|
|
| Wieża zegarowa Big Ben | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Nate Przeistoczony
Fabularnie : ... Zajęty... BARDZO zajęty xD Liczba postów : 279 Join date : 26/05/2011 Age : 30
| Temat: Wieża zegarowa Big Ben Pią Sty 17, 2014 10:07 am | |
| Big Ben, któż by nie znał wspaniałej wieży zegarowej będącej chlubą całej Anglii ? Budowla dumnie wznosi się nad miastem i obserwuje je już od wielu lat. Dostanie się do środka wieży jest niezwykle trudne. Nie można pozwolić by ktoś nieodpowiedzialny zniszczył taki piękny zabytek, to też liczne straże patrolują wieże zarówno na zewnątrz jak i w środku. Mechanizm zegara działa bez zarzutu a wielkie tryby nieprzerwanie pracują, napędzając wskazówki. I tak od wielu lat...
| |
| | | Ariael Archanioł
Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu. Liczba postów : 97 Join date : 04/04/2014
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Wto Kwi 08, 2014 8:44 pm | |
| Białowłosy anioł spoglądał na swoje smukłe, blade palce z pewną dozą fascynacji. Już dawno nie doznał uczucia, które pojawiało się podczas przemiany w ludzką postać. Ile minęło? Lata, może wieki? Unikał zejścia na Ziemię jak diabeł święconej wody. Zabawne porównanie, lecz teraz nawet jego trafność nie miała najmniejszego znaczenia. Dostanie się do wnętrza londyńskiej wieży zegarowej nie stanowiło dla niego problemu. Zresztą, nie był to pierwszy raz, kiedy znalazł się w tak niedostępnym, a zarazem znanym dla ludzi miejscu, obserwując ich z grymasem niechęci wymalowanym na twarzy. Ludzie, wszędobylscy ludzie tworzący rodziny, na pozór pełne miłości i rodzinnego ciepła. Ale archanioł wiedział, że jej członkowie z osobna prześcigali swym okrucieństwem coraz to śmielsze demony. Ojciec patrzy na swoje latorośl z miłością, odgarniając mu ciemne pukle z twarzy, kilkanaście godzin wcześniej spoglądając na dziecko, acz wilkołaka, z nieskrywaną nienawiścią. Nienawiść. Piękne słowo na tak ponure uczucie. Ogromne, przypominające w swej barwie i dotyku śnieg skrzydła rozłożyły się na boki z cichym trzepotem, jakby przytakiwały myślom swego właściciela, zapowiadając działania, których ten zamierzał się podjąć. Słońce chowało się za horyzontem, jakby układając się do snu, lecz Ariael nadal wpatrywał się w okryty całunem ciemniejącego wieczoru Londyn. Szkło tworzące tarczę zegara dawało wgląd na życie ludzi, wobec których albinos tworzył w głowie plany i różne możliwości powstrzymania szerzącej się zarazy. Przesunął koniuszkami palców po ich fakturze, badając jej niemal idealną gładkość. Doskonałość. O tak, lubował się w niej. | |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Wto Kwi 08, 2014 8:57 pm | |
| Belzebub po zabawie z Małą Przepiórką wrócił do Piekła. Musiał zmyć z siebie krew i kurz, którego niekomfortowy dotyk czuł na całym ciele. Szczerze nienawidził tego uczucia, a jako istota o nadzwyczajnie czułym zmyśle estetyki i schludności, ani myślał paradować po Piekle czy po Ziemi w zakrwawionej koszuli. Nigdy w życiu! To zepsułoby mu tę cholerną opinię wychuchanego elegancika, który boi się krwi jak prawdziwa kobieta, a do tego Władca Much nie zamierzał dopuszczać. Czuł się całkiem dobrze z myślą, że większość istot nieśmiertelnych ma go za pieska salonowego, niż ogara. To było wygodne, nie traktowali go poważnie – i w tym tkwił ich błąd. Ale mniejsza z tym. Po odświeżającej, gorącej kąpieli, postanowił – dla odmiany – znów wybrać się na Ziemię w poszukiwaniu towarzystwa z nieco wyższej półki niż ostatnio. Ha, byłby w stanie nawet odwiedzić Molocha i narazić się na niezły popis jego wściekłości i pewnie idące z nią obelgi, byleby móc porozmawiać z kimś w miarę na poziomie. Mały spotkany aniołek nie nadawał się do prawdziwej rozmowy, jedynie do zabawy. Bluźnił, używał ordynarnego i prostackiego języka, a Belzebubowi brakowało wysublimowanych gierek słownych. Cóż, nie można w życiu mieć wszystkiego, a demon wielokrotnie się o tym przekonał. Niemniej to spotkanie nie zraziło go przed próbą kolejnej rozmowy… z kimkolwiek. I los chciał, że gdy otwierał bramę, pomyślał o Big Benie, tak mimochodem, lecz to wystarczyło, by kapryśna brama potraktowała to jak rozkaz. W ten sposób Belzebub pojawił się we wnętrzu zegara, wcześniej obwieszczając swoje przybycie pojawieniem się typowego zapachu siarki i demonicznej aury. Stanął w swoim czarnym, jedwabnym garniturze i z hebanową laską w dłoni, przez chwilę z delikatną dezorientacją patrząc przed siebie. I kogo właściwie widział? - Och, Uriel – stwierdził bezbarwnie. Ni to radość, ni to jakieś zgorzknienie. Ot, zwykłe stwierdzenie faktu. – Witaj.
| |
| | | Ariael Archanioł
Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu. Liczba postów : 97 Join date : 04/04/2014
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Wto Kwi 08, 2014 10:05 pm | |
| Jego uszu doszedł pewien znajomy, choć niesłyszany od tysiącleci głos. Kiedyś miły, teraz beznamiętny i nieprzenikniony. Anioł obrócił się powoli, składając swoje skrzydła i mierząc wzrokiem postać, która chcąc nie chcąc pojawiła się w obrębie jego towarzystwa. Przez chwilę zdawało się, że białowłosy otworzył szerzej powieki, lecz wrażenie to zniknęło równie szybko, jak się pojawiło. - Belzebub. Miło cię widzieć - odparł bez przekonania, spoglądając ciemnowłosemu demonowi prosto w oczy. Minęło mnóstwo czasu, nawet dla aniołów, od kiedy widział go po raz ostatni. Szczerze mówiąc nie spodziewał się go w takim miejscu, ale, z pewnością, o takiej porze. W końcu czymże był zmrok, jak nie zapowiedzią nocy? Trudno było orzec, czy cieszył się na jego widok. W jego spojrzeniu i wyrazie twarzy malował się chłód, ale w głębi, pod kilkunastoma maskami i mnóstwem różnych oblicz, czaił się cień tego samego smutku, który dręczył jego duszę lata temu, a teraz powrócił ze zdwojoną siłą. - Kopę lat, rzekłbym - dodał, bynajmniej nie ironicznie. Zresztą Belzebub wiedział, że z ust Uriela trudno było dopatrywać się jakiegokolwiek sarkazmu. Nie mniej anioł wciąż stał i wpatrywał się w ciemnowłosego, jakby chcąc ocenić zamiary swojego rozmówcy. Czas przeznaczony na zaskoczenie już minął, teraz pozostawało jedynie oczekiwanie i obiektywna ocena sytuacji. Pewnie ciekawie wyglądali, stojąc naprzeciw siebie. Czerń i biel. Yin i yang. Dobro i zło w idealnej równowadze. - Zapytałbym, co tutaj robisz, ale pewnie nie byłbyś w stanie jednoznacznie mi odpowiedzieć. - Ariael zmrużył powieki i westchnął, obracając się z powrotem ku oknu. Plac wyludniał się, pozostawiając jedynie pustą przestrzeń.- Piekło. Na przemian zimne i gorące. Pewnie dobrze się tam czujesz? Zapytał ni stąd, ni zowąd, wiedziony impulsem. Nie wiedział, co ma mówić, jak zareagować. Nie przewidział pojawienia się tu kogoś ze Strąconych, ale jednocześnie w niczym mu nie przeszkodzono. I tak trwał tu bezczynnie, dumając nad swoją misją. | |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Wto Kwi 08, 2014 10:27 pm | |
| Uśmiechnął się – co prawda na razie samymi wargami, bo mimo swojej fascynacji aniołami, nigdy nie czuł się wśród nich dostatecznie komfortowo. Pewnie dlatego, że sam niegdyś był jednym z nich, lecz po pamiętnym Upadku nie potrafił sobie przypomnieć, jak to było. Świadomość, że ktoś wiedział, jak zachowywał się dawniej, przez tysiąclecia nie dawała mu spokoju i dręczyła diabelnie dotkliwie. Z czasem się przyzwyczaił i nawet cieszył go fakt, że nie wie, jak było w Niebie – z tego co udało mu się zaobserwować, wielu Upadłych tęskniło za nim. A Belzebub nie miał za czym tęsknić, bo Piekło było jednym, co znał. - Również cieszyłbym się na swój widok – stwierdził gładko i wsunął laskę pod pachę. Podszedł kilka kroków, niwelując odległość i wyciągnął w stronę anioła dłoń w klasycznym uścisku. Jasne, to może nie było i zbyt ciepłe powitanie, lecz jak miał się zachować? Po buncie widział się z Urielem raptem kilka razy i nie miał najmniejszego pojęcia, jak wcześniej układały się relacje między nimi. To poniekąd było problematyczne. Belzebub skinął powoli głową. - Całkiem sporo, trudno temu zaprzeczyć – powiedział, nieco przeciągając sylaby, jakby jeszcze w trakcie wypowiadania tych słów, wahał się, czy ich w ogóle użyć. Naprawdę w tej chwili miał pewne problemy z doborem zachowania i odpowiednich wyrażeń. Wszystko przez tę kolosalną różnicą: oto z jednej strony stoi anioł pełen chwały i miłości samego Boga, a z drugiej przeklęty i wygnany z łask miłosiernego Pana demon. Jakkolwiek te białoskrzydłe przepiórki interesowałyby Władcę Much, to i tak przy tych bardziej wiekowych i doświadczonych – ba, nawet tych, którzy w przeszłości go znali – wolał zachowywać zdrowy dystans. Tak na wszelki wypadek, absolutnie. - Jak zawsze – odparł i uśmiechnął się, ukazując idealnie białe i proste zęby. – Ale to kwestia przypadku, przechodząc przez Bramę, nie miałem żadnego konkretnego celu, a pomyślałem o Big Benie. Zbieg okoliczności. Bardziej mnie ciekawi, co ty tu robisz. Nawracasz owieczki? Powiódł za spojrzeniem Uriela i również wyjrzał przez okno. Plac, ludzie. Wszędzie było coraz bardziej pusto i głucho, wszyscy wracali do domów. Tak po prostu, bo mieli dokąd i po co wracać. Demon westchnął tylko, również nie spodziewał się spotkać jakąś ważną osobę – mimo że początkowo miał na to wielką ochotę, zwłaszcza po spotkaniu z tamtą małą, wulgarną przepiórką. Brakowało mu tej dostojności i dumy. - Nie mogę narzekać, zwłaszcza że nie znam niczego innego. Nieco zmienił prawdę dla własnego widzimisię. W ostateczności wiedział, ale nie pamiętał. Czasami lepiej stwarzać pozory, niż godzić się z czymś niewygodnym, a ta utrata wspomnień uwierała go niczym kamyk w bucie.
| |
| | | Ariael Archanioł
Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu. Liczba postów : 97 Join date : 04/04/2014
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Sro Kwi 09, 2014 4:55 pm | |
| Na słowa demona wargi Uriela wykrzywiły się w rozbawionym uśmiechu. Białowłosy spojrzał na niego przez ramię. Przez pewien czas w jego jasnoniebieskich tęczówkach jarzyły się ledwo zauważalne iskierki wesołości, po których lada chwila nie było ani śladu. Po prostu zniknęły, częściowo przez nacisk woli osoby, której oczy zdradzały. - Nic się nie zmieniłeś - stwierdził mężczyzna, a kiedy Belzebub podszedł do niego z wyciągniętą przed siebie dłonią, pokręcił głową z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Obrzucił go spojrzeniem, jakby rozważał za i przeciw przyjęcia tego gestu serdeczności, w końcu łącząc ich dłonie w uścisku, acz z pewną rezerwą. Tuż po nim ponownie, jak gdyby nigdy nic, obrócił się do okna. Sam wolał nie wiedzieć i nie rozmyślać nad tym, jak dziwny był dla niego ów gest. Witać się w ten sposób z dawnym przyjacielem, a teoretycznie wrogiem, do którego mimo szczerych chęci nie można było żywić negatywnych uczuć. Zamiast jednak podzielić się tym wszystkim ze swoim rozmówcą, Ariael przymknął powieki i dodał. - Rzeczywiście niczego nie pamiętasz. Nie było w tym stwierdzeniu żadnej goryczy, jedynie swoistego rodzaju zadumanie. Uriel zawsze potępiał mówienie o rzeczach oczywistych, lecz teraz sam padał ofiarą swojej własnej hipokryzji. Zresztą, czy można było to określić podobnym mianem? Nie należałoby raczej uznać tego za... Chęci zyskania świadomości swoich słów, wbicie ich do umysłu niczym coś, z czym należy się uporać? Kto wie. - Nic, co powinno Cię interesować, Belzebubie. - Takie oto mruknięcie poprzedzone westchnięciem opuściło usta archanioła. Nie odczytywał ironii, tak jakby w ogóle jej nie dostrzegał. Nic dziwnego. - Stwórcy nie podoba się to, co ostatnimi czasy ma miejsce na Ziemi. Nienawiść i złość szerzą się jak plaga wśród jego mieszkańców. Zresztą, nie byle jakich, bo ludziach. Jego Umiłowanych. Nie udało mu się ukryć faktu, iż kącik jego ust nagle wykrzywił się ku dołowi, jednocześnie nadając jego twarzy nieprzyjemny wyraz. Słysząc ostatnie słowa swojego rozmówcy, Ariael spojrzał na niego kątem oka. Jakby nie patrzeć, stali teraz obok siebie. - Niczego? Nie masz w głowie nawet przebłysków wspaniałości Nieba, zażyłości ze swoimi byłymi Braćmi? Nie żywisz żadnych uczuć względem przeszłości? - Białe rzęsy Uriela rzuciły delikatny cień na jego policzki, który stopniowo przybierał na sile. Słońce było już niemal niewidoczne, lecz oświetlony zegar wciąż ogarniał ich swoim blaskiem. - Cóż. W sumie to i lepiej. Nie nosisz w sobie bólu straty jak inni. Pewnie Ci zazdroszczą. W uśmiechu, który pojawił się na wargach albinosa, nie było ani krzty wesołości. Maska, jak każda inna, ale wciąż tylko maska. | |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Sro Kwi 09, 2014 9:37 pm | |
| Po tym krótkim stwierdzeniu – Belzebub delikatnie, choć i tak niezauważalnie - się rozluźnił. Nie zmienił się. Czyli taki właśnie był od samego Stworzenia u boku Pana? Ani o jotę? Bardzo rzadko udawało mu się poruszyć ten temat z jakąkolwiek istotą. Upadli patrzyli na niego z niechęcią, gdy przesłodzonym tonem i z mdląco oficjalną uprzejmością próbował dowiedzieć się o tym, jak wyglądało właściwie Niebo, kim był on sam i jaki był, czym oni wszyscy byli, dlaczego podjęli bunt w ogóle? Co urodziło się w ich ślicznych, anielskich głowach, że udało im się sprzeciwić samej Jasności Najwyższej? Nawet mości Lucyfer nie odpowiadał na takie pytania. Władca Much mógł tylko się domyślać, że wzbudzały niechcianą gorycz i tęsknotę. - Hm, coś podobnego – mruknął cicho, unosząc brwi i zerknął na Uriela kątem oka. – Hm, zawsze byłem zakłamany hipokrytą, który robi z siebie błazna, by nie wydało się, że jest wyższą figurą w przebraniu pionka? Czy ta piekielna uprzejmość i oficjalny ton? – zapytał, lecz tym razem w jego głosie zabrzmiała szydercza ironia, bo jednak, mimo wszystko, anioł tymi krótkimi słowami poruszył tę strunę, której Belzebub nienawidził dotykać nawet małym palcem, a co dopiero dopuścić, by ktokolwiek inny to robił. Westchnął i przekrzywił głowę w lewo, patrząc za szybę. – Owszem. Przytaknął, bo wydawało mu się to na miejscu po tym oczywistym stwierdzeniu. Poza tym, nie widział powodu, by próbować kłamać – wszyscy dostojniejsi aniołowie i upadli dobrze o tym wiedzieli. Mydlenie oczu Urielowi niczego by nie dało, nawet temu demonowi, który lubował się w intrygach i kłamstwach, nie chciało się w to bawić. - Och, a ty wciąż nie wyłapujesz ironii, to świetna zabawa, spróbuj kiedyś – odpowiedział z rozbawionym uśmiechem i podszedł bliżej okna. Oparł czoło o zimną szybę i bardzo delikatnie przejechał po niej samymi opuszkami palców. – Czyli nie dzieje się nic nadzwyczajnego, ludzie zawsze się zabijali, zabijają się i będą to robić, choćby On postanowił im się objawić… ale lepiej, żeby tego jednak nie robił, nie mam ochoty siedzieć w Piekle i nie wystawiać z niego nosa w obawie przed zniszczeniem – dodał , tym razem przybierając z lekka naburmuszoną minę, jak małe dziecko. Nie miał najmniejszych złudzeń, co stałoby się z demonami, i to wszystkimi, gdyby Bóg zszedł ze swojego piedestału i postanowił oczyścić Ziemię z plugastwa. Ach, to dopiero byłaby zagłada! Obracanie się w nicość albo wieczna kara musiały mieć w sobie coś, co sprawiało, że były niesamowicie poetycką przyszłością. - Nic a nic. Dawniej myślałem, że to może jeden z aniołów wyczyścił mi pamięć chwilę przed Upadkiem, żeby oszczędzić mi niepotrzebnych cierpień. Jeśli to prawda, to w tej chwili z wdzięczności mógłbym go na rękach nosić – użył typowo ludzkiego powiedzenia, za co sam w duchu się zganił, zbyt dużo czasu spędzał ostatnio na Ziemi. Raczej niedobrze. – A co powinienem pamiętać? Kim byłem? Kim ty byłeś? Kim byli wszyscy pozostali? Dlaczego tylko my podjęliśmy bunt, czemu w ogóle to zrobiliśmy? To były szczeniackie próby zwrócenia na siebie uwagi, czy prawdziwa rebelia zrodzona z nienawiści? Czemu nikt za nami nie poszedł? Czemu nasi Bracia i nasz Ojciec, zamiast nam pomóc, widząc nasz Upadek i to wielkie cierpienie, nie wyciągnęli do nas dłoni i nie podarowali nam drugiej szansy? – w jego głosie tym razem pojawiła się gorycz. Prawdziwa i niekłamana, którą zawsze starał się ukrywać, bo nie chciał, by ktokolwiek widział te chwile słabości. Odetchnął głębiej i odwrócił głowę w stronę Uriela, wciąż z czołem przy szybie. Czarne włosy padły mu na bladą twarz i niemal całkowicie zasłoniły czerwone oczy. – Naprawdę uważasz, że tracąc samego siebie, zyskałem cokolwiek?
| |
| | | Ariael Archanioł
Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu. Liczba postów : 97 Join date : 04/04/2014
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Sro Kwi 09, 2014 11:13 pm | |
| I w tym momencie nastąpiło coś, co zaskoczyło samego Uriela. Spomiędzy jego warg wydobył się cichy śmiech, który wywołał u niego zarówno chwilową konsternację, jak i rozbawienie. Mimo to umilkł po upływie minuty, a śmiech pozostał jedynie echem odbijającym się głucho od ścian wieży. - I jedno, i drugie. A mimo to Władca darzył Cię wielką sympatią. Zresztą... - Ariael pokręcił głową delikatnie, po czym odwrócił się tyłem do szyby i spojrzał ku górze. Wysokie sklepienia tej dziwnej budowli nie były w żaden sposób ozdobione, a jednak przyciągały uwagę. Przez chwilę archanioł zastanawiał się nad tym, jak on uformowałby wnętrze jako architekt, lecz później porzucił te rozmyślania na rzecz innych, poniekąd istotniejszych, acz wciąż zbędnych. Wspominał, jak kiedyś wyglądało Niebo. W harmonii i względnym spokoju, choć jak w każdej rodzinie - zdarzały się sprzeczki. Samo wspomnienie wywoływało ścisk serca Uriela, przyprawiało o ponury nastrój. A już myślał, że zobojętniał. - ...to i tak nie ma znaczenia. Dalsza część została jakby przytłumiona, a uczucia kryjące się za na pozór nieważnymi słowami umknęły gdzieś wgłąb duszy anioła, nie zaznając ujścia. Tak było lepiej, a przynajmniej powinno. Zresztą sam demon przeskoczył do zupełnie innej kwestii, co spotkało się z irytacją nie tyle bezpośrednią, a groźnym spojrzeniem, w którego głębi odbijał się cień rozdrażnienia. Lecz mimo to białowłosy zignorował docinkę ze strony swego rozmówcy, zamiast tego obracając się do niego z tym samym niejednoznacznym wyrazem twarzy. - Jako opiekun Ziemi mam za zadanie chronić jej mieszkańców, lecz "mieszkańcy" to nie to samo co "ludzie". Pewnie widziałeś, a może doznałeś na własnej skórze cierpienia tych istot. Bo ja obserwowałem, cały czas. - Podszedł do szyby i popukał paznokciem palca wskazującego o jej krystaliczną strukturę, jakby na podkreślenie swoich słów. Wielkie plany tylko czekały na swoją pierwszą próbę - pomyślał. Albinos trwał w tej pozie w bezruchu aż do czasu, gdy usłyszał następne słowa Belzebuba. Wymazanie pamięci, tak? Ciężkie powieki archanioła opadły, przez co jego twarz wydawała się jakby wyrzeźbiona z marmuru. Lecz stopniowo jego maski topniały, jedna po drugiej, słowo po słowie, odkrywając prawdziwe oblicze lwa Bożego. Stracił nad sobą kontrolę. Marmur nagle zamienił się w płynną glinę, która w upływie sekundy przekształciła jego rysy w rozgniewaną nieludzko i przepełnioną bólem twarz. A oczy? Oczy świeciły się niezdrowym blaskiem duszonego przez wieki cierpienia, które teraz ujrzało światło dzienne. - Nigdy nie mów, że nie chcieliśmy Was chronić. W gruncie rzeczy tym, którzy pozostali, zależało tylko na tym, byśmy byli nierozłączną jednością, a nie zbitką niepowiązanych ze sobą dusz. Reszta nie miała znaczenia. Lecz to zazdrość, zazdrość przeniknęła Was do głębi. Uważaliście ludzi za marne kreatury, którym Bóg poświęcił swoją uwagę, lecz sami zaczęliście się do nich upodabniać. Lucyfer chciał zdobyć tron, buntując się przeciwko władzy Boga. Wszczęliście wojnę, którą przegraliście, a jej skutki cierpicie do dziś. To, że my zostaliśmy, nie miało nic wspólnego ze strachem. Nadal mieliśmy nadzieję. Nadzieję, że się opamiętacie w odpowiedniej chwili. A ja... Próbowałem Was chronić i prawie przypłaciłem to życiem. Ale Ty nie pamiętasz. Nikt nie pamięta. Teraz liczy się tylko dobro i zło. Idee i przekonania. Żadna miłość. - W pewnym momencie głos Uriela załamał się, a on sam uniósł bladą dłoń i zakrył nim twarz. Był roztrzęsiony. Gorycz, którą traktował jako część siebie, nieodłączny element swojej egzystencji, nagle odłączyła się od niego i zaczęła działać samoistnie. A co ważniejsze, wbrew jego woli. - Czy naprawdę uważasz, że Bóg i Wasi Bracia byli na to obojętni? Szepnął, a jego skrzydła nagle skurczyły się w sobie, powodując zmniejszenie samego Ariaela, do tej pory chłodnego i niedostępnego. Co się stało, że dał upust swoim uczuciom, nawet jeśli była to jedynie jedna tysięczna całości? Gdyby umiał płakać, zacząłby właśnie w tym momencie. Lecz jego oczy pozostawały suche. Niewzruszone. | |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Czw Kwi 10, 2014 4:30 pm | |
| Ten śmiech zbił demona na chwilę z pantałyku – przyzwyczaił się, że wyższe w hierarchii anioły przepełnione były wewnętrzną dumą i wyniosłością, bardzo rzadko udawało im się wykrzywić usta w uśmiechu, a jeszcze rzadziej przypadkiem można było usłyszeć ich śmiech. Belzebub uniósł brwi i wydymał lekko usta – mimo początkowej czujności i oficjalnego tonu, zaczynał zachowywać się bardziej poufale. - No, no, śmiejący się Uriel, niech jeszcze Gabryś uwiedzie jakąś śmiertelniczkę, a nadejdzie Apokalipsa – westchnął i pokręcił z rozbawieniem głową. Z Gabrielem miał niewątpliwą przyjemność spotkać się częściej niż z Urielem i doskonale zapamiętał i jego wstrzemięźliwość pod tym względem i oburzoną minę, gdy Władca Much bezczelnie się z niej nabijał i czynił nieprzystojne uwagi. – Czyli jednak jego cierpliwość nie ma prawa mieć granic, skoro dostąpiłem takiego zaszczytu i nikogo szlag przez to nie trafił – westchnął ciężko i prychnął. Nie miało znaczenia? Oczywiście, że miało. Może i to wszystko działo się tysiące, jeśli nie miliony lat temu, ale takie drobne strzępki informacji zbierane przez te wszystkie lata dawały… pewne zapełnienie tej pustki i dziury w pamięci. Fakt, Belzebub nie umiał tęsknić za tym Niebem, o którym tyle słyszał, ale to nie zmieniało tego, że wewnątrz siebie miał dziurę, której nie dało się zalepić ani o niej zapomnieć. – Dla ciebie może nie mieć, wstrętny egoisto, pomyśl czasami o biednych i uciemiężonych demonach, które ledwo wiążą koniec z końcem – powiedział to oburzonym tonem, lecz z bardzo wyraźną, rozbawioną nutą. Oczywiście, bo Belzebub z całą pewnością nie wglądał na kogoś, komu się wielce nie powodzi – jedwabny garnitur i te wszystkie inne szalenie drogocenne drobiazgi czyniły z niego nędzarza, rzecz jasna. Przewrócił ostentacyjnie oczami i roześmiał się cicho, nawet z lekka szyderczo. Opiekun Ziemi, tak? - Nowa Sodoma i Gomora? Wybijmy wszystkich, bo źle się dzieje? Potop? Zniszczenie Babilonu? – zapytał lekkim i absolutnie wesołym tonem. Potrząsnął głową z teatralnym westchnieniem. – To miejsce może i jest siedliskiem niegodziwości w stopniu niemal równemu Piekłu, ale ich cierpienie jest o stokroć zabawniejsze… nie, żeby obchodziły mnie jakieś podrzędne demoniki czy skołtunione i brudne dusze. Mam na myśli, oczywiście, innych Strąconych. Ta śliczna solidarność jakimś cudem się zachowała, choć zaufanie już nie. Nie wiedział, co może planować Bóg i jaką to misję przekazał Urielowi. Nie interesowało go to nawet w jakimś większym stopniu, pytał zdecydowanie z bardziej egoistycznych pobudek, jak choćby zaspokojenie własnej ciekawości. Zresztą, takich rzeczy nie dałoby się nawet nikomu sprzedać i jednym pożytkiem byłoby doniesienie Lucyferowi o tym wszystkim. Ale… po co? Solidarność solidarnością, ale ważniejszy był zysk osobisty. Władca Much ani myślał, żeby niszczyć sobie ewentualne drogi i „przyjaźnie” tylko z powodu zbyt długiego języka. Zmrużył oczy, patrząc na złość Uriela. Mimo że słońce dopiero zaczynało zachodzić i wciąż było względnie jasno, ten blask zdawał się rozświetlić całe pomieszczenie, a sam Belzebub miał wielkie trudności, żeby na to w ogóle patrzeć. Nigdy nie potrafił przewidzieć zachowania aniołów – pewnie dlatego, że potrafiły zabijać w imię „dobra” i Boga, jeśli uznały, że to konieczne. I bynajmniej nie był to grzech, który psułby biel ich skrzydeł i dusz. Demon mimowolnie – bo nie był pewien, czy aby nie zaczną jednak ciskać w siebie jeden Lucyfer wie czym i czy przypadkiem nie zaczną demolować starego zegara – przybrał swoją demoniczną formę. Specjalnie przygotowane do takich ewentualności szwy na plecach puściły, by uwolnić przezroczyste skrzydła, o wiele bardziej przypominające motyle niż diabelskie. Szkarłatne oczy również zaczęły wściekle migotać, niczym najprawdziwszy ogień, a na głowie pojawiły się długie, białe rogi skropione złotem. Belzebub wyprostował się tylko nieznacznie i nie zrobił najmniejszego nawet ruchu. - Nie powiedziałem, że tego nie chcieliście. Po prostu tego nie zrobiliście, mimo że widzieliście, co nas dręczy. I o jakiej, do diabła, mówisz jedności, Uriel? Powinieneś wiedzieć równie dobrze jak ja, że nie istnieje, jest iluzją, żebyście wszyscy nie pospadali. Nawet jeśli kiedyś istniała, po stworzeniu ludzi wszystko się zmieniło, zmienia się cały czas, a Upadek był tylko rozpoczęciem tego wszystkiego. Spotkałem dzisiaj już aniołka, małą przepióreczkę, chyba całkiem młodą. Nigdy wcześniej nie widziałem tak bardzo upodlonego anioła, a znam całkiem wielu. Doskonale wiedział, kim jestem, lecz zachowywał się w taki sposób, jakbym był absolutnie nikim, zero szacunku, wyobrażasz sobie? Zawsze sądziłem, że wrogom trzeba okazywać należyty szacunek, nie mam racji? Gdzie jest ta twoja jedność teraz? – zapytał z naciskiem na ostatnie słowo. Ledwo zauważalnie uniósł głos, nie potrafiąc się przed tym powstrzymać. Jakimś cudem to wszystko, co do tej pory tak skrzętnie dusił i ukrywał, zaczęło wypływać całymi falami. – Nie pamiętam, może po prostu nie było czego. Może Upadli nie wspominają o czasach przed Upadkiem, bo zamiast tęsknoty czują pogardę i nienawiść do samych siebie, że brali w tym wszystkim udział, a rebelia była uwolnieniem? – odetchnął głębiej i skrzyżował ręce na piersi, zamykając oczy. Miał ochotę usiąść. Albo, jeszcze lepiej, usiąść i napić się w spokoju wina, nie był po ludzku przyzwyczajony do takiego uzewnętrzniania się. Nigdy w życiu! – Nie wiem, Urielu. I w tym tkwi problem, że nie mam najmniejszego, pieprzonego pojęcia. To było takie ludzkie! Obaj dali się ponieść temu wszystkiemu, a to nie sprzyjało przyjaznej pogawędce w spokojnej atmosferze. Ba, nawet tę całą atmosferę zagęszczały. Albo, co było również możliwe, mogły wszystko oczyścić. Powietrze, poniekąd zapewnić równowagę ducha.
| |
| | | Ariael Archanioł
Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu. Liczba postów : 97 Join date : 04/04/2014
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Czw Kwi 10, 2014 8:38 pm | |
| Jedyne, co Uriel zrobił, to obrzucił Belzebuba krótkim, acz pobłażliwym spojrzeniem. Nie skomentował sarkastycznej uwagi na temat Gabriela, choć mimowolnie był takiego samego zdania. On sam nie był z archaniołem w zbyt dobrych stosunkach, a przynajmniej nie zażyłych. Łączyła ich jedynie wspólna służba Bogu i formalności. Białowłosy odpowiedział dopiero na następne słowa demona, nie powstrzymując wysokiego uniesienia brwi. - Uwierz mi, trafił. Michał - swoją drogą, spotkałeś się z nim? - prawie odciąłby Ci głowę, gdyby nie Lucyfer. Znasz jego porywczość. - Tymi słowy uciął temat, odgarniając białe pukle z czoła i przesuwając spojrzeniem dookoła. Dziwne było rozmawiać po tylu latach z Belzebubem, którego nadal pamiętał jako jednego z grona swoich najbliższych przyjaciół. Wciąż wprawiał go w zakłopotanie brak jakichkolwiek wspomnień demona za czasów Nieba; nie wiedział, jak w pewnych sytuacjach się zachować i jak zareagować. Lecz w tej chwili i tak nie miało to większego znaczenia, zważywszy na na to, jak wiele ich dzieliło. Był świadkiem tego, jak za czasów Nieba jego towarzysz pogrążał się w chorych ideach usłyszanych od Samaela i Lucyfera, a on... On nie mógł nic poradzić. Wówczas stopniowo Belzebub unikał go coraz bardziej i częściej, aż w końcu owoc spisku ujrzał światło dzienne w postaci Buntu. Albinos westchnął cicho, zatrzymując się na tym etapie swoich rozważań i za wszelką cenę unikając wzroku swego rozmówcy. Zabawne, jak wiele potrafił ukazać, napotykając jednego cholernego Belzebuba. I jak niewiele potrafił zdziałać, by zapobiec niekontrolowanym emocjom. Uriel był pod wrażeniem zmiany, jaka zaszła w jego byłym przyjacielu. Jak wielka niegodziwość zastąpiła miłość w jego sercu. Zmrużył jedynie powieki, odpowiadając zupełnie neutralnym tonem. - Władcy się to nie podoba. Tylko tyle mam do powiedzenia - skwitował Uriel, spoglądając z nieprzeniknionym wyrazem twarzy na przemianę demona. Na jego ustach pojawił się bezbarwny pozbawiony uczuć uśmiech. Och, bynajmniej się nie przejął. Belzebub nie mógł mu nic zrobić. - Nie było to konieczne. Odparł jedynie beznamiętnie. Jego nastrój ponownie przyjął tę samą równowagę, która cechowała go od wieków. Nadal był rozgoryczony, ale dzięki wyładowanemu bólowi pozbył się tego, co było jego duszy najcięższe. - Nic nie zrobiliśmy? Od kogo to usłyszałeś, od Lucyfera? - Pokręcił jedynie głową, zwracając ją zaraz w zupełnie innym kierunku. Nie odwzajemniał już spojrzenia towarzysza. Spoglądał gdzieś daleko w przestrzeń, czy raczej... Przeszłość i wspomnienia, które nie opuszczały jego umysłu od tysięcy, może milionów lat. - Masz rację. Po waszym Upadku wszystko się zmieniło. Niebo nie jest już takie, jak dawniej. Tylko tyle słów opuściło wargi archanioła. Nie miał nic więcej do powiedzenia, o ile mężczyzna sam nie chciał się dowiedzieć. Był przygotowany na ewentualne pytania, ba, nawet mógł ich udzielić. Chyba tego nie potrafiłby mu odmówić. Bo i po co? Nawet, jeśli teraz anioł trwał we względnym spokoju, przedostatnia wypowiedź demona ponownie spowodowała jego oburzenie. Nie było czego pamiętać? Czy on w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, co mówił? Uwolnienie czy podążenie za naiwną ideologią? Niebo... Uriel przywołał obraz kryształowych wież, w której białe skrzydła i szaty tworzyły jednostajny, pełen chwały ruch. Jedność. Doprawdy, Belzebub należał do szczęśliwców, jeśli nie czuł nostalgii na wspomnienie tego miejsca. - Widzisz, Belzebubie, prawda jest o wiele bardziej skomplikowana, niż Ci się wydaje. Czy naprawdę aż tak Ci zależy na jej pojęciu? - Niebieskie tęczówki nagle zwróciły się ku niemu, wyczekując reakcji czy odpowiedzi, która byłaby albo przytaknięciem, albo zaprzeczeniem jego słów. Cała złość odpłynęła gdzieś daleko, pozostawiając Ariaela zupełnie wypranego z emocji. A może po prostu zrezygnowanego? Kiedy dał upust swoim uczuciom, nagle poczuł się lżejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Zaskakująca była ludzkość, która przejawiała się w tej prymitywnej chęci podzielenia się z kimś swoimi troskami. | |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Czw Kwi 10, 2014 9:14 pm | |
| Im bardziej pewnie Belzebub czuł się w czyimś towarzystwie, tym pozwalał sobie na o wiele więcej. Przy tamtej małej przepiórce za nic nie mówił o tak poufałych rzeczach jak stosunki z innymi aniołami – i to nawet nie Upadłymi. Z Urielem sprawa miała się całkowicie inaczej, bo Belzebub nie traktował go z wyższością i pobłażaniem , tylko jak równego sobie. A to dopiero była rzadkość! - Po Upadku nie miałem tej przyjemności, by spotkać się z nim twarzą w twarz, wielce nad tym ubolewałem – stwierdził, choć ton jego głosu wskazywał na ewidentne kłamstwo i całkowicie odwrotny stan rzeczy. – Och, a co takiego mu zrobiłem, że kochany braciszek Michaś chciał mnie nieco skrócić? – zapytał lecz znów ze szczerą ciekawością. O, proszę, czyli już w Niebie potrafił zjednywać sobie z łatwością wrogów, czy to tylko był jednorazowy wyskok? - Wizja Lucyfera jako rycerzyka w białej zbroi do mnie nie przemawia, zdecydowanie. Niby stare czasy, ale całkiem zabawne wydawało się demonowi wyłapywanie coraz to nowych faktów z życia. Własnego życia, na Lucyfera, własnego – o który wciąż widział zbyt mało, by móc złożyć wszystko w całość. Jak to w ogóle było możliwe, żeby znać życiorysy innych, ale do własnego nie mieć dostępu? Paranoja i nic więcej. Belzebub dostrzegł to, że anioł unika jego wzroku – jednak nie skomentował tego w żaden sposób, jedynie między jego brwiami pojawiła się drobna zmarszczka, a oczy się zwęziły. Był święcie – haha – przekonany, że każdy kto nie potrafi spojrzeć swojemu rozmówcy oczy, zaczyna bezwstydnie kłamać, lecz nie ma odwagi, by mówić to prosto w twarz. Niemniej wydawała mu się absurdalna myśl, że Uriel miałby skłamać. W którym niby miejscu? I niby po co? To nie było zamierzone spotkanie, nie mieli wyćwiczonych ról, które musieli odegrać. Wszystko miało być, teoretycznie przynajmniej, naturalne. - Wiele mu się pewnie nie podoba – wzruszył ramionami i stuknął laską o podłogę. Oparł się o nią i podniósł wolną dłoń do swojej twarzy, by postukać wskazującym palcem w swoją dolną wargę. – Zapewne, ale przezorny zawsze ubezpieczony – zawiesił na chwilę głos, a później, co pewnie było kompletnie głupie, bo nawet nie wypadało w obecności jakiekolwiek anioła, dorzucił z perfidnie uradowanym uśmiechem. – A kto to powiedział? Zakonnica, zakładająca prezerwatywę na świeczkę. Ot, znów udało mu się rozluźnić, więc westchnął tylko głośno i wyjątkowo żałośnie, jakby dogłębnie przejął się faktem, że pozwolił sobie na takie uniesienie. Może trochę – i tutaj postawił przy imieniu Uriela plus i dopisywał mu dodatkowe dziesięć punktów do szacunku za doprowadzenie demona do takich… niemalże prawdziwych wyznań i emocji. To nie zdarzało się często, a Belzebubowi już od dobrych kilkunastu wieków. Wzruszył ramionami. - To nie ma najmniejszego znaczenia, kto tak mówił – stwierdził gładkim i ugodowym tonem. – Było jak było, dlatego w ogóle tutaj stoimy. Ty w bieli i blasku swojego Pana, ja w cieniu swojego. Tak po prostu miało już być – uśmiechnął się lekko, samymi wargami. – Żałowałeś kiedyś stanu rzeczy? – zapytał po chwili i przekrzywił głowę w bok. – Bo ja nie. Nie ma we mnie tak wielkiej goryczy, jak u innych Upadłych, ani ich głupiej tęsknoty za czymś, co nigdy nie wróci. Przeszłość należy tylko do umarłych. Wszystko to powiedział, ponownie, tym lekkim i beztroskim tonem, zupełnie tak, jakby mówił o pogodzie. Belzebub nie lubił być poważny… zbyt długo i zbyt bardzo, chyba że chwila tego wymagała. Powaga kojarzyła mu się z cynicznym zgorzknieniem, a nie zamierzał stać się jednym z tych demonów, których duma i pycha przeżarła na wskroś. Dystans do siebie i całego świata był o wiele ciekawszy i zabawniejszy. Przynajmniej można się było pośmiać z tych wszystkich, którzy się na to nabierali. - Zawsze sądziłem, że tak, ale prawda nie ma a dłuższą metę żadnego znaczenia – powiedział i zaraz uśmiechnął się szeroko, znowu odsłaniając zęby, lecz te teraz były spiczaste i znacznie ostrzejsze. – To tylko „cel”, do którego niby dążę, żeby nie zmienić się w bucowatego Lucyfera, który warczy na wszystkich z czarnego tronu. Świetnie potrafię kłamać, prawie sam siebie oszukuję, że to się liczy – roześmiał się, lecz to również było kłamstwo. Kolejne. Zależało mu na prawdzie, chyba bardziej niż na czymkolwiek innym, ale nie zamierzał o tym mówić. Kroczkami do celu, nie wolno złapać zbyt wielkiego kęsa, bo można się nim udławić. Lepiej wszystko sobie porcjować, żeby nie przeżyć szoku, gdy prawda wyjdzie na jaw. Czyż nie? | |
| | | Ariael Archanioł
Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu. Liczba postów : 97 Join date : 04/04/2014
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Czw Kwi 10, 2014 10:39 pm | |
| - Za to, że Bóg traktował Cię z taką sympatią - odpowiedział wprost, choć myślał, że czego jak czego, ale tego mężczyzna się domyśli. W końcu to wynikało z jego wypowiedzi. Musiał się solidnie zastanowić nad swoimi oczekiwaniami, które ostatnio często zapędzały go w kozi róg. Coś, co dla niego mogło się wydawać oczywiste, dla innych nie miało żadnego sensu. Tym bardziej, że poniekąd nadal miał nadzieję, iż Belzebub w cudowny i zarazem tajemniczy sposób przypomni sobie wszystko sprzed Upadku, przez co sprawa stałaby się o wiele prostsza. Akurat. - Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że Twój aktualny Pan był niegdyś jednym z ulubieńców Boga? Tym straszniejsza była jego zdrada. Wyobraź sobie, że ktoś, kto trwa przy Twoim boku od tysięcy lat, okazuje się zdrajcą zamierzającym doprowadzić do Twego upadku. Miła wizja? Osobiście raczej skłaniam się ku nazwaniu jej niezbyt zachwycającą. Pokiwał głową, jakby na potwierdzenie swoich słów, po czym odwrócił się twarzą ku swojemu rozmówcy. Słowa Belzebuba, które następnie powoli układały się w zdania, wywołały jego niesmak. Szczególnie te odnośnie zakonnicy. Być może tolerował te dosyć odważne żarty z samego sentymentu, lecz nie zamierzał zniżać się do takiego poziomu. Z tegoż powodu zamiast zareagować śmiechem czy czymś go przypominającym, przesunął po demonie obojętnym spojrzeniem, a kącik jego pełnych warg powędrował ku dołowi. - Lecz to on stworzył wszystko, co kiedykolwiek widziałeś, widzisz teraz czy widzieć będziesz. Gdyby mógł, zmiótłby was ze wszystkich wymiarów naraz pstryknięciem palca. Ale do teraz tego nie zrobił, zamiast tego wysyłając do podobnych misji nas, Jego posłańców. Poza tym jesteście nieodłącznym elementem całego Stworzenia Bożego, jakby nie patrzeć dzięki temu zachowana jest równowaga, która na tę chwilę jest najlepszym wyjściem. A tak swoją drogą... - tutaj Anioł uniósł delikatnie podbródek - ...bacz na słowa. Tylko w taki sposób skomentował ówczesną uwagę, przechodząc gładko do następnego tematu. Zanim jednak odparł co nieco na jego słowa, przeszedł wzdłuż tarczy zegara miarowym krokiem, jakby szacując długość promienia i licząc proporcje. No, jakby nie patrzeć, właśnie to robił. Ot tak, dla zabicia czasu, którego miał w chwili obecnej mnóstwo. Gdyby było inaczej, już by go tu nie było, choć rozmowa z Belzebubem należało do absorbujących, co stwierdził mimowolnie już jakiś czas temu. Frustrujące. Powinienem był go wygnać u samego początku, lecz nie potrafię. - Bóg może nas ukierunkowywać, lecz nigdy nie podejmuje za nas decyzji. To my jesteśmy Panami swojej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, Belzebubie, aczkolwiek możemy je w czyjeś ręce powierzyć. Wy to zrobiliście. Zresztą, po cóż był Bunt? Sprzeciwiliście się sprawiedliwemu Władcy, a w zamian macie Lucyfera. Też mi rewolucja. - Uriel westchnął cicho, w końcu przystając i splatając dłonie z tyłu pleców. Stał odwrócony od swojego rozmówcy, lecz mimo to miał pewność, że nic go nie zaskoczy... A przynajmniej nie w najbliższym czasie. - Mówisz tak, bo ty przeszłości nie masz. Zauważ, że łatwo jest wypowiadać się na temat, o którym wie się niewiele. W tęczówkach Ariaela pojawił się błysk czegoś na kształt rozbawienia. Obrócił się ponownie do swojego towarzysza doli, spokojnie obserwując jego wybuch śmiechu. W pewnym momencie przekrzywił nawet delikatnie głowę, jakby w próbie rozgryzienia ów dziwnie wesołego nastroju. Nigdy nie miał jakoś wybitnego poczucia humoru oraz wiele żartów uważał za idiotycznych, niźli zabawnych, toteż im bardziej ktoś operował sarkazmem i ironią, tym bardziej Uriel stawał się zbity z tropu. Och, to nie tak, że ich nie rozumiał. Jeśli już, traktował je bardziej serio niż z dystansem. Amen. | |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Pią Kwi 11, 2014 11:54 am | |
| - Czyli Michasia potargała za włoski zazdrość. Kto by pomyślał? – znowu zaśmiał się i cicho i lekko potrząsnął głową, jakby z niedowierzaniem. Czyli nie tylko Lucyfer i jego mała, późniejsza świta byli zepsuci. Inni aniołowie również, ale najwyraźniej ich zdeprawowanie nie sięgnęło dość daleko, by wziąć udział w małej rewolucji. Swoją drogą, ciekawe, czy gdyby wszystkie anielskie zastępy wzięły stronę Lucyfera, to Bóg by ich zniszczył, czy i tak strącił, a po wszystkim uformował nową hordę aniołków, które byłby lojalniejsze i pozbawione takich skaz. Kto wie? Swoją drogą, czemu Urielowi tak bardzo miałoby zależeć na tym, by Belzebub odzyskał pamięć? Minęły tysiąclecia od tamtego czasu, kto by w ogóle o tym myślał czy rozpamiętywał? Kto przejmowałby się strąconymi z Nieba braćmi? Byłymi już braćmi. - To jasne, że nie jest ani przyjemna ani nawet zabawna – wzruszył ramionami, bo nie mógł się z tym nie zgodzić. To byłoby zbyt bezczelne kłamstwo, nawet jak na Belzebuba. – Lucyfer musiał bardzo głęboko nienawidzić ludzi i jeszcze głębiej zaszczepić w nas tę nienawiść, skoro za nim poszliśmy. Ale jestem niemal pewien, że nikt nie przewidywał, jak daleko to wszystko dojdzie – westchnął. Wciąż zastanawiał się, jakich argumentów i słów użył Władca Piekła, skoro skłonił tylu aniołów, by ruszyli za nim. Nikogo nie zmuszał, wszyscy ruszyli za jego przekonaniami z uśmiechem na ustach i pewnością, że musi mówić prawdę. – Dlatego lepiej jest nikomu nie ufać, Urielu, nikomu. Mniejsze rozczarowanie, brak ryzyka… o ile potrafisz trzymać język za zębami, rzecz jasna. Roześmiał się tylko głośno, widząc reakcję – czy raczej rak większej reakcji – Uriela, na ten całkowicie nie na miejscu żart. Podniósł do góry lewą dłoń i delikatnie, ledwo opuszkami palców, poklepał pieszczotliwie anioła po policzku, zupełnie jakby w ten sposób chciał dać do zrozumienia, że nikt nie powinien tych słów brać na poważnie. - Tak, tak, Wielki Plan i wszystko tak miało być, wiem o tym doskonale – oznajmił i ostentacyjnie przewrócił oczami. – Nie twierdzę, że nie mógłby tego zrobić, karą za samą rebelię mogłoby być zniszczenie, lecz On wcale tego nie zrobił. Tylko pozwala nam się wzajemnie zabijać. Wspaniały popis miłosierdzia – ostatnie słowa po prostu wysyczał, ewidentnie pokazując, co o tym wszystkim myśli za pomocą samego głosu. – I powinieneś wiedzieć, że nigdy nie uważam na to, co mówię. Mam za długi język, a tłumienie w sobie słów powoduje rozsadzenie czaszki od ich nadmiaru – przybrał poważny, profesorski ton i podniósł do góry wskazujący palec z taką miną, jakby wiedział przynajmniej wszystko i był tego wszystkiego przynajmniej całkowicie pewny. Demon rozejrzał się powoli dookoła podczas małego spaceru Uriela. Wypatrzył stertę jakiś starych skrzynek i podszedł do nich, po drodze na nowo przybierając ludzką postać. Rogi i skrzydła zniknęły, znów wyglądałby jak człowiek, gdyby nie zimne, czerwone oczy. Zdjął z pleców marynarkę i rzucił ją byle jak na jedną ze skrzyń i usiadł na niej, zakładając nogę na nogę. Wspaniale! Miał już miejsce do siedzenia, wystarczyłoby jeszcze jakieś wino i przyjacielska pogawędka jak się patrzy. - Nie mam pojęcia, po co był Bunt – stwierdził zgodnie z prawdą, co dziwniejsze. – Władca jak władca, jest i już. Można by go zepchnąć z tronu, ale po co, skoro sprawdza się całkiem nieźle? – delikatnie odgarnął przydługie włosy z czoła i oparł się dłońmi o skrzynię, na której się usadowił chwilę wcześniej. Machnął kilka razy nogą i spojrzał z rozbawionym uśmiechem na anioła. – Mam przeszłość, jakąś tam na pewno, bo przecież gdyby nie ona, to nigdy bym tutaj nogi nie postawił. Kłopot jest taki, że ja jej nie znam, ot, tyle w tym temacie – wydymał lekko usta i zrobił wielce obrażoną minę. – Zawsze wypowiadam się na tematy, o których mało wiem. Przecież to świetny sposób na prowadzenie rozmowy.
| |
| | | Ariael Archanioł
Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu. Liczba postów : 97 Join date : 04/04/2014
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Sob Kwi 12, 2014 9:34 pm | |
| Wargi Uriela wykrzywiły się w delikatnym, pozbawionym typowej wesołości uśmiechu. Temat Michała uznał za zamknięty, zamiast tego skupił się na słowach towarzysza dotyczących Upadku, a konkretniej - jego przyczyn i celów. Temat rzeka, jak to mawiali ludzie. - Tak myślisz? - zapytał z nutką rozbawienia w głosie. Kiedyś wierzył w czystość myśli i chęci czynienia dobra Lucyfera, lecz teraz... Wątpił w bezinteresowność kogokolwiek, tym bardziej jego, patrząc na prowadzoną przez Władcę Piekła egzystencję. Stworzył drugie Niebo, lecz nastawione przeciwko Bogu i uważające deprawację za swój główny cel. Zazdrość. Nic dziwnego, że tyle aniołów podążyło za ideałami Lucyfera. Ariael pokręcił jedynie głową, spoglądając spod przymrużonych powiek na swego rozmówcę. Trudno było odgadnąć, co czaiło się w głębi jego tęczówek, gdy wypowiadał następne słowa. - Nawet jeśli nikomu nie ufasz, nadal jest ryzyko. Czy to coś zmienia? Nie popadajmy ze skrajności w skrajność. Naprawdę nie ma osoby, którą darzysz zaufaniem? Nie wiedzieć czemu po tych słowach Belzebub przemierzył ponownie powstałą między nimi odległość i... O zgrozo, poklepał Uriela po policzku. Anioł zamrugał kilkakrotnie, zupełnie skonsternowany. Że co, proszę? Czy naprawdę Belzebub nie odczuwał dyskomfortu w takim spoufalaniu się z jednym z najwierniejszych Sług Bożych? Między ściągniętymi brwiami Ariaela pojawiła się głęboka zmarszczka świadcząca o rosnącej z każdą chwilą irytacji. Gdyby nie samokontrola archanioła wzmożona poprzez ściśnięcie dłoni w pięści, sytuacja wyglądałaby... No, łagodnie rzecz ujmując, z u p e ł n i e inaczej. Albinos prychnął pogardliwie, odsuwając się kilka kroków i odchodząc ponownie wgłąb wnętrza zegara. W pewnym momencie zatrzymał się i z zadumaną miną wpatrzył w nieznany punkt przed sobą. - Nie przeszło Ci kiedyś przez głowę, że wszystko wydarza się w jakimś celu? Nie mówię tutaj bezwzględnie o przeznaczeniu, bo przeczyłoby to mojej wcześniejszej teorii, ale... Dobre decyzje czynią nas silniejszymi, złe, rzekłbym, że jeszcze bardziej. Może dlatego Bóg każe nam walczyć. Nasze duchowe moce wzmacniają się. Raz Niebo przegrywa, raz wygrywa, tak samo Piekło. Bez doświadczenia trudno odnieść zwycięstwo. Ba, jest to zgoła niemożliwe. - Słysząc słowa samokrytyki z jego strony, Uriel obrócił się twarzą w kierunku czarnowłosego. W kącikach jego warg zatańczył nieznaczny uśmieszek, który w okamgnieniu rozpłynął się w świetle innych emocji, czy raczej - ich braku. - Nie myśl, że o tym nie wiem - odparł, kręcąc z niedowierzaniem głową. Doprawdy, czy demon nie mógł się domyślić nawet tego? Białowłosy obserwował z chłodnym zainteresowaniem jego poczynania, po czym wzruszył ramionami. - Masz rację, Belzebubie, trzeba być skończonym idiotą, żeby zrobić coś takiego. Więc porozmawiaj z Lucyferem o powodach Buntu, skoro sam uważasz je za bezsensowne. On wie sporo na ten temat. Anioł westchnął delikatnie i podszedł do jednej ze ścian, opierając się o nie w swobodnej pozie. Skrzydła chwilowo zniknęły z jego pleców, pozwalając na zachowanie zwykłej, ludzkiej postaci. A mimo to nadal niezwykłej. Albinizm - ciekawe zjawisko charakteryzujące się brakiem barwnika w skórze, włosach, oczach. Swoją drogą nawet Uriela ciekawił fakt, dlaczego akurat jego postać została obdarzona taką cechą. Czyżby przez jego domniemaną czystość duszy? A licho wie. - Dziwne. Na Twoim miejscu umierałbym z ciekawości przed jej poznaniem. - Anioł od niechcenia przyjrzał się swoim dłoniom o zgrabnych palcach, przypominających ręce wprawionego pianisty. Bez blizn, znamion i piegów. A mimo to chorobliwie bladych. Tak. On też nie znał całej prawdy. Ów brak wiedzy dręczył jego duszę od czasu do czasu, lecz nie potrzebował jej do normalnego funkcjonowania. Czy tak samo było z przeszłością Belzebuba? Jasnowłosy anioł uniósł tęczówki znad rozłożonych dłoni i zmierzył wzrokiem swego rozmówcę. - Więc ile już zdążyłeś się dowiedzieć? | |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Pon Kwi 14, 2014 9:52 am | |
| Wzruszył tylko lekko ramionami i przekrzywił głowę, patrząc na anioła niczym na jakiś ciekawy eksponat w muzeum. - Myślę, nie myślę, tak już jest. W takich kwestiach lepiej głosu nie zabierać, bo nigdy nie jest pewne, czy ktoś nie podsłuchuje – z tymi słowami podniósł delikatnie do góry jedną dłoń i wyprostował wskazujący palec. Może po sekundzie wylądowała na nim wielka ćma. Pokręcił powoli głową, ale bez przekonania na razie. Czy ufał komuś? Czy miał gdziekolwiek istotę, z którą mógłby dzielić się swoimi planami i prawdziwymi przemyśleniami? Znowu pokręcił głową, lecz o wiele bardziej stanowczo. – Nie ufam sam sobie, a co dopiero innym. Zresztą, kto chciałby słuchać wynurzeń takiego salonowego pieska, którym przecież jestem? – uśmiechnął się przepraszająco, chociaż wściekle czerwone oczy błysnęły dziko, co idealnie kontrastowało z jego słowami. Jednocześnie pozwolił, aby owad przeszedł na wewnętrzną stronę dłoni i zacisnął ją z impetem w pięść. Spomiędzy palców demona wystrzeliły pyłki ze skrzydeł ćmy, a sam Belzebub chwilę po tym rozprostował palce i niedbałym gestem strzepnął ćmę ze skóry i otrzepał leniwie dłonie. – Dzięki ostrożności żyję tak długo, mój styl życia nie podoba się naprawdę wielu istotom, że tak się wyraża. Roześmiał się głośno, ale zaraz po tym zasłonił usta dłonią i spojrzał na anioła z rozbawieniem. Zachichotał jeszcze cicho, nie mogąc się powstrzymać, gdy Uriel zacisnął dłonie w pięści i zmarszczył brwi. No, no. Umknął przed tym jak diabeł od wody święconej. Belzebub nigdy nie miał – a przynajmniej odkąd pamiętał – jakichkolwiek problemów z przestawieniem się do nowej sytuacji. Także teraz, gdy teoretycznie powinien zachowywać dystans, to absolutnie tego nie robił. Po co? Dla kogo? Poirytowane istoty mówią czasami o kilka słów za dużo, a te słowa zawsze można było wykorzystać w jakimś celu. Prawdę mówiąc, Władca Much wcale nie zamierzał wyduszać z Uriela mrocznych wyznań, o nie. Teraz to miała byś przyjacielska pogawędka i nic więcej. - Może i masz w pewnym sensie rację – przytaknął dość niechętnie. – Ale na pewno nie do końca. To wszystko jest przecież Jego zabawą, twojego kochanego władcy. Mógłby wszystkich nas zniszczyć jednym słowem, ale do tej pory tego nie zrobił, bo kto chciałby pozbywać się tak zajmującej rozrywki? – potrząsnął głową i odetchnął głęboko. Odgarnął czarne włosy z twarzy i uśmiechnął się szeroko. – Piekło nigdy nie wygra, unicestwienie Lucyfera i jego świty to tylko kwestia czasu – zawiesił na chwilę głos dla lepszego efektu, jakby był aktorem na scenie. – I ty to wiesz, prawda? Teraz to demon skrzywił się lekko i zmarszczył brwi. Naprawdę wyglądali jak swoje skrajne przeciwieństwa. Ba nie tylko wyglądali. Byli nimi. Nawet ich sposoby bycia znacząco się różniły, o poglądach i charakterach nawet nie wspominając. - W takich sytuacjach bardzo łatwo zapomnieć, że ma się przed sobą kogoś, kto zna cię prawie na wylot – odparł i w sumie… naprawdę wcale-a-wcale się nie zmienił podczas tych wszystkich lat? Fakt, starał się, by przypadkiem nie zgorzknieć i nie odbierać sobie całkowici radości życia, jak robili to inni, ale wcześniej nie miał pojęcia, że jeszcze przed Upadkiem taki był. No proszę. – O, na pewno. Ale wiesz, Urielku – bardzo celowo zdrobnił, czy reakcja anioła będzie przypominała tę po poklepaniu go po policzku. – wtedy Bunt miał sens, a przynajmniej wszyscy tak myśleliśmy. Może i głupi, ale sens miał. Nawet sam Lucyfer musi ubolewać nad swoimi decyzjami, bo by się nie umartwiał tak często… a znoszenie jego humorów to jest prawdziwy horror – westchnął z takim żalem, że postronna osoba mogłaby pomyśleć, że rozpacza nad kimś ukochanym, a nie nad swoją nieszczęsną egzystencją. Która, nawiasem mówiąc, nie była ani trochę nieszczęsna na dłuższą metę. Zmarszczył nosek i znów wydał usta. Zaraz jednak rysy jego twarzy złagodniały. Miał się przyznać, że to jest jedna z nielicznych rzeczy, która napędza jego egzystencję? Przed Urielem? Przed, bo to nie miało znaczenia, kimkolwiek? Choćby sam Lucyfer zadał mu takie pytanie, odpowiedź byłaby taka sama. Demon wzruszył ramionami i pokręcił powoli głową. Postawił obie nogi na podłodze i oparł się o nie łokciami. - To tylko przeszłość, dowiaduję się o niej przypadkiem. Jak teraz. W czasie rozmowy – skłamał tak gładko, jak tylko się dało. Jego serce nie przyśpieszyło, a na twarzy pojawił się tylko szeroki i rozbawiony uśmiech. Żadnych oznak, że mógłby kłamać. – Hm. Byłem cherubinkiem i jednym z przyjaciół Gabrysia, z tego co wiem, to już wtedy namawiałem go do stania się sodomitą, ale niekoniecznie dobrze szło. Teraz ty powiedziałeś mi, że należałem też do ulubieńców Wyższego Wujaszka, bo o niechęci Michasia do mnie wiedziałem już wcześniej. A Lucyfer nie chciał, żeby Bunt skończył się w taki sposób. Chciał zwrócić uwagę Jasności na nas, nie na ludzi. Mówił to po naszym przebudzeniu się w Piekle i pamiętam to doskonale, bo nie miałem pojęcia, o czym w ogóle pieprzy – roześmiał się znowu, lecz zamilkł chwilę później i zamyślił. – Nikt nie był zbyt skory do wyjaśnień i wspomnień. Moja ciekawość szalała tylko przez kilka wieków po Upadku, a w tym czasie Aniołowie starali się trzymać z daleka, a Lucyfer był zajęty remontem. No cóż.
| |
| | | Ariael Archanioł
Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu. Liczba postów : 97 Join date : 04/04/2014
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Pon Kwi 14, 2014 8:50 pm | |
| Ariael zmrużył powieki, spoglądając z uwagą na swojego rozmówcę. Nie tylko słyszał. On słuchał. Słuchał słów, które opuszczały wargi Belzebuba, oraz wychwytywał myśli krążące nad ich głowami w niemiarowym tempie. A oprócz tego wciąż uważał na gesty, mimikę - wszystko, każdy detal miał swój odizolowany od reszty sens. Jedynie głupiec mógłby tego nie zauważyć. - Salonowy piesek... co? - Uriel przekrzywił delikatnie głowę, a sam oparł się o ścianę i wsunął blade dłonie do kieszeni jeansów. Ciekawy widok: ogarnięty żądzą idealizmu anioł w jeansach pozyskanych z ludzkiego sklepu o dobrej marce. - Ileż dystansu do siebie i Świata nosisz w sobie, Belzebubie. To godne pochwały. Jednak widzisz, kruche są jakiekolwiek wartości bez uczuć. Każdy nosi w sobie pierwiastek emocji, ba, niektórzy nawet całą tablicę Mendelejewa. To one dają zabarwienie pustym słowom, o które przecież nietrudno, dzięki czemu czujesz jedność z całą żywą materią. W przeciwnym razie... Tutaj na ustach Ariaela pojawił się nikły uśmiech, kiedy umilkłszy, obserwował swego towarzysza. - ...czujesz się odizolowaną od otoczenia skorupą. A zaufanie? Jest jednym z czynników, które temu zapobiega. Nawet, jeśli ryzykujesz. Czasami warto. Choćby po to, by uniknąć samotności. Z nieprzeniknionym wyrazem twarzy wciąż wpatrywał się w demona, bez jakiegokolwiek obrzydzenia śledząc niezbyt dostojną śmierć jednego z insektów. Prawdę rzekłszy, poglądy Belzebuba różniły się od jego diametralnie, choć w swoim kontraście istniało pewne zastanawiające dopasowanie. Czuł się tym zaintrygowany, z czym sam nie do końca potrafił się oswoić. Kiedyś byli braćmi, ich relacja była, no, bliska. Lecz teraz Uriel odnosił momentami wrażenie, jakby widział tę istotę pierwszy raz na oczy. To dawało mu niepewność i zarazem oczekiwanie nieznanego, jednocześnie fascynujące, jak i odpychające. Paradoks uczuć. Chyba tak to się nazywało, prawda? Wbrew woli archanioła jego usta po raz kolejny opuścił cichy śmiech. No, no. Większej głupoty chyba nigdy w życiu nie słyszał. A przynajmniej była nią pierwsza część wypowiedzi Władcy Much, gdyż z drugą, istotnie, nie mógł się nie zgodzić. - Wskazujesz na okrucieństwo Boga, choć kolokwialnie mówiąc, gówno o nim wiesz. Opinie zasłyszane od innych są nic niewarte, kiedy mówisz o kimś o tak złożonych uczuciach i działaniach, jak mój Pan. - Ariael przyklęknął w pozycji embrionalnej przy ścianie, co by nie pozostawać wciąż w tym samym ułożeniu ciała. Wyglądał zupełnie niepozornie, aż chciało się do niego podejść i... uściskać. A bodaj by ktoś chciał. - Ale masz rację. Wasz ponowny upadek to tylko kwestia czasu. Choć zastanawia mnie, dlaczego tak otwarcie to przyznajesz. Straciłeś wiarę w wasze możliwości? Na następne słowa białowłosy pokręcił jedynie głową, ponownie się uśmiechając. Tym razem pozytywnie. - Nie przejmuj się, prawdę rzekłszy nadal jestem zaskoczony, jak Twe przekonania uległy stopniowej degradacji. To nieco komplikuje sprawę. Pozwolił mu jednak mówić dalej, wspaniałomyślnie pomijając niewygodne komuś o takim stopniu jak on określenie. Urielek? Czy naprawdę musieli się staczać aż do takiego poziomu? Anioł westchnął cicho, kierując niebieskie tęczówki na fakturę swoich spodni, których nogawkami zaczął się od niechcenia bawić. - Lucyfer od zawsze był odrobinę humorzasty, to akurat nie uległo zbytniej zmianie. No, może to zachowanie jedynie się nasiliło. Ale czy jakoś przejmująco, nie sądzę. Mężczyzna trwał jeszcze przez pewien czas w tej pozycji, a następnie wyprostował się, przeciągając zastałe kości. Jego ciało nie zdążyło się jeszcze idealnie dopasować do wymagań swojego właściciela z powodu jego długiej "nieobecności", ale, jak to mówią, wszystko w swoim czasie. Na jedne z pierwszych słów wypowiedzianych przez Belzebuba, Uriel zrównał się z nim bacznym spojrzeniem. Dostrzegał w nich pewną... fałszywość. A może mu się tylko zdawało? Nie roztrząsał tego. - Mimo to w gruncie rzeczy ciekawi cię twoja przeszłość, tak jak mnie mój albinizm czy twe losy po upadku. A tak swoją drogą - tutaj Uriel uśmiechnął się z rozbawieniem - może Cię to zaskoczy, ale nie tylko z Gabrielem miałeś tak bliskie kontakt. | |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Wto Kwi 15, 2014 4:28 pm | |
| Dlatego właśnie Belzebub wbił sobie w nawyk panowanie nad własnymi gestami i mimiką. Wszystko miał idealnie przećwiczone. Jego zachowanie składało się z perfekcyjnej gry aktorskiej, która weszła mu w krew tak bardzo, że wyglądała realistycznie i nikt nie potrafiłby znaleźć w niej luki. Chyba że ktoś doskonale zdawał sobie sprawę z takiego stanu rzeczy, wtedy sprawa przedstawiała się całkowicie inaczej. - A co, charakteryzacja nie dość dobra? – spytał z żałością demon i dramatycznie spojrzał po sobie. Na idealne skrojony garnitur, na jedwabną koszulę i krawat. Na wypielęgnowane dłonie i aż świecące od czystości skórzane buciki. – Och, gdzie popełniłem błąd? – zapytał, patrząc w górę i rozłożył bezradnie ręce na boki. Gra. Wszystko było głupią grą, którą prowadził z całym światem. Rozpiął guziki przy mankietach koszuli i podwinął rękawy do łokci, by chwilę później poluzować krawat. – Dystans się przydaje. Szkoda byłoby takiej błyskotliwej i niezwykłej osobowości jak moja, gdybym tak nagle zgorzkniał i zmienił się w mierną podróbkę ponurego Lucjana czy wiecznie obrażonego na świat Moloszka – wzruszył ramionami i trochę nieświadomie zdrobnił imiona obu demonów, jak zawsze miał to w zwyczaju, gdy rozmawiał z kimś, kogo szanował i uważał za sobie równego. – Coś w tym jest, to pewne. Ale moja biedna dusza została już całkowicie przeżarta moim ego i zacząłem uważać, że moje własne towarzystwo jest jedynym odpowiednim. Poza tym… moje wielkie plany są zbyt wielkie i niepewne, żeby powierzać je komukolwiek – uśmiechnął się, znowu mówił prawdę. O dziwo. – Nie chcesz wiedzieć, możesz mi wierzyć. Nikt nie miał prawa ani żeby je poznać, ani nawet wiedzieć za bardzo o ich istnieniu. Przecież Belzebub należał do tych jednostek, które preferują knucie w ukryciu i kierowanie grą zza kulis, jak scenarzysta lub reżyser, który wszystko z góry ustalił i musiał tylko nakierować aktorów na odpowiednią rolę i rytm. Tak, Władca Much zdecydowanie nie czułby się dobrze w roli króla na szachownicy. Śmiech Uriela znowu nieco zbił go z tropu, ale nigdy w życiu nie dałby tego po sobie poznać. Kiedyś wygadywał podobne rzeczy? Czy może jakieś przeciwne herezje? Prawdę mówiąc, Belzebub nie miał pojęcia, jaka relacja ich łączyła – nie miał odpowiednich źródeł, które zechciałyby się podzielić takimi informacjami, dlatego wciąż pozostawało zbyt wiele niewiadomych, do których demon nie miał jak się odnieść. Ba, nawet nie miał pomysłu, jak mógłby to zrobić. Demon machnął niedbale ręką. - Widziałem Potop, a z Sodomy sam ledwo się ewakuowałem, ale i tak nie znam tego waszego władcy. Teraz nie znam. Może on sam wymazał mi pamięć, bo wiedział, że nie zostawię spraw niedokończonych? Może przewidział już wtedy, co zrobię, gdy zacznę zbierać kawałki puzzli? – pod koniec zniżył głos do konspiracyjnego szeptu, ale nie zdążył ugryźć się w język. Paplał za dużo , jak zawsze zresztą, ale teraz zadziwił sam siebie. – Jakie „nasze”, Urielu? Wierzę tylko i wyłącznie w siebie. Nie jestem głupi, choć pewnie niemal całe Piekło zaprzeczyłoby temu chórem. Na dodatek myślę perspektywicznie. Nawet jeśli On w końcu zechce zniszczyć Piekło i jego sługusów, to i na tę możliwość mam opracowaną alternatywę. Możesz myśleć co chcesz, ale Lucyfer zdecydowanie nie docenia moich zdolności, czuję się niedowartościowany – westchnął żałośnie na koniec tych słów. Och, czyli jednak dawniej sądził jakoś inaczej? Demon automatycznie zapisał sobie tę informację w pamięci w zakładce „Cherubin Belzebub”, w której odnotowywał wszystkie ciekawostki odnośnie siebie samego. Ciekaw był tylko, czy stanowiły dokładną odwrotność tego, co mówił teraz, czy może po prostu różniły się pewnymi niewielkimi, ale znaczącymi aspektami. Z chęcią drążyłby ten temat, ale przecież ani myślał, by pokazać, że zależy mu w jakimś większym stopniu na własnych wspomnieniach. Też coś, zero słabości. Zamiast tego podchwycił inną rzecz. - Jaką sprawę? – spytał, przekrzywiając głowę. Uniósł też w zaciekawieniu brwi i nawet na chwile nie spuszczał czerwonych ślepi i kocich źrenic z anioła. Nie ma mowy. Wzruszył ramionami na słowa o Lucyferze. – To ty chyba nigdy w Piekle nie byłeś… - pokręcił powoli głową z bardzo wyraźnym politowaniem. – A na pewno nie w czasie jego słynnych „wybuchów”. Wtedy palił Kręgi i niszczył pomniejsze demony. W czasie jednego z największych, gdy Lucjan zniszczył wszystko w obrębie trzech Kręgów, Asmodeusz próbował nas przekonać, że powinniśmy wznieść nowy bunt i zepchnąć kochanego Niosącego Światło z tronu. Kretyn. Zawsze powtarzałem, że Asmodeusz jest idiotą. Uśmiechnął się tylko szerzej, widząc to uważne spojrzenie. Domyślił się, że to było wierutne kłamstwo? Czy może po prostu podpowiedziała mu to ta wspaniała, anielska intuicja? Ale nie dociekał i to chyba najważniejsze. Belzebub nie chciał wyłgiwać się z oszustwa kolejnymi, a przynajmniej teraz, bo przecież zazwyczaj tak właśnie postępował. - Nie za bardzo – znowu skłamał i wzruszył nonszalancko jednym ramieniem. – Gabryś w swoim egocentryzmie nie wymienił nikogo innego. No to kto jeszcze miał niewątpliwy zaszczyt chełpić się w świetle mojej chwały? – zapytał, choć w sumie wydawało mu się, że zna odpowiedź na to pytanie i ta cała odpowiedź znajduje się mniej więcej naprzeciwko niego i ma zadziwiająco białe… wszystko, no.
| |
| | | Ariael Archanioł
Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu. Liczba postów : 97 Join date : 04/04/2014
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Wto Kwi 15, 2014 9:48 pm | |
| - Powiedziałbym, że aż nazbyt dobra. - Uśmiech Uriela poszerzył się delikatnie, a jego tęczówki zwróciły na ubiór rozmówcy, którego otaksował spojrzeniem. - Zupełnie odbiegasz wyglądem od stereotypu ubrudzonego piekielną smołą czarta z poharataną przepaską na biodrach. Bo przecież tak opisują diabłów ludzie, prawda? Powieki Ariaela opadły nieznacznie, pozostawiając zamiast szeroko otwartych oczu wąską szparę, spomiędzy której uwidaczniały się błyszczące lekką poświatą niebieskie tęczówki. Szanował szyk i elegancję, samemu wiele z niej korzystając w swoim ubiorze, który odznaczał się dobrym, a zarazem zrównoważonym doborem poszczególnych elementów. Nie oceniał jakichkolwiek istot po wizualnej stronie, a jednak schludność była dla niego bardzo ważna. W końcu archanioł spojrzał na Belzebuba z mieszaniną czegoś na kształt pogardy (co nie było równoznaczne z brakiem szacunku, rzecz jasna) i rozbawienia. - Twoja samoocena przypomina mi taką papierową łódeczkę, której zwrot zależy do kierunku wiania wiatru. Raz prawo, raz lewo, tył i przód. Dopiero co mówiliśmy o samokrytyce i dystansie, a teraz wykorzystujesz do opisania swojej postaci takich określeń i epitetów. Zabawne. - Pokręcił delikatnie głową, wzdychając i unosząc wzrok ku górze. - Sam już nie wiem, w które z Twoich słów mam wierzyć. Może w żadne? Tymi słowy Uriel ponownie opuścił podbródek i zmierzył się z Belzebubem wzrokiem, w którym odbijał się cień rzadkiej u niego wesołości. Widział, jak wiele z jego zachowania było grą, której rzeczywistych powodów i celów próżno było szukać. O tak, nie umykało to uwadze ulubieńca Boga, aczkolwiek postanowił iść za nurtem i dopasowywać się do sytuacji, o dziwo, wciąż umykając tradycyjnej dla tej postawy bierności; nadal pozostawał czynny w swoich działaniach i wypowiedziach. Co jak co, ale inny być nie potrafił. Przechylił ledwo zauważalnie głowę w prawo, po czym wpatrzył w demona. Bingo. - Myślę, że był to jedynie efekt uboczny któregoś ze twoich działań, których sam nie pamiętasz - stwierdził beznamiętnie, w rzeczywistości nie kwapiąc się przemyśleniami na ten temat. Jednak jego słowa warte były zapamiętania. Teraz już nie potrafił uwierzyć w stwierdzenie, że ciemnowłosego demona nie obchodziła jego przeszłość. Wcale a wcale. - A ja sam nie wiem, co Cię skłoniło do Buntu. Nawet teraz. Zawsze myślałem, że czułeś się przez Boga doceniony. Ale teraz nie ma to znaczenia. I tak nie jesteś w stanie mi odpowiedzieć, choć domniemanych powodów jest mnóstwo. Pytanie Belzebuba nieco zbiło anioła z tropu. No "sprawę". Jego słowa dotyczyły ich znajomości, to chyba logiczne? - Stwierdziłem jedynie, że nie znam Cię na wylot. I że Twoje przekonania uległy zmianie o 180 stopni, więc to jeszcze bardziej komplikuje moje poznanie. Tak brzmiała jego odpowiedź, po raz kolejny oczywista tylko dla niego. Ach, musiał się poważnie zastanowić nad własnymi założeniami, które powoli dawały mu się we znaki. Nie mógł niczego przypuszczać. W rozmowie z tym osobnikiem działało to jedynie na jego niekorzyść. Nie mniej z zainteresowaniem wysłuchał opowieści Belzebuba o Lucyferze. Wielu wiedziało, że także z nim Uriel był kiedyś w bardzo dobrych stosunkach. A mimo to nie rozmawiał z nim od czasów Upadku. Kto zawinił, nie wiadomo. - Asmodeusz... Nie pamiętam go zbyt dobrze. - Uriel zmarszczył przypominające styczniowy śnieg brwi, między którymi utworzyła się charakterystyczna niegłęboka zmarszczka, która zaraz zniknęła, zamiast tego ustępując miejsca wpełzającemu na wargi delikatnemu uśmiechowi. - A jednak. Ciekawe, jak długo jeszcze wasz pan będzie piastował urzędy. Doprawdy ciekawe. Uriel odszedł parę kroków od ściany, przeciągając się niczym stary, rozleniwiony, acz pełen gracji kot. Jego ruchy stawały się coraz płynniejsze w miarę synchronizacji z duszą właściciela ciała. Na ostatnie słowa, które opuściły usta towarzysza rozmów, Uriel rzucił tylko przelotne spojrzenie w jego kierunku. Nie można było go zinterpretować w żaden sposób - dlaczego? - Myślę, że znasz odpowiedź. - Tylko i aż tyle. W końcu co miał więcej powiedzieć? Ich relacja była skomplikowana jeszcze przed Upadkiem, a teraz... Nawet, jeśli większość odeszła w niepamięć, dla Ariaela nadal było to dosyć niewygodne. W końcu Belzebub był jego wrogiem, tak? W archaniele wzbudziło się mnóstwo emocji, które ten skrzętnie ukrył w głębi swojego własnego ja. Tak było lepiej. | |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Wto Kwi 15, 2014 10:44 pm | |
| - A teraz wyobraź sobie minę takiego biednego człowieczka, który próbuje przyzwać siły nieczyste i pojawiam się ja – odparł z teraz szczerze rozbawionym uśmiechem i prawdziwą radością, jakby właśnie coś takiego było dla niego rozrywką, która nie mogłaby równać się z czymkolwiek innym. – W garniturze i z neseserem w dłoni, podczas gdy oni poubierani są w jakieś czarne worki… to aż śmieszne. Pokręcił jednak głową z wyraźnym szyderstwem i westchnął głośno. Naprawdę bawiły go te mierne próby sprowadzenia na ziemię jakiegoś demona. Fakt, czasami niektórzy potrafili delikatnie szarpnąć bramą, co Belzebub odczuwał od razu, ale i tak takie drobne anomalia nie spowodowałyby otwarcia się wrót. Dlatego Władca Much dla zabawy im się objawiał, niekiedy nawet był w stanie podpisać z takim przypadkowym człowiekiem cyrograf. O ile, rzecz jasna, nie miał jakichś wygórowanych żąda, bo to automatycznie przekreślało szansę na dalszą współpracę. Belzebub roześmiał się tylko na słowa anioła i odgarnął do tyłu przydługie, czarne włosy. - Oczywiście, że w żadne – przytaknął z szerokim uśmiechem. – Słowa to tylko puste zlepki liter. Mogę mówić, że niebo jest zielone a to wcale nie musi być prawdą. Język to bardzo elastyczny narząd, trzeba umieć z niego korzystać – dodał jeszcze, ponownie używając tego pouczającego tonu. Lecz już nie uniósł tego paluszka do góry, kierując się przekonaniem, że wtedy bardzo łatwo jest go połamać. Nie, żeby pod tym względem nie ufał Urielowi – wręcz przeciwnie, nabrał niemalże niekłamanej jedności, że żaden z nich fizycznie nie ucierpi w czasie tego spotkania – ot, kierował się wyuczoną na pamięć przezornością i ostrożnością. Zamilkł na chwilę, analizując słowa Uriela. Zmarszczył brwi i spojrzał gdzieś w bok. Miał wyrzuty do samego siebie w tej chwili, że nawet nie dopuścił do siebie myśli, że sam mógłby spowodować utratę pamięci. Nawet przez głowę mu to nie przeszło! Nawet raz! A tak chełpił się swoimi zdolnościami planowania, a tu coś takiego. Wziął pod uwagę wszystko, tylko nie samego siebie. Odchrząknął po kilku minutach długiej ciszy, ale tym razem wyraźnie już zbity z pantałyku. A to zdarzało się cholernie rzadko! - To… w sumie całkiem prawdopodobne. Nie pomyślałem o tym – odpowiedział powoli i naprawdę z olbrzymią niechęcią. Bo kto lubi przyznawać się do swojej nieudolności? Nie dało się nie wyczuć tej awersji do tych słów, to było jak przyznanie się do porażki, a przynajmniej Belzebub właśnie w ten sposób to odebrał. – A co, nic nie wspominałem? Nie widać było po mnie niczego, że coś jest nie tak? Skinął głową i nabrał ochoty, żeby zdzielić się otwartą dłonią w czoło. W tej chwili mógłby spokojnie dojść do wniosku, że ta przezorność kiedyś go zgubi, skoro nie domyślił się, że chodzi o coś tak banalnego. Umysł nastawiony na wieczne odkrywanie szerokich spisków najwyraźniej nie radził sobie najlepiej, gdy chodziło o takie niby łatwe sprawy. - Ach, no tak. Przyzwyczaiłem się do szukania drugiego dna we wszystkim, w Piekle to bardzo przydatna umiejętność – przyznał i pokręcił głową z pobłażaniem dla samego siebie. Też coś. Belzebub wzruszył ramionami, tak na początek. W sumie nie dziwił się, że Uriel nie pamięta Asmodeusza. Pewnie dlatego, że tego cholernego dziwkarza nigdy w Niebie nie było, tylko zrodził się już w Piekle. To ci dopiero piekielny bękart. Jednak sam demon był ciekaw, jak długo Lucyferowi uda się zachować tron osobiście nie dawał mu zbyt wiele czasu. Może i był potężny, ale upadli wspierani przez pomniejsze demony pragnące władzy na pewno by go pokonały. Tylko co wtedy? Kolejny chaos równy temu, co działo się po Upadku? A może kolejny Upadek, jeszcze dotkliwszy niż ten poprzedni? Bóg raczył wiedzieć, lecz Belzebub wiedział jedno – on nie będzie się mieszał w nic. Może trochę, to pomoże jednej stronie, to drugiej, ale osobiście się nie zaangażuje. To nie sprzyjałoby jego interesom. - Nic dziwnego, to bękart Samaela i Lilith – stwierdził i wzruszył ramionami. – Pierwszorzędny dziwkarz, że tak niechlubnie to ujmę – hm, o ile zazwyczaj przy aniołach starał się zachowywać oficjalnie i z należytą uprzejmością, dorzucając jedynie drobną szczyptę szyderstwa, o tyle przy Uriela nie miał najmniejszych hamulców. – Nie wiem i mnie to nie obchodzi. Mi nie zaszkodzi zmiana władzy, zostawienie jej podobnie. Informatorzy są zawsze potrzebni, wszystkim. Co jak co, ale nic nie mogło się równać z siateczkę szpiegowską Pana Belzebuba. Zwłaszcza że ciężko było o kogoś, kto miał we władaniu insekty. Każdy robaczek mógł przenosić informacje, ale mało kto potrafił je z nich wydobywać. A to pech zwykłych ludzi. Czy tam nie-ludzi. Demon uśmiechnął się i wstał, jednocześnie otwierając u swego boku wrota do Piekła. Wsunął dłoń do środka, by zaraz dwornym niemal gestem wyciągnąć ze środka butelkę z gęstym, czerwonym płynem. Przerzucił ją do drugiej ręki i wyjął również dwa kryształowe kieliszki. Brama zamknęła się z cichym trzaskiem. Belzebub podszedł do Uriela i wyciągnął w jego kierunku naczynia, by wziął jedno. - To co, za starą przyjaźń? – spytał lekko. – Jedna z ostatnich butelek nektaru z Sodomy i Gomory. Niebo w ustach – dodał jeszcze z uśmiechem godnym Lucyfera, przyglądając się okrągłej butelce i szklanemu korkowi, który pieczętował szyjkę.
| |
| | | Ariael Archanioł
Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu. Liczba postów : 97 Join date : 04/04/2014
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Wto Kwi 15, 2014 11:40 pm | |
| Zgodnie z jego słowami, spróbował sobie wyobrazić komizm przedstawionej przez demona sytuacji - jak by nie patrzeć, całkiem skutecznie. Uniósł dłoń do ust, powstrzymując wzbierający w jego krtani śmiech, zamiast tego pozwalając na urywany chichot. Zaskakujące, że takie dziwy mogły opuścić usta Uriela. Już dawno zapomniał o ich istnieniu. - Nie da się ukryć. Często się objawiasz? - zapytał z czystej ciekawości, przechylając delikatnie głowę i powodując tym samym osunięcie się na policzek jednego z białych kosmyków. - Dla mnie to niepojęte, po co ludzie tak uparcie dążą do wezwania demona. Chcą pokazać swoją domniemaną władzę czy może faktycznie czegoś od niego potrzebują? Większość jest chyba cholernie naiwna myśląc, iż diabły są bezinteresowne, o czym wiesz zresztą najlepiej. Kąciki ust Uriela uniosły się lekko, tworząc coś na wzór uśmiechu, który był tak słabo widoczny, że niemal niezauważalny. Przez chwilę przyglądał się swojemu rozmówcy w milczeniu, a następnie odparł neutralnym tonem: - Fakt faktem. Chyba oboje opanowaliśmy techniki manipulacji językiem do perfekcji. Nie sądzisz? - stwierdził białowłosy, podwijając rękawy białej jak jego włosy koszuli i zwracając twarz w kierunku wewnętrznej strony tarczy zegara. Trwał tak przez chwilę w bezruchu, zastanawiając się nad własnymi słowami. Nie bez powodu. Jedną z umiejętności Ariaela było krasomówstwo, a co za tym idzie - manipulacja, która miała skłaniać ku lepszemu, lecz sama w sobie nie była najlepszym sposobem do osiągnięcia obranego celu. Przynajmniej według większości. Zresztą, archanioł nie korzystał z niej co chwilę. Jak to mówią, raz - nie zawsze, dwa - nie wciąż. Jedynie w szczególnych wypadkach, jak chociażby perswazja do czynienia dobra: jak najpozytywniejsze przedstawienie poszczególnych aspektów et cetera. Na ten temat można by mówić w nieskończoność, dlatego anioł skupił się na następnej wypowiedzi towarzyszącego mu dyskutanta. Nie pomyślał o tym? Ciekawe. Prawdę mówiąc Ariael napomknął o podobnej możliwości zupełnie się nad tym uprzednio nie zastanowiwszy, ale skoro sam Belzebub zaczął rozważać taką wersję... Kto wie? A nuż trafił w sedno? Uśmiechnął się delikatnie, jakby samo uniesienie warg było dostatecznym skwitowaniem tematu zachowania demona tuż przed Upadkiem. Ale nie. O dziwo, miał coś jeszcze do dodania. - Widziałem, że coś jest nie tak. Gabriel, zdaje się, również. Problem w tym, że żaden z nas nie mógł Cię do niczego przekonać. Zdawałeś się jakby całym sobą zakorzeniony w swych przekonaniach i ideologiach, o których pobąkiwałeś raz na jakiś czas. Następnych słów nie skomentował. Nie był to objaw ignorancji czy braku poważania w stosunku do rozmówcy, a świadomość, iż gdy nie wiadomo, co odpowiedzieć, lepiej nic nie mówić. Uriel nie cierpiał konwersacji składającej się z owijania w bawełnę i braku konkretów. Po części dlatego, gdy usłyszał fakt, iż Asmodeusz jest synem poniekąd Piekła, zainteresował się tym o wiele bardziej. Słowo "dziwkarz" pominął, nie rozczulając się nad szczegółami. Znał Belzebuba, zawsze był dosadny, więc tego typu określenia nie były dla niego zaskoczeniem, choć nie mógł ukryć malującego się na twarzy niesmaku. - Ciekawe, nigdy nie spodziewałem się po Samaelu potomstwa... Miejmy nadzieję (lub nie), że nie zgładzi waszego małego królestwa. Z takimi rodzicami trudno o brak temperamentu. Lecz Tobie, jak sam przyznałeś, obojętne są losy i polityka Piekła, prawda? Jesteś zupełnie neutralny? - Uriel uniósł brwi, spoglądając na Belzebuba. Obserwował jego poczynania, a gdy zza bramy wyciągnął wino, zdziwił się jeszcze bardziej. Podszedł do demona na stosowną odległość. A więc moc zagięcia wymiarów pozwalała na takie "cuda"? Pokiwał z uznaniem głową, początkowo nieprzychylnie spoglądając na nektar. Nie wyczuwał jednak niczego podejrzanego, a miał z tego typu rzeczami spore obejście, toteż chwycił za szyjkę kieliszka i wziął go od demona. Powąchał jego zawartość, następnie zmierzył wzrokiem, po czym ostatecznie mógł stwierdzić - to był tylko nektar. Mimo to wolał zachować ostrożność. Nigdy nie wiadomo, czego można by się spodziewać po kimś tak nieprzewidywalnym, jak ów Władca Much, prawda? - Sodoma i Gomora? Mam nadzieję, że nie zarażę się nieprawością tego miasta - powiedział Uriel całkiem poważnie, przyglądając się to płynowi w kieliszku, to swojemu towarzyszowi. Czekał, aż ten spróbuje jako pierwszy. W międzyczasie on sam oparł się o ścianę w swobodnej pozie. I dalej. Czekał. | |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Sro Kwi 16, 2014 12:33 pm | |
| Urielowi znowu udało się zaskoczyć demona tym chichotem. Najwyraźniej nie tylko on sam pozwalał samemu sobie na takie dawno używane zachowanie. Coś takiego! Ale zaraz wyrzucił to z głowy, próbując sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz pojawił się w jakimś tandetnym okręgu. - Hm, teraz już nie tak często, ludzie zrobili się strasznie zapobiegliwi, ciskają kartkami Biblii, mamroczą egzorcyzmy albo polewają niewinnego demona wodą święconą – odpowiedział, delikatnie stukając palcem wskazującym w dolną wargę. – Ostatni raz był chyba ze trzy lata temu, ale wtedy nie zawarłem kontraktu, bo nieszczęśnik chyba nie spodziewał się, że cokolwiek się zjawi, więc zmoczył się i uciekł – wzruszył ramionami. O tak, Belzebub znał naprawdę wiele takich historii, gdy ludzie – całkowicie niegotowi na spotkanie z prawdziwym demonem – zaczynali panikować i uciekać. Naprawdę niewielu z tych wspaniałych przywoływaczy sił nieczystych umiało zachować zimną krew stojąc oko w oko z jednym ze Strąconych. – Zależy. Jedni dla zabawy, inni, tak jak powiedziałeś zresztą, żeby pokazać nam, że jesteśmy tylko po to, żeby im służyć – uśmiechnął się ironicznie i przewrócił oczami – ale niektórych przesyca desperacja. Zrobią wszystko, byleby sobie pomóc, takie przypadki też widywałem. Co i tak, skromnym zdaniem Belzebuba, było skrajnym idiotyzmem. Sprzedawali swoje dusze i życie wieczne, żeby zaznać odrobiny szczęścia na Ziemi. Może nie wiedzieli, że aż tak wielką cenę przyjdzie im zapłacić za spełnienie swoich zachcianek i posiadanie demona na „smyczy” – z której, nawiasem mówiąc, mógłby zerwać się bez problemu – ale ostatecznie to nie miało znaczenia. Sprzedawali samych siebie za nic. - Hoho, gdybym rozmawiał z kimś innym, to wyłapałbym tutaj tak dwuznaczną dwuznaczność, że stałaby się jednoznaczna – odparł ze śmiechem Belzebub, ale pokręcił głową, bardziej sam do siebie i swoich myśli. – Niemniej masz rację. Ale ja jestem specjalistą od przewrotnego i genialnego w swojej idealności kłamstwa, a ty używasz znacznie cięższych metod, bo przecież aniołkowi nie wypada kłamać, czyż nie? Lepsza manipulacja i delikatne naprowadzanie, niż wierutne oszustwo, dodatkowo podsycane wyreżyserowanymi scenami i udawanymi gestami czy emocjami – tak sądził przynajmniej Władca Much jeśli ktoś pytałby go o zdanie w tej kwestii. Ale tylko i wyłącznie wtedy, jeśli były poruszane kwestie moralności. Wszyscy przecież wiedzą, że o wiele łatwiej jest skłamać, niż w jakiś sposób odwrócić uwagę od prawdy i tego, jak niewygodna była. Kłamcy posiadali o wiele większe pole do popisu, to było pewne. Pobąkiwał. Belzebub skinął powoli głową, ale bez przekonania. Tylko raz na jakiś czas poruszał kwestię Buntu i nie mówił o nim przez cały czas? Nie głosił dumnie przekonań wpojonych do głowy przez Lucyfera, tylko trzymał to wszystko w sobie? Wydawało mu się to takie… niepodobne do niego samego. Chyba że Niosący Światło zabronił swoim wspólnikom mówić o tym, lecz Władca Much nie umiał wtedy – tak jak i teraz zresztą – dość mocno trzymać języka za zębami? - Moja wyobraźnia odmawia, gdy próbuję sobie wyobrazić te piękne, stare czasy. A szkoda – czasami naprawdę udawało mu się żałować, że nie pamięta Nieba. Ale z drugiej strony… jeśli prawdziwą była teoria Uriela, że sam doprowadził do usunięcia wspomnień, to był w stanie wtedy przewidzieć skutki Buntu? Domyślał się, że Bóg zechce wyrzucić ze swojego Królestwa niepokorne służki? Ach, będzie miał tyle do przemyślenia po tej rozmowie! Wzruszył ramionami. - Niczego nie zniszczy, bo nikt za nim nie pójdzie. Asmodeusz nie jawi się jako najbystrzejsza i najbardziej charyzmatyczna osoba w Piekle, woli oddawać się innym… przyjemnościom – odparł pod koniec z pewną odrazą, co musiało być niezłym zaskoczeniem dla wszystkich, którzy go znali. Mało co powodowało we Władcy Much wstręt, ale praktyki Asmodeusza w jego mniemaniu przekraczały nawet piekielne pojęcie. – Neutralny Dopóki wszystko będzie mi odpowiadało, jestem przede wszystkim egoistą. Niech się maluczcy biją o władzę, a zostawią kulisy dla lepszych od siebie. Demon aż zatarł ręce i mruknął z zadowoleniem, gdy tylko wyobraził sobie nową rebelię w Piekle. Taki chaos mógłby mu tylko pomóc, bo na pewno nie zaszkodzić. Nie obchodziła go polityka… za bardzo. Wolał trzymać się na uboczu i dzielnie zmieniać strony, gdyby szala zwycięstwa się przechyliła. Miał ochotę roześmiać się głośno, gdy obserwował poczynania anioła. No proszę, naprawdę obawiał się, że zostanie otruty? Też coś! Belzebub rzadko zniżał się do tak mało wysublimowanego pozbycia się kogoś niewygodnego. Spektakularna śmierć jest lepsza, daje ludziom o wiele bardziej do myślenia. Czy tam nieludziom, tudzież wrogom z prawdziwego zdarzenia. Demon delikatnie zakręcił kieliszkiem i lekko stuknął w bliźniacze naczynie w dłoni Uriela. - Za stare czasy – oznajmił i bez najmniejszych oporów upił dwa duże łyki. Wino było słodkie, lecz mocne. Idealne, prawdziwe. Zero okropnego kwasku, który charakteryzował współczesne alkohole. – Urielku, boisz się, że cię otruję? – zapytał z rozbawieniem. – Sodomskie wina mogą równać się tylko z tymi babilońskimi. Pod względem smaku, oczywiście, nie poziomem deprawacji, którą winiarz wtłoczył z winogronem.
| |
| | | Ariael Archanioł
Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu. Liczba postów : 97 Join date : 04/04/2014
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Sro Kwi 16, 2014 8:21 pm | |
| Słysząc relację demona na temat poczynań niektórych ludzi, anioł prychnął znacząco. Przecież to było irracjonalne. Wezwać jakiegoś diabła dla hecy i chwilkę później pognać, gdzie pieprz rośnie? - Cóż... - rozpoczął wolno Uriel, przeciągając samogłoski i unosząc brwi ku górze. Jego ręce samoistnie skrzyżowały się na piersi, nie tyle w intencji pokazania izolacji od rozmówcy, a z powodu niewiedzy, co z nimi uczynić. - Dla mnie to idiotyczne, choć anioły również bywają przyzywane. Mimo to objawiamy się tylko i wyłącznie na polecenie Stwórcy, nigdy z racji własnego kaprysu. Zresztą, kwestia ta i tak powoli ma coraz mniejsze znaczenie, gdyż ludzie przestają wierzyć w cokolwiek, co wykracza poza ich prymitywne i przyziemne rozumowanie. Ale nie mi oceniać i bawić się w Boga. Pochylił delikatnie głowę, wtapiając lodowato niebieskie oczy w skrzyżowane w kostkach nogi. Mało kto wiedział, iż ów kolor oczu nie jest spowodowany jakimkolwiek pigmentem, a kolorem naczyń krwionośnych znajdujących się w tęczówkach. Było to poniekąd przerażające. W końcu to nic innego, jak niewielkie płytki przypominające swoją funkcją żyły. Na sugestię rzekomej dwuznaczności, Uriel spojrzał na stojącego przed nim mężczyznę z lekkim zaskoczeniem. Zamrugał kilkakrotnie. - Nie to miałem na myśli. - Zmarszczył brwi, oczywiście nie rozumiejąc, co w tym zabawnego. Ach, Ariaelu, jeśli nie masz zakodowanego poczucia humoru gdzieś w głębi własnego "ja", powinieneś się go nauczyć, choć odrobinę. Jako że nie potrafił nic więcej na ten temat odpowiedzieć, przeszedł gładko do następnego, w jego mniemaniu znacznie ciekawszego, wątku. Zamyślił się nieco, unosząc palec do ust i spoglądając niekontrolowanie ku górze. - Zdecydowanie nie nazwałbym mojej umiejętności kłamstwem. To raczej skupianie się na korzystnych argumentach i ich ładne opisywanie swojemu potencjalnemu dysputantowi. Czasami to jedyna droga do celu. Spojrzał z powrotem na Belzebuba, mrużąc powieki, a na jego wargach zatańczył lekki uśmieszek. On sam zupełnie nie określiłby jego słownej manipulacji kłamstwem, aczkolwiek wiele archaniołów nie do końca akceptowało jego praktyki. Ale w czymże niby miał zawinić? Ani nie oszukiwał, ani nie dawał złudnych nadziei. Po prostu przekonywał do swoich racji. Wspominki. Nawiedziły go w chwili, gdy demon stwierdził u siebie brak zdolności w wyobrażeniu sobie ich wspólnej przeszłości. Zresztą, nie tylko ich obojga, a całego Królestwa, Boga i pozostałych aniołów. Kryształowe wieże Boskiego Pałacu, białe skrzydła, uśmiechy i pełne miłości oraz ciepła twarze... Na samą myśl czuł przyjemny ucisk w sercu, który momentalnie przemieniał się w cichy żal za echem tamtych czasów. Przeszłość. Ona nie miała szansy wrócić. Wzmianka o "przyjemnościach" Asmodeusza spowodowała w głębi Ariaela nieudolnie skrywany wstręt. Oczywiście domyślił się, co Strącony sugerował. - Czyli rozumiem nawet Ciebie tego typu "przyjemności" napawają odrazą? - Westchnął cicho, kręcąc nieznacznie głową i skupiając się na następnej wypowiedzi Belzebuba. Uśmiechnął się lekko. - Gdybyś tylko wtedy miał takie podejście... Mruknął cicho, obserwując poczynania swojego towarzysza i w końcu samemu unosząc naczynie do ust. Spomiędzy jego warg wydobyły się ciche słowa brzmiące jak: "za stare czasy" i ostrożnie upił niewielki łyk. Musiał przyznać, że dawno nie miał okazji skosztować czegoś o tak wspaniałym smaku. Zamruczał pod nosem z uznaniem, odsuwając kieliszek od ust i przyglądając się płynnej konsystencji wewnątrz niego. - Rozumiem, że pozyskałeś je tuż przed straceniem tych miast? Uśmiechnął się delikatnie, zerkając z zaciekawieniem na swojego rozmówcę. Na pytanie wzruszył jedynie ramionami. - Pozwól, że zacytuję zacytuję Ciebie oraz owe sławne powiedzenie: przezorny zawsze ubezpieczony. Kąciki ust Ariaela powędrowały ku górze, tworząc na twarzy szeroki uśmiech. - Nigdy nic nie wiadomo. - Tymi słowy ponownie upił łyk alkoholu, tym razem większy, a następnie zaczął przesuwać koniuszkiem palca po krawędziach szklanego naczynia. | |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Sro Kwi 16, 2014 8:51 pm | |
| O, proszę, czyli znajdowali się też tacy, którzy chcieli przyzwać do siebie anioła? Wprawdzie Belzebub słyszał o takich praktykach, ale nigdy nie zagłębiał się w temat, bo wydawał mu się zbyt absurdalny. W końcu aniołowie cały czas byli przy ludziach, prowadzili ich za rączki, lecz nigdy się nie pokazywali. - Dlatego ja czasami się pojawiam, żeby mieli w co wierzyć – odparł demon lekkim tonem. – Nawet sobie nie wyobrażasz, ile zatwardziałych „heretyków” nawróciłem samym pojawieniem się. Albo groźbami czy drobnymi, magicznymi sztuczkami – rozciągnął usta w szerokim uśmiechu. Czy to nie czyniło z niego poniekąd kogoś dobrego? W końcu nawracał grzeszników na jedyna i słuszną wiarę, bardzo często tacy ludzie zostawali przy kościele i Bogu już do końca swych dni. Hm. Problematyczna kwestia. Belzebub znów się roześmiał, ale tym razem ciszej i nawet, żeby powstrzymać się przed większym wybuchem, zasłonił usta lewa dłonią. - Wiem. A szkoda – znów powstrzymał się przed kolejnym atakiem wesołości, ale za to odetchnął głębiej i pokręcił głową. Przecież wiedział, że lodowooki-cały-w-bieli-Uriel nie ma za grosz poczucia humoru. To było na swój sposób przerażające, bo jak można tak do wszystkiego podchodzić poważnie? Przecież to nieludzkie! Można się zamęczyć i zajechać normalnością, a z czasem nabawić bardzo nieprzyjemnego zgorzknienia. Na ognie piekielne, to już lepiej nie żyć! – Ach, no właśnie. Za to was podziwiam. Was, aniołków. Nawet bluźniercze kłamstwa umiecie nazywać w taki sposób, by brzmiały czysto, podczas gdy tacy jak ja nie owijają w bawełnę i jawnie się przyznają – odparł kąśliwie. To były bardzo podobne do siebie metody. I kłamstwo, i manipulacja, na dodatek bardzo często szły ze sobą w parze i trzymały się za rączki tak ściśle, że niemal nie dało się rozpoznać, co jest czym. – Po trupach do celu, a na palcach przez tulipany – zamruczał Belzebub, co pewnie nie miało najmniejszego sensu. Przynajmniej druga część tego zdania, którą sobie zanucił. Ta niemożność wyobrażenia sobie przeszłości brała się pewnie stąd, że Władca Much nie miał pojęcia, jak wygląda Niebo. Niemal całą resztą byłby w stanie sobie wyimaginować, lecz największym problemem wciąż pozostawałaby sceneria. Bo nawet samego siebie jako grzecznego aniołka z niebieskimi ślepkami i dłońmi złożonymi do modlitwy potrafił. Bez problemu! Królestwo Boże było kłopotem w tym wszystkim i dawniej nieco gryzło to Belzebuba. Lecz z czasem uznał, że to szczęśliwy traf. Nie miał za czym tęsknić. Po prostu stworzył sobie życie, całkiem nowe w Piekle i nie goniły go wyrzuty sumienia czy cienie przeszłości. Tak było łatwiej, na pewno o wiele łatwiej. Pokiwał głową, wciąż ze wstrętem wymalowanym na twarzy. Skoro nawet Belzebuba potrafiło coś odstręczać, to musiało być to albo skrajnie głupie, albo obrzydliwe. Według demona te „przyjemności” idealnie wręcz łączyły w sobie te dwie rzeczy. - To teraz spróbuj sobie wyobrazić, co to musi być… - mruknął tylko, o wiele ciszej i z jeszcze większą niechęcią. Tylko raz był świadkiem asmodiańskich uciech. I obiecał sam sobie, że nigdy więcej. – Do wszystkiego trzeba dojrzeć. Do egoizmu, alkoholu i hazardu. Z przyzwoitości pominąłem dziwki. Przyglądał się z zaciekawieniem Urielowi, bo na początku nie był pewien, czy aby na pewno się napił. W sumie… nie miał w tym większego celu. Po prostu chciał poznać opinię o tym winie od kogoś, kto jednak miał nieco dłuższy staż. Bo pytanie Molocha, tak przykładowo, o cokolwiek, mijało się z celem na samym starcie. - Ha, właśnie tak. Z powodu tych cudów prawie zostałbym tam zniszczony – uniósł swój kieliszek do góry i przez chwilę przyglądał się, jak ostatnie pomarańczowe promienie słońca odbijają się od kryształu i napoju. Zawtórował uśmiechem. – Celna uwaga. Demon zmarszczył brwi i delikatnie potarł brodę bladą dłonią z zamyśloną miną. - Hm, tak nektar deprawacji… nie, niestety nie posiadam takiego na stanie – westchnął z wielkim ubolewaniem i pokręcił głową. Upił jeszcze jeden łyk, rozkoszując się słodkim smakiem wina.
| |
| | | Ariael Archanioł
Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu. Liczba postów : 97 Join date : 04/04/2014
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Sro Kwi 16, 2014 11:22 pm | |
| Uriel pokiwał z namysłem głową. Nie chciało mu się co prawda wierzyć w pozytywne intencje demona, ale czemuż znowu miałby zaprzeczyć? Zaczerpnął głęboki wdech, pozwalając, by wypełnił skrzętnie jego płuca, po czym wypuścił go z sykiem spomiędzy ust. Powietrze zdawało się jakby... Stęchłe. Nieporuszone. Jakoby brak było mu wiatru i świeżości, której za murami wieży było pod dostatkiem. Zresztą nie tylko tej budowli brakowało ożywienia. Sam Uriel czuł się, jakby został pogrzebany u podstaw drabiny historii i przez przypadek powrócił do życia na jednym z najnowszych szczebli. Nie mniej nie skomentował pierwszych słów Belzebuba, odpowiadając za to na następne (o ile można by to uznać za odpowiedź), uprzednio obdarzając go przepełnionym niepewnością i dystansem spojrzeniem. - Szkoda? - powtórzył, nie za bardzo potrafiąc się połapać w nieumyślnie wątku. Westchnął cicho, kręcąc głową z rezygnacją, po czym wysłuchał ze stoickim spokojem nieprzychylnych słów demona skierowanych nie tyle do samego Ariaela, co do aniołów ogółem. Od niechcenia zawinął na palec biały kosmyk, przyglądając mu się, jakby był najciekawszą rzeczą na ziemi. Jego wargi ułożyły się w uśmiech niemający nic wspólnego z rozbawieniem czy wściekłością. Po prostu nagle owładnął jego usta i już. - Czasami nie można inaczej. Tylko tyle odpowiedział, wciąż trwając w tej dziwnej pozie, jaką obrał z powodu braku innego pomysłu, mimo to nieco dziwna w swym znaczeniu maksyma wypowiedziana przez Belzebuba przykuła jego uwagę. Spojrzał na niego kątem bladoniebieskich oczu. - Wolę róże. Pewnie ów stwierdzenie dotyczące jego preferencji było zupełnie wyrwane z kontekstu, ale właśnie ono przyszło mu na myśl. Zamruczał ledwo dosłyszalnie, przeciągając się i rozprostowując zastałe kości. Ach, dawno nie miał okazji doświadczyć tego specyficznego uczucia. Wieki, a nawet milenia nie schodził na Ziemię tak, by porozmawiać z jej mieszkańcami, nawet jeśli byli nimi tylko chwilowi wizytatorzy w postaci chociażby demonów. Zawsze coś, czyż nie? - Nie mam ochoty sobie wyobrażać. Pewnie nic dobrego by z tego nie wyniknęło, nie sądzisz? Aż pozwolę sobie zacytować Szekspira: "Mądrość i cnota złym zdaje się zdrożną, gnój pachnie gnojkom." Skoro wybrał taki los, widocznie nie potrafi się poszczycić niczym innym. Uriel wzruszył beznamiętnie ramionami, biorąc łyk nektaru i wzdychając sam do siebie. Coś często ostatnio jego usta opuszczały westchnięcia. Słysząc potwierdzenie na swoje pytanie, brwi cherubina powędrowały ku górze. - Byłeś w Sodomie i Gomorze w czasie zniszczenia? To ciekawe. Domyślałeś się już? Mruknął, istotnie się nad tym zastanawiając. Niedługo, co prawda, ale zawsze. - Swoją drogą, często masz styczność z ludźmi? - zapytał, zupełnie abstrahując od tematu. Zaraz potem wychylił po raz kolejny kieliszek i upił tym razem większy łyk. Doprawdy, rzadko kiedy trafiał się taki przysmak tutaj na Ziemi. Coś jak... Mitologiczna boska ambrozja. Zabawne, aż sam uśmiechnął się na to porównanie, które nagle zrodziło się w jego głowie dosłownie znikąd. Śmieszyły go te bajki o bogach Olimpu, nie mniej był zauroczony pięknem, w jaki potrafili ludzie ubrać zwykłe zjawiska w słowa. Nie podzielił się swoimi spostrzeżeniami z mężczyzną. Spojrzał na niego jedynie i uśmiechnął się mimowolnie. - Gdyby można było bez oporów skosztować nektar deprawacji, coś czuję, że nie byłoby mnie tutaj, a myszkowałbym tam, na dole. Wskazał sugestywnie na ziemię, po czym wzruszył nieznacznie ramionami. W końcu uznał, że lepiej będzie, jak usiądzie - po chwili już zajmował miejsce obok Belzebuba, bawiąc się i obracając w dłoniach kryształowy kieliszek. - Szkoda by było. Wiedział, że stał się nieco mało rozmowny, lecz jego nastroje często oscylowały między melancholią a potrzebą żywej dyskusji, zresztą nie od dziś. Całe lwiątko. | |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben Czw Kwi 17, 2014 12:29 am | |
| Belzebub, na całe szczęście, miał poczucie humoru najwyraźniej za nich dwóch. Co jednak wcale mu nie przeszkadzało w, niekolokwialnie mówiąc, robieniu sobie jaj na okrągło. To też był całkiem niezły sposób na życie, a na pewno ciekawszy niż wieczna zgryzota i powaga. A tak? Przynajmniej można było się pośmiać, czy to z siebie czy z innych. Urozmaicenia, jak diabli. Dlatego teraz, zamiast odpowiedzieć jak całkowicie normalna osoba, bardzo ostentacyjnie i powoli przejechał językiem po swojej górnej wardze, by chwilę po tym wybuchnąć śmiechem. Prawie wylał przy tym zawartość swojego kieliszka, ale sytuacja po prostu wydawała mu się nieco zbyt absurdalna, żeby się nie śmiać. - No szkoda, szkoda – udało mu się z siebie wykrztusić między dwiema salwami śmiechu. Jezu, Belzebubie, lecz się. Odetchnął po chwili bardzo głęboko i to kilka razy, by się względnie uspokoić. Sam nie był pewien, czemu jego samego to rozbawiło aż tak bardzo, ale od tego śmiechu nawet na jego wiecznie jasnej twarzy pojawiły się blade rumieńce. Ba, tchu złapać przez to nie mógł! Odstawił kieliszek na chwilę na skrzynkę obok siebie i przejechał obiema dłońmi po twarzy, odgarniając włosy do tyłu. – Fakt – skomentował krótko toto odnośnie kłamstw i manipulacji. Bo zgadzał się z tym całkowicie, mimo że sam o wiele częściej oszukiwał innych bardziej dla własnej satysfakcji niż czegokolwiek innego. - Róże? – powtórzył demon i uniósł do góry brwi. – Słoneczniki. Najbardziej uniwersalne kwiaty na ziemi. Można je podziwiać i jeść. To przecież genialne. W sumie demon jakoś nie rozumiał istot, które lubiły kwiaty. Przecież można tyle lepszych rzeczy komuś podarować, niż jakiś bezużyteczny badyl, który zwiędnie po kilu dniach i tyle z niego byłoby pożytku. Już nawet o, takie durne pudełko czekoladek byłoby lepsze, bo to chociaż można już zjeść. Chyba że obdarowywany jest koniem, to całkowicie zmienia postać rzeczy. Wzruszył tylko ramionami na komentarz anioła o Asmodeuszu. Nawet nie chciało mu się myśleć o tym małym szmatławcu, a tym bardziej o jego fetyszach. Zwłaszcza przy takim dobrym winie, przecież od tego można całkowicie apetyt stracić! Skrzywił się tylko raz jeszcze i zaraz wyrzucił piekielnego znajomego z głowy, nie miał najmniejszej ochoty o nim myśleć. Ani, przynajmniej już teraz, rozmawiać. - Wiedziałem, że to kwestia czasu, ale nie spodziewałem się, że podczas mojej wizyty spadnie grom. Zresztą, Lucyfer się postarał, żebym się dowiedział dziesięć sekund wcześniej, że mam zabierać się stamtąd zabierać w trybie pilnym – odpowiedział i wzruszył ramionami. – A jeszcze tylu rzeczy nie zdążyłem zabrać, aż łezka się w oku kręci. – Czy często? Nad tym pytaniem nawet nie musiał się długo zastanawiać, ba, odpowiedział prawie że od razu. – Owszem, często jestem na ziemi. W Piekle wieje nudą, a tutaj przynajmniej coś się dzieje. Jak teraz chociażby, spotkałem ciebie. Na dole nie miałbym takiej przyjemności. Ha, jaki tam przysmak na Ziemi. Ten był iście piekielny. Nie dość, że pochodził z miasta grzechu i rozpusty, to na dodatek leżakował w samym sercu Piekła pod czujnym okiem demona. Ale fakt, że było to jedno z najlepszych istniejących gdzieś win, zdecydowanie wciąż należał do tych o sprawdzonym źródle i niewątpliwie był prawdziwy. Ciężko gdziekolwiek znaleźć coś takiego, jeśli już, to leżały w piwniczkach bogatych kolekcjonerów, a na pewno żaden z nich nie popełniłby takiej herezji, by je wypić. M, nawet nie wiedzieli, co tracili. - Pf, tam na waszej górze też się można nieźle bawić – mruknął. A kiedy Uriel usiadł obok niego, Belzebub na nowo wziął butelkę z trunkiem w dłoń i z niemal nabożną czcią odkorkował ją znowu i dolał wina do obu kieliszków, by zaraz znowu ją zapieczętować i odstawić z powrotem na skrzynię. Zamrugał kilka razy i zmarszczył brwi. - Czego byłoby szkoda? – spytał. Tak po prostu, bo był pewien, że całkowicie w tej chwili nie pojął tego, co anioł miał na myśli.
| |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Wieża zegarowa Big Ben | |
| |
| | | | Wieża zegarowa Big Ben | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|