Nieśmiertelni ~ Kolebka Upadłych Aniołów
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


 
 
IndeksWiedźma morska - Sylvia Hook EmptyLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Wiedźma morska - Sylvia Hook

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Sylvia
Wiedźma Morska
Sylvia


Fabularnie : -
Liczba postów : 11
Join date : 17/01/2014

Wiedźma morska - Sylvia Hook Empty
PisanieTemat: Wiedźma morska - Sylvia Hook   Wiedźma morska - Sylvia Hook EmptyPią Sty 17, 2014 9:56 pm

Godność: Sylvia Gabriela Hook. Tudzież Kapitan Hook. Kapitan Hak. Przeklęte babsko. Wiedźma morska. Niekiedy nawet po prostu Sylvia, ale niewielu znalazło się takich, którzy dostąpiliby tego zaszczytu i uzyskali pozwolenie na zwracanie się do niej po imieniu. Już nawet nie wspominając, że częściej przedstawia się po prostu nazwiskiem i prosi – to znaczy żąda – by właśnie tak się do niej zwracać. Jeśli już przedstawi się imieniem pełnym to niewątpliwy znak, że darzy takiego kogoś czymś na kształt szacunku. O ile w jej wypadku o szacunku mówić można.

Wiek: Wygląda na najwyżej dwadzieścia lat, w porywach do dwudziestu pięciu, ale za nastolatkę nawet ślepiec jej nie weźmie, bo ma zdecydowanie zbyt twardy i kobiecy głos. A tak naprawdę urodziła się w roku 1694 mniej więcej w sierpniu. Pod koniec sierpnia, o. Czyli ma około 319 lat w chwili obecnej. Ale wcale na tyle nie wygląda. Ani w sumie się na tyle nie czuje.

Orientacja: Hm. Nie przebierając za bardzo w słowach: biseksualna nekrofilka. Jakieś szczególne warunki? Oczywiście, pomijając fakt, że jej potencjalny partner musi być absolutnie i nieodwołalnie martwy, to dodatkowo powinien urodą grzeszyć. Może to i dziwne z deka – aczkolwiek czy istota woląca martwych może nie być dziwna? – ale taki przypadkowy trup musi być nielichej urody. Oraz, rzecz jasna, nie może się rozkładać. Za bardzo. No weźcie, z czasem takie zwłoki cuchną, po prostu cuchną.
Nie ma co się za bardzo łudzić. Żywi ludzi niespecjalnie jej się podobają.

Pochodzenie: Irlandia. Dokładniej jakaś obecnie już nie istniejąca wioska położona przy wybrzeżu.

Rasa: Mała syrenka. Ha ha.

* Zwierzęca forma: Ryba.

Ranga: Wiedźma morska – syrena, która przehandlowała swój wspaniały ogon i łuski na macki. Ośmiornicze macki, albo kalmarze. U niektórych syren transformacja w wiedźmę morską może wystąpić samoistnie, bo są w stanie się w nią zmienić tylko najgorsze i zdecydowanie najbardziej popaprane przedstawicielki tejże rasy. Najczęściej są to cyniczne istoty, które lubują się w rozlewie krwi innych, jednak nawet Mścicielki im nie dorównują, ponieważ te robią to tylko ze względu na własną przyjemność, więc bardzo często ofiarami padają całkowicie przypadkowi ludzie. Lub nie-ludzie. Niekiedy żywią się mięsem i krwią swoich ofiar.
Podczas kontaktu z wodą ich nogi zamieniają się w parzące macki, zęby w spiłowane w szpic kły, a pazury wydłużają się, by ułatwić im pożywianie się swoimi ofiarami.

Moc:
* włosy w macki
Ot, jej długie, białe i niesamowicie piękne włosy zmieniają się w piękne, oślizgłe, białe macki z parzydełkami. I to znaczni dłuższe, niż jej naturalne włosy. O ile ta płowa grzywa sięga pasa, o tyle tymi mackami może spokojnie zamiatać ziemię. Ha, nawet by się jeszcze za nią ciągnęły. W razie potrzeby może je skracać, lub wydłużać – ale długości nie mogą mieć większej niż cztery metry. Rzecz jasna, może nimi kogoś owinąć i poparzyć, albo tylko kogoś owinąć i unieruchomić. Obcięte szybko odrastają, ale nie od razu. Potrzeba od kilku, do kilkunastu godzin, żeby mogły się zregenerować.

*elektrokineza
Sylvia potrafi nagromadzić w swoim ciele ładunki elektryczne, a dzięki temu może wytworzyć błyskawice, pioruny oraz inne wiązki elektryczne. Najczęściej jedna używa tej mocy w połączeniu z pierwszą. Fakt, macki same w sobie mogą poparzyć, ale to nieznaczne obrażenia. Jednak gdy zostaną naładowane dodatkowo solidną dawką elektryczności pod dużym napięciem, powstaje naprawdę bardzo skuteczna i dosłownie powalająca z nóg broń. Rzecz jasna, może również „wyrzucać” z siebie pojedyncze wiązki w postaci błyskawic lub kul, czy jeszcze innego fantazyjnego kształtu. Po każdym wyczerpaniu mocy, musi się naładować.

*Dotyk Midasa
Właśnie to czyni z Sylvii wspaniałą piratkę. Z łatwością wynajduje skarby. Może nie do końca „wynajduje”… ona po prostu sama je tworzy. I nie, to wcale nie działa tak, że cokolwiek dotknie, to zmienia się w złoto, o nie. Może zmienić byle kamyk w diament, szmaragd, rubin lub jakikolwiek inny kamień szlachetny. Zwykły kawałek metalu w jej dłoniach może zmienić się w złoto lub platynę. Najgorsze i najtańsze płótno dzięki jej dotykowi zamienia się w aksamit lub jedwab, czy co tam sobie zamarzy. Ot, wszystko co jest tanie, mało wartościowe, brzydkie lub stare, dzięki tej mocy może zmienić się w coś nowego, pięknego i naprawdę bardzo, bardzo drogiego. I nie ma za bardzo znaczenia, co to za przedmiot. Po prostu, im większy, tym więcej energii zabiera i tym dłużej nie może używać ponownie tej umiejętności.

+umiejętności rasowe: zdolności morskich stworzeń, hipnoza, radar.

Umiejętności:
* walka kordelasem na całkiem zaawansowany poziomie (te wszystkie abordaże oraz bójki, w których uczestniczyła, jednak swoje zrobiły. To jasne, że nie jest w tym perfekcyjna, ale jednak akurat ta konkretna broń w jej rękach jest całkiem śmiercionośna. Pewnie z czymś innym również by sobie poradziła, ale potrzebowałaby chwili czasu na oswojenie się z długością i ciężkością. Lecz oczywistym jest, że czymś nowym walczyłaby trochę gorzej, niż swoim ukochanym kordelasem)
* walka sztyletem (w sumie żadna sztuka, bo łatwo jest komuś wbić taki nożyk pod żebra, ale w połączeniu z inną bronią białą, dłuższą, daje to bardzo ciekawy efekt. Można zarówno się nim bronić, jak i atakować, podczas gdy przeciwnik jest zajęty odparowywaniem uderzeń drugiej broni)
* żeglowanie (ha! Piratka! Potrafi sterować statkiem, jak mało kto. Przecież nie za darmo zdobyła sobie sławę pirata, nieprawdaż? Niemalże instynktownie wie, jak ustawiać żagle – czy to na jachcie, czy na żaglowcu – by łapały jak najwięcej wiatru. Również podczas sztormów potrafi sterować tak, by nikomu nic się nie stało… za bardzo. Co jednak bywa problematyczne, bo jeśli skapnie na nią woda, jej nogi zamieniają się w macki, a na takich to średnio się stoi. Fakt, da się, ale to bardzo trudne i cholernie męczące)
* gotowanie (bardzo dziwna umiejętność, przynajmniej według jej mniemania. Wprawdzie sama nie wie, dlaczego właściwie gotować potrafi – bo uczyła się tego bardzo, bardzo dawno temu, zanim jeszcze zaczęła się jej niesamowita przygoda z morzem oraz grabieżami. W każdym razie: potrafi naprawdę nieźle gotować. Ale trzeba włożyć wiele trudu w to, by ją przekonać, żeby jednak cos ugotowała i przełamała swój wstręt przed typowo kobiecymi zajęciami)
* śpiew (raczej mało zaskakująca umiejętność, jak na syrenę. Ot, śpiewa naprawdę ślicznie, nic więcej. Ale nie lubi. Ot co)
* majsterkowanie (spędza dość dużo czasu na statkach i wśród technologii rozmaitej, żeby dobrze wiedzieć, jak się z nią obchodzić. Zepsuła się pralka? Suszarka? Telewizor? Samochód? Komputer? Bez większej różnicy. Sylvia bardzo lubi grzebać i dłubać przy takich maszynach, więc naprawianie ich sprawia jej wielką przyjemność)
* walka wręcz (potrafi bić się całkiem dobrze. I to nieważne, czy na pięści, czy w jakikolwiek inny sposób. Jest całkiem silna – w końcu to kobieta—pirat, ale jednocześnie bardzo zręczna i całkiem gibka, więc nawet w sytuacji gdy walczy z kimś silniejszym od siebie, ma jednak jakieś szanse. Nawet jeśli nie na wygraną, to na zgrabną i bezpieczną całkiem ucieczkę)

Broń:
Kordelas – obusieczna szabla o krótkiej głowni, przystosowana specjalnie do walki na pokładach statków, by nie plątała się w linach. Obecnie raczej już nie stosowana. Ale i tak diabelnie niebezpieczna, zwłaszcza że Hook potrafi nią władać całkiem sprawnie. W końcu nie na darmo byłą kapitanem i piratem…. Całkiem znanym na oceanach i morzach. Amen. Nosi go w pochwie przypasanej po prawej stronie pasa.
Krótki sztylet marynarski – służący zarówno do krojenia chleba, jak i do przecinania lin. Jednocześnie równie łatwo można wbić go komuś pod żebra. Sylvia nosi przy sobie jeden taki sztylet. Dokładniej to na plecach, odpowiednio zabezpieczony, żeby nadmiernie nie kaleczył pleców piratki.
Szpony kruka – kolce wyważone tak, by jeden zawsze sterczał do góry. Dawniej był używany podczas abordażów, ponieważ piraci zwykli chodzić po pokładzie boso, więc rozrzucenie ich skutecznie ich spowalniało oraz raniło, jeśli byli nieostrożni. Teraz syrena nosi je przy sobie ze zwykłego przyzwyczajenia i używa ich raczej do rzucania komuś w twarz, jeśli się rozzłości. Można znaleźć przy niej trzy nieduże sztuki w małej torebko-sakiewce, która jest przymocowana za pomocą paska do nogi.
A w swojej syreniej formie ma parzące macki, zęby oraz pazury. Ta dam. Nie nosi przy sobie broni palnej. Nie lubi jej.

Wygląd:
Całkiem wysoka  kobieta niemalże nieziemskiej urody o dumnej postawie. Sylvia Hook mierzy sto siedemdziesiąt centymetrów z dużym hakiem. Jak dużym? Tak dużym, że jej wzrost wynosi 176 centymetrów. Gdyby ktoś na nią spojrzał, za nic w świecie nie mógłby odgadnąć jej prawdziwego charakteru. Ani intencji. Przynajmniej do czasu, dopóki nie spojrzałby jej prosto w oczy. Co  sumie nie jest trudne, bo Hook wyznaje zasadę, że jeśli ktoś nie patrzy jej w oczy podczas rozmowy, to znaczy, że spiskuje przeciwko niej. A spiskowców bardzo łatwo i szybko eliminuje. Taki ktoś albo kończy jako jej ofiara, albo po prostu ze sztyletem w sercu i kończy jako jej kochanek. A dopiero później ofiarą. Jest całkiem wysoka, ale nie należy do najwyższych kobiet na ziemi, o nie. Jest szczupła, a na jej ciele odznaczają się mięśnie, więc od razu widać, że to jest typ kobiety, która potrafi przywalić i się bronić, jeśli nadejdzie taka potrzeba, co jednak wcale nie przeszkadza jej w wyglądaniu nad wyraz wręcz kobieco. Wąskie ramiona i biodra sprawiają, że nieco nie widać jej siły. Podobnie wąska talia. Zresztą, mężczyźni najczęściej i tak patrzą prosto na jej biust. Który, swoją drogą, wcale nie jest aż taki duży. Ot, średni, jeśli można tak to ująć.
Dawno temu była syreną, ale z czasem zmieniła się w wiedźmę morską, więc jej uroda jest pozostałością po światłych czasach radości i beztroskich zabaw ze śmiertelnikami. I nieśmiertelnymi. Jedyną skazą na jej ciele jest blizna na prawym policzku. Zostawiona tam bardzo dawno temu przez pewnego pijanego marynarza. Ale to dłuższa historia. W każdym razie – ta blizna o poszarpanych krawędziach jest jedyną skazą na jej twarzy. I nie, wcale nie interesuje jej to, że ta blizna szpeci jej twarz. Prawdę mówiąc, jedyną rzeczą, o którą dba, to jej włosy. Ot, co.
Ha, to dobry moment by wspomnieć, że jest albinosem. Jej skóra jest jasne, niemalże biała, przez co niektórzy uważają j ą za wampira. Jst zmuszona do zarywania odsłoniętego ciała w czasie większych upałów, ponieważ wystarczy chwila, a zaraz pojawiają się na nim oparzenia słoneczne. Włosy również ma białe – cienkie, ale jest ich na jej głowie dość dużo, by wyglądały naprawdę wspaniale. Zwłaszcza, że Sylvia bardzo o nie dba. Co nieco kłóci się ze stylem jej życia, bo akurat ona więcej czas spędza na morzu, na statku, niż na suchym lądzie. Oczy, jak na albinosa przystało, ma czerwone. Dodatkowo otoczone całą chmarą białych, gęstych rzęs, co nadaje jej spojrzeniu naprawdę unikatowe „coś”. Jednocześnie właśnie w nich odbija się wszystko to, co w syrenie jest najgorsze. A szkoda, niekiedy naprawdę szkoda.
Na całym jej ciele można dopatrzeć się blizn – głównie na plecach i na piersiach, oraz brzuchu. Są to pozostałości po wszystkich bójkach, abordażach oraz jednej, jedynej chłoście. Ukrywa to wszystko pod ubraniem i nigdy nie można jej spotkać w czymś, co miałoby krótkie rękawy. W podobny sposób ukrywa blizny na szyi – ślady po próbach podcięcia jej gardła – ale za pomocą chust różnorodnych. W ogóle często ubiera się iście „po piracku”, dlatego ludzi nie dziwi broń u jej boku, czy to, że popija sobie grog czy rum z piersiówki. Ani nawet to, że większość prób zrobienia jej zdjęcia (czego, swoją drogą, w ogóle nie rozumie) kończy się zasadzonym kopniakiem, uderzeniem pochwą od miecza i wyzwiskami.
Kiedy ktoś poleje ją wodą – a musiałby być samobójcą, żeby coś takiego robić – jej nogi zmieniają się w osiem białych, parzących macek. Między palcami pojawia się biała błona, a paznokcie wydłużają się i twardnieją. Zęby wyglądają jak spiłowane w szpic kły. A to wszystko po to, żeby łatwiej jej było pożerać swoją ofiarę.

Charakter:
No cóż… Sylvia to kobieta przede wszystkim twarda. Mimo wąskiej talii i naprawdę kobiecego wyglądu, potrafi zachowywać się… bardzo niekobieco. W końcu jest piratką. Taka prawdziwą, która na równi z mężczyznami wpadała na statki z ostrzem w dłoni i cięła innych, jak popadło. Swoją drogą, ona wciąż uważa, że może napadać na statki i nikt nie da rady jej wytłumaczyć, że jest inaczej. Zresztą, w swojej karierze ma już nawet kilka tankowców oraz statków pasażerskich. Ludzie z tych ostatnich byli przekonani, że to tylko atrakcja. Rzecz jasna, dopóki nie polała się krew. Ale mniejsza.
Hook większość życia spędziła w otoczeniu mężczyzn. Więc jest wulgarna, niekiedy bardzo wyzywająca i ogólnie zachowuje się tak, jakby pozjadała wszystkie rozumy. Czasami. Najczęściej wtedy, kiedy ma nad kimś przewagę. Czy to pod względem wzrostu, czy wieku, czy nawet siły. Bo kiedy nie… no cóż. Jest przede wszystkim kobietą. Potrafi zamienić się w jednej chwili z rządnej krwi bestii w potulną i zarumienioną owieczkę, która splata palce przed sobą i nie umie się zachować odpowiednio. Ale akurat to jest bardzo wielką zmyłką. Najczęściej używa tejże sztuczki tylko po to, żeby zwabić swoja ofiarę. No bo jak kobieta, która zabija swoich partnerów w czasie stosunku, a później wykorzystuje jeszcze ich ciała, a na końcu, kiedy już nie byliby jej potrzebni, ich zjada, może być delikatna, wrażliwa i miła?
Jest pyskata, język ma niewyparzony i częściej po prostu mówi, a dopiero później zastanawia się nad konsekwencjami swoich słów. Nie, chwila, ona ma daleko w nosie to, czy jej słowa będą miały jakiekolwiek konsekwencje. Bo po co to komu? Liczy się tylko to, co dzieje się teraz. Cała reszta trzeba się przejmować dopiero wtedy, kiedy to już nadjedzie. Bo skoro jeszcze tego nie ma, to jednocześnie sprawia, że jest bez znaczenia. Podobnie traktuje przeszłość – niemal nigdy do niej nie wraca. Podobnie jak nie żałuje, że zmieniła się ze zwykłej syreny w wiedźmę morską. Prawdę mówiąc, parzące macki podobają jej się znacznie bardziej niż ten byle ogonek.
Jeśli ma akurat dobry humor, co nie zdarza się zbyt często, bo Sylvia należy do tych osób, które wstają wiecznie lewą nogą, potrafi nawet zachowywać się jak normalny człowiek. I można z nią porozmawiać normalnie, i pożartować. Ogólnie jest wtedy bardzo ludzka. Nawet potrafi się uśmiechnąć przyjaźnie, co jest bardzo dziwną i ciekawą odmianą od jej wiecznie naburmuszonej lub skwaszonej miny.
O, jest również cholernie wręcz chciwa. Kocha wszystko, co ma jakąkolwiek wartość, a jeśli w jej kolekcji skarbów nie ma czegoś chociażby podobnego, to zaraz będzie próbowała to zdobyć. Nieważne jakim kosztem, ani co właściwie będzie musiała zrobić – czy zapłacić złotem, czy nawet zabić – byleby to dorwać w swoje chciwe ręce. Dlatego jest ogromnie zadowolona ze swojej mocy, dzięki której może otaczać się samymi ładnymi rzeczami. Naprawdę nie znosi, jeśli coś w jej otoczeniu jest brzydkie. Nawet załogę do swojego statku wybierała początkowo patrząc na aparycję potencjalnych kandydatów, a dopiero później sprawdzała ich umiejętności żeglowania.
Jest bardzo cyniczna. Złośliwość po prostu wylewa się jej z butów, no chyba że akurat ma ten wcześniej wspomniany „dobry dzień”. I jednocześnie jest bardzo nerwowa . Ah, naprawdę cholernie nerwowa. Czasami wystarczy jedno krzywe spojrzenie, by wzbudzić jej wściekłość. A wtedy… no cóż, niech nikt się nie dziwi, że się rzuca z pięściami, nawet nie wydobywając broni. Ani nie korzystając z mocy. Ot, tak.

Historia:
Dawno, dawno temu… narodziła się syrenka. Mała, śliczna i caaaała bielutka. Jak śnieg. Jedynie jej oczy mieniły się niepokojącym szkarłatem. Ale to nie miało znaczenia, bo i tak była wyjątkowa. W końcu urodziła się jako syrena, prawda? Piękna, powabna syrena, która swoim wspaniałym głosem miała kusić żeglarzy. Hm. Początek jej życia nie jest zbyt ciekawy, prawdę mówiąc. Została wychowana w całkowicie normalnej – pomijając, że nieśmiertelnej – rodzinie. Przez dobre dwadzieścia lat żyła na wybrzeżu Irlandii i nie zapuszczała się nigdzie dalej, bo po prostu bała się tego, co mogłaby tam zobaczyć i co tam mogłoby ją spotkać. To może dziwne, ale dawno temu była naprawdę niewinną i bojaźliwą istotą. Ale… wszystko się z czasem zmienia. Wszystko zaczęła się od tego, że Sylvia się zakochała. Szczerze i całym swoim, wówczas naprawdę słodkim i dziewczęcym serduszkiem. Otóż mała Sylvia Hook, niewinna syrenka o toku myślenia wciąż z deka dziecięcym, zakochała się w demonie. Demonie, który akurat wpadł z interesami do jej ojca.
***
- Ach… ja… przepraszam, panie – zaczęła bardzo nieśmiało. No dlaczego nie potrafiła nawet oczu podnieść, żeby na niego spojrzeć? Był taki-taki piękny, że to zapierało dech! A chciała na niego patrzeć, cały czas. Przynajmniej… dopóki był. Podniosła koszyk ze świeżo upieczonym chlebem nieco wyżej. – Pani matka prosiła, by panu to dać – dodała, nieco głośniej, ale wzroku wciąż nie uniosła. Bała się, tak bardzo się bała. Bo przecież to było kłamstwo. Sama  wydała pieniądze, które miała przeznaczyć na materiał na nową sukienkę, by ten bochenek z rodzynkami dla niego kupić. Był świeży, pachnący i wciąż unosiła się z niego para.
Demon przyjął koszyk i zacisnął lekko palce na koszu, delikatnie zahaczając puszkami palców o dłoń syreny. Ta, oczywiście, niemalże odskoczyła do tyłu z przejęcia. Ale stóp jednak od ziemi nie oderwała, bardzo świadoma, że jeśli  to zrobi, to znajdzie się bardzo daleko od swojego demona. O ironio, nawet do końca nie znała jego imienia. Ale to nie przeszkadzało jej w całkowitym zakochaniu się w jego pięknych oczach – tak bardzo tajemniczych i wspaniałych – i… i tym, jak wyglądał. Poza tym, był taki miły, uprzejmy i uśmiechał się cały czas. A ona? Była wciąż jeszcze naiwna i całkowicie głupiutka. Dlaczego miałaby się w nim nie zakochać, no dlaczego?
- To szalenie uprzejme z jej strony – uśmiechnął się i zaśmiał cicho, cichutko. Zasłonił usta jedną dłonią i pokręcił głową. – Podziękuj jej, proszę. Jeśli będziesz w stanie.
Z tymi słowami ukłonił się wdzięcznie w pas i ujął dłoń małej syreny. Uścisnął ją. I znów zaśmiał się cicho.
- T… tak, panie – wykrztusiła, patrząc na niego okrągłymi z przejęcia oczyma. Demon mało co nie parsknął śmiechem, lecz skinął leniwie głową i uwolnił jej dłoń, ku wielkiemu rozczarowaniu syreny. A zaraz po tym… zniknął. Po prostu zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu, zostawiając Sylvię samą.
Naiwna dziewczyna westchnęła głośnio, próbując opanować niezdrowe bicie swojego serca. Nie miała pojęcia, co takiego bawiło demona. No bo skąd? Nawet nie podejrzewała, że gdy wróci do domu, zastanie zmasakrowane ciała swoich rodziców. Dopiero wiele lat później dowiedziała się, dlaczego demon ich zabił, a przynajmniej tak jej się wydawało – bo jej ojciec go oszukał w interesach. Na niewielką sumę, ale to było morderstwo „dla zasady”. Gdy tak stała, pogrążona w marzeniach, nie podejrzewała, że za trzy miesiące zostanie bez dachu nad głową, bo nie będzie potrafiła sobie radzić. Nawet do końca nie znała swoich umiejętności. Jak miałaby sobie radzić, no jak? Ale to nie miało znaczenia, naprawdę. Nawet gdyby ktoś jej to powiedział, to by nie uwierzyła. Taka wtedy była szczęśliwa!
***
- Ty szumowino! – ryknęła białowłosa kobieta, ciskając kuflem w siedzącego naprzeciw mężczyznę. Dziwnie bladego. I który z dziwną łatwością uchylił się przed pociskiem, jakby takiej reakcji właśnie się spodziewał. Młoda kobieta zerwała się z miejsca, sycząc ze złości. – Masz mnie za dziwkę?! Ja ci, kurwa, zaraz… - nie udało jej skończyć, bo jeden z mężczyzn, najprawdopodobniej marynarz, stanął za nią i gwałtownie zacisnął dłoń na jej ustach, a drugą ręką próbował unieruchomić jej nadgarstki. Udało mu się.
Warknął jej coś gniewnie do ucha i odciągnął od bladego jegomościa, który wcale na szumowinę nie wyglądał. Za to teraz oparł się o pocięty blat i przyglądał się całej scenie z umiarkowanym zainteresowaniem. Za to białowłosa kobieta warknęła groźnie. A później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Najpierw wbiła obcas w stopę marynarza i przekręciła. Zignorowała przekleństwo i ugryzła go w rękę, bardzo mocno wrzynając zęby w ciało. Przebiła skórę, a krew popłynęła po jej wargach i spłynęła na brodę. Mężczyzna puścił ją.
- Ta suka mnie ugryzła! – wrzasnął piskliwie z niedowierzaniem gapiąc się na swoją dłoń. Czy może raczej na ślady po ugryzieniu i krew, która wciąż wypływała z rany.
Syrena – gdyż właśnie nią była białowłosa kobieta – prychnęła  i starła mankietem czarnego, wyświechtanego płaszcza posokę z ust. Nie widziała teraz innego wyjścia. O wiele szybciej, niż podejrzewałby ktokolwiek, sięgnęła za plecy i wydobyła ze sprytnie ukrytego pokrowca marynarski sztylet. Doskoczyła do marynarza i z szaleńczym śmiechem wbiła ostrze w kark. Podskoczyła i uwiesiła się na nim, oplatając go w pasie nogami. I cały czas śmiejąc się obłąkańczo, dźgała jego plecy sztyletem. Nikt nie zwracał na to uwagi. Głównie dlatego, że w całej tawernie wybuchła ogólna bójka. Każdy tłukł się z każdym. W ruch poszły butelki, krzesła i sztylety. Broń biała o większym polu rażenia również. Podłoga zaczynała powoli lepić się od krwi, a syrena zaczęła powoli się wycofywać. Bo zaczynało się robić naprawdę niebezpiecznie. Była zachlapana krwią – nie tylko zabitego marynarza, ale również własną i innych. Ale jej ucieczka się nie powiodła. Nie całkiem.
Jeden z mężczyzn cisnął w nią nożem. Nie spodziewała się tego, tak bardzo się tego nie spodziewała! Zobaczyła go o sekundę za późno. Spróbowała zrobić unik, ale ząbkowane ostrze rozerwało skórę na jej prawym policzku i wbił się w drewnianą ścianę. Warknęła cicho i syknęła z bólu. Kawałek skóry wciąż był zahaczony o ostrze. Nie było czasu. Szarpnęła mocno głową i jęknęła. Płat skóry z policzka został i niepotrzebne, zakrwawione skrawki kołysały się smętnie na nożu. Krew płynęła po twarzy młodej kobiety, ale ona zdawała się tego nie zauważać za bardzo.
Wypadła ze środka i przycisnęła rękaw do rany. W oczach miała łzy, ale wcale nie zamierzała płakać. Łzy z bólu i strachu wyschły w jej oczach już bardzo dawno temu. Teraz pojawiały się tylko wtedy, gdy organizm tak reagował. Ruszyła biegiem przed siebie.
Skręciła w jedną z bocznych uliczek. Jej ubranie było we krwi. Tak jak i sztylet, który wciąż kurczowo trzymała w dłoni. I wtedy… na kogoś wpadła. Z takim impetem, że aż odbiła się od diabelnie twardego ciała i poleciała na ziemię. Warknęła gardłowo i uniosła wzrok. I kogo widziała?
Tego samego bladego męta, który proponował jej wino i zaproszenie do swojego dworku. Jakby była cholerną kurtyzaną z byle rynsztoka.
- Krwawisz – stwierdził spokojnie, czym wywołał tylko wściekłość syreny. Jeszcze większą… bo gdy tylko go zobaczyła, miała ochotę wbić mu trzymany w dłoni sztylet w to cholerne oko.
- No co ty nie powiesz? – syknęła. Mimochodem zauważyła, że zdarła również naskórek na dłoni. Cholera. Blady jegomość przykucnął przed nią i powoli, lecz stanowczo odsunął jej rękę od rany na policzku. Bo do tej pory wciąż kurczowo przyciskała brudny rękaw do zranienia. Zagwizdał cicho, czym tylko jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było możliwe, ją rozwścieczył. Chciała mu przyłożyć. Chciała go kopnąć. Chciała wyrwać mu wargi i wcisnąć mu je do ust. Ale czuła się dziwnie senna, gdy tak patrzyła w te hipnotyzująco czerwone oczy. Tak… zaraz nawet przestała się złościć. W ogóle nic nie czuła. Bo zasnęła.
***
- Jestem ciekaw twojej historii – oznajmił spokojnie blady mężczyzna. Dolał wina do kieliszka syreny. – Sylvio.
Białowłosa rozejrzała się po raz kolejny, nie bardzo wierząc w to, że to wszystko było prawdziwe. Pierwszy raz w życiu widziała, żeby ktoś żył w takich warunkach. Takich… dobrych. Uważała że to wszystko, co ma ona – własna kajuta na statku, posada drugiego oficera – to było dużo. Ale on… on miał tak wiele. Te dywany, te obrazy, ten cały dom! Zwykły dworek, ale dla niej pałac. Była zarówno zazdrosna, jak i zachwycona. Podniosła kieliszek do ust i upiła łyk wina.
***
Wszystko zaczęło się, kiedy ten sukinsyn zabił moją matkę. I ojca. Ten sukinsyn. Kim był? Ha, pamiętam to tak, jakby to było wczoraj. Pierdolony demon. Kiedy w końcu go dorwę, to przemielę jego kości na mąkę, wyrwę mu płuca i nafaszeruję go stalą… ale mniejsza. Niemal wszystkie pieniądze wydałam na pogrzeb rodziców. I zapłaciłam czynsz za nasze mieszkanie na kolejne dwa miesiące. Nim się zorientowałam, nie miałam już nic. Nie potrafiłam pracować, chociaż próbowałam. Za to pogrążałam się coraz bardziej i marzyłam tylko o tym, żeby zabić tego, kto mi to zrobił. Wyrzucili mnie. Nie udało mi się nazbierać pieniędzy na następny czynsz, chociaż błagałam. Gdy teraz o tym myślę, to i tak pozwolono mi tam zostać dwa tygodnie za długo. Ale ten człowiek był całkiem dobry. Nikomu wtedy nie powodziło się zbyt dobrze, wiec potrafiłam to zrozumieć.
Wtedy też wpadłam na grupkę… złodziejską grupkę. Nic wielkiego, naprawdę. Byle kradzieże, drobne napady. Nie wiem dlaczego wzięli mnie ze sobą, ale to zrobili. To mnie uratowało. To dzięki nim nauczyłam się, jak właściwie można przeżyć na ulicy. Pokazali mi, jak się bronić, jak kraść i jak przemykać się uliczkami tak, by nikt cię nie zauważył. To było niesamowite. Ale mi nie wystarczały te drobne łupy, które mieliśmy. Chciałam czegoś znacznie więcej… o wiele. Spróbowałam okraść pewnego pirata, a on w zamian chciał odkroić mi rękę. Nie wiem, dlaczego tego nie zrobił. Może było mu żal? Nieważne. Wtedy zaciągnął mnie na statek. Powiedział, że mam szorować pokłady i czyścić liny.
Ale to nie był normalny statek. Nikogo nie zdziwił mój ogon, gdy siedziałam i zdzierałam palce do krwi, próbując wyczyścić liny z wodorostów i glonów. Płakałam. Wtedy płakałam bardzo dużo. Może dlatego, że byłam jedną kobietą na statku, a każdy chciał skorzystać z tej okazji? W końcu się nie broniłam. Byli ode mnie wyżsi, silniejsi. Od razu zapominałam wszystko, czego tylko się nauczyłam do tej pory. Otrząsnęłam się z tego dopiero gdy znów byłam na lądzie. I zyskałam opłatę. Teraz wiem, że nikogo nie obchodziło, czy czyściłam te liny czy nie. Liczyło się tylko to, żebym tam była. Jak dziwka. Dlatego tak wściekłam się, kiedy mnie zaczepiłeś tam. Nigdy więcej takiego wstydu i upokorzenia. Nigdy, naprawdę.
W każdym razie… wróciłam na ląd. Bogatsza o doświadczenie i o nowe pozycje w kamasutrze. Ha ha. Zaczęłam uczyć się walki… Jako takiej, żeby żaden z tych skurwieli mnie nie dotknął. I zaczęło się udawać. Ale zaczęli mnie szanować, dopiero gdy zabiłam takiego jednego i oderwałam mu tego robaczka, bo niczym innym nie mogę nazwać… I na tym by się kończyła moja historia. Jestem piratką. Dzięki swoim umiejętnościom zdobyłam to wszystko, co mam teraz. I… nie, to już wszystko. Naprawdę.

***
Nie została z nim, chociaż nalegał. Im bardziej prosił, tym bardziej się wściekała. Ostatecznie zabiła go. Blady jegomość nawet się nie opierał. Pozwolił oderżnąć sobie głowę. Może dlatego, że został najpierw unieruchomiony, a później porażony prądem? To nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, że znowu była wolna. Ostatecznie nie była za bardzo okrutna dla niego… w porównaniu do innych ofiar, jego śmierć była całkiem łatwa. Ale… to również nie było tak bardzo istotne.
Liczyła się tylko jej przemiana. To, kiedy go zabiła. Kiedy jego krew obmyła dłonie syreny… nie. Po tym już nie syreny. Jego śmierć, całkowicie bezpodstawna, była przepustką dla Sylvii. Zmieniła się ze zwykłej syreny w prawdziwą morską wiedźmę. Przehandlowała swoje łuski na macki. Ale nie żałowała tego. Cieszyła się tym. Śmiała się szaleńczo przez wiele godzin, gdy je zobaczyła. Były piękne. Dla niej o wiele piękniejsze niż wszystko, co widziała do tej pory. Tak… a życie toczyło się dalej.
Ze zwykłej syrenki, Sylvia Hook stała się piratem. Kapitanem najpierw pirackiej floty, a później własnego statku.
***
- KURWA. ZABIJĘ CIĘ, PIERDOLONY SUKINSYNU – krzyczała, próbując się uwolnić z więzów. Nie mogła. I przez to wściekała się coraz bardziej. Ale nic nie pomagało. Jej macki zostały już dawno odcięte i wciąż się regenerowały, a energia już się skończyła. – NIKT CIĘ NIGDY NIE WYRUCHAŁ KOTWICĄ, CHUJU, ALE TO ZARAZ SIĘ ZMIENI. ROZPIEPRZĘ CI MORDĘ, JAK TYLKO SIĘ WYDOSTANĘ. POŻAŁUJESZ TEGO JEBANEGO DNIA, KIEDY PRZYTOCZYŁEŚ SWOJĄ JEBANĄ DUPĘ DO MOJEGO DOMU, POJEBIE.
Demon zerknął na nią kątem oka i pochylił się nad biurkiem. Wziął długopis i naskrobał coś na kartce papieru. Jednak w pewnym momencie zatrzymał się i oparł długopis o swój policzek.
- Jak właściwie się nazywasz? – zapytał i spojrzał na nią tymi swoimi oczyma. Ach, jak ona go nienawidziła! Całym sercem. Całą sobą po prostu rwała się do tego, żeby go zatłuc. Nieważne, jak wiele sama by na tym straciła. Nieważne, że pewnie to skończyłoby się dla niej źle. Kogo to obchodziło? Liczyło się tylko to, żeby  zabić, nic więcej. Nic. Jeszcze nigdy w życiu nikogo tak nienawidziła. A teraz się pojawił. Na jej własnym statku, a ona nie mogła nic zrobić!
- CHYBA SOBIE ŻARTUJESZ! ROZJEBAŁEŚ MI ŻYCIE I TERAZ ŚMIESZ SIĘ PYTAĆ, JAK SIĘ NAZYWAM?! – ryknęła wściekle, o mało nie zdzierając sobie przy tym gardła.
Demon wzruszył tylko ramionami i zajrzał do pierwszej szuflady. Dokładnie tam, gdzie leżał dziennik okrętowy. Otworzył go na pierwszej stronie, ignorując wściekłe okrzyki syreny.
- Ach, Sylvia Hook – przeczytał i cisnął dziennikiem za siebie bardzo niedbale. Wylądował na dywanie. Demon dopisał coś na karteczce. – No, do zobaczenia – oznajmił jeszcze i zniknął.
A więzy opadły. Wściekła syrena zerwała się, wrzeszcząc i klnąc na wszystko i wszystkich. W jej pogróżkach najczęściej padało imię demona, ale wątpliwe było, żeby miał to usłyszeć. Dopiero po kilku minutach, gdy się uspokoiła, zerknęła na kartkę na biurku.
W Anglii, w Londynie jest Kolebka Upadłych Aniołów. Tam możesz mnie szukać, Sylvio Hook.
Przeczytała to kilka razy i podeszła do drzwi swojej kajuty. Otworzyła je kopniakiem.
-KURS NA LONDYN. I TO JUŻ.

Inne:
- jej ulubione powiedzonko to „A wyruchał cię ktoś kiedyś kotwicą, chuju?”. Chociaż to chyba bardziej groźba lub obelga;
- kocha koty oraz wszystkie stworzenia, które choć trochę koty przypominają. Nawet zmiennokształtnych, którzy zmieniają się w jakieś kotowate stworzenia;
- bardzo lubi popijać alkohole różnego rodzaju, ale ma słabą głowę, więc to bardzo często kończy się tragicznie;
- ma uraz do demonów… wszystkich, chociaż naraził się jej jeden;
- ma własny okręt piracki, a ludzie biorą ją za porąbaną milionerkę która nie ma co robić z pieniędzmi, więc bawi się w pirata;
- prowadzi na całym świecie sklepy jubilerskie w Londynie również;
- jest przesądna, ale przesąd o tym, że kobieta na pokładzie przynosi pecha uważa za bzdurę i wścieka się na każdego, kto ośmieli się twierdzić inaczej. A za jej wściekłością często chodzą rękoczyny;
- dokarmia każdego bezdomnego kota, jakiego zobaczy i najchętniej zabrałaby go ze sobą do domu.

Inne konta: Najemny zbir i donosiciel – Yve. Szurnięty inkwizytor Irys. Demoniczny piesek salonowy – Belzebub vel Władca Much.

nieposkromiony
Powrót do góry Go down
Nate
Przeistoczony
Nate


Fabularnie : ... Zajęty... BARDZO zajęty xD
Liczba postów : 279
Join date : 26/05/2011
Age : 29

Wiedźma morska - Sylvia Hook Empty
PisanieTemat: Re: Wiedźma morska - Sylvia Hook   Wiedźma morska - Sylvia Hook EmptyNie Sty 19, 2014 2:57 pm

Macki utrzymujesz przez 3 posty, potem możesz użyć ponownie po 4.
Elektrokinezy używasz przez 2 posty, potem 3 odpoczynku.

Akcept.
Powrót do góry Go down
http://kanranate.deviantart.com/
 
Wiedźma morska - Sylvia Hook
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Latarnia morska

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Nieśmiertelni ~ Kolebka Upadłych Aniołów :: Informacje :: Karty postaci :: Karty akceptowane-
Skocz do: