdził, jakie okno ma wymiary i zapisał na kartce i wpisał polecenie zamówienia nowego okna o wskazanych wymiarach, zaniósł kartkę do kuchni i chwycił z lodówki syntetyk, po czym poszedł do pokoju, w którym była Noriko, wszedł po cichu do środka powoli podchodząc do łóżka widząc, że dziewczyna śpi usiadł obok niej i pogłaskał delikatnie jej głowę, miał nadzieję, że wyliże się z tych ran aczkolwiek raczej nie pozbędzie się w cudowny sposób blizn, jakie na pewno jej pozostaną, poprawił włosy spadające jej na twarz i siedział spokojnie popijając syntetyk, nie chciał jakoś się stąd ruszać w końcu nie wiadomo czy kogoś znów na nich nie naślą z byle powodu. Dopił syntetyk i zrzucił buty z nóg oraz zachlapane krwią spodnie, padł obok Noriko i zamkną oczy niemal natychmiast odpływając do krainy snów.
| |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Pią Mar 15, 2013 1:32 am | |
| Wszystko wydawało się jej stracone, a nie chciała jeszcze umierać skoro nie przeprosiła Taro ani nie wybaczyła ojcu za jego okrutny postępek względem jej matki. W myślach tylko zaczęła się modlić o wybaczenie jej grzechów i pozwolenie wejść jej do ogrodu niebios. Zamknęła oczy pociągnąwszy noskiem i z trudem nabrała powietrza poruszając brzuchem jakby się dławiła. Bardzo mocno zbledła, jej spojówki zaczerwienione od płaczu, jak i okolice oczu podchodzące pod fiolet nie zapominając o ustach, które nie były już tak lśniąco zaróżowione. Nie wiadomo dlaczego jej kuzyn ją puścił i zaczął robić bardzo dziwne rzeczy. Była przerażona i wiedząc czyja to sprawka zadrżała jak wampir do niej podszedł, ale była za słaba, by cokolwiek zrobić. Posadził ją przy ścianie, oparła się głową przechylając ją w drugą stronę, by nie patrzeć, co ktoś bliski jej serce robi. Po jej policzkach spływały łzy bólu, ale nie fizycznego tym razem była raniona psychicznie. To było gorsze od wszelkich ran na ciele. Kiedy zerwał z siebie swój opatrunek i czystą stroną zabandażował delikatnie rany na jej brzuchu oraz ramię poczuła się jak ofiara losu. Jak łowczynie mogła dopuścić do tego, by się ktoś zajmował jak dzieckiem. Zła na siebie słysząc jak krew jej rodziny tryska na podłogę i ściany drżała przerażona coraz bardziej. Podniosła krzyk słysząc jak ciało Kunimichi'ego padło na podłogę sztywne, a sącząca się posoka wypłynęła zapaskudzając storą część korytarza, gdzie leżały zwłoki. Zacisnęła powieki, by nie patrzeć na tą czerwień i zatkała uszy dłońmi nie chcąc słyszeć jak wypływa z niego życie. Ponownie poczuła jak podszedł do niej, zadrżała ze strachu. To było silniejsze od niej. Pomógł jej wstać, po czym wziął na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Pomału otwierała oczy czując jak znów jest tak blisko niego. I od niechcenia znalazła się w sypialni w której było dość zimno. Nabrała trochę powietrza za nim ją posadził na łóżku. W ten sposób wszystko ją jakoś strasznie bolało, ale zagryzając wargi zębami przyglądała się jak zajął się na spokojnie jej ranami. Zerwał i tak już przekrwawione bandaże i przemył rany. Po jej policzkach płynęły łzy, ale krzyczała, nie robiła sobie wstydu, widziała jak starał się być najbardziej delikatny. Nie musiała tego czuć, ale widziała pracę jego dłoni, by nie sprawiać jej przy udzielaniu pomocy jeszcze więcej bólu. Sama praca nad zabezpieczeniem najpoważniejszych ran zajęła mu dobrych parę minut, może nawet kwadrans. Na koniec przemył ranę na jej szyi i nakleił plaster, co ją dość zdziwiło. Ta ranka tak na dobrą sprawę nie wymagała tego. Jak to się mówi „do wesela się zagoi”. Ona padła na łóżko nie mając sił na dłuższe utrzymywanie ciała w pozycji siedzącej, kiedy to on zrobienie sobie nowego opatrunku przyglądała się mu przez chwilę, ale jakoś powieki zaczęły się jej same zamykać, nie miała siły normalnie funkcjonować po utracie tak dużej ilości krwi. Obudziło ją dopiero jak ostrożnie zaczął wkładać jej czystą koszulkę na szczęście była ona przyduża, więc kiedy pozbyła się zakrwawionych spodenek nie było widać różnicy. Nie spodziewanie znów ją wziął na ręce i przeniósł do innego pokoju. Jednak każdy jeden prócz jego niczym się omal nie różnił, więc nie robiło to jej różnicy, marzyła tylko, by pójść spać w ciszy. Delikatnie położył ją na łóżku, aż usiłowała się zaśmiać. Była przekładana z łóżka na łóżko, nie mogąc na żadnym zagrzać sobie miejsca. W końcu przykrył ją kołdrą, a ona ledwo słysząc, co do niej mówi spokojnie zasnęła. Nie miała żadnego snu, całkowicie organizm skupił się na regeneracji ciała jakie było w opłakanym stanie. Nie mogąc się poruszyć w czasie snu strasznie zdrętwiała, czując nieprzyjemne mrowienie karku, uwielbiała od zawsze spać na boku lub brzuchu, a ty zmuszona na plecach męczyła się. Wybudziło ją i ustawiło na tryb czuwania oraz gotowości skrzypnięcie drzwi i kroki w jej stronę. Już chciała zaatakować, gdy poruszyła głową tylko mrucząc z bólu. I na tym skończyło się, leżała nie otwierając oczy, by nie zmylić tego kogoś. Ten ktoś miał znajomy zapach i usiadł obok niej. Wciąż udając poczuła przyjemne głaskanie, bardzo delikatnie jej głowy, po czym poprawił włosy spadające na jej twarz. Nie mogąc długo tak wytrzymać zarumieniła się. Nasłuchując jak popija syntetyk. Czekając, aż wyjdzie do jej uchu doszły odgłosy jakiś nie potrafiła w żaden sposób wyobrazić od czynności jakie mógł wykonywać w daje chwili. Kiedy poczuła jak zajął miejsce obok, kładąc się. Niepewnie odwróciła głowę otwierając oczy, a widząc jak zasnął uśmiechnęła się. Drżącą rękę skierowała ku niemu i delikatnie opuszkami pogładziła jego policzek, szepcząc. -Dziękuję... - ponownie zamykając powieki zasnęła z dłonią ku jego twarzy. Nie miała siły się bawić w układa się do snu. Nie wiadomo kiedy księżyc poszedł spać, a słoneczko zagościło na niebie bardzo wysoko budząc swoimi promieniami odwróconą w stronę okna twarz. Grymasząc i mamrocząc coś pod nosem zakryła zamknięte oczy ręką i chcąc podnieść się do siadu złapała się za brzuch, po czym za ramię z bólu z własnej głupoty zbyt szybkich ruchów posykując. Otworzyła oczy i wydarła się na widok, a później westchnęła zdając sobie sprawę kogo się tak wystraszyła. -Dorothy... nie masz nic do roboty tylko stać nade mną jak śpię? - złapała się za głowę robiąc płytki wdech, by nie nadwyrężać obolałego ciała. Natomiast gosposia uśmiechnęła się tylko. - Właśnie zmieniłam pościel w państwa sypialniach oraz zadzwoniłam po fachowców do okien i drzwi. - dalej się uśmiechając usiadła na łóżku obok Noriko. - Rozumiem, że już się państwo pogodzili, a pościel będę regularnie wymieniać tylko w jednej sypialni? - zaczęła swoje od rana. Łowczyni westchnęła ciężko, a spojrzawszy na wampira zamyśliła się nad odpowiedzią. Nie miała pojęcia czy już jej wybaczył jej kłamstwa i czy zaufa na tyle, by mogła spać po drugiej stronie łóżka oczywiście z bronią pod poduszką, bo inaczej sobie tego nie wyobrażała. Mlasnąwszy przymrużyła oczy szepcząc. -Jak się Taro... znaczy... mój mąż obudzi to go sama o to spytaj... - zaczęła wymyślać – Ma zmienne nastroje jak kobieta w ciąży, nie wiem czy... - zostało jej przerwane chichotaniem gosposi, skrzywiła się na to zachowanie. - A ty z czego się śmiejesz? - z małymi problemami zaczęła się podnosić do siadu szybko opierając plecami o poduszkę. W tym czasie Dotothy już wysnuła wnioski. - Jak miło to słyszeć, myślałam, że jeszcze poczekacie, ale jak już... to cudownie... gratuluje pani Yamada. - cichutko zaklaskała, a Noriko zgłupiała nie mając pojęcia o czym ona gada. -Czego gratulujesz? Sama mówiłaś... - przerwała jej znów, że zacisnęła pięści ze złości. Gosposia nie mogąc już wytrzymać znów zaczęła gadać. - Myśleliście już o imieniu? Jak dla dziewczynki to ślicznie byłoby dać Elisabeth, albo Christine – zamyśliła się, nie widząc na szczęście miny załamanej dziewczyny. - Nathalie też jest bardzo ładne... a dla chłopca proponuję... - Noriko zamknęła jej usta dłonią nie mogąc już słuchać o imionach dla dziecka. Spojrzała na Taro, po czym na nią zabierając rękę. -Nie jestem jeszcze w ciąży... dopiero się staramy, więc jakbyś była tak łaskawa... - celowo urwała, by nie musieć o tym mówić mając nadzieję, że gosposia zajarzy i pójdzie, a ona znów spokojnie zaśnie. Ale była bardziej tępa, nisz łowczyni uważała. Nie mając innego wyjścia stęknąwszy z przeszywającego bólu na czworaka spokojnie mając zawroty głowy polazła na drugi koniec łóżka i wlazła na wampira siadając na nim ostrożnie mając nadzieję, że śpi jak zabity. Złapała również kołdrę i okryła ich patrząc wilkiem na Dorothy. Widząc, że wciąż do niej nie dociera załamana westchnąwszy udała bardzo powoli, że ściąga koszulkę. Wtem kobieta podniosła się czerwienią i przepraszając gestem dłoni. - Już rozumiem... staranie się... - wychodząc jeszcze dodała – powodzenia... - szepnęła i zamknęła za sobą drzwi. Noriko tylko odetchnęła z ulgą opuszczając koszulkę spojrzała na Taro i pogłaskała po głowie. Dziwnie się czując zastępując choć tyko w zabawie zmarłą panią Yamada. Już miała z niego schodzić jak poczuła kujący ból jęknęła i padła na niego*. Walcząc przez chwilę z zamykającymi się powiekami zasnęła czując zimno bijące od wampira.
*Stała pod drzwi i nasłuchiwała przez chwilę, a słysząc znaczące jęknięcie i jakiś dodatkowy dźwięk zaśmiała się idąc do kuchni. - Dla chłopca to ładne... Tony albo tak bardziej Edward lub delikatniej Justin – spokojnie doszła do kuchni zabierając się za robienie śniadania i dumaniem nad wyglądam dziecka. |
| | | Taro Czystokrwisty
Liczba postów : 93 Join date : 09/01/2013
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Pią Mar 15, 2013 2:37 am | |
| Pogrążony we śnie nie mógł spokojnie się zregenerować, nie śnił o niczym tylko chwilami przez jego umysł przelatywały urywki wspomnień w postaci snu, ale nie było to niestety nic przyjemnego dla wampira jednak wciąż spał. Obudził się dopiero słysząc wrzask Noriko, otworzył nieco jedno oko by sprawdzić, dlaczego tak wrzeszczy, widząc gosposię zignorował to i udawał po prostu, iż dalej śpi, nasłuchiwał tego, o czym rozmawiały mając zwyczajnie ochotę się roześmiać jednak powstrzymywał się przed tym by samemu nie być wplątanym w tą pogawędkę. Późniejsze słowa jak i czyny dziewczyny nieco go zdziwiły, ale nawet nie drgną udając wciąż, iż pogrążony jest w głębokim śnie, kiedy Dorothy opuściła w końcu pokój otworzył oczy i patrzył na Noriko nieco zdziwiony a jednocześnie rozbawiony. -To my planujemy jakieś dzieci? Wyszeptał nim padła na niego zaś po tym jak wylądowała na nim skrzywił się nieco z bólu, jaki w tej, że chwili odczuł, jednak nic więcej już nie mówiąc pogłaskał głowę śpiącej już dziewczyny lekko się uśmiechając. Wiedział, że by wydobrzeć potrzebuje dużo odpoczynku i nie miał zamiaru jej tego utrudniać. Przez około pół godziny leżał nieruchomo jedynie głaszcząc, co jakiś czas głowę leżącej na nim kobiety, nie chciał sprawić jej dodatkowego bólu w chwili gdyby podniósł się jednak musiał w końcu wstać. Ostrożnie podniósł się do siadu przytrzymując Noriko a potem kładąc ją na wolnej połowie łóżka, miał nadzieję, że tym jej nie obudził, okrył ją kołdrą i wstał. Wolnym krokiem poszedł do swojego pokoju by przebrać się, będąc w pokoju spokojnie zdjął koszulkę i zmienił sobie opatrunek na nowy, po czym włożył na siebie czystą potem założył spodnie i skarpetki oraz włożył jakiekolwiek buty. Kiedy był już ubrany wziął koszulkę i spodenki z torby następnie sięgną po apteczkę i wrócił z powrotem do pokoju, w którym spała dziewczyna, położył apteczkę na stoliku przy łóżku zaś ubrania położył na wolnej stronie łóżka, usiadł obok Noriko i lekko szturchną kilka razy by się obudziła, w końcu musiał zmienić jej opatrunki. -Obudź się. Muszę zmienić ci opatrunki. Powiedział spokojnie ponownie lekko ją szturchając, kiedy już się obudziła pomógł jej powoli podnieść się do siadu i ściągną ostrożnie z niej koszulkę, którą odrzucił na bok, zaczął powoli rozwijać bandaż na jej ramieniu a potem zajął się tą raną i założył nowy opatrunek, na jej szczęście krew już zakrzepła. Po zrobieniu opatrunku na ramieniu zajął się jej brzuchem, przez cały czas starał się być jak najbardziej delikatny by nie wyrządzić jej żadnej krzywdy. Kiedy skończył z opatrunkami sięgną po czyste ubrania i mimo iż chciała sama się ubrać musiał jej w tym pomóc tylko, dlatego iż była jeszcze zbyt słaba, po wszystkim uśmiechną się jedynie i pomógł jej z powrotem położyć się, po chwili podszedł do okna i zasłonił je tak by w pokoju było ciemniej, dzięki czemu słońce nie drażniło go a i dziewczynie będzie się lepiej wypoczywać. -Powiem Dorothy by przyniosła ci śniadanie tutaj. Pozbierał brudne ubrania z podłogi i wyszedł z pokoju by odnieść ciuchy do kosza na pranie, po wykonaniu tej czynność poszedł wolnym krokiem do kuchni, ignorując w pierwszej chwili gosposię wyjął z lodówki butelkę syntetyku i wypił całą zaś pustą butelkę wyrzucił do kosza. Dopiero wtedy spojrzał na Dorothy przyglądając się temu cóż szykuje na śniadanie, do tego wszystkiego na swoje własne nieszczęście musiał przy niej udawać, że oddycha, co tylko powodowało gorszy niż bez tego ból. -Przynieś śniadanie do pokoju. Rzucił jedynie tyle i powędrował z powrotem do pokoju, nie miał ochoty przesiadywać w towarzystwie wypytującej o wszystko gosposi, czułby się wtedy osaczony i miałby wielką chęć stąd uciekać gdzie pieprz rośnie. Aczkolwiek już polubił to miejsce przynajmniej nie słyszał irytującego przyprawiającego o ból głowy odgłosu ciągle przejeżdżających samochodów i tak naprawdę wolałby już nigdy więcej się stąd nie ruszać, chociaż jedyną przeszkadzającą mu rzeczą było ciągłe paplanie gosposi, ale to jeszcze dało się wytrzymać i czasem było się, z czego pośmiać. Wszedł do pokoju i usiadł na łóżku patrząc w jeden punkt na ścianie, nie chciał nic mówić, bo myślał, że Noriko znów śpi i wyszłoby na to, że gadał sam do siebie, a monologów nie lubił.
| |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Pią Mar 15, 2013 3:38 pm | |
| Widząc wychodzącą Dorothy jakoś wszystko puściło, uspokoiła się, a będąc w bezruchu jej organizm poczuł mocne znużenie. Jak już miała stracić siłę na unoszenie swojego ciała w pozycji wyprostowanej usłyszała słowa wyszeptane przez wampira, nie zdążyła nic powiedzieć, ale uśmiechnęła się. Musiała przyznać było jej wygodnie i choć leżała na brzuchu wyrzeźbione ciało mężczyzny oraz jego bezdech nie dawały jej odczuwać bólu. Tym lepiej się spało, tylko tak wtulona w niego czuła zimno, w żaden możliwy sposób nie potrafiła przenieść na niego ciepło, by jak pościel ogrzewała ją. Jednak wynagrodził nieświadomie jej to gładząc ją po głowie, przez co wydzielała więcej ciepła. Z chwilą poruszenia się Taro do pozycji siedzącej minimalnie obudziła się, jednak nie miała siły nawet otworzyć oczu, więc tylko odchylając się bezwładnie do tyłu czuła jak podtrzymuje ją. Zarumieniła się przyznając, że znajdując się w dziwacznej pozycji jak na kogoś kto jeszcze chwilę temu się nienawidził. Położona na wygodną pościel od razu wtuliła się w poduszkę i zasnęła bez problemów. Śniła, znaczy przeżywała koszmar.
Przechadzała się po jakim pałacu, przez najdłuższy korytarz pomiędzy ścianami poobwieszanymi tysiącem obrazów, a raczej portretów. Nie znała tych ludzi, ale czuła na karku jak jest obserwowana, przyspieszając kroku omal zaczęła biec. Rósł w niej strach. Mając drżące dłonie z trudem otworzyła pierwsze lepsze drzwi na swojej drodze. Zamykając je z hukiem od środka nie pozwalając nikomu jeść oparła się o nie, uspokajając oddech. Rozglądnąwszy się po pomieszczeniu w jakim się znalazła zauważy pośród ciemności tylko jedno duże lustro na samym środku. Z lękiem spokojnie podchodziła do niego wzrokiem badając teren, by nic nie wyskoczyło i usiłowało jej zabić. Stanęła przez nim, a widząc swój strój zdziwiła się. Miała na sobie starego kroju piękną do ziemi suknię. Z dużym wyciętym dekoltem, mocno ściśniętą pod biustem złotą tasiemką i rozszerzaną ku dołowi w koronkowe wzorki wijącej się winorośli w odcieniach ciemnego złota, zgniłej zieleni oraz przeczernianej pomarańczy. Rękawy długie rozszerzane od łokci zakrywające omal całe dłonie. Skupiona na swoi stroju nawet nie zauważyła jak ktoś stoi już za nią. Zorientowała się kiedy objęta została jedną ręką w pasie, a druga przechyliła jej głowę lekko w bok. W odbiciu zobaczyła Taro dziwnie uśmiechającego się, który zdjął z jej szyi czarną koronkową apaszkę rzucając ją na podłogę i zatopił w niej swe kły. Czuła jak obejmował ją coraz mocniej niemalże wbijając jej swoje palce w jej brzuch. Zamknął oczy wypijając z niej z niebywałą szybkością krew. Z jej oczy popłynęły łzy, kapiące z brody na sukienkę. Robiła się coraz bledsza jakby spijał z niej życie. W końcu przymknęła z osłabienia oczy na moment. Z ukąszenie na jej szyi sączą się cieniutkie strumyczki krwi. Mruknęła chcąc coś powiedzieć, ale nie zdążyła gdyż ją odwrócił i pocałował. Czuła w jego ustach krew, miała nie zadowalający smak, ale podtrzymywana za tył głowy zmuszona ją przełknąć odwzajemniała pocałunek. Oderwał się po jakimś czasie od niej spokojnie patrząc na nią celowo odwracając jej głowę w stronę lustra. Otwierając oczy ujrzała już krwisto czerwone tęczówki, miała białą cerę jak trup, a jej włosy opadały na twarz były czarne jak węgiel. Nie potrafiła wydać z siebie głosu opanowało ją przerażenie. Wyglądała jak ona, stojąc jak sparaliżowana. Wampir nagle zniknął zostawiając jej samej sobie. Przyglądając się sobie, gdy ktoś zaczął ją szarpać za ramię odwracając wzrok ujrzała całą we krwi prawdziwą panią Yamada z wysuniętymi kłami patrzącą się na nią z nienawiścią chcąc się zaraz na nią rzucić. I już...
Otworzyła oczy lekko przerażona i spocona. Oddychała niespokojnie, ale widok opiekuńczego, aż za bardzo wampira uspokoił ją wiedząc, że to był tylko koszmar. Odetchnęła z ulgą patrząc na niego, jednak słysząc o zmianie opatrunku skrzywiła się. Nie chciałaby już ją dotykano, ale nie miała wyjścia. Pomógł jej usiąść i pozbywszy się jej koszulki zajął się ranami. Samo zdjęcie opatrunków, a najbardziej z brzucha było najbardziej nieprzyjemnym uczuciem. Czemu? Taka ilość zaschniętej i sklejonej z opatrunkiem krwi ze skórą to tylko ból. I choć był naprawdę delikatny jak za każdym razem zaciskała zęby, by nie krzyczeć. Do takich obrażeń nie była w żaden sposób przygotowywana. Tym bardziej musiała pokazać ze swojej strony opanowanie, a nie jakąś beksę. Nie było to łatwą w każdym razie, ale słabość nie była w tej chwili dozwolona. Opatrzona, czystymi opatrunkami które pomagały jej wrócić do prawidłowej kondycji ujrzała nowe ubranie dla niej. Zdziwiło ją, że znów daje jej swoje rzeczy. Jednak w żaden sposób tego nie pokazywała po sobie. Tylko zaczęła grymasić, kiedy to ją zaczął ubierać. Nie była dzieckiem, a tym bardziej lalką do przebierania. Jak już odpuściła zrobiła się tylko czerwona jak zakładał jej spodenki. Minimalnie, ale czuła na ciele jego ręce, co choć przyjemne sprawiało zawstydzenie. Jak była gotowa z uśmiechem i bardzo delikatnie położył ją z powrotem, patrzyła mu wtedy w oczy milcząc. Jak wstała i podszedł do okna szła za nim wzrokiem. Jak zasłonił tylko wchodzące do pokoju promienie dręczącego jej źrenice oczy sama uśmiechnęła się. Westchnąwszy już miała znów zasnąć, ale usłyszawszy o śniadaniu walczyła z tym, by je nie przespać. Dalej milcząc odprowadziła go wzrokiem do wyjścia. Będąc sama po jej policzkach popłynęły gorzkie łzy. Zaczęła cierpieć z utraty jej tak bliskiej osoby, dla której zrobiłaby wszystko. Przypominając sobie jego śmierć, chciała umrzeć, bo wiedziała, że dopóki żyje przychodzić będą po jej życie kolejni członkowie rodziny. I nie chciała widzieć również ich śmierci, nie zniosłaby tego. Słysząc jak ktoś się zbliża zamknęła powieki udając, że śpi. Tak leżąc ktoś usiadł obok, wtem otworzyła oczy, a widząc Taro mimowolnie uśmiechnęła się. Przez tą jego opiekuńczość jej uczucie do niego rosło, co z pewnością przestworzy jej tylko bólu jak będzie musiała odejść. Milczał wpatrzony w jakiś punkt. Zastanawiając się chwilę odezwała się kładąc dłoń na jego kolanie. -Dziękuję ci... Zaśmiała się przypominając coś sobie. I postanowiła poprawić im obojgu trochę ten grobowy i nadopiekuńczy nastrój. Z dużym uśmiechem zaczęła drążyć pewien temat. -Kochany... to już nie pamiętasz? Przed ołtarzem obiecałeś, że będziemy mieć szóstkę maluszków... ja cię trzymam za słowo... Wybuchnęła śmiechem wolną ręką delikatnie łapiąc się za brzuch, który przy śmiechu strasznie ją zakuł. Nie zdążyła usłyszeć, co miał na ten temat jej do powiedzenia w ramach zabawy, bo do pokoju wlazła z tacą pełną pyszności gosposia. - Co tu tak ciemno? Pani Yamada chyba nie ma zamiaru spać cały dzień? - Podeszła do łóżka i rozkładając nóżki tacy ułożyła go ostrożnie jak stolik tuż nad brzuchem dziewczyny. Noriko tylko podniosła się ostrożnie do siadu opierając się poduszkę i przyglądała się śniadaniu. Były bardzo apetyczne, ale jakoś jak tak wszyscy na nią patrzyli nie potrafiła nic wziąć do ust. - Pani Yamada proszę jeść, po takim staraniu, aż zbladła pani porządnie. Trochę witamin i będzie lepiej, ale proszę jeść. - Odparła uśmiechając się, gdy to doszła do uszu łowczyni zrobiła się cała czerwona słysząc takie słowa. Załamując się za jaką ona ma ją niewyżytą kobietę. Biorąc kubek z sokiem pomarańczowym upiła łyk puszczając lekko bąbelki, by się skupić na czymś innym. Nie minęło nawet pół minuty jak Dorothy coś sobie przypomniała. - Panie Yamada rozumiem, że pościel będę regularnie wymieniać tylko w jednej sypialni? - patrzyła na niego pytającą, chcąc mieć mniej do roboty. Nie mogąc również dłużej wytrzymać, nie mogąc sobie wyobrazić, co się tu działo w nocy, że rozwalili zamek w drzwiach i okno zrobiła krok do przodu. - A to staranie się... o potomstwo musi być takie... - zaśmiała się cicho pamiętając jak wyglądała pościel w oby sypialniach pełna krwi i zalana wódką. - No wiedzą państwo... To nie moja sprawa, ale jak mają państwo problemy... to znam dobrego lekarza... i nie będzie trzeba tak... no na ostro... - Noriko prawie udławiła się sokiem, odkładając go na tacę uderzała się w klatkę, by się nie udusić. Robiąc taką minę jakby się dowiedziała, że przez tyle lat była oszukiwana i naprawdę jest mężczyzną. Czyli kompletne załamanie i szok do potęgi „n”. |
| | | Taro Czystokrwisty
Liczba postów : 93 Join date : 09/01/2013
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Pią Mar 15, 2013 4:34 pm | |
| Siedział spokojnie patrząc się w jeden punkt by nie przeszkadzać dziewczynie w odpoczynku a przynajmniej do czasu aż nie będzie musiała podnieść się na śniadanie. Jednak słysząc słowa Noriko tylko się uśmiechną, nie miała, za co mu dziękować w końcu zrobił, co musiał i póki nie wydobrzeje to dalej będzie się nią opiekował. Słysząc jej kolejne słowa prawie spadł z łóżka, a chwilę potem zaczął się śmiać, nie trwało to jednak zbyt długo, bo do pokoju weszła gosposia zaś Taro zamilkł. Miał nadzieję, że tym razem daruje sobie gadanie o swoich wymysłach, niestety, chociaż myślał, że po prostu zostawi ona tu tacę z jedzeniem to zamiast tego jeszcze sterczała gadając jak najęta. Zaczynała go powoli irytować ciągłymi pytaniami i tworzeniem jakiejś teorii na ich temat, po pierwszym pytaniu do niego po prostu przytakną. -Ta. Rzucił na odczepnego mając nadzieję, że w końcu wyjdzie i da biednej Noriko spokojnie jeść zamiast wgapiać się w nią przez cały czas, niestety tak się i tym razem nie stało, słysząc kolejne jej słowa wyprowadziły Taro z równowagi, jednak słysząc, że Noriko zakrztusiła się sokiem lekko poklepał ją po plecach w końcu nie chciał mieć jej na sumieniu przez durną paplaninę gosposi. Miał serdecznie dość tego jak we wszystko musi wtykać swój nos, co ją to obchodziło?! Wstał z łóżka i zły podszedł do gosposi, miał wielką ochotę skrócić jej język, ale wolał się przed tym powstrzymać, postanowił, więc iż zagrozi jej wyrzuceniem, co powinno poskutkować w końcu w tej dziurze nie łatwo było ludziom o jakąkolwiek przynoszącą zyski pracę. Zatrzymał się naprzeciw Dorothy z bardzo poważną miną, miał serdecznie dość jej paplaniny i wolał ją w końcu uciszyć. -Jeszcze raz wetkniesz nos w coś, co cię nie dotyczy a cię wywalę dotarło?! Poczekał chwilę, po czym wyrzucił gosposię z pokoju by dłużej nie zawracała mu głowy jakimiś bezsensownymi gadkami, których miał już po wyżej uszu i miał szczerą nadzieję, że ta groźba przynajmniej dotarła do jej pustej makówki inaczej naprawdę będzie musiał poszukać sobie innej gosposi. Zatrzasną za nią drzwi po tym jak wypchną ją na korytarz zaś sam wrócił do łóżka, na którym się położył niezadowolony. Milcząc dumał sobie tak po prostu nad jakimiś głupotami, poczekał w spokoju aż dziewczyna zje śniadanie, bo zwyczajnie nie chciał jej przeszkadzać tak jak to przed chwilą robiła Dorothy, przez której pomysły szło po prostu osiwieć. W końcu po kilku minutach spojrzał na dziewczynę jeszcze przez jakąś chwilę milcząc, nie wiedział, co powiedzieć, ale w końcu się namyślił. -Mam nadzieję, że ta groźba, chociaż trochę poskutkuje. Chętnie bym ją wymienił na mniej gadatliwą… Podniósł się do siadu zaczesując do tyłu włosy, które opadły mu na twarz, nie lubił mieć ograniczonego pola widzenia przez durne włosy no, ale cóż nad tym nie zapanujesz chyba, że wrzucisz na swoje kłaki tonę żelu. Kiedy jako tako doprowadził irytujące kłaki do ładu zamyślił się gapiąc się na drzwi, miał jedynie nadzieję, że prędko tu ta gosposia nie wróci, w innym wypadku przez jej paplaninę mógłby stracić nieco kontrolę nad sobą i zrobić jej krzywdę, czego wolał po prostu uniknąć gdyż wiedział, w jakiej sytuacji znajduje się Dorothy. Dumał przez jakiś czas aż w końcu wstał z łóżka i podszedł do okna, z którego był idealny widok na wejście do posesji, popatrzył chwilę przez owe okno, po czym ponownie siadł na łóżku. Niestety, ale znów wróciły do niego wspomnienia i wampir posmutniał milcząc już przez długi czas, zacisną jedynie pięści mając nadzieję, że Noriko w ogóle nie dostrzeże zmiany w jego zachowaniu, mimo wszystko wolał ukrywać chwilę, kiedy dopada go chęć rozpaczania nad tym, co stało się wiele lat temu.
| |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Pią Mar 15, 2013 6:34 pm | |
| Na jej twarzy pojawiło się zdziwienie jak przytaknął na jej głupie pytanie dotyczące spania w jednej sypialni. Czuła, że ma zamiar ją chyba pilność przez dwadzieścia cztery godziny na dobę w siedem dni w tygodniu i to przez całą zimę. Jakby nie interwencja wampira pewnie długo, by walczyła z możliwe, że z kropelką soku która wpadła jej nie w tę dziurkę przez wymysły Dorothy. Łapiąc spokojnie oddech odczuwając nieprzyjemny ból w okolicach tchawicy. Patrząc zniesmaczona na gosposię miała ochotę coś jej zrobić, ale uprzedził ją. Przez parę sekund myślała, że zrobi jej krzywdę. Na szczęście pogroził wyrzuceniem z pracy i nie chcąc jej nawet wysłuchać, bo widać było jak chce się tłumaczyć wystawił ją za drzwi na korytarz. Odetchnęła z ulgą. Niespodziewanie położył się obok na łóżku, wyglądał na zamyślonego, ale dała mu czas na wyrzucenie z głowy głupot i zajadała spokojnie śniadanie, jak skończyła usłyszała zabawne słowa z jego ust. Pokręciła tyko głową, ale milczała. Musiała dokładnie wszystko przełknąć i sama się odprężyć. Jednak nie potrafiła czuć się zrelaksowana w jego towarzystwie, a tym bardziej widząc jak przeczesał włosy do tyłu. Mruknęła czerwieniąc się i odwracając głowę w drugą stronę pokręciła mocno głową, by przestać tak myśleć. Spędziła z minutę wpatrzona w jakiś punkt na podłodze dumając nad czymkolwiek, byleby nie o nim. Westchnąwszy spojrzała na niego, ale siedział tyłem do niej jakoś zgarbiony jakby smutny. Była pewna, że jej obecność musi być okropna, w końcu zabawiała się jego kosztem, gdy możliwe, że ją nawet polubić i zaakceptował kim jest. Oddana całkiem rozmyślaniu na temat kim ona same teraz jest, tylko jedno przyszło jej do głowy. Była nikim. Nie miała już rodziny, uznana za zdrajce nie miała nawet prawa posługiwać się nazwiskiem przodków. Nie była nawet łowcą, bo nie potrafiła zabijać. Jaki wstyd przynosiła swojej zmarłej matce, która oddała za nią życie. Nie wiedząc, co za bardzo zrobić z trudem odstawiła tacę na podłogę i łapiąc się za brzuch wzięła głęboki wdech. Siedząc tak oparta wpatrywała się głównie w sufit zerkając na wampira. Nie mogąc znieść jak cierpi. Sama nie wiedziała czemu odczuwała w sercu jego emocje. Pomału miała dość, nie mogła się na niczym innym skupić jak tylko o nim. To dopiero udręka. Jak udało się wyrzucić kogoś kto ją zranił znalazł się następny i zaczyna niszczyć ją od środka. Wiedząc, że manipuluje umysłem jak to zrobił z Kunimichi'm sprawiał, że się go bała, ale sama opieka i delikatność sprawiały coś zupełnie innego. Cisza zaczęła ją dobijać jak i jego nastrój który przeszedł na nią. Westchnęła któryś tam raz z kolei w ciągu może pół godziny wzrokiem oglądnąwszy cały pokój. Nie mogąc znaleźć sobie zajęcia, bardzo delikatnie masowała swój obolały brzuch. Nie wytrzymywała tego, cała dygotała. Opanowana tak smutnym nastrojem, że zaczęła myśleć o śmierci, a przecież nie dał jej umrzeć. Ochronił ją. Teraz dbał i, co? Mając za sobą najgorsze będę przeżywać przeszłość, dumać nad przyszłością? Muszą przecież przetrwać teraźniejszość, a była ona nieciekawa jak patrzeć na tę chwilę. Wkurzona dobijającą ciszą, podnosząc się i na czworaka powędrowała w jego stronę. Znajdując się za nim uniosła się na kolanach i objęła go w pasie bardzo ostrożnie kładąc głowę na jego ramieniu. -Nie smuć się... proszę... Powiedziała cicho jakby smutna, a chwilę później złapała go za brodę, ob kręciła jego głowę odrobinę w jej stronę i pocałowała go namiętnie. Tuląc się do niego przelewała poprzez pocałunek swoje uczucie, by zapomniał o smutku i żył teraźniejszością. Nie miała pojęcia jak zareaguje, ale mało ją to interesowało miało poskutkować zmianą grobowej i nieprzyjemnej atmosfery jaką stworzyli przez ciszę. Po chwili zamknęła oczy gładząc go po policzku nie odrywając swoich ust od niego. Czy się bała? Nie, nic nie mógł jej zrobić, co zabolałoby ją bardziej niż wiedza, że jest jednym z głównych celi do zlikwidowana przez klan Hosokaya, który niegdyś był dla niej wszystkim i wiernie mu służyła nie dbając o konsekwencje. Teraz jednak było coś ważniejszego i z chęcią wolała zmienić się, choćby dlatego.
Ostatnio zmieniony przez Kirā dnia Pią Mar 15, 2013 8:27 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Taro Czystokrwisty
Liczba postów : 93 Join date : 09/01/2013
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Pią Mar 15, 2013 8:13 pm | |
| Siedział smutny zaciskając mocno pięści chciał jakoś pozbyć się w tej chwili nawiedzających go wspomnień jednak ciągłe gadanie tej gosposi powodowało coraz częstsze powroty wspomnień związanych z tym, co było dla niego najcenniejsze. Czując jak dziewczyna podchodzi do niego na czworaka i objęła go oraz położyła głowę na jego ramieniu, co nieco go zdziwiło, ale nie skomentował tego tylko spokojnie siedział. Słysząc jej słowa nie wiedział zupełnie, co ma powiedzieć, chciałby po prostu nie przejmować się tym, co było, ale niestety w jego głowie wciąż krążyły te wspomnienia, ponosił on odpowiedzialność za wybicie jego rodu w końcu wszystko stało się z jego winy. Z zamyślenia wyrwało go to, co zrobiła Noriko, kolejny raz go pocałowała zaś on ponownie pozostał bierny temu, co robiła, jednak po chwili zwyczajnie uległ jej odwzajemniając ten pocałunek. Sam nie wiedział, dlaczego to zrobił jednak na szczęście po chwili się otrząsną i delikatnie odsuną od siebie dziewczynę, wystarczy, że już raz doprowadził do nieprzyjemnej sytuacji, po której jeden klan łowców zwołał pozostałe zaś ród Yamada niemal przestał istnieć, odsuną się od Noriko wciąż na nią patrząc. -Chyba powinnaś o czymś wiedzieć… Wampir po chwili zastanowienia postanowił wyjawić jej coś, czego na pewno nikt nie powiedział jej w chwili, gdy była szkolona na łowcę, historię, którą wymazano pozostawiając jedynie wzmiankę o wyniszczeniu wampirzych rodów i wielkiej zemście Taro. Posmutniał jeszcze bardziej patrząc na Noriko, chciał jej opowiedzieć, co tak naprawdę było przyczyną wyniszczenia jego rodu i z czyjej winy oraz dlaczego Noriko jest tak podobna do prawdziwej pani Yamada. Nie mógł przecież ukrywać tego zwłaszcza w sytuacji, gdy zrobiono na nich nagonkę, zamyślił się na chwilę by pozbierać słowa i jakoś posklejać w zdania to, co chciał jej właśnie powiedzieć, kiedy już wiedział po kilku minutach w końcu odezwał się. -Jak wiesz mój ród został wybity, nie wiem, kto może jeszcze żyć prócz mnie, ale to teraz nie istotne…chodzi o to, że za to wszystko winę ponoszę ja i moja głupota… Urwał zdanie pogrążając się na chwilę w myślach w końcu nie wiedział jak dziewczyna zareaguje na wieść o tym, że jest spokrewniona z prawdziwą panią Yamada, ale nie mógł przecież pominąć tego faktu, bo w tym tkwi najważniejszy szczegół, nie powinien wyjawiać jej na raz wszystkiego jednak nie potrafił dusić w sobie tego dłużej. -Pani Yamada, do której jesteś tak podobna to nie jest jakiś zwykły zbieg okoliczności, …ponieważ wcześniej nazywała się Michiko Hosokaya i była córką Katsuyoshi Hosokaya, który nie umiał pogodzić się z tym, iż łowczyni woli przebywać z wampirem. Mówił dość spokojnie jednak nie umiał ukrywać smutku, jaki pojawiał się w chwili, gdy mówił o Michiko, pokręcił głową by się jakoś uspokoić żeby móc skończyć mówić, co chciał powiedzieć Noriko w tej chwili. Kiedy przegonił już niepotrzebne mu w obecnej chwili emocje spojrzał ponownie na dziewczynę, tak naprawdę nie potrafił uwierzyć, że po tym świecie będzie stąpać osoba tak podobna do zamordowanej pani Yamada. Czasem przebywanie z Noriko było dla niego po prostu trudne, zwłaszcza, że wolałby nie cierpieć, ale niestety to wszystko było tylko i wyłącznie jego winą a mógł po prostu trzymać się od śmiertelników z daleka. -Zginęła ponad sto lat temu z ręki twojego pra pra dziadka. Zamilkną zaciskając pięści z całych sił, nie mógł już dłużej mówić na ten temat, więc przestał w ogóle cokolwiek mówić, dał Noriko czas by ogarnęła to, czego się w tej chwili dowiedziała a on musiał sam uspokoić swoje emocje, które szukały ujścia jak szalone, nie mógł nic tu zrujnować w końcu nie siedział sam w domu a jeszcze plątała się po nim ta gadatliwa gosposia i wolał uniknąć kolejnych durnych jej komentarzy, których miał serdecznie już dość.
| |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Pią Mar 15, 2013 9:54 pm | |
| Przez chwilę zatracona namiętnością pocałunku nawet przez myśl jej nie przechodziłoby go odwzajemnił. Chciała tym tylko na chwilę go zająć, nie pragnąc nic więcej. Jednak zrobił coś nieprzewidywalnego i odwzajemnił powodując, że zadrżała czując jak w jej zniszczonym sercu coś zakiełkowało. Na ten moment ich pocałunku nic ją już nie interesowało. Oderwał się od niej odsuwając ją delikatnie, więc jednak coś poczuł. Może przestraszył się, że może skończyć się to dla nich źle? Nie wiedziała. Tylko westchnęła siadając na tyłku zadowolona tym, że na moment był jej. Skrycie uśmiechając się, jednak wszystko minęła jak odsunął się od niej wciąż wpatrzony wypowiedział coś, co ją zaniepokoiło. Nie chciała tylko usłyszeć, że ma zniknąć z jego życia. Nie zniosłaby tego. Nie teraz. Lekko drżąc przestraszona z tego, co ma zaraz usłyszeć, z każda kolejną minutą z jaką przyszło jej się zmierzyć zanim raczył się odezwać ten strasz rósł zamieniając się w niszczenie jej psychiki. Ile można czekać w niepewności. Nawet nie wiadomo na co? Jak się odezwał kamień spadł jej z serca jak usłyszała, że chce jej osobie mówić. W końcu się przed nią otworzył. W głębi była szczęśliwa, ale jego słowa nie radowały jej jakoś. Z poważna miną przyglądała mu się. Próbując zrozumieć to, co właśnie jej przekazał, ale jakoś nie mogła tego pojąć. Jak to przez niego? Jaką głupotę? Łowcy przecież od zawsze polowali na jemu podobnych. Przyczyna jest zawsze ta sama, jak kościół tępi dusze nieczyste tak zwykli ludzie szkoleni, by zabijać wybijali tych którzy zagrażali ich rasie. Ale co ma on do tego? Zgłupiała, a jednocześnie próbowała pojąć, co tak naprawdę ma jej do powiedzenia. Zaczynając dość nieciekawie. Usłyszała dalszy ciąg zaczętej przez niego rozmowy. Nie była zadowolona jak zaczął mówić o prawdziwej pani Yamada. Nie chciała nawet o niej słyszeć, a tym bardziej jak przypomniał się jej sen. Wiedziała, że jest do niej podobna. I to pewnie było przyczyną jego dobroci. I tu nagle jej serce zatrzymało się na moment jak usłyszała jej imię i nazwisko oraz czyją była córką. W jej głowie przewinęło się tysiące przeczytanych słów o jej rodzinie. Mówił prawdę, to możliwe? Jej serce przyspieszyło. Pamiętała wzmiankę coś o córce Katsuyoshi'ego, ale ona podobno została zabita przez wampira. Zabita, a przemieniona to jest przecież to samo w słowniku łowców. Wzięła głęboki wdech nie zważając na ból brzucha. Serce jej kołatało, a myśli obracały się wokół jednego. Tylko wokół Michiko. To jej krewna i również zdradziła swój, a raczej jej klan. Nie mogła uwierzyć, że nie jest jedyną która tak zrobiła. Spojrzała na Taro, w jej oczach pojawiły się łzy, które szybko spłynęły strumykami po jej policzkach. Michiko, przecież to inaczej Noriko. Miała nawet to samo imię, co ona. I zdradziła dla tego samego wampira swoją rodzinę. Kurczę! Złapała się za głowę zatykając uszy i zmykając oczy. Zginęła za to, a ją czeka taki sam los. Jeśli zdolna z pewnością łowczyni w dodatku wampir nie uratowała życia znając tyle sposobów walki i miała siłę bestii rządnej krwi, to jak ma to się udać słabej dziewczynie, jak ona. To wszystko ją przerażało. W dodatku, a raczej najbardziej to jak fajnie z pewnością bawił się nią Taro. Ona może i nie była lepsza, ale nie miała świadomości tego o czym on wiedział od początku, przecież widział kogo zabiera do domu. Jak tylko ją ujrzał na pewno się domyślał. Zapłakana spojrzała na niego z pogardą, a jej serce zakują jak nigdy z ogromną siłą rozczarowania. Był dużo gorszy od demona jak się zabawił jej kosztem. Zaczęła naprawdę nienawidzić nieśmiertelnych, tylko ją ranili. Nic więcej nie potrafili, dosłownie nic! Przełknęła ślinę z trudem go widząc przez łzy jakie zbierały się w jej oczach. Nie mogła uwierzyć w to wszystko. Miała rację od chwili jak tylko ujrzała panią Yamada. Była tylko namiastką jego dawnego szczęścia. I jeszcze ten okropny sen. Wszystko okładało się w jedną sensowną całość. Pociągnęła noskiem i dychając podniosła się słaba na uginających się nogach z łóżka. Trzymając się za brzuch spojrzała w stronę drzwi i milcząc zaryczana wyszła z trudem z pokoju. Nie chciała mieć nic z nim wspólnego. W takim stanie marzyła o upiciu się padnięciu na tym zimnie. Przypominając sobie jeden sensowny szczegół powędrowała do kuchni wspomagając się podpieraniem o ściany. W ten sposób doszła do kuchni skąd wzięła butelkę wina i roztrzaskała szyjkę o kant blatu. Biorąc nieostrożnie i pijąc z gwinta mocno procentową mieszankę. Spojrzawszy na etykietkę zaśmiała się. -Bodegas Artadi? Wow... czternasto procentowe... będzie ciekawie... Biorąc kolejny łyki pysznego w smaku w chwili takiej goryczy wina było dla niej zbawienne. Dla większej zabawy wyszła z domu. Idąc po śniegu w samych skarpetkach zadrżała, nogi szybko odmówiły posłuszeństwa i upadła na kolana. Czując jak siedzi w śniegu w samych spodenkach i koszulce widziała jak skóra robi się lekko fioletowawa z tak szybkiego ochłodzenia orgazmu. Spojrzała w niebo i rozryczała się bardziej podnosząc butelkę z winem do góry. -Za twoje zdrowie U R A G I R I M O N O Michiko!! - zaśmiała się – I za mnie... bo niczym się od ciebie nie rożnie... - spojrzała na butelkę – nawet kocham tego samego wampira za którego odebrano ci życie... więc czeka mnie śmierć... więc warto się za to napić... - upiła kolejny łyk, lekko zakręciło się w głowie. Nie od wina, lecz z zimna i tego jak była jeszcze słaba. Dorothy sprzątała w łazience, a gdy z niej wyszła powędrowała spokojnie do kuchni, lecz zatrzymała się widząc przez okno jak Noriko siedzi ubrana jak na lato w śniegu. Czym prędzej pobiegła do pokoju, gdzie siedział jej pan i przestraszona wbiegła do niego. - Panie Yamada! Panie Yamada! - zasapana spojrzała na niego – Panie Yamada... pani Yamada siedzi na śniegu i krzyczy... płacze nie jestem pewna, ale z pewnością trzyma w dłoni butelkę wina... - powiedziała i czekała na jego reakcję. Noriko miała wszystko gdzieś i rozczulając się ponownie nad sobą ryczała czując jak jest całkiem sama i nikt jej nie rozumie. Ocierając czasem łzy z policzków brała kolejny łyki wina, ale ból nie znikał. Czuła się natomiast coraz gorzej. -AAAAAAAAAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! - wydarła się jak najgłośniej potrafiła. - KOCHAM CIĘ!! - spojrzała przed siebie i wywaliła butelkę – Jestem żałosna... Michiko... pomóż mi... - zakryła dłońmi twarz i ryczała drżąc z zimna. Czuła się koszmarnie, pragnęła kolejnego zabójcy, który ukróci jej cierpienie pozwalając uwolnić się od przeszywającego bólu. |
| | | Taro Czystokrwisty
Liczba postów : 93 Join date : 09/01/2013
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro Pią Mar 15, 2013 11:38 pm | |
| Widząc reakcję Noriko poczuł się jak potwór, nie chciałby płakała z powodu tego, iż wyjawił jej całą prawdę miał ochotę w tej chwili sam sobie dać w pysk za tą szczerość, a mógł po prostu trzymać wszystko w tajemnicy. Mimo wszystko nie żałował aż tak bardzo, iż wyjawił jej prawdę, podobno w końcu lepiej jest być szczerym, ale teraz wampir przekonał się, iż jest to czysta głupota. Pozwolił jej wyjść z pokoju nie zatrzymując jej, zrozumiał, że woli go teraz nie widzieć i miała rację w końcu, po co w ogóle patrzeć na takiego zwyrodnialca, przez którego tylko wszyscy ginął. Żałował w ogóle tego, że chodzi wciąż po tym świecie, ale co tu się dziwić? Seryjni zabójcy przy nim to niczemu nie winni ludzie, a on jest wręcz zwyrodnialcem, przez którego przestał istnieć jego ród, zginęła nie tylko jego żona, ale również i nie winne niczemu dzieci miast jego. Podniósł się z łóżka i już miał wychodzić, gdy do pokoju wleciała wydzierająca się gosposia przy okazji przywalając mu drzwiami w łeb, cóż za zrządzenie losu, fakt zasłużył sobie na to i powinien oberwać od Noriko, ale w sumie i tak mu się oberwało. Słysząc, w jakiej sprawie tak się wydziera rozmasował jedynie głowę i poszedł do swojego pokoju, zgarną swoją kurtkę i ruszył do wyjścia z domu, w końcu nawet, jeśli dziewczyna nie chce go widzieć to nie może pozwolić na to by przesiadywała na śniegu w takim stanie. Wyszedł przed dom w chwili, gdy Noriko wykrzyczała coś, czego chyba wolał nie usłyszeć, niestety usłyszał, zbaraniał na te słowa w końcu nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek je usłyszy, ale cóż z tego skoro nie wypowiedziała ich ta osoba, z którą był tak związany nawet teraz, gdy już od ponad stu lat nie stąpa po tej ziemi? W chwili, gdy podszedł do niej usłyszał jak prosi nieżyjącą już Michiko o pomoc, posmutniał i będąc obok klękną przy niej następnie okrył kurtką. Chciał coś powiedzieć, ale nie specjalnie wiedział, co, widział jak ona cierpi, ale wolał o nic nie wypytywać, ostrożnie przyciągną ją bliżej siebie i przytulił głaszcząc jej głowę Nie mógł nic powiedzieć, podniósł, więc Noriko biorąc ją na ręce i ruszył powoli do domu, nie chciałby dopadła ją jakaś choroba skoro i tak jest już w opłakanym stanie, będąc w domu zaniósł ją do salonu i posadził na fotelu bliżej kominka, w którym chwilę później rozpaliłby było jej cieplej, wyjął z jednej z szafek gruby koc i okrył nim Noriko, wciąż milcząc zaczął powoli cofać się do wyjścia. -Wybacz szczerość… Odwrócił się na pięcie i wyszedł z salonu krzykną jedynie by Dorothy zajęła się przemarzniętą Noriko zaś sam poszedł do swojego pokoju gdzie zamkną się w swoim gabinecie i siedząc przy biurku rozmyślał nad tym czy dobrze zrobił w ogóle jej coś mówiąc. Chwycił kartkę papieru i jakikolwiek ołówek, po czym zaczął zwyczajnie szkicować, miał nadzieję, że to pomoże mu się jakoś uspokoić, powoli tworzył niewielki portret chcąc nie chcą wolał rysować niż zabijać. Przesuwał ołówkiem po kartce zapełniając ją powoli, przenosił wręcz zdjęcie, jakie posiada w sejfie na kartkę, jaką miał przed sobą, ten obraz był jedynym, jaki chciał posiadać w swojej pamięci nie miał zamiaru zamieniać go na jakikolwiek inny. W ciągu niecałej godziny skończył rysunek odwzorowując na nim wszystko tak jak na zdjęciu, przypiął szkic do jednej ze ścian i chwilę się przyglądał, po czym odwrócił wzrok i wyszedł z gabinetu kierując się do kuchni, będąc tam wyjął z lodówki butelkę syntetyku i usiadł przy, powoli pił zamiennik krwi myśląc nad tym, co zrobił. Kiedy skończył mu się syntetyk wyrzucił butelkę do kosza i wolnym krokiem skierował się do salonu, mając nadzieję, że Noriko wciąż tam siedzi.
| |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Wiejskie posiadłości Taro | |
| |
| | | | Wiejskie posiadłości Taro | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|