Nie podobał jej się fakt, że przed wejściem tutaj musiała zostawić broń. Pieprzone szczury lądowe nie zdawały sobie sprawy, z kim mają do czynienia. Że rozmawiają z samą kapitan Sylvia Hook i powinni okazać jej z tego powodu należyty, do diabła, szacunek. A nie odbierać już na samym wstępie jej chlubę i zabawki. Cóż, zapewne gdyby okoliczności były inne, całkowicie zignorowałaby to miejsce i najzwyczajniej w świecie zadarłaby nos ponad niebo i poszła gdzie indziej, jednak nie chciała szukać już innego lokalu do bezceremonialnego urżnięcia się, a ponadto słyszała, że to miejsce jest jak diabli słynne i odwiedzane przez wielu nieśmiertelnych.
Ważnych na dodatek.
Nie żeby potrzebowała cudzych wpływów… w końcu miała dosłownie złote ręce do interesów, lecz chciała się po prostu pobawić. Najlepiej cudzym kosztem. Może też znalazłaby wśród bywalców klubu smaczną przekąskę i zaszczyciła ją swoimi zębami. Kto wie?
Lecz na samym początku, gdy już zostawiła swoją broń i oddała cenny, piracki płaszcz, weszła do środka, lustrując bacznym spojrzeniem bawiących się gości. Nic ciekawego. Nic, czym mogłaby się zainteresować na dłuższą metę. Parsknęła gniewnie i odrzuciła długi, biały warkocz na plecy, jednocześnie od razu kierując swoje kroki w stronę baru. Przyszła tutaj ze względu na alkohol, znalezienie kolacji nie należało dzisiejszego dnia do jej priorytetów. Zwłaszcza że była syta. Ostatnia dziwka, którą pożarła na pewien czas zaspokoiła jej apetyt na mięso i krew humanoidalnej istoty, dzięki czemu raczej nikt nie mógłby się obawiać, że zechciałaby zrobić komuś krzywdę. I to gołymi rękami!
Nie zwracała uwagi na przelotne spojrzenia. Przywykła. Można było zarzucić jej wiele, ale naprawdę była piękna. Wysoka, kobieca, egzotyczna. Nawet jej ruchy zdawały się być przepełniona całkowicie naturalną gracją, jakby była pieprzoną wielką damą, a nie piratką z krwi i kości. Ten wizerunek z całą pewnością psuła poszarpana blizna na policzku i oczy. O tak, zimne i bezlitosne oczy, w których nie można było się dopatrzyć choćby i krzty ciepła. Przecież była potworem. Czyż nie?
Zgrabnie wskoczyła na stołek i z niemal czułym uśmiechem poprosiła barmana o piwo. A gdy tylko je otrzymała, odesłała go jednym skinieniem ręki, byleby znalazł się z dala od niej. I zaczęła sączyć w świętym pokoju piwo, ubolewając nad faktem, że tak bestialsko pozbawili ją ukochanej broni na samym wejściu.