|
|
| Apartament Io Sante. | |
| | Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| Temat: Apartament Io Sante. Wto Lip 09, 2013 9:18 pm | |
| Obszerny apartament posiadający dużą sypialnie ze starym łóżkiem z baldachimem i sporym salonem. W salonie znajduje się masywny dębowy stół i jedno, jedynie krzesło. Również dębowe i masywne, ze stylizowanym oparciem i nogami. Cały apartament jest utrzymany w starym, wiktoriańskim stylu. Wiekowe lampy i stylizowane przedmioty. Nowoczesnymi miejscami są dobrze wyposażona kuchnia z pełną lodówką i spora łazienka, pełniąca równocześnie rolę sauny. Jest tam duża wanna i mnóstwo płynów i olejków. Ważną rzeczą w salonie jest spore terrarium w którym siedzą 3 zadbane króliki. Do tego ich karma i inne tego typu przedmioty. Cóż, i to by było na tyle...a, jednak nie. W apartamencie jest mały ciasny pokój, którego drzwi znajdują się w sypialni. Jego wnętrze jest dosyć specyficzne jak na mieszkanie demona. Na jego ścianach wiszą rozmaite krzyże, a na półkach buteleczki z wodą święconą zaś na podłodze leży zaschnięta czarna ciecz...
*****************************************************************************************
Spotkanie z Belzebubem rozjuszyło go. Lecz się uspokoił. Na szczęście dla Władcy Much, lecz nic nie trwa wiecznie. Bel, znów zdenerwował Molocha. Najpierw insynuuje, że go DOTYKAŁ a przecież on go tylko dotknął. A potem szarpał go i wciągnął do piekła. -Urwę ci te rączki jeśli trafimy na Lucy... - krzyknął, lecz nie zdążył dokończyć, gdyż został znowu wciągnięty w tą cholerną bramę. Gdy pojawili się na ziemi, był już bliski przyjęcia swojej prawdziwej formy; pół płynną dłonią złapał Belzebuba za twarz i już miał sprawić, że jego płuca wybuchną wypełnione czarną mazią. Miał niesamowitą ochotę oderwać mu twarz...i zapewne by to zrobił, gdyby nie spostrzegł zegarka na witrynie jednego ze sklepów. Momentalnie zbladł. -Są głodne... - wymamrotał - ...SĄ GŁODNE ! - krzyknął i momentalnie upłynnił swoje ciało. Chwycił Belzebuba w pasie i pomknął do przodu, w kierunku swojego mieszkania. Po drodze zmienił się w wielką, wściekłą, ciemną fale która niosła ze sobą zapewne oszołomionego Belzebuba. Swoją formę przyjął dopiero w mieszkaniu. Nim to zrobił "wypluł" demona ze swego ciała i podbiegł do terrarium, w którym pośpiesznie nakarmił swoje zwierzątka. Niewiele po tym myśląc, chwycił spodnie leżące na oparciu krzesła i ubrał je by nie być nagim. -Och, tam jest łazienka. - wskazał dłonią drzwi widząc Belzebuba ubabranego od stóp do głowy rzadką ropą, rozcieńczoną do konsystencji wody. |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Wto Lip 09, 2013 9:53 pm | |
| Ot, pojawili się bardzo beztrosko na ulicy. Całkiem tłocznej, ale nikt za bardzo nie zwrócił na to uwagi. Bo i jak? I w sumie po jaką cholerę? Ogromnie zadowolony Belzebub uśmiechnął się i otworzył usta, by wygłosić jakieś niesamowicie śwtałe i odmieniające losy ludzkości przemówienie, gdy Moloch ot tak, złapał go za twarz. I w sumie jego ręka byłą dziwnie… błotnista? W każdym razie, zdecydowanie zaczynała bardziej przypominać w dotyku coś a la ciesz, a przynajmniej gęste błoto. Znowu spróbował się uśmiechnąć, jednak dłoń skutecznie to blokowała. W zanadrzu już planował być może ucieczkę wrotami, albo przynajmniej przerzucenie sobie włóczni na ten świat. Jakby nie patrzeć, lepiej jest mieć coś do obrony. Zwłaszcza przed takim demonem. Ale nagle… Moloch zbladł. Belzebub byłby gotów przysiąc, że dostał nagle rozkaz od Lucjana i musi po prostu zająć się czymś innym, niż walka z Władcą Much w sumie bez konkretnego powodu. Ale najpierw wymamrotał, że coś jest głodne. Zmarszczył brwi, a wtedy Moloch to powtórzył, ale krzycząc. No jasne, byłby gotów to zrozumieć – każdy miał jakiś fetysz ostatecznie – ale Pierwszy Kat złapał go ot tak w pasie i ruszył biegiem do przodu, całkowicie zbijając strażnika bramy z pantałyku. I to jak! Chyba po raz pierwszy od wieków Belzebub nie bardzo wiedział, co właściwie powinien z tym zrobić, czy nawet jak się zachować… to była taka dziwna sytuacja… A chwilę później po prostu zmienił się w tą płynną breję i zaczął ciągnąć biednego, całkowicie zdezorientowanego demona ze sobą. A wszystko się tak lepiło… Zdołał dopiero po pewnym czasie to wszystko sobie uporządkować. W sumie to dopiero wtedy, gdy Moloch wyrzucił go z siebie w mieszkaniu i rzucił się do klatek. Gdyby Belzebub nie był aż tak całkowicie zbity z tropu i kompletnie oszołomiony, zapewne nieco zdziwiłby go widok zupełnie nagiego demona, który rzuca się do klatek z królikami i maniakalnie je karmi, a dopiero po tym sam się ubiera. Belzebub spojrzał na swoją rękę, która po prostu się lepiła. I cuchnęła ropą. Ohyda, to wszystko było takie dziwne, ohydne i niecodzienne… Zamrugał kilka razy i spojrzał na dłoń, absolutnie nie słysząc słów. Rzadka ropa nalała mu się do uszu i bardzo skutecznie wszystko tłumiła. Sens zrozumiał, czytając z ruchu warg. Podniósł się powoli, niczego nie mówiąc – nieco się obawiał, że jeśli otworzy usta, to naleje mu się to ohydztwo do gardła. Ruszył pewnym krokiem i gdy tylko zamknął za sobą drzwi, zrzucił z siebie lepiące się od ropy ubrania i bardzo bezceremonialnie wlazł pod prysznic. Nawet przez chwilę nie pomyślał o tym, żeby wracać do piekła. Nie wspominając już o tym, że nie mógł tak szybko używać wrót w przeskakiwaniu… Ach. Siedział tam dobre piętnaście minut, po drodze jeszcze przywołując sobie pod prysznic olejki o zapachu pomarańczy i wanilii – co jak co, ale Władca Much naprawdę lubił ładne zapachy. I generalnie wszystko co jest ładne. Wyszedł z kabiny i nawet nie martwiąc się takimi rzeczami jak wycieranie, po prostu zdjął z wieszaka jakiś czarny szlafrok i narzucił go na siebie, wielce niedbale wiążąc pasek w talii. I wyszedł, ociekając wodą. Ot, z włosów mu woda spływała, z nóg… A sam szlafrok po prostu zaczął lepić się do mokrego ciała. I w ten sposób się prezentując, Władca Much przemaszerował przez salon i opadł na kanapę, zakładając nogę na nogę. - Zniszczyłeś mi „ludzkie szmaty” – oznajmił z urazą i prychnął. – Jak to zrekompensujesz?
| |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Wto Lip 09, 2013 11:04 pm | |
| Króliki miały jedzenie. Nie spóźnił się zbytnio z nakarmieniem ich, zaledwie 10 minut zwłoki. Nie lubił gdy głodowały i było im źle. Nazwanie go ich ojcem, było dalekie od prawdy. Po prostu króliki były jedyną rzeczą, której nie chciał zabić ani zniszczyć. Można powiedzieć, że czuł się odpowiedzialny. Spojrzał na Belzebuba który chyba chciał coś powiedzieć, lecz nie mógł otworzyć ust. Odprowadził go wzrokiem do łazienki i poczekał aż woda zacznie lecieć. -Pierdolony pedant. - mruknął i machnął dłonią w stronę ropy która ściekła z Belzebuba w drodze do łazienki. Ciecz zebrała się i podpełza do swego Pana i wsiąkła w jego ciało. Demon usiadł na swym masywnym krześle i przetarł znużony oczy. Obcowanie z demonami pokroju Belzebuba było denerwujące. W piekle zawsze go mijał, nie zwracał uwagi a każdą próbę nawiązania rozmowy zbywał milczeniem lub miotał w jego stronę czymś ciężkim. Czasem był zły a czasem robił to z czystej złośliwości. I tak i teraz, z czystej złośliwości nie ściągnął ropy z Belzebuba. Choć mógł to zrobić bez problemu, tak jak w tawernie. Woda ucichła. Drzwi otworzyły się. Belzebub wrócił do pokoju. Ha, i to w jakim stylu. Mokre włosy i niedbale przewiązany szlafrok nadawały mu wygląd rozkapryszonej divy. Którą był na swój sposób. -Dam ci inne ludzkie szmaty geniuszu ? - powiedział sarkastycznie i spojrzał na powoli na mokry ślad prowadzący od łazienki, przez podłogę aż do nóg demona. Nie było powodu do nerwów, chwila moment i podłoga będzie wytarta.
|
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Sro Lip 10, 2013 12:16 am | |
| Wzruszył ramionami i po krótkim zastanowieniu położył się na kanapie na brzuchu, opierając o nią łokciami. Hm, naprawdę musiał wyglądać jak cholernie rozkapryszona diva, albo wielka gwiazda, która zaraz zacznie gwiazdorzyć i się wywyższać, tudzież wydziwiać. No cóż, poniekąd bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Jakby nie patrzeć, swój wizerunek poniekąd opierał się na udawaniu osobistości i nietykalności niemalże. Ale co zrobisz? Tak było… zabawniej. I w niektórych wywoływało skrępowanie albo chociaż złość. O dziwo, jak na razie Moloch nie wykazywał ani jednego, ani drugiego. No, przynajmniej już teraz przestał się wściekać i w ogóle. To mogłoby być problematyczne, gdyby tak zaczął rzucać się z pięściami i tym swoim błotem. Nawet bardzo. - Po co ta ironia? – zapytał wciąż ogromnie beztroskim głosem. – Rozbierasz mnie, ubierasz. Teraz jeszcze nakarm – dodał i ziewnął lekko. Zastanawiał się, kiedy właściwie Moloch zdecyduje się go wyrzucić. Szczerze nie uważał, żeby wytrzymał w obecności Belzebuba dość długo. Jakby nie patrzeć, bywał dość upierdliwy i raczej natrętny. A, jak wiedzieli wszyscy, to Pierwszy Kat nie należał do tych cierpliwych. Zerknął kątem oka na klatki z królikami. Dziwne… Dlaczego demon, który zabijał inne demony bez nawet cienia skrzywienia… Mało tego, taki, który to po prostu lubił i gdyby mógł, to pewnie zajmowałby się tym na co dzień. W sumie… To nawet się tym zajmował. Ot tak i chyba nikt nawet nie słyszał, żeby się za bardzo skarżył, chociaż zapewne mogło być to spowodowane faktem, że wiele pomniejszych demonów po prostu się go bało i nie potrafili z nim rozmawiać. Belzebub uniósł jedną brew i wskazał klatki swoją jasną, gładziutką i wielce zadbaną dłonią (mimochodem zauważając, że od tej cholernej ropy rozdwoił mu się jeden paznokieć). A dokładniej jednym palcem, wskazującym. - Dlaczego hodujesz króliczki, króliczku? – zapytał, przypominając sobie, że kiedy nazwał go tak ostatnio to nie stracił nawet życia. A bardzo lubił nazywać innych zdrobniale, bo to brzmiało… słodko, jakby nie patrzeć. A Władca Much lubił wszystko, co było słodkie, ot co. | |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Wto Lip 16, 2013 12:34 am | |
| Położysz się na kanapie i zaczął ją moczyć. Podobnie jak podłogę i dywan. Gdyby zależało mu na tych przedmiotach mógłby się zdenerwować, o co chyba chodziło Belzbubowi. Choć w sumie mógł być po prostu głupi. Chyba zapomniał, że drażnienie go nie kończy się dobrze. -Rozebrałeś się sam - powiedział spokojnie - ubrałeś zresztą też. - podszedł do stołu i odsunął swoje ciężkie krzesło po czym usiadł na nim wygodnie. Powinien dać Belzebubowi jakieś ciuchy, ale wolał tego nie robić. Jeszcze by się zaczął przy nim przebierać czy robić jakieś tańce erotyczne, podobne do tych które widział w telewizji na paśmie nocnym; zanim wyrzucił telewizor przez okno. Chciał jeść ? Ha, tego Moloch na pewno nie miał zamiaru zrobić. Wolał oszczędzić sobie nerwów i zabrać go do jakiejś restauracji niż dawać coś z lodówki i słuchać jego narzekań. Lecz wiązało się to z tym, że Belzebub musiałby się ubrać...ciężki wybór. -Dlaczego hoduje króliki... - zaczął - ...bo mogę. Odpręża mnie to. Coś muszę robić by nie oszaleć. Zacząłem je hodować gdy uczyłem się panować nad sobą w zakonie franciszkanów i tak jakoś wyszło. Potem ktoś powiedział, że wyglądają bardzo dobrze. Nie wiem nawet kiedy poszedłem na wystawę i wygrałem. Potem kolejną i jeszcze jedną. - wylał się z niego potok słów aż nagle zamilkł zastanawiając się nad czymś mocno. Spojrzał na terrarium z królikami a potem na nogi Belzebuba, przesunął spojrzeniem przez jego ciało aż w końcu patrzył głęboko w jego oczy. -Od kiedy Brama przestała cię słuchać? - powiedział poważnie unosząc jedną brew - Chodzi mi o konkretne, złe zachowanie. - dodał wstając i odsuwając krzesło. |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Wto Lip 16, 2013 1:22 pm | |
| Oczywiście, że nie zapomniał. Po prostu, tak na dobrą sprawę nie miał jeszcze tej wątpliwej przyjemności, by moc przekonać się na własnej skórze, co takiego mógł zrobić Moloch, gdy był wściekły. W tamtym momencie Belzebub przejawiał dość niezdrową i całkiem niekorzystną dla niego w danej sytuacji ciekawość. Cóż miał poradzić na swojego niespokojnego ducha i wścibstwo, które popychało go do różnych miejsc i osób, a przez to czyniło niemalże niezastąpionym informatorem? Uśmiechnął się i oparł policzek o dłoń, jednocześnie przymykając oczy i patrząc na demona spod rzęs. - Wybacz, nie wiedziałem, że sam chcesz to zrobić – odpowiedział niby poważnie. – Jeśli zechcesz, możesz mnie sobie rozbierać, jestem bardzo otwarty na propozycje, króliczku – dodał jeszcze i oparł się ramieniem o oparcie kanapy, co poskutkowało tym, że czarny materiał zsunął mu się z drugiego ramienia. Czym jednak Belzebub wcale się nie przejął, tylko uważnie obserwował Molocha. – I naprawdę z chęcią bym coś zjadł. Powinieneś mnie ugościć jak należy, skoro jesteś gospodarzem. No tak, bo przecież leżenie w samym szlafroku – który, tak swoją drogą, i tak był mokry – na kanapie i jeszcze ujście z życiem było po prostu akceptacją obecności. Poza tym, Moloch sam był sobie winny, przynajmniej według mniemania strażnika wrót. Gdyby go tą całą ropą nie uraczył, to musiałby się męczyć po prostu z Belzebubem, a nie niemal nagim i na dodatek przemoczonym Belzebubem .wtedy byłoby chyba łatwiej. Zresztą, co za różnica. Jemu osobiście to nie robiło żadnej, ale gdy tak sobie leżał zabawniejsza wydawała mu się ta zabawa, której celem jakoby było zaciągnięcie Molocha do łóżka. Nie, żeby taki plan nie istniał – bo pewnie tak – ale w tej chwili jakoś to nie miało większego znaczenia. Większość podtekstów miała podłoże w złośliwości i znudzeniu. Uniósł jedną brew, słuchając demona. No proszę, to była chyba najdłuższa wypowiedź, jaką kiedykolwiek usłyszał z jego ust. A to ciekawe. - Czyli króliczki są swoistym uspokajaczem, rozumiem – odpowiedział, o dziwo całkiem poważnie i całkowicie normalnym tonem. Ha, nie dorzucił nawet jednego podtekstu, co powinno zostać uznane za sukces, albo przynajmniej historyczną chwilę. – Ale ich nie możesz zabrać ze sobą. To co wtedy? Wściekasz się i robisz krwawą jatkę? Już szykował jakąś uwagę o tym, jak Moloch przejechał wzrokiem po jego (niesamowicie pięknym i seksownym) ciele, ale padło pytanie o bramę. Skrzywił się i przeczesał palcami włosy. Zamachał nogami w powietrzu w dość nerwowym geście. - Kilka dni temu – odpowiedział naprawdę niechętnie. – Zawsze szwankowała i miała humory, ale to się nie umywa… Nie wiem, w czym rzecz, ale to się robi niebezpieczne. Sama się otwiera, sama się zamyka, wyrzuca mnie gdzie jej się spodoba. To że wpadłem akurat tam i na ciebie uznaję za wielce szczęśliwe zrządzenie losu, bo równie dobrze mogłoby to być dno rowu mariańskiego – dodał i westchnął ciężko, patrząc w podłogę z rezygnacją. To jasne, że nikt nie lubi przyznawać się do porażki. Belzebub również, chociaż po nim i tak większość rzeczy spływało jak po kaczce, niemalże nie zostawiając śladu. Ale przecież to, że z taką łatwością otwierał wrota i się nimi bawił, uznawał za swój zaszczyt. Swoisty przywilej. A tutaj… o, coś takiego.
| |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Wto Lip 16, 2013 5:13 pm | |
| Zaczynało się robić nudno. Te całe, żałosne podchody Belzebuba przestały nawet denerwować demona. Bo były żałosne. I nudne. -Taa, o niczym innym nie marzę jak zerwać z ciebie ten szlafrok i związać ci nim ręce. - mruknął, lecz po chwili wyobraził sobie to co powiedział...dodając kilka batów i posypywanie ran solą. Uśmiechnął się lekko pod nosem podchodząc do Strażnika. By nie zrozumiał opatrznie subtelnego uśmiechu i tego co Kat powiedział, złapał go mocno za podbródek i obrócił mu siłą twarz na boki. -Nie robię. Mam inne środki uspokajające. - puścił mu twarz i odsunął się krok do tyłu. Nie miał pojęcia co mogło stać się z bramą. Belzebub nie wyglądał na chorego, na ciele nie miał żadnych pieczęci...nie było także czuć od niego żadnym zaklęciem. Odwrócił się i podszedł do oszklonej komódki po czym wyciągnął z niej butelkę koniaku, którą rzucił demonowi. -Pij. Idziemy do Jutrzenki, lepiej żebyś się znieczulił. - powiedział poważnie. Wiedział, że odwiedziny Lucyfera to nie dobry ale i jedyny sposób by dowiedzieć co się stało z bramą. Nie powinna tak się zachowywać, zwłaszcza w rekach Belzebuba. Poszedł do kuchni i po chwili wrócił z kartonem mleka czekoladowego i długą rurką. |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Wto Lip 16, 2013 6:28 pm | |
| Wzruszył ramionami. - Proszę bardzo – odparł wciąż bezbarwnym i poważnym tonem, jakby to naprawdę była sensowna rozmowa, a nie jakieś… jedna cholera wie w sumie, co to miało być. Belzebub uniósł jedną brew, widząc ten uśmieszek na twarzy Molocha, zanim jeszcze do niego podszedł. To chyba jasne, że zdawał sobie sprawę z tego, że demon najchętniej by go wypatroszył, albo chociaż do rzeczonego wypatroszenia doprowadził. Sam Belzebub pewnie miałby siebie bardzo szybko dość, gdyby kiedykolwiek musiał się ze sobą użerać. Zapewne gdyby jego umiejętności i niesamowite talenty, to nikt nie wytrzymałby z taką namolną i upierdliwą istotą. Na całe szczęście, dzięki swoim zdolnościom miał całkiem niezłe… kontakty. Ale mniejsza. Naprawdę nie podobało mu się to, jak Pierwszy Kat do niego podchodził z tym dziwacznym uśmieszkiem na twarzy, jakby miał mu zaraz złamać kręgosłup. Ha, nawet zastanawiał się, jak właściwie zareagować, ale demon złapał go za podbródek i zaczął mu się przyglądać, jakby starał się doszukać jakichś... ran? Możliwe. - Brawo – mruknął cicho, parząc na Molocha z namiastką niezadowolenia, gdy ten tak sobie całkowicie bezkarnie obracał głowę Belzebuba , a kiedy oględziny skończył, których powodu nie podał, puścił go i się cofnął. I wciąż niczego nie wyjaśnił, a przecież wyjaśnienia by się przydały jakieś. Nawet najmniejsze, do diabła, w końcu nie może być tak, że sobie każdy dotyka JEGO CIAŁA. Złapał butelkę i uniósł lewą brew. Potrząsnął zawartością i posłał pytające spojrzenie demonowi. Ale zaraz wszystko było jasne. Belzebub podniósł się do pozycji siedzącej, wciąż dzierżąc w dłoni butelkę koniaku i wciąż wyglądając niczym gwiazda na kacu. Jak do Lucjana? Ot tak, teraz? Bo co? Bo brama się zepsuła? Do tej pory w miarę zadowolona mina na twarzy strażnika wrót zdecydowanie zbladła. Postawił butelkę na podłodze. I wstał bardzo powoli. Poprawił szlafrok i tym razem zawiązał go porządnie. - Do Lucjana, wspaniale – oznajmił cierpko. – Bardzo za nim tęskniłem, wiec daruję sobie upijanie się na czas tego spotkania. Pięknie. I teraz weź się tłumacz, dlaczego coś nie działa tak, jak powinno, kiedy nawet nie masz pojęcia, co może być nie tak. To przecież proste, banalne nawet. Nie ma to jak wizyta u władcy piekieł, zwłaszcza w takim stroju i w takich okolicznościach. Chociaż… szwankujące wrota to mógł byś spory problem, zwłaszcza że nie przypominał sobie, by kiedykolwiek sprawiały trudności. - Daj mi coś, muszę się ubrać – mruknął, już wcale nie tak zadowolonym i beztroskim głosem jak na samym początku. – I lepiej nie mieszaj tego mleka z koniakiem, bo się porzygasz – dodał jeszcze, sceptycznie przyglądając się temu, co też Moloch przywlókł ze sobą.
| |
| | | MG Mistrz Gry
Liczba postów : 15 Join date : 10/03/2013
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Wto Lip 16, 2013 8:09 pm | |
| Demony chciały wycieczkę do piekła, tak? Piekło widać z ogromną przyjemnością chce by do nich przyszło, nawet więcej! Piekło wprost ich pragnie! Jak inaczej wyjaśnić fakt że w ścianie wyrosła gorejąca brama piekielna która zaczęła zasysać pokój jak odkurzacz, pompa próżniowa, czarna dziura czy cholera wie co jeszcze innego? I choć demony były silne, to doskonale czuły, jak potężnie zasysa ich ulubiony środek transportu Władcy Much. Brama chyba była głodna, bo wciągała wszystko co się da, nie patrząc na to, co leci i jak leci, byleby wciągać. Oba demony czuły jak są sunięte po ziemi i ciągnięte w jej stronę, co wcale z pewnością ich nie cieszyło. Niestety, kiedy demony potrafiły twardo stać na glebie, tak nie było z meblami i elementami salonu, lecz nie to było najgorsze. Najgorszy widok zdecydowanie czekał Molocha, jaki mógł obserwować że terrarium z wystraszonymi tym wszystkim króliczkami zaczyna drgać i powoli sunąc w kierunku bramy. Powoli, bo było zakrywane przez inne elementy otoczenia, które też sunęły do bramy. Żeby nie było różowo, właściciel też oberwał od własnej broni. Stylizowane lampy okazały się wyjątkowo niemiłym dodatkiem, bo po oderwaniu się i locie w kierunku czarno dziurowej bramy na swojej drodze złapały Belzebuba, jaki oberwał jedną w lewy bok, co sprawiło że urwało mu się pół szlafroka od góry wraz z rękawem, a drugą dostał w prawe udo, co sprawiło że kawałek szlafroka z miejscem które zasłaniało klejnoty rodowe demona poszedł się kochać do bramy, odsłaniając co nieco Molochowi... Który chyba jednak się tym zbytnio nie przejął. Brama zasysała powoli co raz mocniej, mocne, dębowe meble powoli sunęły w jej stronę, co rusz się odrywając i stukając donośnie o podłogę. Jeśli demony się czegoś nie złapią, czeka ich przyśpieszona wizyta w piekle, i kto wie, czy nie wpakują się w jakąś mocną kabałę. | |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Wto Lip 16, 2013 9:01 pm | |
| Otworzył mleko i wsadził w nie rurkę. Nie miał zamiaru mieszać go z koniakiem. To by było przecież głupie. Pociągnął mały łyk i poczuł jak kropla spływa mu w bok po policzku...w bok ? Nim zdążył zrozumieć dlaczego tak się dzieje jego oczy wychwyciły coś, jakby szczelinę na ścianę która niemal od razu zmieniła się w wielką czarną dziurę. Nim zdążył spytać się Belzebuba dlaczego ją otworzył, karton został wyrwany z jego dłoni a cały pokój, wraz z nim, zaczął się przesuwać w stronę bramy. -Co jest kurw... - z każdą chwilą czuł, że brama wsysa ich coraz mocniej, do tego stopnia, że jego stopy powoli zaczęły sunąć w jej kierunku. Nagle na jego twarzy wymalowało się przerażenie i zrobił się blady bardziej niż zwykle. Terrarium. Przesuwało się powoli w stronę bramy. Moloch niewiele myśląc postąpił krok do przodu a potem kolejny. Z całej siły opierał się wsysaniu, lecz nieubłaganie przesuwał się w stronę wiru. Odrzucił dłoń do tyłu i cisnął w terrarium sporą dawkę ropy. Chciał ją utwardzić na tyle, by przykleiła szkło do podłogi. Lecz nie udało mu się; wir był na tyle mocny, że wessał kleisty pocisk nim dotarł na miejsce. Zdesperowany Moloch skoczył ku terrarium i przytulił je mocno do piersi. To był błąd. Brama niemal go wessała do swego wnętrza, lecz demon rozłożył skrzydła i zaparł się nimi w miejscu, gdzie ściana była jeszcze materialna. Podobnie zrobił z nogami, lecz na podłodze. Czuł jak jego mięśnie napinają się, robił wszystko by nie zostać wessanym do mroku, który od jego pleców dzieliło go zaledwie kilka centymetrów. -BELZEBUB ! ZAMKNIJ TĄ PIEPRZONĄ BRAMĘ ! - krzyknął zwracając głowę w jego kierunku - NIE WIADOMO GDZIE NAS WYRZUuuccciii... - ściszył głos gdy zobaczył niemal nagiego demona. Widok był o tyle...irracjonalny, że niemal dał się wciągnąć. Ponownie mocno się zaparł odwracając wzrok i prosząc wyższą instancje by demon nie poleciał na niego wessany przez ten piekielny wir. Wpadłby na niego i oboje wylądowali by gdzieś w którymś z piekieł. Lecz to nie było najgorsze, Bel był nagi. Gdyby tak na niego wpadł...na samą myśl, Moloch przeszedł dreszcz. |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Wto Lip 16, 2013 9:39 pm | |
| Zerknął jednak na butelkę i przez chwilę rozważał możliwość napicia się, ale… Ale, no właśnie. Był diabelnie – ha ha – wręcz wyczulony na nawet najdrobniejsze próby otworzenia bramy. Nieważne kto to robił, ani gdzie. Naprawdę nie miało znaczenia, to było w Chinach, Nowym Jorku czy w Afryce. Im bliżej, tym wyraźniej to czuł. Ot, taki drobny, alarmujący nacisk w czaszce. Dało się to przeżyć, dało wytrzymać. Przynajmniej Belzebub zawsze był przekonany, że może z tym żyć, ale teraz… Po prostu gapił się przez chwilę na butelkę całkowicie nieobecnym wzrokiem. A później wszystko zaczęło toczyć się bardzo szybko. Wrota otworzyły się w najdogodniejszym miejscu i to na całej ścianie. Mało tego, zaczęły ciągnąć do siebie wszystko z ogromną wręcz siłą, jakby ktoś włączył ogromny odkurzacz. Prawdę mówiąc, strażnik wrót od samego początku, kiedy tylko wyczuł, że próbują się otworzyć, starał się zamknąć je z powrotem. Skutek był tylko taki, że bramy piekielne niczym wściekły pies rozdarły paszczę jeszcze szerzej i próbowały pożreć wszystko, co tylko się napatoczyło z jeszcze większą zajadłością. Ha, naprawdę, później wszystko poleciało jak z płatka. Nie dość, że absolutnie nie mógł zapanować nad kapryśną bramą, to jeszcze na dodatek – jakieś złośliwe zrządzenie losu, czy co? – lampy porwały mu ten cholerny szlafrok i strzępki materiału pofrunęły beztrosko i zapadały się gdzieś w piekle. Prawdę mówiąc, wtedy w nosie miał Molocha, jego króliki i nawet w sumie ten porwany, cholerny szlafrok. Wszystko zaczęło się kręcić wokół tej bramy, której nijak nie mógł zamknąć, nieważne jak wiele wysiłku w to wkładał. - PRZECIEŻ PRÓBU… - przerwał, czy może raczej karnisz, który oderwał się od ściany razem z jakąś grubą zasłoną mu przerwał. Ot, metalowa rura uderzyła z trzaskiem o plecy demona, a sama ciężka, dziwna zasłona w stylu wiktoriańskim omal go nie przewróciła. Za to bardzo skutecznie zastąpiła godny pożałowania szlafrok. - NIE MOGĘ! – krzyknął jeszcze w kierunku Molocha, który popisał się całkowitym idiotyzmem i bezmyślnością, bo po prostu poleciał na ratunek tym swoim zwierzakom, nie przejmując się takimi drobnostkami, takimi jak ta gigantyczna brama do cholera wie którego miejsca w piekle. Ale kto by się tym przejmował? Belzebub, niemalże owinięty zasłoną, wydobył jakoś z niej rękę i udało mu się – przy pomocy skrzydeł, które również jakimś cudem wydostały się zza grubego materiału – dostać do drzwi. Chwycił się futryny i wbił w nią długie pazury, po czym ułożył swoje skrzydła tak, by jego ciało nabrało jak najbardziej opływowego kształtu. Wprawdzie nie przestawał siłować się z bramą, ale tracił powoli nadzieję na to, że uda mu się to opanować. Trudno. Może sama się znudzi, albo Lucjan to przyuważy i kogoś przyśle. Tak… to byłoby bardzo podobne, prawdę mówiąc. Bardzo, naprawdę.
| |
| | | MG Mistrz Gry
Liczba postów : 15 Join date : 10/03/2013
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Wto Lip 16, 2013 10:07 pm | |
| Sytuacja wydawała się dosyć patowa, żeby nie powiedzieć, była całkowitą beznadzieją. Moloch popisał się tak pomysłowym idiotyzmem że chyba gorzej się nie mogło, a teraz siłował się tuż przed czernią bramy, zapierając się o ściany swoim ciałem. Po co? Bo króliczki by mu zjadło. Lucyferze, jak ty na to pozwoliłeś by coś takiego kroczyło po ziemi... Lepiej było to to zostawić w piekle i dobrze pilnować, bo to wprost żenujące. A jeszcze bardziej żenujące było to, jak domniemany strażnik bram próbował zamknąć wrota piekielne jakie miał kontrolować, a one tylko jakby na przekór rozwierały się co raz bardziej, a zasysanie z każdą chwilą zdawało się rosnąć na sile. Przy odrobinie szczęścia Molocha wciągnie nim wcisnął go do środka jego własne meble, które były co raz bliżej i bliżej... A gdzie ich wywali? Może do morza ognia? Może w rodzinne strony Molocha? Może do kotła jakiegoś diabła na zupę? Hah, kto wie! Oni się nie dowiedzą, bo widać Pan Piekieł, albo chociaż ktokolwiek inny komu zależy na tym, by nie zrobić draki a i by demony przetrwały postanowił im przysłać wsparcie. Dosłownie jak spod ziemi tuż obok bramy wyrósł demoniczny jegomość. Nie wyglądał nader potwornie, ale z pewnością czuć było jego demoniczną aurę. Ciemny ubiór skrywał zupełnie czarny płaszcz, a twarz skryta była pod burzą czarnych włosów, pod czas gdy demon wzrok miał opuszczony w dół. Z wyrazem poirytowania jaki można było wyczytać po grymasie warg i kąciku ust z którego błyskały zęby trzasnął w ścianę dłonią tuż obok siebie, a fala rdzawo-czerwonej energii wpłynęła natychmiastowo do bramy, która nagle zniknęła z cichym odgłosem przypominającym pęknięcie bańki. Wszystko zniknęło, a Moloch wylądował na glebie ze swoim terrarium które cudem nie zostało sprasowane przez jego cielsko razem z króliczkami weń (jeden się chyba nie ruszał, zawału dostał? Ciężko się dziwić). Gdy wszystko ucichło, demon kopnął krzesło by wyglądało normalnie, po czym usiadł na nim i położył nogę na nogę, wpatrując się w dwa, zmaltretowane przez los i bramę demony. - Który to Belzebub a który to Moloch? Mam dla was obu wiadomość od Szefa, Niosącego Światło. Nie pytajcie kim jestem, to nieistotne. Rozsiadł się wygodnie, rozluźniając ciemno-czerwony krawat i poprawiając ułożenie swoich włosów, po czym łokieć oparł o kolano, a dłoń podłożył pod brodę, świdrując wzrokiem smoliście czarnych oczu obu jegomości, przeskakując wzrokiem z jednego na drugiego i vice versa. Wydawał się być zupełnie niezmęczony tym, że zamknął niekontrolowaną bramę piekieł przez byle "jebnięcie" pięścią w ścianę. Demonisza odetchnął głębiej i rozejrzał się po pokoju. - Właściciel niech kupi sobie nowe meble jeśli chce wizytować Belzebuba częściej, to raz. Dwa, niech przykręci je śrubami do podłogi. Mruknął w zamyśleniu, po czym wrócił wzrokiem na demonisze, ponaglając ich wzrokiem w celu przedstawienia się. | |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Sro Lip 17, 2013 3:31 pm | |
| Ograniczenia miały swoją dobrą stronę. Pozwalały nad sobą panować i niszczyć wszystkiego wokoło. Dzięki nim, Moloch mógł być spokojny o jasność umysłu i postrzegania świata. Lecz ograniczenia miały też swoją złą stronę. Siła. A raczej jej brak. Im bardziej demon nad sobą panował tym był słabszy, czasem miał wrażenie, że zmienia się w człowieka. Głupia myśl. Padając na podłogę, mocno złapał terrarium by się nie potłukło po czym spokojnie wstał i odstawił je na podłogę gdzieś pod ścianą. Pokonała go brama...cholerna brama, a ten przybłęda od Jutrzenki zamknął ją jedną ręką i to bez widocznego wysiłku. Moloch westchnął, już dawno nikogo nie zabił ani nie stoczył prawdziwej walki. Gnuśniał. Musiał wziąć się za siebie i poćwiczyć. -Ja jestem Moloch. - powiedział głośno - Tytuły sobie darujmy, jestem na wakacjach. - mruknął, czując, że nie spodoba mu się dalszy przebieg rozmowy. To było zbyt podejrzane; chciał udać się z Belzebubem do Jutrzenki by zrobił coś z tą pieprzoną bramą...cóż, właściwie to chciał zostawić Strażnika Bramy na pastę Władcy Piekła i samemu nawiać. A tu nagle brama sama się otwiera i bardzo gorliwie zaprasza ich do swego wnętrza. Albo Lucyfer ich inwigilował albo brama naprawdę została uszkodzona. Podszedł do stołu i usiadł na nim wzdychając. Czyżby jego wakacje miały właśnie się skończyć ? Prysnąć jak bańka mydlana ? Patrząc na posłańca, miał niemiłe wrażenie, że koniec opierdzelania się to najmniejszy z jego przyszłych problemów.[/font] |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Sob Lip 20, 2013 12:40 am | |
| Co za upokorzenie… Nie mógł zamknąć tej bramy. Ha, mało tego, zdawało się nawet, że jego działania w jakiś sposób ją rozjuszają jeszcze bardziej – zakładając, że, oczywiście, ten twór mógł mieć jakiekolwiek uczucia – i przez to rozszerza się coraz mocniej. Trudno. Może się uspokoi, może Lucjan zobaczy, że meble Molocha w bardzo widowiskowy sposób roztrzaskują się w piekle i jednak postanowi to dziwne zjawisko sprawdzić to jasne, że nie osobiście. Bo i po co? No ale… no cóż. Prawdę mówiąc, Władca Much bardzo szybko jednak zrezygnował z tych mentalnych próśb o pomoc. Ha ha, dlaczego? Och, zapewne miało to jakiś związek z zacnym demoniszą, który raczył się pojawi. I to jak! W czarnym płaszczu, prosto i dostojnie, jakby to przyciąganie bramy go nie ruszało i jakimś cudem omijało. Nieważne. Ważne było to, że zwykłym uderzeniem w ścianę – jednym, krótkim wyładowaniem mocy – był w stanie powstrzymać bramę. I to bez żadnego widocznego wysiłku, podczas gdy jemu – domniemanemu strażnikowi tejże bramy – to się nie udało, mimo naprawdę ogromnych starań. Nie no, toż to była jakaś paranoja… Przynajmniej, do jasnej cholery. Władca Much przyglądał się, jak nowoprzybyły demon stawia krzesło na nogi – dosłownie! – i majestatycznie na nim siada. I jednocześnie zastanawiał się, jak właściwie się zachować w takiej sytuacji. A to było… problematyczne. - Ha ha… a to ci dopiero historia... z tą niegrzeczną bramą – oznajmiał i roześmiał się, poniekąd nieco sztucznie i jakby z lekkim skrępowaniem. Ot, jak gdyby ta sytuacja nawet jemu wydawała się diabelnie żenująca. Brawo, Belzebubie, spisałeś się normalnie wspaniale. Pięknie. Kwiaty z gratulacjami przyjdą później, razem z zaproszeniem na bankiet na twoją cześć. Bądź wniebowzięty – o, przepraszam „wpiekłowzięty” – wielki strażniku bramy. Zapewne nikt lepiej by sprawy nie spieprzył, z caluśką pewnością. Lucjan też pewnie jest z ciebie dumny. Tak jak wszyscy inni w piekle. Twoja reputacja na pewno teraz się poprawi. Staniesz się cholerną, szarą eminencją. Wszyscy zaczną chodzić w porwanych szlafrokach i owijać się zasłonami na twoją cześć, do kurwy nędzy. Odetchnął w myślach. Na pewni nie jest jeszcze tak źle, bo gorzej to chyba i tak nie może już być, prawda? Słysząc pytanie założył na twarz swój popisowy uśmiech pt.: „Och, popatrz na mnie, jestem beztroskim idiotą” i oparł głowę o futrynę. W międzyczasie schował swoje godne pożałowania musze skrzydła. Już nawet nie miał zamiaru się oburzać, że ktoś nie wiedział, że to on jest Belzebubem. W tamtej chwili wydawało mu się to jakoś tak… średnio ważne. - Belzebub z przyjemnością wysłucha rozkazów od Lucjana – stwierdził i powoli uniósł jedną dłoń nad głowę, jakby chciał wskazać na siebie palcem, by nikt nie miał wątpliwości, iż to on jest Belzebubem i nikt więcej. Kątem oka zerknął na Pierwszego Kata. Dlaczego wydawało mu się diabelnie – ha ha – wręcz podejrzane to, że rozkazy dotyczyły ich obu? Położył uniesioną dłoń na swojej głowie i przeczesał palcami włosy. - Zaraz śrubami… - mruknął ciszej nieco. – Pozwolę sobie zauważyć… - zaczął wyniosłym tonem, jednak zaraz przerwał. Naprawdę, bardzo szybko. – Mniejsza. Co to za rozkazy? – machnął dłonią. Ot, po prostu przypomniał sobie, że wcale nie stoi dumnie wyprostowany w jednym ze swoich ulubionych garniturów w wyprasowanej koszuli i lasce w dłoni, tylko oparty o futrynę, owinięty zasłoną. Z całą pewnością taki ubiór nie służył wygłaszaniu jakichkolwiek przemądrzałych uwag czy wymówek. Na pewno. | |
| | | MG Mistrz Gry
Liczba postów : 15 Join date : 10/03/2013
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Sob Lip 20, 2013 9:39 am | |
| Hah, to było ciekawe, nie? Zjawia się byle demon znikąd, trzepnęciem pięści w ścianę zamyka szalejącą bramę z którą sam jej strażnik i władca miał problemy. To nawet z deczkę podejrzane, prawda? A przede wszystkim, potwornie upokarzające dla "władcy" tej bramy, Belzebuba. Aczkolwiek, prawda jest nieco... Inna? I zaraz demony się dowiedzą o tym dosyć wymownie i bez trudu to zauważą. A zauważą prosty fakt, że z nogawek siedzącego demona zaczyna się sypać... Piasek? Coś co w każdym bądź razie piasek przypomina. Demoniczny posłaniec zmarszczył brwi, po czym szczękną zębami z irytacją. Słysząc sztuczny śmiech i skrępowanie Belzebuba, przeniósł na niego wzrok, nieznacznie się uśmiechając. - Nie wstydź się, nie jesteś słabą istotą. To co zrobiłem było samobójstwem, i to dosłownie... Przynajmniej na ziemi. Stwierdził z lekką nutą pocieszenia dla strażnika bramy, bo naprawdę, nie powinien sie przejmować faktem, że nie zamknął bramy. Demonisza poświęcił to ciało i najbliższych kilkaset lat życia, by na ten nieznany mu czas uspokoić bramę. Poświęcił się? No cóż... Wolał to, niż żeby Jutrzenka zechciał mu zrobić wiele, naprawdę wiele innych rzeczy. Posłaniec był świadom że to pytanie może oburzyć demony, że on nie wie, który to który, ale po prawdzie, dla niego to większego znaczenia nie miało. Oparł policzek o pięść dłoni, oczekując słów od obu demonów. Z pewnością mogli zauważyć, jak ta właśnie dłoń się... Rozpada? Skóra i mięśnie zmieniają się powoli w piasek i sypiął do rękawa, a niektóre ziarna spadały na fotel. Stwierdzenie "rozpadasz się" jest jak najbardziej na miejscu. Gdy obaj się przedstawili i powiedzieli jedno, czy dwa słowa od siebie, czarnowłosy postanowił zabrać głos po raz kolejny, co w wypadku obu demoniszy mogło się okazać... Nieprzyjemną świadomością rozkazów. - Belzebubie, ze względu na to że twoja brama zaczyna stanowić zagrożenie... Względnie i głównie dla ciebie, ale też dla innych, Lucyfer rozkazał byś Ty, Molochu, stał się strażnikiem Władcy Much. Rozum to jak chcesz, ale masz pilnować Belzebuba, by brama nie wysłała go w przestrzeń planetarną, do środka kaplicy w Watykanie lub na dno oceanu. W miarę mówienia demony mogły bez trudu zobaczyć, jak od twarzy odpadają płaty skóry, włosy zmieniają się w ziarna piasku który co raz bardziej zaczyna zasypywać podłogę i fotel. Gdy skończył mówić, odetchnął głęboko, spoglądając po sobie. - Nu, i teraz to co zrobiłem się odbija na mnie. Chyba tyle mnie tu będziecie widzieć. Do zobaczenia w piekle. Wykonał luźną formę salutu w kierunku obu demonów, po czym z uśmiechem rozsypał się na kawałki, zasypując podłogę najzwyklejszym, plażowym piaskiem. Ubranie zostało, acz całe w piachu, podobnie jak podłoga wokół fotela i sam fotel. | |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Wto Lip 23, 2013 8:53 pm | |
| Z demonem coś działo, rozklejał się. Choć lepsze słowo to sypał...dosłownie. Zniknęła otoczka wyniosłości i potęgi, choć mogło jej wcale nie być a demony odniosły tylko takie wrażenie. Moloch stał i bez wyrazu patrzył jak czarno-oki kończy swój żywot. Nie interesowało go to czy umrze czy przeżyje. I tak jego splugawiona dusza trafi do piekła. Postąpił krok w jego stronę i nabrał odrobinę piasku w dłonie po czym przepuścił go miedzy palcami rozmyślając. Demon poświęcił się by zamknąć bramę, lecz nie miał pewności czy nie otworzy się zaraz znowu. Jego czyn nie był altruizmem, był czystą głupotą. -Idiota. Nie potrzebnie się... - urwał gdy usłyszał rozkaz od Lucyfera. Pilnować ? PILNOWAĆ BELZEBUBA ?! Przebywanie w piekle widocznie rzuciło się na mózg Niosącemu Światło. O ile jakiś miał, rozkazując dwóm przeciwnym charakterom być przy sobie. Moloch spojrzał na Belzebuba i jedyne słowo jakie kołatało mu się w myślach, brzmiało: Zgiń. Zgiń. Zgiń. Zgiń... powtarzał w myślach przewiercając Strażnika wzrokiem. Gdy jednak ta mantra nie odniosła skutku, westchnął i poszedł po telefon. -Halo ? Proszę przysłać jutro rano do mojego apartamentu ekipę sprzątającą. - powiedział po wybraniu numeru i dodał - Pełen serwis. Klucze tam gdzie zawsze. - odłożył słuchawkę i przetarł oczy ze znużeniem. Już kolejny raz w tym tygodniu zamawiał ludzi od sprzątania. Przyjdą gdy go nie będzie, zrobią swoje, wezmą ze stołu czek i koniec znajomości. Obrócił krzesło tak by stało przodem do Belzebuba i usiadł na nim, zupełnie nie przejmując się tym, że leżały tam ciuchy i "zwłoki" demona. -A więc... - zaczął splatając palce - Nie jestem twoim ochroniarzem, więc nie jesteś moim szefem. - spojrzał na niego poważnie jak nigdy, w końcu łączyła ich teraz oficjalna współpraca - Relacje demon-demon. - wykonał skomplikowany posuwisty ruch dłonią po czym wstał. - I najważniejsze, nie używasz wrót jeśli ci nie pozwolę. - rzucił w Belzebuba ciuchami martwego demona z ponaglił gestem by się ubrał. |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Wto Lip 23, 2013 10:32 pm | |
| Słysząc tę uwagę o tym, że nie jest słabą istotą, mruknął tylko coś niewyraźnie. Jakby o tym nie wiedział… Też coś. Żaden inny demo nie był tak bardzo przekonany o sile Belzebuba, jak on sam. Głównie dlatego, że mało który pamiętał, że Władca Much naprawdę nie był słabym demonem. Ha, mało tego, należał jednak do tych stosunkowo silnych. Jednak z czasem przyzwyczaił wszystkich do tego swojego „paniusiowatego” wizerunku i teraz to się odbijało na nim. Głównie w ten sposób, że… no cóż. Mieli go za ostatnią sierotę, jeśli o walkę chodzi. A to był duży błąd, oj duży. Zresztą, Moloch też pewnie tak uważał. I bardzo się z tym afiszował, swoją drogą. No cóż. Skoro już ma rozkaz przebywania z Belzebubem, to pewnie zdoła się przekonać, jak jest naprawdę. Dobrze i niedobrze. Bo akurat strażnikowi bram całkiem zależało na tym „nieszkodliwym” wizerunku. Jeśli przyjdzie co do czego, to przecież kto by go podejrzewał? Na ten morderczy wzrok odpowiedział wzruszeniem ramion. Noż do diabła, to wyglądało tak, jakby tym wzrokiem chciał biednego demona prześwięcić i doszczętnie zniszczyć. Zresztą, przecież to nie był JEGO wina. Gdyby chciał cały czas przebywać obok Molocha – co byłoby niewykonalne, bo pierwszy kat pewnie po prostu by nie wytrzymał i go zatłukł – to by to robił. Nie wymuszałby takiego teatrzyku z bramą i w ogóle nic-nic. Już nawet nie wspominając o tym, że Lucjan pewnie by się nie zgodził na coś takiego. Sam to wymyślił, a on, Belzebub, nie miał z tym niczego wspólnego. Nie licząc bramy. Ale to już taka inna historia trochę. Już się zastanawiał, jak właściwie mógłby uprzykrzyć demonowi życie. W końcu miał go „ochraniać”, więc krzywdy raczej zrobić nie mógł. A że Władca Much należał raczej do tych demonów złośliwych i czerpiących ogromną satysfakcję z irytowania innych, to automatycznie jego mózg zaczął przygotowywać coś takiego. Zresztą, mniejsza. Już sam ten rozkaz go rozzłościł, na razie lepiej niczego nie próbować. Na razie… - Demoniczny proszek do prania – mruknął cicho, patrząc na piasek. – Albo demoniczna galaretka. Wszyscy z tego gówna jesteśmy. No… nie licząc mnie. Jestem zrobiony z much i tak dalej. Słodko, jak diabli. Ciekawe, czy sprej na owady by na mnie zadziałał… - mówił, w sumie bardziej do siebie, bo w tym samym czasie Moloch zamawiał tę ekipę sprzątającą. Poprawił sobie tę całą zasłonkę, żeby całkiem przypadkiem nie spadła czy coś i nabrał w policzki powietrza, kiedy demon sadowił się na krześle. Wypuścił je powietrze powoli z płuc i westchnął. Tak, tak. I tak nie wydawałby rozkazów. Nie nadawał się na jawnego przywódcę. Taki ktoś bardziej byłby przydatny za kulisami, nie na oficjalnej scenie. Chociaż… a mniejsza. - Taaak, taaaaak – mruknął i niedbale machnął dłonią. Lecz zatrzymał ją przed swoją twarz i znów westchnął. – Złamałem paznokieć przez ten cały cyrk – oznajmił zbolałbym tonem, który chwilę później drastycznie się zmienił. Ot, z cukierkowego na stanowczy i poirytowany. - I… co? Jak to „nie używasz wrót, jeśli ci nie pozwolę”? To są MOJE wrota, do cholery. Jeśli będę chciał ich użyć, to po prostu cię o tym poinformuje – prychnął i złapał ubrania dłonią, którą trzymał przed twarzą. Na znak swojego protestu, niezależności, odwrócił się plecami do Moloch i zrzucił z siebie zasłonkę, a zaraz po niej szlafrok. Ot tak, stal sobie beztrosko nago i pierwszy kat MIAŁ ZASZCZYT podziwiać detale jego pięknego i wychuchanego ciała. Odwrócił głowę przez ramię i pokazał demonowi język. Założył na siebie koszulę, nie męcząc się odpinaniem i zapinaniem jej. A później naciągnął na goły tyłek spodnie. I dopiero wtedy odwrócił się z powrotem, po drodze jeszcze zakładając krawat. - Chcę mój garnitur. JUŻ. Więc zamierzam otworzyć bramę. Teraz.
| |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Czw Lip 25, 2013 6:07 am | |
| Patrzył jak Belzebub się ubiera, bezczelnie pokazując mu swoją...dolną cześć ciała, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Cisło mu się na usta określenie typu "Ogarnij dupę", lecz się powstrzymał. Podszedł do niego gdy usłyszał uwagę o spreju na owady. Postanowił to sprawdzić przy najbliższej okazji, najlepiej jakimś ruskim muchozolem z przemytu. Efekt będzie powalający. Zatrzymał się gdy usłyszał zmianę w głosie Strażnika, to był bodziec który od wielu lat mówił Molochowi o niebezpieczeństwie. Swoisty instynkt. -To nie są twoje wrota. Jeżeli etymologia słowa Strażnik jest dla ciebie skomplikowana to musisz być totalnym idiotą. - prychnął słysząc jego słowa. Nie chciał po dobroci, to dobrze. Moloch zaserwuje mu takie piekło, po którym sam zachce żeby go te wrota wciągnęły. Machnął dłonią w kierunku głowy demona upłynniając swe ciało i pozwalając igłą które miał schowane za klapą marynarki wchłonąć w nie. Mimo iż droga od klatki piersiowej do ręki długa nie była, to Kat mógł rozpędzić przedmioty w swym ciele do niesamowitej prędkości. Więc gdy machnął ręką, z jego otwartej dłoni wystrzeliły 3 długie jak jego przedramię igły. Niezwykle ostre i wytrzymałe. Dzięki prędkości którą im nadał, wbiły się w ścianę ze świstem...zaledwie milimetry od twarzy Bela. W miejscu gdzie się wbiły, rozeszła się pajęczyna pęknięć. -Jeżeli Brama znowu oszaleje, własnoręcznie cię zabije - powiedział swym zwyczajowym tonem - A potem twoje truchło wrzucę w jej paszczę. - podszedł i z łatwością wyrwał igły ze ściany choć wbiły się niemal do połowy. - Zabieram cie do sklepu, kupisz sobie nowe ciuchy. - powiedział spokojnie - Jeżeli przekona cię to do nieotwierania Bramy przez jakiś czas, to możesz traktować to jako randkę. - dodał z niesmakiem. Przeszedł go dreszcz, na myśl o tym co pojawiło się w głowie Władcy Much gdy powiedział ich randce. |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Czw Lip 25, 2013 3:21 pm | |
| Belzebub skrzyżował ręce na piersi. I zmrużył oczy, jak zawsze kiedy był z czegoś niezadowolony. Uparty Moloch. Powinien wiedzieć, że Belzebub bez wrót, to niczym bez ręki. Przecież w swoim domu, gdzieś w czeluściach piekielnych, miał wszystko, co było mu niezbędne do przeżycia. To co zbędne również. Po pierwsze: włócznia. Mimo wszystko to właśnie tę broń stawiał na pierwszy miejscu. Po drugie: dusze. Że niby miał się bez nich obchodzić? Nie po to kolekcjonował je przez długie lata, by teraz ktoś-ktokolwiek zabraniał mu dostępu do nich. Nie do pomyślenia. Też coś. - To są moje wrota – odparł szorstko. – Byle głupi może otworzyć przejście, ale to konkretne jest moją własnością. I dlatego są kapryśne. Bo należą do mnie i zachowują się jak ja. No tak, looogiczne. Skoro on, Belzebub, był kapryśny, to dlaczego jego wrota miałyby nie być taki same? Fakt, gdy je otwierał, każdy mógł przez nie przejść. Ale niemal zawsze używał ich dla zdecydowanie egoistycznych i własnych celów. Ot, podróże międzynarodowe, czy nawet przyzywanie sobie jakichś przedmiotów z piekła, jak butelki z duszami czy kochana włócznia. Nawet nie wiedział, kto nadał mu ten durny przydomek „Strażnika wrót”. I że to jeszcze funkcja była? Dziwne. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek był zapraszany na uroczyste nadanie mu takich obowiązków. No ale mniejsza. Przyzwyczaił się do tego. Ale te wrota były jego i tyle. Nie byłoby Belzebuba, nie byłoby i tych wrót. Amen. Nawet się nie ruszył, gdy tuż obok jego głowy śmignęły igły. Dobrze wiedział, że Moloch w tej chwili niczego by mu nie zrobił. Skoro Lucjan jakoś się sprawą zainteresował i nie chciał, żeby Władca Much zginął gdzieś jako ofiara psucia się bramy, to na pewno zadowolony by nie był, gdyby zabił go ktoś, kto miał go rzekomo przed kaprysami wrót chronić. Przewrócił oczyma, nawet nie patrząc na to, jak ładnie się wbiły. - Niepotrzebnie niszczysz sobie dom – stwierdził, niby ugodowym tonem. – Musiałbyś być popaprany zupełnie, żeby sądzić, że nie będę otwierał bram według własnego widzimisię. A teraz to byłaby najlepsza pora, bo on – wskazał głową demoniczny proszek, tudzież demoniczną galaretkę – je uspokoił. Na razie są naładowane jego energią życiową, więc nie zwariują. Ale zaraz po tym nie mógł się nie roześmiać. Po prostu wybuchnął śmiechem, co było niesamowitym kontrastem do tego zimnego i oficjalnego tonu, którego używał jeszcze chwilę temu. Uspokoił się bardzo szybko i wyprostował dumnie z poważną miną. Przekrzywił nieco głowę w bok i położył palec wskazujący na swoim policzku. Wyglądał teraz jak jakaś postać z kreskówki, która się nad czymś zastanawia. Belzebub bardzo lubił karykaturalne zachowania. Zwłaszcza jeśli mógł je wykorzystywać. - Och, no wiesz… - zaczął powoli. – „Zabieram cię” nie brzmi zbyt przekonująco. Musisz postarać się chyba trochę bardziej, skoro chcesz mnie zaprosić na randkę – z tymi słowami przeniósł dłoń ze swojego policzka na usta. Ot tak, gdyby przypadkiem się uśmiechnął, bo ostatecznie w środku byłby gotów płakać ze śmiechu. To jasne, że teraz nie traktował tego poważnie. Całej sytuacji też nie do końca. Ale to ostatecznie był Belzebub – Władca Much, a on nie potrafił być poważny w normalnych sytuacjach. Nienormalnych też zresztą.
| |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Pią Lip 26, 2013 11:39 am | |
| Moloch odetchnął, zaczynało go to nudzić. Mimo iż mieli poważny problem to Belzebub zachowywał się jak zwykle jak ta sama rozkapryszona baba której ktoś nakładł za dużo do tego pustego łba. -Dobrze wiesz, że cie nie zabije bo Lucyfer mi zabronił. - powiedział ziewając - Ale nie zabronił okaleczyć cię do tego stopnia, żebyś nie mógł się ruszać czy odzywać. - podszedł do jednej z dębowych komód i zaczął czegoś szukać. Niech sobie Mucha myśli co chce, ale jeśli Moloch będzie musiał, to zrobi z nim co trzeba. Przesuwające się meble przez to zasysanie zrobiły mały bałagan, lecz po chwili znalazł to czego potrzebował. Platynową kartę. Pamiątkę po poprzednim demonie. Podobnie jak to mieszkanie i cała reszta. Nie interesowało go jak zdobył fortunę na tym ziemskim padole, ba, nawet nie miał pojęcia czym zajmuje się firma którą przejął. Coś z elektroniką. Jego jedynym zajęciem było raz na pół roku zjawić się na zebraniu rady nadzorczej i podjąć kilka decyzji które były z góry ustalone przez jego doradców. I tyle, hajs się zgadzał. Odwrócił się do Belzebuba i schował kartę do portfela. -Zabierz z piekła trochę dusz i włócznie, ograniczmy używanie Bramy do minimum. - spojrzał na swoje mieszkanie i pomyślał, że sprzątacze będą mieli więcej roboty niż zwykle, po czym napisał na czeku większą sumę pieniędzy niż zwykle i zostawił go na stole - A potem idziemy do sklepu kupić ci co potrzebujesz do tego swojego strojnego życia...Beluś... - zgrzytając zębami powiedział ostatnie słowo. Prawie zwymiotował mówiąc tak słodko, ale cóż. Trzeba się poświęcić gdy Lucyfer się wysila i wysyła demona jako posłańca a nie przesyła ci mentalną wiadomość której odebranie jest równoznaczne z uczuciem setek rozgrzanych gwoździ wbijanych do twojego mózgu. |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Pią Lip 26, 2013 1:07 pm | |
| Belzebub uśmiechnął się z rozbawieniem. I oto wychodziła to przekonanie Molocha, że Władca Much walczyć nie potrafi. No naprawdę, powinien przecież wiedzieć, że najgroźniejszy jest ten, który najciszej szczeka i się nie afiszuje. A jego to bawiło. Zachowanie a la rozkapryszona gwiazdka było w większości rozrywką i lekkim podejściem do życia. No cóż. - Och, Moloszku, boli mnie to, że tak bardzo nie doceniasz moich umiejętności – odpowiedział i westchnął głośno, z ubolewaniem. – Jesteś specjalistą w szybkim i brutalnym zabijaniu. Ale uwierz mi, proszę, powstrzymanie cię przed uszkodzeniem mojego wspaniałego ciała byłoby dla mnie możliwe. To jasne, że pewnie trudne. Ale ostatecznie nie niemożliwe. Ach, czasami naprawdę przydałaby się taka nieco… lepsza opinia w piekle niż piesek salonowy. Czy tam robal. A, właśnie. Robal, Mucha – Belzebub dobrze wiedział, że jest tak nazywany przez inne demony. Średnio mu się to podobało, lecz, co zabawniejsze, niewielu miało w sobie dość odwagi, żeby odezwać się tak do niego podczas rozmowy twarzą w twarz. A teraz, obserwując, jak kat szuka czegoś w jednej z komód, zastanawiał się, czy tenten też myśli o biedny Belzebubie jak o insekcie. Pewnie tak. No cóż, mniejsza z tym. Sposępniał i uniósł do góry lewą brew w sceptycznym geście. Zaraz jednak wzruszył ramionami. - Po dusze iść mogę. Ale zabieranie z piekła Bianki mija się z celem i tak wróciłaby tam po kilku godzinach – odpowiedział, bardzo nieświadomie zdrabniając Włócznię Czasu do… Bianki. Bo słowo „włócznia” brzmiało naprawdę ciężko, a „włócznia czasu” w szczególności. Łatwiej było powiedzieć „Bianka”. Wpadało w ucho, ale czasami niektóre istoty – a nawet niemalże wszystkie – dziwiły się, że taki o, demon, nazywa swoją broń imieniem kobiety. A potem, kiedy już względnie się uspokoił przed kolejnym napadem śmiechu, Moloch nazwał go… Belusiem. Demon zamrugał kilka razy, patrząc na Pierwszego Kata tak, jakby nagle postradał zmysły, a później wybuchnął gromkim śmiechem po raz drugi. Zgiął się w pół ze śmiechu, co rusz odtwarzając w myślach to, jak to zdrobnienie zostało po prostu wyplute ze zgrzytem zębów z jego ust. Przestał na chwilę, by złapać oddech, ale w następnym momencie znów po prostu ryczał ze śmiechu. Nie, w takim tempie Moloch go wykończy. Nawet nie musiałby używać tych swoich zdolności, żeby go zabić, o nie. Władca Much w takim tempie po prostu się zadusi. Ze śmiechu. Uspokoił się. Odetchnął głęboko kilka razy i zamknął oczy. Spokojnie, spokojnie. Nie możesz się tak śmiać, bo to jednak jest z deka niekulturalne. No już ogarnij się. - Wciąż za mało, jak na zaproszenie na gorącą randkę – stwierdził zatarł ręce. – Dobra, to ty się zastanów, jak mnie przekonać do wyjścia z tobą, a ja wpadnę na chwilę do piekła. Wrota otworzyły się, zadziwiająco powoli i ostrożnie. Belzebub machnął dłonią na pożegnanie i wskoczył do środka. A Brama, jak zawsze, zamknęła się za nim bezszelestnie. Tym razem, o dziwo, demon trafił prosto do miejsca, gdzie znaleźć się chciał – na środku swojego wykwintnie nowoczesnego salonu. Pstryknął palcami, a insekty już zaczęły przygotowywać czarny neseser i pakować do niego dusze. W tym samym czasie Władca Much, bardzo spokojnie i bez pośpiechu przemaszerował się do swojej szafy i ubrał. Porządnie, a ubrania, które miał do tej pory wrzucił po drodze do kominka, rozkazując owadom toto spalić. Rzecz jasna, wybranie odpowiedniego krawata, koszuli, butów, spodni, paska, laski, marynarki, chusteczki do marynarki, zegarka… i całej reszty, zajęło mu dobre pół godziny. A kiedy już stał sobie spokojnie przed lustrem, w czarnym garniturze, białej koszuli, krawacie i chusteczce włożonej do przedniej kieszeni marynarki w kolorze ciemnego burgundu, czarnych skórzanych butach i hebanowej lasce w dłoni… uznał, że może już iść. Pstryknął palcami lewej dłoni, a ważka rozmiarów małego kota przyniosła mu czarny, skórzany neseser. Belzebub przyjął walizkę i po raz kolejny, tak kontrolnie, przejrzał się w lustrze. Wsunął laskę pod pachę i przejechał jeszcze dłonią po włosach. A potem otworzył wrota i odetchnął głośno. Po czym wszedł do środka z zamkniętymi oczyma. Dwa kroki i już. Wrota się zamknęły, a Belzebub otworzył oczy z pewnym zdumieniem zauważając, że jednak wrota naprawdę posłuchały i znowu stał w salonie Molocha. Uśmiechnął się i oparł się o swoją laskę. - No. Wróciłem, moja kobieto – oznajmił donośnie. Chociaż nazywanie właśnie Molocha z ich dwójki kobietą pewnie było nieporozumieniem. I to wielkim. – I jak? Wymyśliłeś już, jak zaprosić mnie tak, żebym się zgodził, króliczku? – zapytał tak słodkim głosem, że kogoś normalnego powinno zemdlić od samego słuchania.
| |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Pią Lip 26, 2013 2:02 pm | |
| Moloch niejednokrotnie słyszał jak Belzebub nazywa swoją broń kobiecym imieniem, są różne fetysze. Bianko...ach moja Bianko, dlaczegóż ty jesteś Bianka... Miał tylko nadzieje, że nie zaspokaja się nią. W ŻADEN sposób. I Bel się mylił, mylił się i to bardzo. Moloch doceniał jego możliwości bojowe. Doceniał możliwości każdego, bowiem niedocenianie przeciwnika to największa wada każdego wojownika. Po prostu miał takie podejście i póki Belzebub nie zdobędzie jego szacunku, to niech nie liczy na żadne ciepłe słówka. Spojrzał na niego jak na idiotę gdy zaczął się śmiać. Chciał coś nawet coś powiedzieć, lecz nastała kolejna fala radości demona. Spokojnie odczekał aż mu przejdzie i gdy wychodził do piekła mruknął. - Obyś nie wrócił.- podszedł do klatki z królikami i sprawdził czy wszystko z nimi dobrze. Na szczęście brama nic im nie zrobiła i były spokojnie. Przynajmniej one. Przeklinając pod nosem wrócił na swoje krzesło i rozsiadł się wygodnie. Po 5 minutach czekania pomyślał, że Belzebub czegoś szuka. po 10 minutach zaczął obawiać się, że Brama jednak gdzieś go wywaliła. Po 15 minutach zaczął się cieszyć z tego powodu. Gdy jednak po pół godzinie Strażnik Bramy się pojawił, wystrojony jak na jakieś święto Moloch wstał i skierował się do drzwi. Słysząc jednak wzmiankę o kobiecie, zawrócił i podszedł do Bela, po czym klepnął go lekko w policzek. - To ja na ciebie łożę. Więc ty jesteś kobietą. - odszedł kawałek do tyłu i przewracając oczami spytał teatralnie - Czy byłbyś tak łaskaw udać się ze mną do sklepu ? Chce ci kupić coś ładnego. - czuł się podle, Lucyfer musiał mieć niezłą zabawę jeśli ich teraz widział. Ooc: Jeśli idziemy do sklepu daj podwójne z/t |
| | | Belzebub Pożeracz dusz
Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥ Liczba postów : 136 Join date : 14/06/2013
| Temat: Re: Apartament Io Sante. Pią Lip 26, 2013 2:48 pm | |
| Prychnął i bardzo ostrożnie położył swoją walizkę na stole. Żeby jeszcze dusze się przypadkiem nie przestraszyły tych nagłych wstrząsów i nie zepsuły. Bo to dopiero byłaby tragedia! To co mogła zrobić Brama, nawet się nie umywało do tego, jak straszne byłoby zepsucie się tych słodkich i całkowicie bezbronnych i możliwie najczystszych duszyczek! I później pogładził swój biedny policzek, mimo że w sumie to klepnięcie było naprawdę lekkie. Ale tutaj chodziło o dumę! Odwrócił się z powrotem do Molocha z miną obrażonej primabaleriny i położył jeden palec na swojej dolnej wardze. Znowu powstrzymywał się przed parsknięciem śmiechem, ale tym razem było to znacznie łatwiejsze, głównie dlatego, że wciąż był skrajnie obrażony. No cóż, będzie musiał zacząć się przyzwyczajać do nieśmiania się tak częstego i ze wszystkiego, co Pierwszy Kat robił lub mówił. Mimo że w większości wydawało mu się to nieprawdopodobnie wręcz komiczne. I to jak! Taka to była wada bycia demonem baaaardzo wesołym i ogromnym wręcz poczuciu humoru. I dystansie do siebie, też coś. - Och, w ten porąbany sposób próbujesz mi powiedzieć, że jestem TWOJĄ kobietą? – zapytał tonem ucznia, który prosi nauczyciela o wyjaśnienie czegoś, bo nie rozumie. - Skoro tak, to wiedz, że kobiet się ni bije, cholerny brutalu - dodał jeszcze płaczliwym głosem, wciąż trzymając dłoń przy policzku. Ale zaraz też ją odjął, bo to w sumie sensu nie miało. Przecież ani nie bolało, ani nic. A potem znowu udawał przez chwilę, że się usilne zastanawia nad odpowiedzią i tym, czy ma ochotę iść, czy nie – doprawdy, wtedy sam zdał sobie trochę sprawę z tego, jak bardzo irytujące musi być jego podejście i zachowanie, zwłaszcza jeśli ktoś nie miał ani poczucia humoru, ani cierpliwości za dużo. Rozłożył całkiem bezradnie ręce na boki, wciąż trzymając w dłoni swoją laskę i powoli pokręcił głową, jakby chciał powiedzieć „nie”. - Jesteś beznadziejny – westchnął i wzruszył ramionami. A później uśmiechnął się z rozbawieniem i dźgnął Molocha laską w brzuch. – Skoro chcesz mi kupić coś ładnego, to mogę iść. Po drodze możemy też coś zjeść, bo, jak mówiłem wcześniej, jestem głodny. A nie mam ochoty na dusze. No. Teraz to będzie prawdziwa randka – dodał jeszcze, tym razem z naprawdę paskudnym uśmiechem. Jeśli Lucjan się temu wszystkiemu naprawdę przyglądał i jeśli ten cały cyrk bawił go przynajmniej w połowie tak bardzo jak Belza, to naprawdę musiał mieć niezły ubaw z tego wszystkiego. A sam Władca Much był szczerze ciekaw, jak długo Moloch będzie w miarę cierpliwie znosił jego obecność, nim zdecyduje się posłać go do diabła, albo uszkodzić chociaż. Demon odwrócił się w kierunku drzwi i przerzucił laskę w swojej dłoni tak, by teraz trzymać skuwkę na jej końcu. Odwrócił głowę i bardzo szybkim gestem wsunął rączkę laski za kołnierz marynarki Molocha i ruszył do drzwi, ciągnąc w ten sposób do wyjścia. Amen.
Zt x2 → zakupy a la Pretty Woman | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Apartament Io Sante. | |
| |
| | | | Apartament Io Sante. | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|