Faust Demon/Człowiek
Fabularnie : Szuka sposobów na splugawienie duszy Gregorego. Liczba postów : 16 Join date : 11/06/2013
| Temat: Gregory "Midnight" Sinclair vel Faust Valentine Sob Cze 15, 2013 5:13 pm | |
| Godność: "Z piekła przybył, i piekło za nim kroczyć będzie"... Tak, te słowa kiedyś do niego pasowały. Ile się zmieniło? Jak bardzo się zmienił? Sam nie wiedział dokładnie... Piekło? Ile minęło od kiedy tam nie bywał, ile już się zmieniło, trochę stracił poczucie czasu w oczekiwaniu na dobry moment ku działaniu. Więc kto to jest? Chłopak, zupełnie niczym niewyróżniający się na tle innych... A może jednak? Człowiek z ciała i serca, który wpuścił do duszy jad i... Demona. I to nie byle jakiego demona. Za moc? Siłę? Za... Za co? Nie wiadomo. Gregory, tak brzmi jego imię. Nazwisko jakie posiada Sinclair brzmi. W swym zawodzie zaś zyskał pseudonim Midnight. Jaki zawód? Csiii, wkrótce. To jednak tylko pół prawdy. Któż nie pamięta pewnego osobnika, jaki w tajemniczych okolicznościach został zamordowany? Demona jaki potrafił wszystko obrócić na swoją korzyść, intryganta i manipulatora, szalonego... Acz jednak nie do końca. Tak... W duszy tego chłopaka zadomowił się Faust Valentine, i teraz upomina się o dług jaki Midnight zaciągnął.
Wiek: Ich wspólne ramy wiekowe są ciężkie do nakreślenia, więc lepiej jest rozgraniczyć wiek duszy ludzkiej i demonicznej. Ile przeżył chłopak? Ledwie dziewiętnaście bolesnych wiosen. Ile żyje już demon w jego duszy? Wiele osób się nad tym zastanawia, mało kto wie ile dokładnie, sam Faust zaś w tej kwestii... Tłumaczy się sklerozą najzwyczajniej. No, wszak ma do tego prawo... Skoro uczestniczył w pierwszym buncie niebios, będąc jednym z głównych przybocznych Lucyfera podczas rebelii? Trochę wody upłynęło... Woda... Która płynie... Wiek Fausta: Nieznany.
Orientacja: Obaj w tej jednej kwestii są zgodni. Nie ma po co się ograniczać na płci, co oznacza że są biseksualni. Jeden korzysta z tego jednak tylko dla rozkoszy, drugi korzystał... By przeżyć.
Pochodzenie: Glasgow, Anglia. Spory szmat drogi musiał iść pieszo, gdzie nie gdzie się zatrzymać, a zanim wyruszył to też swój czas miną... Ale koniec końców, teraz tu dotarł. Tak po prawdzie, to imigrant ze Słowacji, przywieziony przez rodziców i porzucony... Ale o tym csii.
Rasa: Hybryda powstała w dosyć... Specyficzny sposób, jak na tworzenie się przedstawicieli tej rasy. Człowiek ze swej nienawiści do innych był gotów zaprzedać wszystko, razem ze swoją duszą, byleby móc się mścić... Zyskać siłę i nigdy nie być więcej pomiatanym. Faust akurat poszukiwał takiej osoby i odpowiedział na wezwanie. Tym sposobem, na drodze bolesnej transformacji powstała hybryda Człowiek-Demon.
* Zwierzęca forma: Demoniczna natura, czasem zwierzęce zachowania oraz skrzydła nie czynią go jeszcze podgatunkiem zwierzęcia, nah? Może i należy do królestwa fauny, ale z pewnością do nazwania go zwierzęciem jeszcze daleka droga.
Ranga: Istota słabej woli, kierowana nienawiścią, nienawiścią, tak słodko płynącą nienawiścią jaka napędza zawartego w niej stwora z najgorszych, piekielnych czeluści rodem. Człowiek - Demon.
Moc: Zestaw jego zdolności nie zmienił się wiele od tego, czym dysponował jakiś czas temu:
- Zdecydowanie jest to dziwna zdolność jak na demona. Jego moce pozwalają mu tworzyć i władać nad... Wodą. Tak, wodą. Dziwne jak na demona, prawda? Przeważnie demony kojarzy się z ogniem piekielnym, płomieniami, lawą, wiatrem niosącym wrzaski setek potępionych... Ale nie. Jego domeną jest woda i zachowuje się dosyć podobnie do niej. Na co dzień spokojny niczym szumiąca rzeka, ale jeśli go zirytujesz, zmieni się w prawdziwe tsunami które cię zniszczy. Kontrola nad wodą pozwala mu również kontrolować wodę w ciele wroga, co zaś pozwala mu na osuszenie przeciwnika z wody lub zalanie mu płuc wodą i utopienie go. Oczywiście, kontrola żywiołu nie jest tak prosta, a szczególnie nie tak płynnego jak woda. Powietrze? A co to za problem zapanować nad powiewem wiatru? Ogień? No błagam, nad czymś takim banalnym zapanuje nawet pierwszy, lepszy kretyn. Ziemia? Jeszcze lepiej. Woda to żywioł trudny w opanowaniu, przelewający się i zmieniający z sekundy na sekundę. I chodź kontrola w tej chwili nastręcza mu nieco trudności, nadal woda jest w jego dłoniach żywiołem morderczym o wiele mocniej niż najpotężniejsze bronie świata. Zdarza się czasami że woda którą tworzy lub kontroluje zmienia barwę w jasno lub ciemno-fioletową. Demon mieszkający w ciele chłopaka próbuje rozszyfrować czemu się tak dzieje, ale chwilowo zauważył że jest to wskaźnik zaangażowania się jego "ludzkiej" strony w działania. [3 posty kontroli, 3 posty przerwy]
- Druga zdolność, niezbyt trudna i dosyć częsta to bariera umysłowa. Nic niezwykłego, prawda? Ale cholernie przydatna by strzec sekretów swojego umysłu przed czytaniem w nim lub hipnozą. Oczywiście, można ją przełamać, ale żeby to się udało trzeba włożyć w to sporo siły... W końcu tak wiekowy demon miał czas by dopracować swoje "sztuczki" czyż nie? Demoniczna dusza jednakowoż nie próżnuje, także i swoją, ludzką stronę uczy tego działania, i chodź łatwiej przełamać blokadę, nadal nie jest to takie proste.
- Zdolność flagowa demona jaki objął nie mal całkowitą kontrolę nad Gregory'm zmieniła się wyraźnie w porównaniu do tego, jaka była. Teraz nie jest tworzony klon fioletowookiego demona, lecz następuje pewna forma "rozszczepienia" obu istot na jakiś czas. Faust i Gregory stają się osobnymi organizmami, takimi, jakimi byli wcześniej. Chłopak staje się pozbawionym sił i mocy człowiekiem, zaś Faust odzyskuje swoje poprzednie ciało i siły. Każdy z nich wygląda inaczej, i ma co innego przy sobie, będąc zupełnie żywymi, acz częściowo zależnymi od siebie organizmami, gdyż bez większych problemów mogą się kontaktować za pomocą myśli ze sobą. Jaki jest tego cel? Cóż, jest to skutek uboczny tego, jak zginął i tego, że musiał kogoś opętać... Faust musi chronić ciało swojego nosiciela, gdyż każdą ranę jaką otrzyma chłopak on sam odczuwa znacznie mocniej. Jego ciało jakie tworzy dzięki tej zdolności może zginąć i jemu nic się nie stanie, chłopak nawet tego nie odczuje, ale Gregory'emu nie może się stać ABSOLUTNIE NIC. I rozszarpie na strzępy każdego który spróbuje skrzywdzić jego kontrahenta. I tak mu dopomóż... On sam. Faust może zostać "stworzony" do maks. 15 metrów od ich wspólnego ciała, ale kontakt mentalny między nimi dwoma ma nieograniczony dystans, jedyne co ogranicza... To czas. Ciało chłopaka nie jest tak przystosowane by tyle czasu utrzymać taką moc, i po jakimś czasie demon wraca do ciała chłopaka, przywracając wszystko do normy. Woli nie uszkodzić swojego kontrahenta... Pod tym względem jest honorowy.
[8 postów rozmowy lub 4 walki i 4 posty przerwy.]
Umiejętności:
Jak wiele umiejętności może posiadać długowieczny demon? Jego umiejętności ciężko by było wymienić, od zwyczajnych typu choćby gotowanie czy etykieta (nieco zmodyfikowana przez niego), aż po różne, często niespotykane zdolności jak umiejętności iluzjonistyczne, aktorstwo jak i wiele innych zdolności... No ale co tu wymieniać jego, zyskał inne ciało, które nie ma przyzwyczajeń i odruchów jego starego. Co więc umie Gregory? Posiada różne umiejętności, acz nie jest tego potwornie dużo. Coś tam umie gotować, całkiem nieźle jeździ na motocyklu, jest dosyć dobrym strzelcem i umie podwędzać innym ich rzeczy zanim ci w ogóle to zauważą. Umie też nieźle znikać w tłumie, skradać się i skrywać w cieniu. Co prawda posiada więcej zdolności, ale coś tak nieistotnego jak chodzenie czy mówienie w języku angielskim nie trzeba wymienić, prawda? Potrafi też nieco język niemiecki, ale to raczej kiepskie podstawy, niż konkretne możliwości porozumienia się. Nieźle pływa, choć ma(miał w sumie) kiepską kondycję w tej kwestii, potrafi co nieco w kwestii wspinaczki, ale raczej nie ma się co spodziewać poruszania po wysokich górach i całkowicie pionowej ścianie. Jest też niezłym kłamcą, ale w tym zdecydowanie siedzi daaaaaleko za Faustem. W każdym bądź razie, więcej użytecznych zdolności nie posiada... No, poza tymi które przydawały mu się dotychczas w jego... Pracy? Chyba tak można nazwać bycie... Cóż, dziwkiem? Dziwką, po co się bawić dziwne odmiany rodzajnikowe. W tym wypadku pomocne były podstawy tańca, nieco jogi by być giętkim... Wszak by zadowolić klienta, czasem trzeba się, huh, nagimnastykować. Z racji tego iż połączył się z człowiekiem, jego demoniczne atrybuty są osłabione. Nie ma tak wielkiej siły gdy są jednym ciałem, jego zmysły wyczucia kierunków też bywają zawodne, skrzydła które posiada również nie należą do najdoskonalej funkcjonujących, zresztą, nadal się uczy posługiwać nimi, ale hej... To tylko tymczasowe. Hm... Przynajmniej taki jest plan. Bycie połowicznie człowiekiem sprawia też że jego odporność na święte i srebrne przedmioty jest znacznie większa, może nawet wejść do kościoła, choć będzie się tam czuł strasznie nieswojo.
Broń:
Uzbrojenie jakie ma przy sobie nie jest zbyt ogromne, ale w zupełności wystarczające. W dosyć... Efektowny sposób wszedł w posiadanie katany, której ostrze przypomina gorejące płomienie (jakoby samo w sobie zdaje się być cieplejsze niż zwykła stal, nieznane jest jednak czy to fakt, czy odczucie subiektywne), dobywa tej broni jednak rzadko, częściej "zagarnia" ją Faust. Ostrze jest potwornie wytrzymałe, lekkie i szybkie, w dłoni demona jest niczym smyczek na strunach skrzypiec śmierci. Długość ostrza to 60 centymetrów, standardowa długość broni tego typu, a jej waga pozwala operować ostrzem równie doskonale co piórem. Sam w sobie Gregory posiada jeden, zwyczajny pistolet kalibru 9mm Beretta. Nie potrzebuje niczego więcej, to w zupełności wystarcza jako obrona, a czasem... Afrodyzjak. Mimo jednak iż nie potrzebuje, ma również przy pasie nóż. Nic specjalnego, zwykły nóż do obrony własnej. Krótkie ostrze, acz zabójcze w sprawnych rękach.
Wygląd:
Co więc można określić o wyglądzie młodego panicza jaki udostępnił swoje ciało i duszę plugastwu Fausta? Cóż... Obaj wyglądali wcześniej zupełnie inaczej, to jeden z pewniaków. Jednakowoż, nie o to chodzi, tylko o to, jak wyglądają w tej chwili, a jak to jest? Cóż... Gregory nie wykazuje się nad wyraz przyciągającym spojrzenia wyglądem. Nie jest się czym zachwycać, do czego wzdychać, czemu zazdrościć... No, przynajmniej z pozoru i z wyglądu. Tym niemniej, warto rzucić garścią jakiś konkretów. Gregory jest posiadaczem niezbyt rozbudowanego pod względem muskulatury ciała, można powiedzieć że nieco podchodzi ze swoim wyglądem i ciałem pod anorektyka. Skóra gdzie nie gdzie wydaje się ledwie trzymać nieznacznie zarysowanych mięśni. Skóra blada nie mal jak kredowy papier, poznaczona siatką żył w niektórych miejscach dosyć wyraźnie. Wydaje się być chorowity z tą bladością, lecz jest to pozorne i mylne, gdyż jest o wiele bardziej energiczny i zdrowy niż nie jeden w pełni sił mężczyzna. Jest zdecydowanie osobą patyczkowatą, co wydaje się że szarpnięcie nim go połamie. Cóż... Demoniczny pierwiastek jednak zaskakuje czasem. Jego ciało nie należy do nad wyraz rozwiniętych wzrostem, choć nie jest też małą osobą. Mierzy około 182 centymetrów, co nie jest małym wynikiem, ale też gigantem go nie nazwiemy. Jak było wspominane, ciało jego nie jest rozbudowane, nie ma rozstawności ramion rzędu szafy trzydrzwiowej, nie ma "kaloryfera", nie ma mięśni które zrywają mu ciuchy... Wprost przeciwnie. Jest wątły, ma wąską budowę ciała, a także dosyć... Kuszące wcięcie w okolicach talii, co potrafił wykorzystać w swoim zawodzie. Ogółem jego sylwetkę można określić jako zniewieściałą, tak samo zresztą jak i jego samego pod względem wyglądu. Wklęsły tors też nie wygląda nader imponująco, co po prostu ukazuje wizerunek wymęczonego przez życie, zgłodzonego chłopaka. Emo, jak to wiele osób by nazwało, nie pomijając już malowanych paznokci. Chłopak odpowiednio do wyglądu i kościstej sylwetki jest dosyć, cóż... Niskiej wagi? Jest po prostu bardzo lekki jak na swój wzrost, ale bez przesady, kości mu nie połamiesz pstryknięciem palców. Chuda, blada szyja podtrzymuje głowę, pokrytą biało-szarymi włosami, krótkimi, acz ułożonymi wyjątkowo niedbale, wprost jakby właściciel nigdy nie znał czegoś takiego jak grzebień. Głowa jego nie jest nazbyt ogromna czy dziwnie zdeformowana, pod względem kształtu nie ma zarzutów. Uszy wyglądają normalnie, no, może gdzie nie gdzie są jakieś małe ślady po podgryzaniu, tak samo w sumie jak i na szyi... Jak na całym ciele, choć te na ciele nie tylko od podgryzania... Tym nie mniej, skupmy się na tym, po czym ludzie najczęściej się rozpoznają. Twarz. Co można powiedzieć o jego twarzy? Zdecydowanie nie jest to twarz zadowolonego z żywota, uśmiechniętego, młodego chłopaka który z optymizmem patrzy w przyszłość. To twarz chłopaka zniszczonego życiem, który ma dosyć... Całkowicie dosyć. Posępna mina i nieprzyjemne spojrzenie to dwie rzeczy, po jakich go zapamiętasz. Oczywiście, gdy Faust ma kontrolę, stara się sprawiać lepsze wrażenie "sobą", aczkolwiek osoba Gregory'ego tak czy inaczej nie wygląda przyjaźnie. Jego uśmiech częściej szyderczy, niźli szczery i przyjazny. Rzadko kiedy podnosi wzrok ku górze, wzrok tych niezwykłych oczu... Oczu takich jak miał Faust i jakie ma teraz Gregory. Fioletowe, głębokie, wprost pochłaniające oczy, barwy głębin oceanów, w której nie raz idzie się utopić innym... Tak, te oczy to zdecydowanie najwyraźniejszy znak bytności Fausta w nim. Drugi to czarny tatuaż motyla mniej więcej w połowie pleców, taki sam jak wcześniej miał sam demon. Coś a pro po demonicznych atrybutów jakie zyskał? Cóż, jako istota hybrydoidalna niestety jego nowe elementy ciała nie są tak rozwinięte lub rozbudowane jak u Fausta wcześniej, a niektórych w ogóle nie ma. Chłopak nie posiada rogów, poskąpiono mu również łuskowatego ogonu jaki posiadał piekielny, ale uzyskał skrzydła... Specyficzne skrzydła, gdyż w kolorze oczu. Dosłownie. Błoniaste, skórzane, nietoperze skrzydła są w ciemnych odcieniach fioletu, co jest zdecydowanie... Dziwnym widokiem, zapadającym w pamięć jeśli nie ukrył tych skrzydeł. Nie są one tak majestatyczne i potężne jak były, ale nadal potrafią bez trudu unieść pod niebo pół-piekielnika, co ułatwia mu podróże. Ubranie? Najczęściej chłopak nosi się w niezbyt wybiórczych strojach. Wytrzymałe, czarne, ciężkie buty, wiązane z cholewą do połowy łydki. Twarda podeszwa, która bez problemu z odpowiednią siłą złamie kości. Ciemno-brązowe spodnie, nic twórczego w nich nie ma. Na torsie ma zapiętą czarną koszulę na guziki, która na plecach ma nadruk stworzony z powykręcanych liter, tworzących jedno zdanie. "Życie grozi śmiercią". Oprócz tego nosi nieco wysłużony, ciemno-zielony płaszcz z masą kieszeni, chwilowo rozpięty. Do pasa spodni ma przypiętą kaburę z pistoletem, zaś przez bark lub na odpowiednim miejscu w motorze, schowany w podłużnym futerale z pasem do przewieszenia, katana Fausta. Oprócz tego często słuchawki w lub na uszach, dosyć często okulary przeciwsłoneczne dla zasłonięcia barwy swoich oczu, a także czapka do zasłonięcia koloru włosów. Tak... To wszystko.
Charakter:
Ciężko o nim powiedzieć coś konkretnego, zdaje się być sporą mieszaniną często sprzecznych ze sobą myśli i uczuć, acz można wyciągnąć pewne... Ogólne wzorce zachowania młodzieńca. Fausta nie ma co opisywać... Nie da się go opisać, jego można tylko poznać, więc skupmy się na nosicielu demona, młodym Gregory'm. Jak na młodego chłopaka przystało, bywa arogancki i bezczelny, pewien tego że wie lepiej, wie więcej i ogółem... Po prostu butny, tudzież przekonany o własnej wyższości nad innymi, przynajmniej innymi ludźmi, gdyż o nieśmiertelnych dowiedział się dopiero gdy zgodził się na opętanie, co nie było tak dawno. Jaki jednak był? Poza arogancją i butnością, bezczelnością i paroma cechami tzw. syndromu gówniarza miał jeszcze wiele innych cech. Od zawsze był osobą która lubiła zwodzić i wymijać w różnych kwestiach, trochę to już podeszło mu pod przyzwyczajenie. Wobec obcych często jest zdystansowany i chłodny, a ciężko jest przełamać ten "moment" w jego odczuciu do kogoś, by stać się chociaż "nie-obcym". Jest to powolny i długi proces, przy którym bardzo często osoby słabego ducha i cierpliwości "wysiadają" po drodze. Chłód, dystans w połączeniu z arogancją, a także wyniosłością i ogólną dozą niesympatyczności skutecznie odtrąca 95% próbujących się do niego zbliżyć. I alleluja. Co się jednak stanie gdy ktoś jest uparty, wytrzymały lub... Cóż, może zakochany? Nawet ktoś tak zniszczony przez świat jak Gregory potrafi pokazać jakieś dobre części swojego zachowania. Gdy więc komuś uda się dokopać do tego punktu, zobaczy choćby odrobinę dobroci i tego, kim był... Mógłby być? Mógłby, gdyby świat mu na to pozwolił i mu w tym pomógł. Niestety, nie zrobił tego, a przez całe życie w chłopaku rosło gruntowne uczucie nienawiści do wszystkich ludzi... Każdego. Dorosły, dziecko, rówieśnik, czarny, biały, azjata, mulat, Anglik czy Amerykanin, bez żadnych różnic. Każdy... Każdy człowiek to śmieć. Także i on... Także i on był tym śmieciem, ale już nie jest, prawda? Teraz jest lepszy, dużo lepszy. A co z Faustem? Wiele o nim można powiedzieć, choćby to że nie zawsze chce mu się przejmować kontrolę nad Gregory'm, ale tamten często lubi po prostu móc się odłączyć, zostawić to wszystko za sobą i pozwolić demonowi na to, czego tylko chce, co Faust... Mefisto? Skrzętnie wykorzystuje. Kiedy wcześniej Faust był tą "dobrą" połową ich dwóch, tak teraz, gdy Izual zginą, a część jego jaźni zlała się z, i tak nieźle porąbaną już psychiką Fausta... Cóż, demon z niego jest zupełnie nieprzewidywalny. Nie warto próbować przewidzieć jego zachowania, często się nie udaje, choć stara się zachowywać w miarę normalnie to nie zawsze jest to możliwe, i po prostu, jest jaki jest. Nie da się go określić, trzeba go poznać, tak jak i Gregory'ego.
Historia:
Jakaż to historyjka jest Gregorego? Nic to twórczego czy niezwykłego, smutna historia dziecka jak wiele innych. Rodzice wyjechali za lepszą przyszłością z ojczyzny, zatrzymali się w Anglii, spłodzili bachora przypadkiem co nie było zupełnie w ich planie, podrzucili pod sierociniec... Historii początek jak każdej innej, nie? Niezbyt tęczowo, ale może się to zmienić, nie? Otóż nie, a wcale, jeśli nie wprost przeciwnie... Bo tak jest. Od początku jego egzystencji wszystko się waliło i szło centralnie na dno, chodź początek słaby i nieco szło lepiej, to potem już jednak szło w dół... W dół i w dół. Nie warto mówić o tym jak to w sierocińcu miał ciekawie, bo z pewnością nie miał normalnie, prawdziwa historia zaczyna się dopiero w okolicach szesnastego roku życia naszego drogiego chłopca. Tej feralnej nocy, gdy poznał, cóż... Jedyny, użyteczny sposób wykorzystywania siebie by mieć pieniądze?
"Who is innocent? No one is innocent. Who is innocent? No one is innocent. Who is innocent?..."
Spieszyło mu się nieco, gdyż nigdy nie lubił łazić ciemną nocą przez miasto, zdecydowanie tego nie znosił. Mniejsza już z tym że czasem jakiś pijak go pomyli z panienką, mniejsza z tym że dresiarze się czepiają, mniejsza z tym i owym... To poczucie zagrożenia, nieświadomość tego co jest w ciemnościach, to jest jedną z najgorszych dla niego rzeczy. Może nie boi się ciemności, ale zdecydowanie czuje się nieswojo w mroku, i chodź latarnie rzucają światło, to jednak to uczucie... To uczucie że w mroku czają się inni i mogą obłapiać cię wzrokiem... Aż wzdrygnął się od tej myśli i przyśpieszył kroku, zaciskając nieco chude palce dłoni w pięści, nie mal już biegnąć. Wszystko było fajnie, gdyby tylko nie fakt że jest tak daleko od sierocińca... Nie to że pali mu się tam wrócić, ale już woli siedzieć w swoich czterech ścianach i znosić docinki niż, właśnie, niż co? Czego ma się bać tutaj? Zaskoczenie jakim był parkujący tuż obok niego samochód wyraźnie ukazało się na twarzy, tym bardziej że to auto zdawało się go... Gonić? Dziwne, koniec końców, zatrzymał się i zerkną tam, ale auto również wstrzymało swój ruch. Podrapał się po głowie w zamyśleniu, spoglądając na to auto. Coś mu mówiło, że z tym jest... Nie tak. Coś, coś, nie wiedział co, ale coś było nie tak. Rozejrzał się na boki czy aby nikt nie idzie, i oprócz jakiś tam, wlokących się ulicą aut nie było niczego konkretnego widać, czy słychać. W końcu, szyba auta opuściła się, a z wnętrza auta dobiegł głos. - Podejdź. Wyraźny, rozkazujący, męski ton sprawił że chłopakowi serce podeszło do gardła ale... Podszedł do auta i schylił się, by móc zobaczyć, o co lub kogo chodzi. - Mówiłeś to do mnie? Osoba skryta w cieniu auta była dość dobrze maskowana ciemnością i cieniem, co tylko uwiększało poczucie niepewności i... Strach. Tak, chyba tak. Strach, zdecydowanie strach, ale jeśli by faktycznie bardzo czegoś chciał, to nawet gdyby wiał przez całe miasto... Ten facet by go dorwał. Mężczyzna wykonał zapraszający gest dłonią, można było odnieść wrażenie że nieznacznie się uśmiechną. - Tak, do ciebie. Nie bój się, nic ci nie zrobię. Dokąd idziesz? Niebezpiecznie tak samotnie iść ulicą do domu. Podwieźć cię? Z rozkazującego tonu mężczyzna zszedł do miłego i przyjemnego dla ucha lekkiego basu, tak sympatycznego i miłego... Wprost nie można się było oprzeć. Mimo wszystko, chłopak pokręcił głową dla zaprzeczenia i już ruszał w swoją stronę, gdy mężczyzna uchylił drzwi do auta. - Nie daj się prosić, szczerze, nie chcę by ci się tu coś stało. Chłopak westchnął wyraźnie i chwile się wahał... Iść, nie iść, iść, nie iść. Zaryzykować? A może jednak lepiej iść... Ale czy to nie gorsze ryzyko? Do sierocińca daleko... Po chwili jednak zawrócił i nachylił się znów ku autu, próbując zobaczyć, z kim ma do czynienia. - Ktoś ty? Mrukną nieco podejrzliwie, próbując wyłapać twarz z konturów, ale niewiele mu to dawało. Mężczyzna zaśmiał się krótko i dźwięcznie, po czym wychylił swoją twarz ku Gregoremu. Chłopak rozpoznał w nim jednego z nowych opiekunów w sierocińcu... Nieznacznie się zarumienił, ale też i uśmiechną. - Um... Przepraszam, panie Leffer... Oczywiście że może mnie pan... Mężczyzna znów parskną krótkim, wesołym chichotem i po raz kolejny gestem dłoni machną na chłopaka, zapraszając go do środka. - Nie jąkaj się, bo i tak ci to nie idzie. Wskakuj, podwiozę cię do sierocińca, mam po drodze. Chłopak już znacznie bardziej ochoczo wślizgnął się do auta, siadając wygodnie na siedzeniu obok kierowcy. Pasy sobie darował, wątpił by były potrzebne o takiej porze. Zamkną za sobą drzwi, a zaraz po tym mężczyzna odjechał razem z nim wzdłuż ulicy. Nie zastanawiał się zbytnio którędy jadą, bardziej zajęty był patrzeniem przez okno i przysypianiem. Szczerze, marzył o tym by w końcu dostać się do łóżka i iść spać. - Skąd wracałeś? Nagłe pytanie sprawiło że wybudził się ze stanu drzemania i półprzytomnie coś tam mrukną pod nosem, w sumie to nawet sam nie wiedząc co. To chyba brzmiało jak "hę" lub coś w ten deseń. - Skąd wracałeś? Powtórzył rzeczowo pytanie, po którym chłopak potrząsną głową, próbując się wybudzić z zaspania. - Szukałem jakiejś dorywczej pracy, niestety, nikt nie chce przyjąć anorektycznie wyglądającego, słabowitego chłopaka. A pieniądze by się przydały... Pewnie gdyby teraz młody ujrzał wyraz twarzy opiekuna, mógłby się nieco zlęknąć tego dziwnego uśmiechu. Tym nie mniej, był zbyt nieprzytomny i zbyt niechętny do rozmowy, by na czymś takim się skupiać. Mężczyzna nie odpowiedział, miast tego, włączył radio, z którego zaczęła się sączyć jakaś spokojna, miarowa, wprost... Usypiająca nuta. Czy było to specjalnie czy nie, ciężko powiedzieć, ale skutecznie sprawiło że przysnęło się Gregoremu. I to był jego błąd. Duży błąd. Obudziło go nagłe szarpnięcie auta, co pojął jako zatrzymanie się. Nie wiele namyślając, otworzył drzwi i nieprzytomnie wytoczył się z auta, rozglądając wokół mętnym wzrokiem. Nic z tego nie kojarzył, to miejsce było jakieś takie... Rety, gdzie on jest? Odwrócił się w kierunku auta, a w domyśle chciał spojrzeć na opiekuna, który go tu przywiózł, ale... Wróć, moment. Z auta nie wysiadł wcale Pan Leffer, tylko ktoś zupełnie inny... W tym mroku w jakim byli nawet nie mógł rozpoznać kto to, ale z pewnością różnił się sylwetką od jego opiekuna. Serce chłopaka podskoczyło do gardła, a ten zaczął się cofać. - K-kim j-jesteś? G-gdzie... Pan Lef-f-fer? Był naprawdę zlękniony, a mężczyzna, który począł się do niego zbliżać był znacznie wyższy i zdawał się być nieźle zbudowany. Już sam fakt tego wywoływał u chłopaka mieszaninę strachu i... Podniecenia? W pewnym sensie, choć nigdy nie miał kontaktu z kimś w ten sposób, to czuł się podniecony... - Szukałeś pracy, mam pewną, w sam raz dla ciebie... Twoje ciało do niej pasuje w sam raz. Odgłos mlaśnięcia był wyraźny, a mężczyzna zdawał się przyśpieszyć, iść co raz szybciej i szybciej... - N-nie! Zostaw mnie! ZOSTAW!! Chłopak odwrócił się na pięcie i zaczął biec przed siebie w ciemność, nie wiedział gdzie, kiepsko widział, a i zaspanie, nawet pomimo tej całej adrenaliny mu nie pomagało w zrozumieniu, gdzie biegnie. Na jego nieszczęście... Rąbną w ścianę. Centralnie rąbnął w ścianę łbem, co spowodowało że wylądował na glebie. Czuł pod plecami że to twarda skała, więc jest prawdopodobnie albo na chodniku, albo na asfalcie leży. W każdym bądź razie, bolało, co słychać było po jego "au", i to dosyć wyraźnym. Nim zdążył się pozbierać, poczuł jak na jego dłoni staje ciężka stopa w dosyć... Twardej podeszwie. Krzyknął z bólu, próbując wyrwać rękę spod buta, i udało mu się, ale nim zdążył coś zdziałać, druga stopa kopnęła go centralnie w twarz, co z pewnością skutkowało złamaniem nosa, a i znów wylądował na glebie i rąbną tyłem głowy o asfalt. Słabo mu się zrobiło, ale jeszcze kontaktował. Mężczyzna przykucną nad nim, przyciskając mu swoją silną, twardą dłoń do gardła, zaciskając na nim dosyć mocno. - Będziesz współpracować czy ma dalej boleć? Chłopak próbował się wyrwać, łapczywie złapać oddech, ale miast zdziałać czegokolwiek, druga dłoń, zaciśnięta w pięść, wylądowała na jego policzku, uderzając z konkretną siłą, co nieco go... Uspokoiło? - A więc? Chłopak kiwnął głową przytakująco, czując jak powoli zaczyna mu brakować tlenu. Mężczyzna zdawał się uśmiechnąć, puszczając jego gardło, co spowodowało że Gregory w końcu złapał oddech, dysząc potwornie i krztusząc się powietrzem. Nie zdążył nawet wyrównać oddechu, a już został podniesiony do pionu i przyciśnięty plecami do muru. Pomimo koszuli poczuł zimno muru, co wywołało u niego nieprzyjemny dreszcz. Nerwowo spojrzał ku twarzy mężczyzny, ale nie miał zielonego pojęcia, co on może mieć na myśli... - Cz-czego... Chcesz? Wydukał w końcu, próbując znaleźć w sobie resztki odwagi by patrzeć na swojego oprawcę. Pomimo kiepskiego światła, wprost zerowego, w ciemnościach ujrzał kontur warg... Uśmiechających się potwornie szeroko. - Dać ci popracować. Klękaj. Słysząc to "klękaj" wybałuszył oczy, nie rozumiejąc o co chodzi. Jak to klękaj? - Co? Mrukną cicho, po czym dostał silny cios twarz, od którego aż nim zarzuciło. - Na kolana! Warknął gniewnie, naciskając dłońmi na jego wątłe barki i spychając go w dół. Chłopak uklękną przed mężczyzną, wciąż nie rozumiejąc o co chodzi... Przynajmniej do momentu gdy zrównał swoją twarz z jego kroczem. Zaczął rozumieć... - Bądź grzeczny. Rozepnij rozporek i otwórz usta. - N-nie... Pomimo iż wiedział że go to zaboli, chciał się postawić... I po chwili poczuł uderzenie kolana w twarz i rąbnięcie tyłem głowy o ścianę. Zdawało mu się, że czuł już jak spływa mu z tyłu głowy krew... Ale w tym wszystkim była jedna rzecz... To... Ten ból, to wszystko... To... Dziwnie go nakręcało, nie rozumiał nawet do czego i po co... - To nie była prośba, tylko rozkaz. Już! Warknął rozkazująco. Postanowił przystać na to, nie miał innego wyboru... Nie chciał umrzeć, ale to wszystko wydawało mu się z deczkę dziwne... Nie czuł obrzydzenia, jakie mogliby czuć inni mężczyźni, lecz czuł się po prostu... Dziwnie. Wymacał dłonią rozporek i zaczął go powoli zsuwać w dół, a czując po drodze sporą, hm... Spory kształt, wiedział o co chodzi. Kiedy tylko rozsuną rozporek, i od razu też odpiął guzik od bokserek mężczyzny, zobaczył ciemny kontur jego męskości. Była naprawdę duża... - Eeee... Mrukną, przypadkiem rozchylając usta... Mężczyzna nie czekał, tylko natarczywie i mocno wepchną mu męskość do ust, schylając się nieco i dłonią rozchylając mocniej jego wargi. - Ssij. Już! I nie waż się gryźć. Nie wiedział jak to zrobić nawet, co ma zrobić, jak to ssać? O co chodzi? Mężczyzna wysuną swoją męskość z jego ust i wszedł jeszcze raz, a następnie powtarzał ten ruch, dosyć mocno i szybko. To w cholerę bolało jak coś takiego pakowało mu się do gardła... Nie wiedział co robić, więc obejmował męskość wargami, pozwalając jej się przesuwać w jego ustach i w gardle. Miał ochotę się porzygać, ale wstrzymał ten odruch, opierając dłonie o uda mężczyzny. Nie wiedział czemu, ale to go podniecało... Chciał tego, chciał to robić, chodź to wszystko cholernie bolało... Bolał go łeb z którego ciekła krew, złamany nos, plecy... I teraz usta i gardło od tych szybkich, silnych ruchów w jego ustach. Ten twardy kształt, pulsujący w jego ustach... To naprawdę było... Dziwne... Nie miał wyboru jak robić to, co może, by... Żyć? Tak, chyba tak. Poczuł jak mężczyzna zaciska mu dłonie na włosach, szarpiąc jego głową w rytm ruchów, co tylko dostarczało więcej bólu, i gdyby teraz dotknął swojego krocza, poczułby że i jego męskość jest twarda i stojąca... To go kręci! Dziwne, ale prawdziwe. No cóż, przynajmniej kręci go tak długo, aż nie do teraz... Mężczyzna wyjął męskość z jego ust i pogłaskał go po głowie z pewną formą uśmiechu na twarzy. - Dobry chłopak, jeszcze może coś z ciebie będzie. Teraz wstań, obróć się tyłem i oprzyj się o ścianę. Okej, to było znacznie dziwniejsze. Przez chwilę wpatrywał się w mężczyznę z pewnym wyrazem niezrozumienia na twarzy, wprost będąc zmieszanym... Tym bardziej że był w stanie sobie wyobrazić o co chodzi. Mężczyzna z irytacją szarpnął chłopaka za gardło do góry i obrócił plecami do siebie, przyciskając go do muru z dużą siłą. - Niegrzeczny. Będzie boleć. - A-ale... - Morda w kubeł i wypnij się. "Kochanek", bo chyba tak to można nazwać bez chwili czekania zerwał z chłopaka spodnie i łapiąc go za biodra, zmusił do wypięcia tyłka, po czym jednym, szybkim ruchem wszedł w niego, nie bawiąc się w żadne nawilżanie, rozszerzanie czy coś. Po prostu zaczął go od razu, mocno i agresywnie rżnąć w tyłek. Gdy tylko poczuł pierwszy raz jak "to" wchodzi w niego, krzyknął z bólu, a w oczach stanęły mu łzy. Zacisną dłonie w pięść, próbując się wyrwać, ale miast jakiegokolwiek sukcesu, poczuł jak zęby zaciskają się na jego barku tak mocno, że aż trysnęła krew, i blisko było odgryzienia kawału mięsa. - Nie szarp się! Bo będzie gorzej boleć. Po tym już Gregory nie miał sił nawet wrzeszczeć, wszystko go bolało, był wyczerpany, więc tylko jęczał... Jęczał żałośnie z bólu, gdy czuł jak mężczyzna rżnie go jak opętany w tyłek, bez przerwy wchodząc w niego. Zdawało mu się że to się nie skończy, czuł jego męskość chyba w żołądku, miał ochotę się porzygać i popłakać... Wróć, już się popłakał. To wszystko za mocno bolało, ale... Po chwili stosunku poczuł coś... Dziwnego. Ten ból, ten przeraźliwy ból zaczął zanikać... Wszystko zaczął odczuwać wyraźniej, ból zaś powoli zanikał. Powoli czuł się dziwnie, jakby na haju a nawet i lepiej. Czuł jak to się robi z każdą chwilą przyjemniejsze... Jak ból zmienia się w rozkosz... I nim w ogóle dał radę cokolwiek odczuć więcej, poczuł jak jego ciało się "poddało", a z jego penisa polała się na ścianę biała ciecz, zaś on jękną głośno... Z rozkoszy. Mężczyzna wytrzymał jeszcze tylko moment dłużej, by z jękiem rozkoszy wprost do ucha chłopaka dojść w nim. To było dziwne uczucie, szczególnie że mężczyzna wcześniej był całkowicie opanowany i nawet się nie zająknął, a teraz wydał z siebie jakiś odgłos, a to uczucie spermy rozlewającej się po jego rozharatanym tyłku i prostacie... Czuł jak z jego tyłka wypływa sperma gdy mężczyzna z niego wyszedł, ale chyba poza spermą też i płynęła i krew... Ech, znakomicie... Opadł na ziemię tuż po tym, skulając się w sobie i zaciągając na siebie poszarpane spodnie i bieliznę. - No, nie powiesz że było tak źle, prawda? Spytał zadowolony, zapinając rozporek. Chłopak nawet na niego nie patrzył... Nie miał ochoty się stąd ruszyć, iść gdziekolwiek... Wszystko go bolało, miał ochotę się porzygać, a oczy wyschły od nadmiaru łez bólu, ale ten koniec... To... Było... Niezwykłe... - Wynoś się. Warkną cicho płaczliwym tonem... Naprawdę miał ochotę płakać, ale bolące gardło mu to skutecznie uniemożliwiało. Miał dosyć... Tak bardzo dosyć. Nawet nie drgnął gdy znów poczuł dotyk mężczyzny, który coś mu wsadził za zniszczony pasek spodni. - Zapracowałeś na to. Pomyśl o tym czy to dobra praca. Znajdziesz drogę z powrotem, czy cię podwieźć? - WYPIERDALAJ! Warknął głośno i gniewnie, po czym nie trzeba było już powtarzać facetowi by sobie poszedł. Już po chwili słychać było odgłos odjeżdżającego auta. Przez dłuższy czas leżał tak w zawieszeniu na zimnym asfalcie, aż w końcu sięgnął drżącą dłonią po to, co wsadził mu facet za pasek spodni. Nawet nie znał jego imienia... Może to i lepiej. Gdy sięgną po to i dotknął, okazało się szorstkie, to raz. Dwa, był to papier. Trzy, nie jeden skrawek. Cztery, gdy go wyjął i spróbował się mu przyjrzeć... Zaczął się długo, na wpół gorzko śmiać. - Znalazłem sobie pracę...
Po tym wydarzeniu zaczął się co raz mocniej zagłębiać w świat dewiacji seksualnych i rozkoszy. I chodź przez dłuższy czas udało mu się ukrywać przed innymi z sierocińca fakt że sprzedaje swoje ciało za pieniądze, mężczyznom czy kobietom, koniec końców jednak nie udało się tego ciągnąć w nieskończoność, i, niezależnie czy dorośli czy rówieśnicy, mieli o nim jedno zdanie. Ku**a, dziwka i tak dalej. Wtedy też wśród klientów zyskał przydomek "Midnight", gdyż jego czas operacyjny był przeważnie od północy do szóstej. Nie bał się już ciemności... Wiedział że ona mu nic zrobi, że ona jest miła... Gdy tylko stał się pełnoletni, dzięki swojemu dosyć... Opłacalnemu zajęciu wyniósł się w cholerę z sierocińca, w którym gdy tylko mogli, zawsze tylko wyzywali, niszczyli, bili. Czemu? Bo miał opłacalne zajęcie i pomimo sprzedawania się, mógł sobie pozwolić na to, na co oni pracowali? Hah... On też pracował. Na swój sposób. Mimo iż nigdy nie lubił innych, i całe swoje życie starał się po prostu być jak najdalej i unikać rozgłosu, to... Od tamtej chwili poczęła się rozwijać jego nienawiść. Co raz więcej nienawiści... Ludzie nie chcieli mu pomóc, żadni ludzie. Ani dorośli opiekuni. Ani rówieśnicy. Ani obcy. Ani nawet alfonsi których miewał czasem. Ani duchowni kościelni do których w chwilach załamań szedł. Nikt... Nigdy... I nikt za nim nie zatęsknił ani nie szukał go, gdy pewnego dnia jeden z klientów postanowił zrobić coś więcej, niż tylko to, co obejmował "kontrakt". Zamknięty w piwnicy, głodzony, torturowany i regularnie gwałcony, wrzeszcząc w niebogłosy przez pierwsze tygodnie by ktoś pomógł... A potem już tylko cisza... Cisza. I przyzwyczajenie... Oraz nienawiść. Rosnąca nienawiść, co raz większa, i większa. Nienawiść... Do ludzi... Do Boga do którego się modlił, a który mu nie pomógł... Do wszystkiego... Aż został tylko jeden, który go wspomoże...
"I'm a godless heretic Not a God fearing lunatic That's why it's become my obsession To treat God like an infection My scars insane, my life profane I deny, defy and spread a little hate worldwide"
Kolejna noc... Dzień... Godzina, minuta. Nie, nie ma już zielonego pojęcia gdzie jest i ile tu siedzi, po co tu jest i co robi. Jak wiele minęło? Dni? Miesiące? Nie miał pojęcia. Jak dużo razy już to robił z nim? Nie miał pojęcia. Wszystko już było takie samo. Ból taki sam... Rozkosz? Gdzie tu była rozkosz? Nigdy... Nigdzie. - Bóg mnie nie wysłuchał... Mruknął cicho ze swojego ciemnego kąta, w jakim siedział skulony, pobity i pocięty. Wyglądał co najmniej jak ofiara eksperymentu medycznego, jego ciało, nagie i poznaczone dziesiątkami blizn, oparzeń, ugryzień... Czego już nie było. Wpatrywał się w ciemny sufit piwnicy w której siedział, czekając znów na swojego oprawcę. Głód? Zdążył się przyzwyczaić do tego uczucia. Zmęczenie? To jego wieczysty towarzysz. Jego głos, zniszczony i zmęczony, począł dalej szeptać. - Boże... Przeklinam cię! Po wsze czasy przeklinam cię... Nienawidzę cię... Gdzie twoi wysłańcy, którzy mieli mi pomóc? Gdzie twoja boska pięść która miała pokarać wszystkich grzeszników? Gdzie trąby sądu ostatecznego? Przeklinam cię! Jesteś niczym... Dzieciakiem z lupą, który przypala nas, małe mrówki... Nienawidzę... Ciebie... Wszystkich... Nienawidzę życia... - Nie przesadzaj, nie jest z tobą tak źle. Drgnął gwałtownie, rozglądając się wokół. Nie widział nikogo. - Czy ja już wariuje do reszty? Rzucił pytanie w powietrze... I uzyskał odpowiedź. Basowy, acz miły i życzliwy ton Fausta odpowiedział mu. - Nie, mój drogi. Twoja nienawiść jest istnie imponująca... Och, przepraszam, moje maniery. Jestem Faust Valentine, demon z piekielnych czeluści. Tam gdzie nie ma Boga, tam zjawia się piekło. I ja, w osobie tego piekła, mam dla ciebie propozycję... - Nie, ja do końca oszalałem... Rozmawiam z nieistniejącym demonem... - Przed chwilą wołałeś do nieistniejącego Boga. Czemu więc nie chcesz porozmawiać z nieistniejącym demonem? - To tak irracjonalne... Że aż można w to uwierzyć. Pewnie to jakieś mary związane z głodem i zmęczeniem, czy coś. Nie ważne... Czego chcesz? Co to za propozycja? - Wiem doskonale że nigdy o tym nie słyszałeś, ale ludzie nie są jedynymi mieszkańcami tej planety. Oprócz ludzi, są tu również istoty, potocznie nazywane nieśmiertelnymi. Demony, wampiry, anioły, zmieniający się w zwierzęta, elfy i jeszcze parę innych podgatunków. Nienawidzisz ludzi... Mogę sprawić że już nigdy więcej nie będziesz człowiekiem. Staniesz się mną, a ja tobą. Będziesz zarazem człowiekiem, jak i istotą o wiele doskonalszą. Demonem, istotą mroku i zła... Wolną od wszystkich kazamatów i potężną. Chłopak zaczął się po tym wywodzie opętańczo śmiać przez kilka dłuższych chwil, w trakcie tego mówiąc. - Oookheej... A waru... Nki? Nie mal krztusił się tym śmiechem, na co Faust postanowił zareagować... Pojawiając się. Przed chłopakiem zjawił się ciemno-fioletowy kontur skrzydlatej istoty, która klęczała przed nim na jednym kolanie. - Być sobą i czasem pozwalać mi na bycie tobą, oraz wyjazd do Londynu w trybie natychmiastowym. Ten widok i słowa sprawiły że zmizerniały chłopak wetkną jeszcze mocniej swoje ciało w dziurę, drżąc z przerażenia. - N-nie... To s-s-się n-n-nie dzieje... Faust, a raczej jego eteryczna forma wyciągnęła ku chłopakowi dłoń, powoli i spokojnie. Gdyby ten kontur miał twarz, pewnie by się uśmiechną. - Chcesz być już na zawsze zabawką psychopaty, śmieciem do rżnięcia, kurwą? A może chcesz w końcu stać się kimś lepszym od nich i móc ich nienawidzić... Nienawidzić tak jak tego pragniesz. Jeśli tylko mi na to pozwolisz... Niezdecydowany, pełen wątpliwości... Acz przepełniony nienawiścią drgnął silnie, po czym wyciągną dłoń, łapiąc... Widmo? Fioletowy kontur zaś upłynnił się i "wlał" w ciało Gregorego, który zaczął emanować poświatą. - Mam nadzieje że jesteś przyzwyczajony do bólu... Bo to zaboli. - Jestem. Czuł jak jakiś dziwny impuls porusza jego ciałem. Wstał natychmiast ze swojego kąta i staną na środku pomieszczenia, po czym rozłożył dłonie na boki na wysokości bioder. Nie on to robił... Coś nim kierowało... Zacisnął dłonie, a pod jego stopami wyrysował się znakiem wodnym pentagram, który następnie zabłysł jaskrawym, fioletowym światłem. Chwilę po tym zaczął odczuwać... Ból... Niesamowity ból, potworny ból... Krzyczał w niebogłosy z bólu, padając na kolana i zaciskając ramiona wokół piersi. Teraz już kontrola należała do chłopaka. - Co ty mi robisz? FAAAAAAAUST!!!! Krzyki niosły się echem po całej, małej piwniczce i pewnie było je słychać aż na górze. Czuł jak każda komórka ciała się zmienia, jak boli... Czuł jak... Rośnie, jak... Coś pulsuje... Pod skórą pleców... Mocniej i mocniej... Nie miał nawet siły wrzeszczeć, ból przyćmiewał mu zmysły i myśli... Aż w pewnym momencie wszystko ucichło, by w jednej, finalnej eksplozji bólu, w sporym strumieniu krwi na świat wydostała się para demonicznych, fioletowych skrzydeł... A chłopak padł na ziemię, dysząc ciężko. Czuł też dziwne pieczenie na plecach i szczypanie oczu. - Gotowe... Stałeś się hybrydą, istotą w połowie ludzką, w połowie demoniczną. Pozbieraj się szybko i wynoś stąd... Zacznij od nowa. Wątpię by ten psychopata na górze stanowił dla ciebie wyzwanie, a jeśli chcesz... Ja się nim zajmę. W głowie Gregorego rozbrzmiał demoniczny, prawdziwie mrożący krew w żyłach śmiech, od którego tylko drgnął nieznacznie i lekko wzruszył barkami. - Idź... Pokaż mi... Jak to jest... Być demonem... Człowiek jakby... Usuną się w cień umysłu, pozwalając działać swojemu... Kim? Swojemu pasożytowi? Nie... Swojemu "wybawcy" działać. Faust zwinnie dźwigną ciało do pionu i przeciągną się z strzyknięciem większości kości. Machną skrzydłami by je nieznacznie rozruszyć, po czym zaczął się... Cóż, dosłownie, macać. Chciał sprawdzić jak wygląda, nie zobaczyć. I musiał przyznać że ten chłopak jak na swój mizerny wygląd ma całkiem pokaźny sprzęt... Z pewnością się to przyda. Koniec końców, zaczął iść schodami ku górze, do wyjścia. - Są zamknięte, nie wyjdziemy. - Zamknięte, to pojęcie względne dla mnie. Mówiąc to po prostu podniósł stopę i kopną w drzwi, a te wyleciały z zawiasów, lądując na ścianie naprzeciwko. - Nie wierzę... Jak to możliwe? - Demony, demoniczna siła i tak dalej... Jeszcze ci wiele pokaże, uwierz mi. Chodź, złożymy wizytę twojemu prześladowcy. To dziwne że jeszcze nie przyszedł. - Lubi słuchać moich krzyków... - Ach, wszystko jasne. Faust pokierował ciałem chłopaka na górę, do pokoju który, przynajmniej wedle pamięci Gregorego, jest sypialną mężczyzny. Nie brał broni, nie będzie potrzebna... Za oknami ciemno, dobrze, nikt się nie zainteresuje. Oprawca widać też chyba dzisiejszą noc sobie darował a poszedł spać. Źle dla niego. Bardzo. Przeszedł korytarzem i otworzył ostatnie drzwi, po czym wszedł do sypialni i staną przy łóżku mężczyzny. Jak wyglądał jego oprawca, cóż... Zdecydowanie nie tak, jakby można się było spodziewać. Był to nawet przystojny mężczyzna, nie tak beznadziejnie zbudowany, więc w czym był problem? Pewnie charakter... Cóż, więc teraz zginie. - Mam to zrobić? Zabić go? - Zabij! Niech cierpi, zabij go bez wyrzutów sumienia. Zabij... Zabij... - Jak sobie życzysz. Szybkim ruchem złapał za pościel mężczyzny i odkrył go, po czym trzasnął mu na pobudkę z liścia w twarz. Facet podniósł się natychmiastowo i zerkną nieprzytomnie na swoją nagą ofiarę, która wyglądała jakoś... Inaczej. Dużo inaczej... - Gregory? - Dobry wieczór szanownemu Panu, wygrał Pan w dzisiejszej loterii "diabeł przychodzi do domu". Nagrodą jest długa i bolesna śmierć. Po tym jakże kulturalnym i oficjalnym ogłoszeniu wyroku, chwycił mężczyznę za gardło i niczym szmacianą lalką rzucił nim o ścianę za sobą. No, w planie o ścianę, w rzeczywistości facet wleciał do szafy, która się na niego zwaliła i zamknęła go w niej. - Och, nie tak szybko. Doskoczył prędko do szafy i odtrącił ją na bok, po czym odszedł w tył, pozwalając mężczyźnie się podnieść. Ten zwlekł się całkiem szybko i z wyrazem zawziętości rzucił się na chłopaka, wydzierając się "ty kurwo!". Faust perfekcyjnie wyminął prosty cios, a dłońmi podciągną oponenta bliżej, samemu schodząc nieco na bok, po czym z dużą siłą wbił stopę w łydkę, zmuszając go do klęknięcia na kolano, po czym wymierzył cios łokciem w czaszkę, jaki powalił mężczyznę na glebę w otumanieniu. Nie ogłuszył go, to by było za proste. Po prostu położył go na glebę, a następnie przycisnął mu kolano do pleców. - A teraz powolutku... Najpierw połamiemy parę kości... Ujął dłońmi lewe przedramię mężczyzny i szybkim ruchem dłoni przerwał kość, powodując wyjątkowo paskudne, otwarte złamanie. Nie muszę mówić że facet wierzgał, próbował się wyrwać, klną i wrzeszczał z bólu, prawda? Gdy tylko kość przeszła przez skórę, piękne kropelki szkarłatu zaczęły powoli wypływać z rany. - Mmm... Tego będzie więcej... Znacznie więcej... Kolejna kość, tym razem ramienia poszła, gdy Faust wziął ją w obroty. No, to z tej ręki już użytku nie będzie, bo palców mu się łamać nie chce. Teraz druga, hm... Albo nie, najpierw coś innego. Obrócił się tyłem do głowy mężczyzny i ujął jego prawą nogę, po czym skręcił mu szybkim ruchem kostkę dłoni, a następnie dla pewności szarpną w drugą stronę, powodując że kolano wyszło drugą stroną, nieźle krwawiąc. Oj, krew... Tego będzie tu wiele... Bardzo... Bardzo wiele. Obrócił się z powrotem i nachylił ku szyi mężczyzny, przeciągając po niej językiem. - Nie uciekaj nigdzie, zaraz wracam. I nie, nie krzycz ani nie proś o litość, i tak cię nie słucham. Faust podniósł się z mężczyzny i zszedł na dół, do kuchni, by zgarnąć kilka odpowiednich przyrządów. Korkociąg, parę noży, łyżkę i nożyczki. O, jest spoko. Hm... Szkoda że nie ma grzałki, też by się przydała. Wracając z tym sprzętem w torebce foliowej szybko dotarł z powrotem na piętro, a facet prawie się doczołgał do telefonu. Och, bardzo nie ładnie. Szybko wyjął nóż z torebki którą upuścił, doskoczył jak błyskawica do swojej "ofiary" i jednym, szybkim cięciem odrąbał mu całą dłoń. Ostrze bardzo szybko i ładnie przeszło przez skórę, mięśnie i tłuszcz, a także i kości, prosto i czysto odcinając dłoń w nadgarstku. Pomijajmy już symfonię wrzasków i przekleństw, to jeszcze wielokrotnie się powtórzy. Faust odwrócił go na plecy i stopą przygniótł jego połamane ramię z dłonią do podłogi, po czym wbił mu nóż w środek dłoni, dokładnie przyszywając go tym do podłogi. - Prosiłem byś się nie ruszał. Niegrzeczny, będzie boleć mocniej. Cofnął się po swoją torbę którą przysuną bliżej, po czym wydobył drugi nóż, wbijając centralnie przez środek zdrowego obojczyka, przyszywając go kolejną bronią do podłoża. Okej, a więc pacjent jest gotowy, operacje czas rozpocząć. Co my tu mamy... Ach, pierwszy będzie zabieg kastracyjny. Wyciągnął nożyczki z torebki i usiadł sobie wygodnie na jego nogach, które złączył razem za pomocą własnych nóg i dłoni. - Pierwszy zabieg, na miejsca intymne. Podobno cię cholernie swędziały, bo rżnąłeś mnie nie mal codziennie... Cóż, trzeba się tym zająć. Jedno cięcie i po zabawie. Uśmiechną się słodko, a ofiara, nawet pomimo wrzasków bólu, przytępiającego zmysły, zrozumiała kontekst. Kastracja! - Nie, błagam, nie... Proszę, nie... - Za późno. Mężczyzna nawet się nie szarpał... Każda próba ruchu powodowała kolejne fale potężnego bólu, ale patrzył z prawdziwym przerażeniem, jak jego "ofiara" obejmuje dłonią jego męskość i jądra, unosi do góry, podstawia nożyczki pod to i... Dziabu dziab. Powoli, kawałeczek po kawałeczku odcinał połączenie członka z resztą ciała, aż w końcu to zrobił, a krwawiącą męskość wsadził facetowi głęboko do ust, nie mal do gardła. Oczywiście, facet to wypluł dosyć szybko. - Smacznego. A teraz pora na coś a pro po twoich oczu. Jak zauważyłem, ani razu nie mogłeś dojrzeć, że nie chcę być z tobą... Pora więc sprawić, byś w końcu zaczął widzieć. Wbił pokrwawione nożyczki w drugi bark mężczyzny, zatapiając ostrza do połowy w ciele i krwi. Ach, krew. Już cały pokój jest tą juchą umazany, naprawdę. Mężczyzna zaś trzymał się tylko na silnej woli i nerwach... A także przez ból, który za każdym razem go wybudzał z nieprzytomności. Chłopak usiadł wyżej, siadając na klatce piersiowej mężczyzny, po czym z torby wyjął... Łyżeczkę. Po prostu, zwykłą łyżeczkę. - A teraz, oczka szeroko otworzyć poproszę, albo urwę powieki. Niestety, facet się nie posłuchał i zacisną powieki, bo był to bodajby jedyny gest, jakiego wykonanie nie powodowało u niego jeszcze bólu. Jeszcze. Włożył łyżkę do ust i położył dłonie na jego czole, po czym złapał go za brwi między kciuki a palce wskazujące i bez ogródek urwał, wyrywając również i powieki. Wyrzucił to gdzieś za siebie, po czym ujął łyżkę i jedną dłoń opierając na jego czole, drugą wsadził łyżkę pod oko mężczyzny, podważając je i ładnie wydłubując mu z czaszki płynnym ruchem. Niestety, połączenie dalej jest, hm... Włożył pokrwawiony koniec łyżki do ust jakby ssał lizaka, po czym złapał za oko i bezpardonowo je wyrwał, a następnie wsadził odwrotnie na miejsce. W wypadku drugiego oka postąpił jednak inaczej. Wyrwał nóż z barku po prostu wbił mu go w oko, wyrywając je zręcznie, szybko i boleśnie. Krew? Gdzie jej nie było... Włożył ostrze na którym było oko do ust i ściągnął takowe zębami, po czym chwilę żuł z konsternacją na temat smaku...A następnie wypluł na bok. - Duh, co za beznadziejny smak. Masz jaskrę czy jak? Parsknął chichotem, po czym podciągnął ramię z odciętą dłonią i wbił mu nóż w bark, przesuwając głęboko pod skórą przez całą długość, czuł nie mal jak trze ostrzem o piękne kosteczki... Wykonał podobny ruch, tylko od odciętej dłoni do pachy w wypadku powrotu, a następnie objął jedną dłonią ramię, a drugą powoli i dokładnie zdzierał warstwę skóry i mięśni, zostawiając nagą kość. Zarówno z jednej strony, jak i z drugiej... No dobra, z drugiej mu się nie udało, bo utkwił pod pachą, a nie chciało mu się kroić jego boku. Więc jedną warstwę bez pardonu zerwał, druga jednak wisiała pod pachą, zostawiając piękną, pokrwawioną kość... Mrah, rozkosznie. Rzucił nożem w bok, wbijając go w ścianę, i wyjął ostatni element zabaw. Korkociąg. - Jakiś czas temu lobotomia była najskuteczniejszą metodą leczenia chorób umysłowych. Sprawdzimy? Parsknął wesołym, radosnym chichotem, po czym przytknął mu ostrze korkociągu do czaszki i począł powoli przekręcać, wiercąc w środku czoła dziurę... Powolutku, powolutku. Kości czaszki pękały pod naporem siły pół-demona i korkociągu, aż w końcu przełamał się przez to, czując jak korkociąg zaczyna się wwiercać w żywą tkankę. Przerwał to, wyciągając go szybko. Ofiara już chyba nawet sił nie miała do krzyków i wrzasków... Wszak to już koniec... No, prawie. Odrzucił korkociąg na bok i wycofał się parę kroków w tył, po czym uniósł dłoń do góry. - I niech zostaną mu odpuszczone grzechy, bla, bla, bla, a piekło powita cię z przyjemnością. W dłoni poczęła się powoli materializować... Broń. Katana, płomienista. Nie, miecz nie płoną, ostrze zdawało się być z ognia, ale nic poza tym. No, może zdawało się odczuć że jest cieplejszy, ale to tylko bardzo subiektywne wrażenie. Albo i nie. Gdy stało się to, w drugiej dłoni pojawiła się pochwa katany. Tak, to stary miecz Fausta, ciekawe czy ktoś zauważy że zniknął z magazynów kolebki. Wycofał broń z ostrzem w tył, po czym wbił czubek ostrza idealnie w dziurę po korkociągu, a następnie powoli przekręcił ostrze o 360 stopni, robiąc ładną dziurę i werżną je dalej, aż przeszło przez mózg i kości tyłu czaszki, uderzając o podłogę skąpaną w krwi. - Jesteś zadowolony, Gregory? Chłopak cały czas to widział, widział to jego oczami... I był choro usatysfakcjonowany. Naprawdę w myślach uśmiechał się bodajby jak najprawdziwszy psychopata. - Tak, o tak... Och, tak. Pewnie bym doszedł, gdybym ja to robił. - Och, nie martw się. Będziesz to robić, jeśli zapragniesz. Chodź, zbierajmy się, zanim policja nas odwiedzi.
Zaraz po tym wydarzeniu Gregory/Faust uciekli z tego budynku, zbierając ciuchy i broń mężczyzny, a także i jego pieniądze oraz dokumenty, a z garażu stary motor Gregorego jakim ten się poruszał... Przynajmniej do momentu zostania uwięzionym. Najpierw chłopak się najadł, potem, dzięki pomocy Fausta opatrzył, a następnie... W drogę. Do Londynu...
"I know my uses, I have my pride But my heart is still untamed I learned my lessons, I've conquered Death I go on and I'm unashamed I'll paint your bones to match my eyes They're the darkest I have ever seen..."
Inne:
- Przejawia duże tendencje sado-masochistyczne. - Lubi zadawać ból innym. - Czasem zachowuje się dosyć... Irracjonalnie, ale można to mu wybaczyć, prawda? - Jego motor jest najcenniejszą rzeczą jaką posiada, poza mieczem Fausta. - Nie przywiązuje uwagi do stroju. - Jego ciała poznacza spora ilość różnorakich blizn w wielu miejscach, najwięcej w okolicach dolnej partii pleców i brzucha. Zadrapania, cięcia, kłucia, ugryzienia, oparzenia... Cała gama. - Lubi lizaki wiśniowe. - Przejął po Fauście uwielbienie do fioletowego koloru. - Bardzo często można go napotkać z słuchawkami w/na uszach (w zależności od typu słuchawek), z których sączy się wszelaka "ciężka" muzyka. - Nie znosi widoku dzieci. - Lubi malować paznokcie, chodź nigdy nie potrafi dobrać sobie pasującego do jego gustu lakieru. - Przez demona musiał się pozbyć nawyku palenia, więc często żuje gumę. - Rzadko zdąży wydobyć broń by jej użyć. - Nie boi się nagości ani obnażania, gdyby nie fakt że by się doczepiły służby porządkowe i byłoby zimno, to chodziłby nago. - Nienawidzi ludzi. Każdego z osobna. Cieszy się z tego, że nie jest już człowiekiem, że jest czymś innym i może raz na zawsze odciąć się od bycia człowiekiem, nawet za cenę swojej duszy. - Lubi "szejki". - Mówi do zwierząt i lubi je, pod warunkiem że te nie uciekną gdy poczują w nim zagrożenie ze strony demona. Tak jak i Faust. - Jest niezrównoważony psychicznie, jak i demon w nim mieszkający. - Cierpi na bezsenność. - I wiele innych...
Inne konta: Brak, bynajmniej chwilowy.
nieposkromiony
Ostatnio zmieniony przez Faust dnia Sob Cze 15, 2013 7:23 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
|