Nieśmiertelni ~ Kolebka Upadłych Aniołów
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


 
 
IndeksWieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptyLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Wieża zegarowa Big Ben

Go down 
4 posters
Idź do strony : 1, 2, 3, 4  Next
AutorWiadomość
Ariael
Archanioł
Ariael


Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu.
Liczba postów : 97
Join date : 04/04/2014

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptyPon Kwi 14, 2014 8:50 pm

Ariael zmrużył powieki, spoglądając z uwagą na swojego rozmówcę. Nie tylko słyszał. On słuchał. Słuchał słów, które opuszczały wargi Belzebuba, oraz wychwytywał myśli krążące nad ich głowami w niemiarowym tempie. A oprócz tego wciąż uważał na gesty, mimikę - wszystko, każdy detal miał swój odizolowany od reszty sens. Jedynie głupiec mógłby tego nie zauważyć.
- Salonowy piesek... co? - Uriel przekrzywił delikatnie głowę, a sam oparł się o ścianę i wsunął blade dłonie do kieszeni jeansów. Ciekawy widok: ogarnięty żądzą idealizmu anioł w jeansach pozyskanych z ludzkiego sklepu o dobrej marce. - Ileż dystansu do siebie i Świata nosisz w sobie, Belzebubie. To godne pochwały. Jednak widzisz, kruche są jakiekolwiek wartości bez uczuć. Każdy nosi w sobie pierwiastek emocji, ba, niektórzy nawet całą tablicę Mendelejewa. To one dają zabarwienie pustym słowom, o które przecież nietrudno, dzięki czemu czujesz jedność z całą żywą materią. W przeciwnym razie...
Tutaj na ustach Ariaela pojawił się nikły uśmiech, kiedy umilkłszy, obserwował swego towarzysza.
- ...czujesz się odizolowaną od otoczenia skorupą. A zaufanie? Jest jednym z czynników, które temu zapobiega. Nawet, jeśli ryzykujesz. Czasami warto. Choćby po to, by uniknąć samotności.
Z nieprzeniknionym wyrazem twarzy wciąż wpatrywał się w demona, bez jakiegokolwiek obrzydzenia śledząc niezbyt dostojną śmierć jednego z insektów. Prawdę rzekłszy, poglądy Belzebuba różniły się od jego diametralnie, choć w swoim kontraście istniało pewne zastanawiające dopasowanie. Czuł się tym zaintrygowany, z czym sam nie do końca potrafił się oswoić. Kiedyś byli braćmi, ich relacja była, no, bliska. Lecz teraz Uriel odnosił momentami wrażenie, jakby widział tę istotę pierwszy raz na oczy. To dawało mu niepewność i zarazem oczekiwanie nieznanego, jednocześnie fascynujące, jak i odpychające. Paradoks uczuć. Chyba tak to się nazywało, prawda? Wbrew woli archanioła jego usta po raz kolejny opuścił cichy śmiech. No, no. Większej głupoty chyba nigdy w życiu nie słyszał. A przynajmniej była nią pierwsza część wypowiedzi Władcy Much, gdyż z drugą, istotnie, nie mógł się nie zgodzić.
- Wskazujesz na okrucieństwo Boga, choć kolokwialnie mówiąc, gówno o nim wiesz. Opinie zasłyszane od innych są nic niewarte, kiedy mówisz o kimś o tak złożonych uczuciach i działaniach, jak mój Pan. - Ariael przyklęknął w pozycji embrionalnej przy ścianie, co by nie pozostawać wciąż w tym samym ułożeniu ciała. Wyglądał zupełnie niepozornie, aż chciało się do niego podejść i... uściskać. A bodaj by ktoś chciał. - Ale masz rację. Wasz ponowny upadek to tylko kwestia czasu. Choć zastanawia mnie, dlaczego tak otwarcie to przyznajesz. Straciłeś wiarę w wasze możliwości?
Na następne słowa białowłosy pokręcił jedynie głową, ponownie się uśmiechając. Tym razem pozytywnie.
- Nie przejmuj się, prawdę rzekłszy nadal jestem zaskoczony, jak Twe przekonania uległy stopniowej degradacji. To nieco komplikuje sprawę.
Pozwolił mu jednak mówić dalej, wspaniałomyślnie pomijając niewygodne komuś o takim stopniu jak on określenie. Urielek? Czy naprawdę musieli się staczać aż do takiego poziomu? Anioł westchnął cicho, kierując niebieskie tęczówki na fakturę swoich spodni, których nogawkami zaczął się od niechcenia bawić. - Lucyfer od zawsze był odrobinę humorzasty, to akurat nie uległo zbytniej zmianie. No, może to zachowanie jedynie się nasiliło. Ale czy jakoś przejmująco, nie sądzę.
Mężczyzna trwał jeszcze przez pewien czas w tej pozycji, a następnie wyprostował się, przeciągając zastałe kości. Jego ciało nie zdążyło się jeszcze idealnie dopasować do wymagań swojego właściciela z powodu jego długiej "nieobecności", ale, jak to mówią, wszystko w swoim czasie. Na jedne z pierwszych słów wypowiedzianych przez Belzebuba, Uriel zrównał się z nim bacznym spojrzeniem. Dostrzegał w nich pewną... fałszywość. A może mu się tylko zdawało? Nie roztrząsał tego.
- Mimo to w gruncie rzeczy ciekawi cię twoja przeszłość, tak jak mnie mój albinizm czy twe losy po upadku. A tak swoją drogą - tutaj Uriel uśmiechnął się z rozbawieniem - może Cię to zaskoczy, ale nie tylko z Gabrielem miałeś tak bliskie kontakt.
Powrót do góry Go down
Belzebub
Pożeracz dusz
Belzebub


Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥
Liczba postów : 136
Join date : 14/06/2013

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptyWto Kwi 15, 2014 4:28 pm

Dlatego właśnie Belzebub wbił sobie w nawyk panowanie nad własnymi gestami i mimiką. Wszystko miał idealnie przećwiczone. Jego zachowanie składało się z perfekcyjnej gry aktorskiej, która weszła mu w krew tak bardzo, że wyglądała realistycznie i nikt nie potrafiłby znaleźć w niej luki. Chyba że ktoś doskonale zdawał sobie sprawę z takiego stanu rzeczy, wtedy sprawa przedstawiała się całkowicie inaczej.
- A co, charakteryzacja nie dość dobra? – spytał z żałością demon i dramatycznie spojrzał po sobie. Na idealne skrojony garnitur, na jedwabną koszulę i krawat. Na wypielęgnowane dłonie i aż świecące od czystości skórzane buciki. – Och, gdzie popełniłem błąd? – zapytał, patrząc w górę i rozłożył bezradnie ręce na boki. Gra. Wszystko było głupią grą, którą prowadził z całym światem. Rozpiął guziki przy mankietach koszuli i podwinął rękawy do łokci, by chwilę później poluzować krawat. – Dystans się przydaje. Szkoda byłoby takiej błyskotliwej i niezwykłej osobowości jak moja, gdybym tak nagle zgorzkniał i zmienił się w mierną podróbkę ponurego Lucjana czy wiecznie obrażonego na świat Moloszka – wzruszył ramionami i trochę nieświadomie zdrobnił imiona obu demonów, jak zawsze miał to w zwyczaju, gdy rozmawiał z kimś, kogo szanował i uważał za sobie równego. – Coś w tym jest, to pewne. Ale moja biedna dusza została już całkowicie przeżarta moim ego i zacząłem uważać, że moje własne towarzystwo jest jedynym odpowiednim. Poza tym… moje wielkie plany są zbyt wielkie i niepewne, żeby powierzać je komukolwiek – uśmiechnął się, znowu mówił prawdę. O dziwo. – Nie chcesz wiedzieć, możesz mi wierzyć.
Nikt nie miał prawa ani żeby je poznać, ani nawet wiedzieć za bardzo o ich istnieniu. Przecież Belzebub należał do tych jednostek, które preferują knucie w ukryciu i kierowanie grą zza kulis, jak scenarzysta lub reżyser, który wszystko z góry ustalił i musiał tylko nakierować aktorów na odpowiednią rolę i rytm. Tak, Władca Much zdecydowanie nie czułby się dobrze w roli króla na szachownicy.
Śmiech Uriela znowu nieco zbił go z tropu, ale nigdy w życiu nie dałby tego po sobie poznać. Kiedyś wygadywał podobne rzeczy? Czy może jakieś przeciwne herezje? Prawdę mówiąc, Belzebub nie miał pojęcia, jaka relacja ich łączyła – nie miał odpowiednich źródeł, które zechciałyby się podzielić takimi informacjami, dlatego wciąż pozostawało zbyt wiele niewiadomych, do których demon nie miał jak się odnieść. Ba, nawet nie miał pomysłu, jak mógłby to zrobić.
Demon machnął niedbale ręką.
- Widziałem Potop, a z Sodomy sam ledwo się ewakuowałem, ale i tak nie znam tego waszego władcy. Teraz nie znam. Może on sam wymazał mi pamięć, bo wiedział, że nie zostawię spraw niedokończonych? Może przewidział już wtedy, co zrobię, gdy zacznę zbierać kawałki puzzli? – pod koniec zniżył głos do konspiracyjnego szeptu, ale nie zdążył ugryźć się w język. Paplał za dużo , jak zawsze zresztą, ale teraz zadziwił sam siebie. – Jakie „nasze”, Urielu? Wierzę tylko i wyłącznie w siebie. Nie jestem głupi, choć pewnie niemal całe Piekło zaprzeczyłoby temu chórem. Na dodatek myślę perspektywicznie. Nawet jeśli On w końcu zechce zniszczyć Piekło i jego sługusów, to i na tę możliwość mam opracowaną alternatywę. Możesz myśleć co chcesz, ale Lucyfer zdecydowanie nie docenia moich zdolności, czuję się niedowartościowany – westchnął żałośnie na koniec tych słów.
Och, czyli jednak dawniej sądził jakoś inaczej? Demon automatycznie zapisał sobie tę informację w pamięci w zakładce „Cherubin Belzebub”, w której odnotowywał wszystkie ciekawostki odnośnie siebie samego. Ciekaw był tylko, czy stanowiły dokładną odwrotność tego, co mówił teraz, czy może po prostu różniły się pewnymi niewielkimi, ale znaczącymi aspektami. Z chęcią drążyłby ten temat, ale przecież ani myślał, by pokazać, że zależy mu w jakimś większym stopniu na własnych wspomnieniach. Też coś, zero słabości. Zamiast tego podchwycił inną rzecz.
- Jaką sprawę? – spytał, przekrzywiając głowę. Uniósł też w zaciekawieniu brwi i nawet na chwile nie spuszczał czerwonych ślepi i kocich źrenic z anioła. Nie ma mowy. Wzruszył ramionami na słowa o Lucyferze. – To ty chyba nigdy w Piekle nie byłeś… - pokręcił powoli głową z bardzo wyraźnym politowaniem. – A na pewno nie w czasie jego słynnych „wybuchów”. Wtedy palił Kręgi i niszczył pomniejsze demony. W czasie jednego z największych, gdy Lucjan zniszczył wszystko w obrębie trzech Kręgów, Asmodeusz próbował nas przekonać, że powinniśmy wznieść nowy bunt i zepchnąć kochanego Niosącego Światło z tronu. Kretyn. Zawsze powtarzałem, że Asmodeusz jest idiotą.
Uśmiechnął się tylko szerzej, widząc to uważne spojrzenie. Domyślił się, że to było wierutne kłamstwo? Czy może po prostu podpowiedziała mu to ta wspaniała, anielska intuicja? Ale nie dociekał i to chyba najważniejsze. Belzebub nie chciał wyłgiwać się z oszustwa kolejnymi, a przynajmniej teraz, bo przecież zazwyczaj tak właśnie postępował.
- Nie za bardzo – znowu skłamał i wzruszył nonszalancko jednym ramieniem. – Gabryś w swoim egocentryzmie nie wymienił nikogo innego. No to kto jeszcze miał niewątpliwy zaszczyt chełpić się w świetle mojej chwały? – zapytał, choć w sumie wydawało mu się, że zna odpowiedź na to pytanie i ta cała odpowiedź znajduje się mniej więcej naprzeciwko niego i ma zadziwiająco białe… wszystko, no.
Powrót do góry Go down
Ariael
Archanioł
Ariael


Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu.
Liczba postów : 97
Join date : 04/04/2014

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptyWto Kwi 15, 2014 9:48 pm

- Powiedziałbym, że aż nazbyt dobra. - Uśmiech Uriela poszerzył się delikatnie, a jego tęczówki zwróciły na ubiór rozmówcy, którego otaksował spojrzeniem. - Zupełnie odbiegasz wyglądem od stereotypu ubrudzonego piekielną smołą czarta z poharataną przepaską na biodrach. Bo przecież tak opisują diabłów ludzie, prawda?
Powieki Ariaela opadły nieznacznie, pozostawiając zamiast szeroko otwartych oczu wąską szparę, spomiędzy której uwidaczniały się błyszczące lekką poświatą niebieskie tęczówki. Szanował szyk i elegancję, samemu wiele z niej korzystając w swoim ubiorze, który odznaczał się dobrym, a zarazem zrównoważonym doborem poszczególnych elementów. Nie oceniał jakichkolwiek istot po wizualnej stronie, a jednak schludność była dla niego bardzo ważna. W końcu archanioł spojrzał na Belzebuba z mieszaniną czegoś na kształt pogardy (co nie było równoznaczne z brakiem szacunku, rzecz jasna) i rozbawienia.
- Twoja samoocena przypomina mi taką papierową łódeczkę, której zwrot zależy do kierunku wiania wiatru. Raz prawo, raz lewo, tył i przód. Dopiero co mówiliśmy o samokrytyce i dystansie, a teraz wykorzystujesz do opisania swojej postaci takich określeń i epitetów. Zabawne. - Pokręcił delikatnie głową, wzdychając i unosząc wzrok ku górze. - Sam już nie wiem, w które z Twoich słów mam wierzyć. Może w żadne?
Tymi słowy Uriel ponownie opuścił podbródek i zmierzył się z Belzebubem wzrokiem, w którym odbijał się cień rzadkiej u niego wesołości. Widział, jak wiele z jego zachowania było grą, której rzeczywistych powodów i celów próżno było szukać. O tak, nie umykało to uwadze ulubieńca Boga, aczkolwiek postanowił iść za nurtem i dopasowywać się do sytuacji, o dziwo, wciąż umykając tradycyjnej dla tej postawy bierności; nadal pozostawał czynny w swoich działaniach i wypowiedziach. Co jak co, ale inny być nie potrafił. Przechylił ledwo zauważalnie głowę w prawo, po czym wpatrzył w demona. Bingo.
- Myślę, że był to jedynie efekt uboczny któregoś ze twoich działań, których sam nie pamiętasz - stwierdził beznamiętnie, w rzeczywistości nie kwapiąc się przemyśleniami na ten temat. Jednak jego słowa warte były zapamiętania. Teraz już nie potrafił uwierzyć w stwierdzenie, że ciemnowłosego demona nie obchodziła jego przeszłość. Wcale a wcale. - A ja sam nie wiem, co Cię skłoniło do Buntu. Nawet teraz. Zawsze myślałem, że czułeś się przez Boga doceniony. Ale teraz nie ma to znaczenia. I tak nie jesteś w stanie mi odpowiedzieć, choć domniemanych powodów jest mnóstwo.
Pytanie Belzebuba nieco zbiło anioła z tropu. No "sprawę". Jego słowa dotyczyły ich znajomości, to chyba logiczne?
- Stwierdziłem jedynie, że nie znam Cię na wylot. I że Twoje przekonania uległy zmianie o 180 stopni, więc to jeszcze bardziej komplikuje moje poznanie.
Tak brzmiała jego odpowiedź, po raz kolejny oczywista tylko dla niego. Ach, musiał się poważnie zastanowić nad własnymi założeniami, które powoli dawały mu się we znaki. Nie mógł niczego przypuszczać. W rozmowie z tym osobnikiem działało to jedynie na jego niekorzyść. Nie mniej z zainteresowaniem wysłuchał opowieści Belzebuba o Lucyferze. Wielu wiedziało, że także z nim Uriel był kiedyś w bardzo dobrych stosunkach. A mimo to nie rozmawiał z nim od czasów Upadku. Kto zawinił, nie wiadomo.
- Asmodeusz... Nie pamiętam go zbyt dobrze. - Uriel zmarszczył przypominające styczniowy śnieg brwi, między którymi utworzyła się charakterystyczna niegłęboka zmarszczka, która zaraz zniknęła, zamiast tego ustępując miejsca wpełzającemu na wargi delikatnemu uśmiechowi. - A jednak. Ciekawe, jak długo jeszcze wasz pan będzie piastował urzędy. Doprawdy ciekawe.
Uriel odszedł parę kroków od ściany, przeciągając się niczym stary, rozleniwiony, acz pełen gracji kot. Jego ruchy stawały się coraz płynniejsze w miarę synchronizacji z duszą właściciela ciała. Na ostatnie słowa, które opuściły usta towarzysza rozmów, Uriel rzucił tylko przelotne spojrzenie w jego kierunku. Nie można było go zinterpretować w żaden sposób - dlaczego?
- Myślę, że znasz odpowiedź. - Tylko i aż tyle. W końcu co miał więcej powiedzieć? Ich relacja była skomplikowana jeszcze przed Upadkiem, a teraz... Nawet, jeśli większość odeszła w niepamięć, dla Ariaela nadal było to dosyć niewygodne. W końcu Belzebub był jego wrogiem, tak? W archaniele wzbudziło się mnóstwo emocji, które ten skrzętnie ukrył w głębi swojego własnego ja. Tak było lepiej.
Powrót do góry Go down
Belzebub
Pożeracz dusz
Belzebub


Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥
Liczba postów : 136
Join date : 14/06/2013

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptyWto Kwi 15, 2014 10:44 pm

- A teraz wyobraź sobie minę takiego biednego człowieczka, który próbuje przyzwać siły nieczyste i pojawiam się ja – odparł z teraz szczerze rozbawionym uśmiechem i prawdziwą radością, jakby właśnie coś takiego było dla niego rozrywką, która nie mogłaby równać się z czymkolwiek innym. – W garniturze i z neseserem w dłoni, podczas gdy oni poubierani są w jakieś czarne worki… to aż śmieszne.
Pokręcił jednak głową z wyraźnym szyderstwem i westchnął głośno. Naprawdę bawiły go te mierne próby sprowadzenia na ziemię jakiegoś demona. Fakt, czasami niektórzy potrafili delikatnie szarpnąć bramą, co Belzebub odczuwał od razu, ale i tak takie drobne anomalia nie spowodowałyby otwarcia się wrót. Dlatego Władca Much dla zabawy im się objawiał, niekiedy nawet był w stanie podpisać z takim przypadkowym człowiekiem cyrograf. O ile, rzecz jasna, nie miał jakichś wygórowanych żąda, bo to automatycznie przekreślało szansę na dalszą współpracę.
Belzebub roześmiał się tylko na słowa anioła i odgarnął do tyłu przydługie, czarne włosy.
- Oczywiście, że w żadne – przytaknął z szerokim uśmiechem. – Słowa to tylko puste zlepki liter. Mogę mówić, że niebo jest zielone a to wcale nie musi być prawdą. Język to bardzo elastyczny narząd, trzeba umieć z niego korzystać – dodał jeszcze, ponownie używając tego pouczającego tonu. Lecz już nie uniósł tego paluszka do góry, kierując się przekonaniem, że wtedy bardzo łatwo jest go połamać. Nie, żeby pod tym względem nie ufał Urielowi – wręcz przeciwnie, nabrał niemalże niekłamanej jedności, że żaden z nich fizycznie nie ucierpi w czasie tego spotkania – ot, kierował się wyuczoną na pamięć przezornością i ostrożnością.
Zamilkł na chwilę, analizując słowa Uriela. Zmarszczył brwi i spojrzał gdzieś w bok. Miał wyrzuty do samego siebie w tej chwili, że nawet nie dopuścił do siebie myśli, że sam mógłby spowodować utratę pamięci. Nawet przez głowę mu to nie przeszło! Nawet raz! A tak chełpił się swoimi zdolnościami planowania, a tu coś takiego. Wziął pod uwagę wszystko, tylko nie samego siebie. Odchrząknął po kilku minutach długiej ciszy, ale tym razem wyraźnie już zbity z pantałyku. A to zdarzało się cholernie rzadko!
- To… w sumie całkiem prawdopodobne. Nie pomyślałem o tym –
odpowiedział powoli i naprawdę z olbrzymią niechęcią. Bo kto lubi przyznawać się do swojej nieudolności? Nie dało się nie wyczuć tej awersji do tych słów, to było jak przyznanie się do porażki, a przynajmniej Belzebub właśnie w ten sposób to odebrał. – A co, nic nie wspominałem? Nie widać było po mnie niczego, że coś jest nie tak?
Skinął głową i nabrał ochoty, żeby zdzielić się otwartą dłonią w czoło. W tej chwili mógłby spokojnie dojść do wniosku, że ta przezorność kiedyś go zgubi, skoro nie domyślił się, że chodzi o coś tak banalnego. Umysł nastawiony na wieczne odkrywanie szerokich spisków najwyraźniej nie radził sobie najlepiej, gdy chodziło o takie niby łatwe sprawy.
- Ach, no tak. Przyzwyczaiłem się do szukania drugiego dna we wszystkim, w Piekle to bardzo przydatna umiejętność – przyznał i pokręcił głową z pobłażaniem dla samego siebie. Też coś.
Belzebub wzruszył ramionami, tak na początek. W sumie nie dziwił się, że Uriel nie pamięta Asmodeusza. Pewnie dlatego, że tego cholernego dziwkarza nigdy w Niebie nie było, tylko zrodził się już w Piekle. To ci dopiero piekielny bękart. Jednak sam demon był ciekaw, jak długo Lucyferowi uda się zachować tron osobiście nie dawał mu zbyt wiele czasu. Może i był potężny, ale upadli wspierani przez pomniejsze demony pragnące władzy na pewno by go pokonały. Tylko co wtedy? Kolejny chaos równy temu, co działo się po Upadku? A może kolejny Upadek, jeszcze dotkliwszy niż ten poprzedni? Bóg raczył wiedzieć, lecz Belzebub wiedział jedno – on nie będzie się mieszał w nic. Może trochę, to pomoże jednej stronie, to drugiej, ale osobiście się nie zaangażuje. To nie sprzyjałoby jego interesom.
- Nic dziwnego, to bękart Samaela i Lilith – stwierdził i wzruszył ramionami. – Pierwszorzędny dziwkarz, że tak niechlubnie to ujmę – hm, o ile zazwyczaj przy aniołach starał się zachowywać oficjalnie i z należytą uprzejmością, dorzucając jedynie drobną szczyptę szyderstwa, o tyle przy Uriela nie miał najmniejszych hamulców. – Nie wiem i mnie to nie obchodzi. Mi nie zaszkodzi zmiana władzy, zostawienie jej podobnie. Informatorzy są zawsze potrzebni, wszystkim.
Co jak co, ale nic nie mogło się równać z siateczkę szpiegowską Pana Belzebuba. Zwłaszcza że ciężko było o kogoś, kto miał we władaniu insekty. Każdy robaczek mógł przenosić informacje, ale mało kto potrafił je z nich wydobywać. A to pech zwykłych ludzi. Czy tam nie-ludzi.
Demon uśmiechnął się i wstał, jednocześnie otwierając u swego boku wrota do Piekła. Wsunął dłoń do środka, by zaraz dwornym niemal gestem wyciągnąć ze środka butelkę z gęstym, czerwonym płynem. Przerzucił ją do drugiej ręki i wyjął również dwa kryształowe kieliszki. Brama zamknęła się z cichym trzaskiem. Belzebub podszedł do Uriela i wyciągnął w jego kierunku naczynia, by wziął jedno.
- To co, za starą przyjaźń? – spytał lekko. – Jedna z ostatnich butelek nektaru z Sodomy i Gomory. Niebo w ustach – dodał jeszcze z uśmiechem godnym Lucyfera, przyglądając się okrągłej butelce i szklanemu korkowi, który pieczętował szyjkę.
Powrót do góry Go down
Ariael
Archanioł
Ariael


Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu.
Liczba postów : 97
Join date : 04/04/2014

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptyWto Kwi 15, 2014 11:40 pm

Zgodnie z jego słowami, spróbował sobie wyobrazić komizm przedstawionej przez demona sytuacji - jak by nie patrzeć, całkiem skutecznie. Uniósł dłoń do ust, powstrzymując wzbierający w jego krtani śmiech, zamiast tego pozwalając na urywany chichot. Zaskakujące, że takie dziwy mogły opuścić usta Uriela. Już dawno zapomniał o ich istnieniu.
- Nie da się ukryć. Często się objawiasz? - zapytał z czystej ciekawości, przechylając delikatnie głowę i powodując tym samym osunięcie się na policzek jednego z białych kosmyków. - Dla mnie to niepojęte, po co ludzie tak uparcie dążą do wezwania demona. Chcą pokazać swoją domniemaną władzę czy może faktycznie czegoś od niego potrzebują? Większość jest chyba cholernie naiwna myśląc, iż diabły są bezinteresowne, o czym wiesz zresztą najlepiej.
Kąciki ust Uriela uniosły się lekko, tworząc coś na wzór uśmiechu, który był tak słabo widoczny, że niemal niezauważalny. Przez chwilę przyglądał się swojemu rozmówcy w milczeniu, a następnie odparł neutralnym tonem:
- Fakt faktem. Chyba oboje opanowaliśmy techniki manipulacji językiem do perfekcji. Nie sądzisz? - stwierdził białowłosy, podwijając rękawy białej jak jego włosy koszuli i zwracając twarz w kierunku wewnętrznej strony tarczy zegara. Trwał tak przez chwilę w bezruchu, zastanawiając się nad własnymi słowami. Nie bez powodu. Jedną z umiejętności Ariaela było krasomówstwo, a co za tym idzie - manipulacja, która miała skłaniać ku lepszemu, lecz sama w sobie nie była najlepszym sposobem do osiągnięcia obranego celu. Przynajmniej według większości. Zresztą, archanioł nie korzystał z niej co chwilę. Jak to mówią, raz - nie zawsze, dwa - nie wciąż. Jedynie w szczególnych wypadkach, jak chociażby perswazja do czynienia dobra: jak najpozytywniejsze przedstawienie poszczególnych aspektów et cetera. Na ten temat można by mówić w nieskończoność, dlatego anioł skupił się na następnej wypowiedzi towarzyszącego mu dyskutanta. Nie pomyślał o tym? Ciekawe. Prawdę mówiąc Ariael napomknął o podobnej możliwości zupełnie się nad tym uprzednio nie zastanowiwszy, ale skoro sam Belzebub zaczął rozważać taką wersję... Kto wie? A nuż trafił w sedno? Uśmiechnął się delikatnie, jakby samo uniesienie warg było dostatecznym skwitowaniem tematu zachowania demona tuż przed Upadkiem. Ale nie. O dziwo, miał coś jeszcze do dodania.
- Widziałem, że coś jest nie tak. Gabriel, zdaje się, również. Problem w tym, że żaden z nas nie mógł Cię do niczego przekonać. Zdawałeś się jakby całym sobą zakorzeniony w swych przekonaniach i ideologiach, o których pobąkiwałeś raz na jakiś czas.
Następnych słów nie skomentował. Nie był to objaw ignorancji czy braku poważania w stosunku do rozmówcy, a świadomość, iż gdy nie wiadomo, co odpowiedzieć, lepiej nic nie mówić. Uriel nie cierpiał konwersacji składającej się z owijania w bawełnę i braku konkretów. Po części dlatego, gdy usłyszał fakt, iż Asmodeusz jest synem poniekąd Piekła, zainteresował się tym o wiele bardziej. Słowo "dziwkarz" pominął, nie rozczulając się nad szczegółami. Znał Belzebuba, zawsze był dosadny, więc tego typu określenia nie były dla niego zaskoczeniem, choć nie mógł ukryć malującego się na twarzy niesmaku.
- Ciekawe, nigdy nie spodziewałem się po Samaelu potomstwa... Miejmy nadzieję (lub nie), że nie zgładzi waszego małego królestwa. Z takimi rodzicami trudno o brak temperamentu. Lecz Tobie, jak sam przyznałeś, obojętne są losy i polityka Piekła, prawda? Jesteś zupełnie neutralny? - Uriel uniósł brwi, spoglądając na Belzebuba. Obserwował jego poczynania, a gdy zza bramy wyciągnął wino, zdziwił się jeszcze bardziej. Podszedł do demona na stosowną odległość. A więc moc zagięcia wymiarów pozwalała na takie "cuda"? Pokiwał z uznaniem głową, początkowo nieprzychylnie spoglądając na nektar. Nie wyczuwał jednak niczego podejrzanego, a miał z tego typu rzeczami spore obejście, toteż chwycił za szyjkę kieliszka i wziął go od demona. Powąchał jego zawartość, następnie zmierzył wzrokiem, po czym ostatecznie mógł stwierdzić - to był tylko nektar. Mimo to wolał zachować ostrożność. Nigdy nie wiadomo, czego można by się spodziewać po kimś tak nieprzewidywalnym, jak ów Władca Much, prawda?
- Sodoma i Gomora? Mam nadzieję, że nie zarażę się nieprawością tego miasta - powiedział Uriel całkiem poważnie, przyglądając się to płynowi w kieliszku, to swojemu towarzyszowi. Czekał, aż ten spróbuje jako pierwszy. W międzyczasie on sam oparł się o ścianę w swobodnej pozie. I dalej. Czekał.
Powrót do góry Go down
Belzebub
Pożeracz dusz
Belzebub


Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥
Liczba postów : 136
Join date : 14/06/2013

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptySro Kwi 16, 2014 12:33 pm

Urielowi znowu udało się zaskoczyć demona tym chichotem. Najwyraźniej nie tylko on sam pozwalał samemu sobie na takie dawno używane zachowanie. Coś takiego! Ale zaraz wyrzucił to z głowy, próbując sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz pojawił się w jakimś tandetnym okręgu.
- Hm, teraz już nie tak często, ludzie zrobili się strasznie zapobiegliwi, ciskają kartkami Biblii, mamroczą egzorcyzmy albo polewają niewinnego demona wodą święconą – odpowiedział, delikatnie stukając palcem wskazującym w dolną wargę. – Ostatni raz był chyba ze trzy lata temu, ale wtedy nie zawarłem kontraktu, bo nieszczęśnik chyba nie spodziewał się, że cokolwiek się zjawi, więc zmoczył się i uciekł – wzruszył ramionami. O tak, Belzebub znał naprawdę wiele takich historii, gdy ludzie – całkowicie niegotowi na spotkanie z prawdziwym demonem – zaczynali panikować i uciekać. Naprawdę niewielu z tych wspaniałych przywoływaczy sił nieczystych umiało zachować zimną krew stojąc oko w oko z jednym ze Strąconych. – Zależy. Jedni dla zabawy, inni, tak jak powiedziałeś zresztą, żeby pokazać nam, że jesteśmy tylko po to, żeby im służyć – uśmiechnął się ironicznie i przewrócił oczami – ale niektórych przesyca desperacja. Zrobią wszystko, byleby sobie pomóc, takie przypadki też widywałem.
Co i tak, skromnym zdaniem Belzebuba, było skrajnym idiotyzmem. Sprzedawali swoje dusze i życie wieczne, żeby zaznać odrobiny szczęścia na Ziemi. Może nie wiedzieli, że aż tak wielką cenę przyjdzie im zapłacić za spełnienie swoich zachcianek i posiadanie demona na „smyczy” – z której, nawiasem mówiąc, mógłby zerwać się bez problemu – ale ostatecznie to nie miało znaczenia. Sprzedawali samych siebie za nic.
- Hoho, gdybym rozmawiał z kimś innym, to wyłapałbym tutaj tak dwuznaczną dwuznaczność, że stałaby się jednoznaczna – odparł ze śmiechem Belzebub, ale pokręcił głową, bardziej sam do siebie i swoich myśli. – Niemniej masz rację. Ale ja jestem specjalistą od przewrotnego i genialnego w swojej idealności kłamstwa, a ty używasz znacznie cięższych metod, bo przecież aniołkowi nie wypada kłamać, czyż nie?
Lepsza manipulacja i delikatne naprowadzanie, niż wierutne oszustwo, dodatkowo podsycane wyreżyserowanymi scenami i udawanymi gestami czy emocjami – tak sądził przynajmniej Władca Much jeśli ktoś pytałby go o zdanie w tej kwestii. Ale tylko i wyłącznie wtedy, jeśli były poruszane kwestie moralności. Wszyscy przecież wiedzą, że o wiele łatwiej jest skłamać, niż w jakiś sposób odwrócić uwagę od prawdy i tego, jak niewygodna była. Kłamcy posiadali o wiele większe pole do popisu, to było pewne.
Pobąkiwał. Belzebub skinął powoli głową, ale bez przekonania. Tylko raz na jakiś czas poruszał kwestię Buntu i nie mówił o nim przez cały czas? Nie głosił dumnie przekonań wpojonych do głowy przez Lucyfera, tylko trzymał to wszystko w sobie? Wydawało mu się to takie… niepodobne do niego samego. Chyba że Niosący Światło zabronił swoim wspólnikom mówić o tym, lecz Władca Much nie umiał wtedy – tak jak i teraz zresztą – dość mocno trzymać języka za zębami?
- Moja wyobraźnia odmawia, gdy próbuję sobie wyobrazić te piękne, stare czasy. A szkoda –
czasami naprawdę udawało mu się żałować, że nie pamięta Nieba. Ale z drugiej strony… jeśli prawdziwą była teoria Uriela, że sam doprowadził do usunięcia wspomnień, to był w stanie wtedy przewidzieć skutki Buntu? Domyślał się, że Bóg zechce wyrzucić ze swojego Królestwa niepokorne służki? Ach, będzie miał tyle do przemyślenia po tej rozmowie!
Wzruszył ramionami.
- Niczego nie zniszczy, bo nikt za nim nie pójdzie. Asmodeusz nie jawi się jako najbystrzejsza i najbardziej charyzmatyczna osoba w Piekle, woli oddawać się innym… przyjemnościom –
odparł pod koniec z pewną odrazą, co musiało być niezłym zaskoczeniem dla wszystkich, którzy go znali. Mało co powodowało we Władcy Much wstręt, ale praktyki Asmodeusza w jego mniemaniu przekraczały nawet piekielne pojęcie. – Neutralny Dopóki wszystko będzie mi odpowiadało, jestem przede wszystkim egoistą. Niech się maluczcy biją o władzę, a zostawią kulisy dla lepszych od siebie.
Demon aż zatarł ręce i mruknął z zadowoleniem, gdy tylko wyobraził sobie nową rebelię w Piekle. Taki chaos mógłby mu tylko pomóc, bo na pewno nie zaszkodzić. Nie obchodziła go polityka… za bardzo. Wolał trzymać się na uboczu i dzielnie zmieniać strony, gdyby szala zwycięstwa się przechyliła.
Miał ochotę roześmiać się głośno, gdy obserwował poczynania anioła. No proszę, naprawdę obawiał się, że zostanie otruty? Też coś! Belzebub rzadko zniżał się do tak mało wysublimowanego pozbycia się kogoś niewygodnego. Spektakularna śmierć jest lepsza, daje ludziom o wiele bardziej do myślenia. Czy tam nieludziom, tudzież wrogom z prawdziwego zdarzenia. Demon delikatnie zakręcił kieliszkiem i lekko stuknął w bliźniacze naczynie w dłoni Uriela.
- Za stare czasy –
oznajmił i bez najmniejszych oporów upił dwa duże łyki. Wino było słodkie, lecz mocne. Idealne, prawdziwe. Zero okropnego kwasku, który charakteryzował współczesne alkohole. – Urielku, boisz się, że cię otruję? – zapytał z rozbawieniem. – Sodomskie wina mogą równać się tylko z tymi babilońskimi. Pod względem smaku, oczywiście, nie poziomem deprawacji, którą winiarz wtłoczył z winogronem.
Powrót do góry Go down
Ariael
Archanioł
Ariael


Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu.
Liczba postów : 97
Join date : 04/04/2014

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptySro Kwi 16, 2014 8:21 pm

Słysząc relację demona na temat poczynań niektórych ludzi, anioł prychnął znacząco. Przecież to było irracjonalne. Wezwać jakiegoś diabła dla hecy i chwilkę później pognać, gdzie pieprz rośnie?
- Cóż... - rozpoczął wolno Uriel, przeciągając samogłoski i unosząc brwi ku górze. Jego ręce samoistnie skrzyżowały się na piersi, nie tyle w intencji pokazania izolacji od rozmówcy, a z powodu niewiedzy, co z nimi uczynić. - Dla mnie to idiotyczne, choć anioły również bywają przyzywane. Mimo to objawiamy się tylko i wyłącznie na polecenie Stwórcy, nigdy z racji własnego kaprysu. Zresztą, kwestia ta i tak powoli ma coraz mniejsze znaczenie, gdyż ludzie przestają wierzyć w cokolwiek, co wykracza poza ich prymitywne i przyziemne rozumowanie. Ale nie mi oceniać i bawić się w Boga.
Pochylił delikatnie głowę, wtapiając lodowato niebieskie oczy w skrzyżowane w kostkach nogi. Mało kto wiedział, iż ów kolor oczu nie jest spowodowany jakimkolwiek pigmentem, a kolorem naczyń krwionośnych znajdujących się w tęczówkach. Było to poniekąd przerażające. W końcu to nic innego, jak niewielkie płytki przypominające swoją funkcją żyły.
Na sugestię rzekomej dwuznaczności, Uriel spojrzał na stojącego przed nim mężczyznę z lekkim zaskoczeniem. Zamrugał kilkakrotnie.
- Nie to miałem na myśli. - Zmarszczył brwi, oczywiście nie rozumiejąc, co w tym zabawnego. Ach, Ariaelu, jeśli nie masz zakodowanego poczucia humoru gdzieś w głębi własnego "ja", powinieneś się go nauczyć, choć odrobinę. Jako że nie potrafił nic więcej na ten temat odpowiedzieć, przeszedł gładko do następnego, w jego mniemaniu znacznie ciekawszego, wątku. Zamyślił się nieco, unosząc palec do ust i spoglądając niekontrolowanie ku górze. - Zdecydowanie nie nazwałbym mojej umiejętności kłamstwem. To raczej skupianie się na korzystnych argumentach i ich ładne opisywanie swojemu potencjalnemu dysputantowi. Czasami to jedyna droga do celu.
Spojrzał z powrotem na Belzebuba, mrużąc powieki, a na jego wargach zatańczył lekki uśmieszek. On sam zupełnie nie określiłby jego słownej manipulacji kłamstwem, aczkolwiek wiele archaniołów nie do końca akceptowało jego praktyki. Ale w czymże niby miał zawinić? Ani nie oszukiwał, ani nie dawał złudnych nadziei. Po prostu przekonywał do swoich racji.
Wspominki. Nawiedziły go w chwili, gdy demon stwierdził u siebie brak zdolności w wyobrażeniu sobie ich wspólnej przeszłości. Zresztą, nie tylko ich obojga, a całego Królestwa, Boga i pozostałych aniołów. Kryształowe wieże Boskiego Pałacu, białe skrzydła, uśmiechy i pełne miłości oraz ciepła twarze... Na samą myśl czuł przyjemny ucisk w sercu, który momentalnie przemieniał się w cichy żal za echem tamtych czasów. Przeszłość. Ona nie miała szansy wrócić.
Wzmianka o "przyjemnościach" Asmodeusza spowodowała w głębi Ariaela nieudolnie skrywany wstręt. Oczywiście domyślił się, co Strącony sugerował.
- Czyli rozumiem nawet Ciebie tego typu "przyjemności" napawają odrazą? - Westchnął cicho, kręcąc nieznacznie głową i skupiając się na następnej wypowiedzi Belzebuba. Uśmiechnął się lekko. - Gdybyś tylko wtedy miał takie podejście...
Mruknął cicho, obserwując poczynania swojego towarzysza i w końcu samemu unosząc naczynie do ust. Spomiędzy jego warg wydobyły się ciche słowa brzmiące jak: "za stare czasy" i ostrożnie upił niewielki łyk. Musiał przyznać, że dawno nie miał okazji skosztować czegoś o tak wspaniałym smaku. Zamruczał pod nosem z uznaniem, odsuwając kieliszek od ust i przyglądając się płynnej konsystencji wewnątrz niego. - Rozumiem, że pozyskałeś je tuż przed straceniem tych miast?
Uśmiechnął się delikatnie, zerkając z zaciekawieniem na swojego rozmówcę. Na pytanie wzruszył jedynie ramionami. - Pozwól, że zacytuję zacytuję Ciebie oraz owe sławne powiedzenie: przezorny zawsze ubezpieczony.
Kąciki ust Ariaela powędrowały ku górze, tworząc na twarzy szeroki uśmiech.
- Nigdy nic nie wiadomo. - Tymi słowy ponownie upił łyk alkoholu, tym razem większy, a następnie zaczął przesuwać koniuszkiem palca po krawędziach szklanego naczynia.
Powrót do góry Go down
Belzebub
Pożeracz dusz
Belzebub


Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥
Liczba postów : 136
Join date : 14/06/2013

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptySro Kwi 16, 2014 8:51 pm

O, proszę, czyli znajdowali się też tacy, którzy chcieli przyzwać do siebie anioła? Wprawdzie Belzebub słyszał o takich praktykach, ale nigdy nie zagłębiał się w temat, bo wydawał mu się zbyt absurdalny. W końcu aniołowie cały czas byli przy ludziach, prowadzili ich za rączki, lecz nigdy się nie pokazywali.
- Dlatego ja czasami się pojawiam, żeby mieli w co wierzyć – odparł demon lekkim tonem. – Nawet sobie nie wyobrażasz, ile zatwardziałych „heretyków” nawróciłem samym pojawieniem się. Albo groźbami czy drobnymi, magicznymi sztuczkami – rozciągnął usta w szerokim uśmiechu. Czy to nie czyniło z niego poniekąd kogoś dobrego? W końcu nawracał grzeszników na jedyna i słuszną wiarę, bardzo często tacy ludzie zostawali przy kościele i Bogu już do końca swych dni. Hm. Problematyczna kwestia.
Belzebub znów się roześmiał, ale tym razem ciszej i nawet, żeby powstrzymać się przed większym wybuchem, zasłonił usta lewa dłonią.
- Wiem. A szkoda – znów powstrzymał się przed kolejnym atakiem wesołości, ale za to odetchnął głębiej i pokręcił głową. Przecież wiedział, że lodowooki-cały-w-bieli-Uriel nie ma za grosz poczucia humoru. To było na swój sposób przerażające, bo jak można tak do wszystkiego podchodzić poważnie? Przecież to nieludzkie! Można się zamęczyć i zajechać normalnością, a z czasem nabawić bardzo nieprzyjemnego zgorzknienia. Na ognie piekielne, to już lepiej nie żyć! – Ach, no właśnie. Za to was podziwiam. Was, aniołków. Nawet bluźniercze kłamstwa umiecie nazywać w taki sposób, by brzmiały czysto, podczas gdy tacy jak ja nie owijają w bawełnę i jawnie się przyznają – odparł kąśliwie. To były bardzo podobne do siebie metody. I kłamstwo, i manipulacja, na dodatek bardzo często szły ze sobą w parze i trzymały się za rączki tak ściśle, że niemal nie dało się rozpoznać, co jest czym. – Po trupach do celu, a na palcach przez tulipany – zamruczał Belzebub, co pewnie nie miało najmniejszego sensu. Przynajmniej druga część tego zdania, którą sobie zanucił.
Ta niemożność wyobrażenia sobie przeszłości brała się pewnie stąd, że Władca Much nie miał pojęcia, jak wygląda Niebo. Niemal całą resztą byłby w stanie sobie wyimaginować, lecz największym problemem wciąż pozostawałaby sceneria. Bo nawet samego siebie jako grzecznego aniołka z niebieskimi ślepkami i dłońmi złożonymi do modlitwy potrafił. Bez problemu! Królestwo Boże było kłopotem w tym wszystkim i dawniej nieco gryzło to Belzebuba. Lecz z czasem uznał, że to szczęśliwy traf. Nie miał za czym tęsknić. Po prostu stworzył sobie życie, całkiem nowe w Piekle i nie goniły go wyrzuty sumienia czy cienie przeszłości. Tak było łatwiej, na pewno o wiele łatwiej.
Pokiwał głową, wciąż ze wstrętem wymalowanym na twarzy. Skoro nawet Belzebuba potrafiło coś odstręczać, to musiało być to albo skrajnie głupie, albo obrzydliwe. Według demona te „przyjemności” idealnie wręcz łączyły w sobie te dwie rzeczy.
- To teraz spróbuj sobie wyobrazić, co to musi być… -
mruknął tylko, o wiele ciszej i z jeszcze większą niechęcią. Tylko raz był świadkiem asmodiańskich uciech. I obiecał sam sobie, że nigdy więcej. – Do wszystkiego trzeba dojrzeć. Do egoizmu, alkoholu i hazardu. Z przyzwoitości pominąłem dziwki.
Przyglądał się z zaciekawieniem Urielowi, bo na początku nie był pewien, czy aby na pewno się napił. W sumie… nie miał w tym większego celu. Po prostu chciał poznać opinię o tym winie od kogoś, kto jednak miał nieco dłuższy staż. Bo pytanie Molocha, tak przykładowo, o cokolwiek, mijało się z celem na samym starcie.
- Ha, właśnie tak. Z powodu tych cudów prawie zostałbym tam zniszczony –
uniósł swój kieliszek do góry i przez chwilę przyglądał się, jak ostatnie pomarańczowe promienie słońca odbijają się od kryształu i napoju. Zawtórował uśmiechem. – Celna uwaga.
Demon zmarszczył brwi i delikatnie potarł brodę bladą dłonią z zamyśloną miną.
- Hm, tak nektar deprawacji… nie, niestety nie posiadam takiego na stanie –
westchnął z wielkim ubolewaniem i pokręcił głową. Upił jeszcze jeden łyk, rozkoszując się słodkim smakiem wina.
Powrót do góry Go down
Ariael
Archanioł
Ariael


Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu.
Liczba postów : 97
Join date : 04/04/2014

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptySro Kwi 16, 2014 11:22 pm

Uriel pokiwał z namysłem głową. Nie chciało mu się co prawda wierzyć w pozytywne intencje demona, ale czemuż znowu miałby zaprzeczyć? Zaczerpnął głęboki wdech, pozwalając, by wypełnił skrzętnie jego płuca, po czym wypuścił go z sykiem spomiędzy ust. Powietrze zdawało się jakby... Stęchłe. Nieporuszone. Jakoby brak było mu wiatru i świeżości, której za murami wieży było pod dostatkiem. Zresztą nie tylko tej budowli brakowało ożywienia. Sam Uriel czuł się, jakby został pogrzebany u podstaw drabiny historii i przez przypadek powrócił do życia na jednym z najnowszych szczebli. Nie mniej nie skomentował pierwszych słów Belzebuba, odpowiadając za to na następne (o ile można by to uznać za odpowiedź), uprzednio obdarzając go przepełnionym niepewnością i dystansem spojrzeniem.
- Szkoda? - powtórzył, nie za bardzo potrafiąc się połapać w nieumyślnie wątku. Westchnął cicho, kręcąc głową z rezygnacją, po czym wysłuchał ze stoickim spokojem nieprzychylnych słów demona skierowanych nie tyle do samego Ariaela, co do aniołów ogółem. Od niechcenia zawinął na palec biały kosmyk, przyglądając mu się, jakby był najciekawszą rzeczą na ziemi. Jego wargi ułożyły się w uśmiech niemający nic wspólnego z rozbawieniem czy wściekłością. Po prostu nagle owładnął jego usta i już. - Czasami nie można inaczej.
Tylko tyle odpowiedział, wciąż trwając w tej dziwnej pozie, jaką obrał z powodu braku innego pomysłu, mimo to nieco dziwna w swym znaczeniu maksyma wypowiedziana przez Belzebuba przykuła jego uwagę. Spojrzał na niego kątem bladoniebieskich oczu.
- Wolę róże.
Pewnie ów stwierdzenie dotyczące jego preferencji było zupełnie wyrwane z kontekstu, ale właśnie ono przyszło mu na myśl. Zamruczał ledwo dosłyszalnie, przeciągając się i rozprostowując zastałe kości. Ach, dawno nie miał okazji doświadczyć tego specyficznego uczucia. Wieki, a nawet milenia nie schodził na Ziemię tak, by porozmawiać z jej mieszkańcami, nawet jeśli byli nimi tylko chwilowi wizytatorzy w postaci chociażby demonów. Zawsze coś, czyż nie?
- Nie mam ochoty sobie wyobrażać. Pewnie nic dobrego by z tego nie wyniknęło, nie sądzisz? Aż pozwolę sobie zacytować Szekspira: "Mądrość i cnota złym zdaje się zdrożną, gnój pachnie gnojkom." Skoro wybrał taki los, widocznie nie potrafi się poszczycić niczym innym.
Uriel wzruszył beznamiętnie ramionami, biorąc łyk nektaru i wzdychając sam do siebie. Coś często ostatnio jego usta opuszczały westchnięcia. Słysząc potwierdzenie na swoje pytanie, brwi cherubina powędrowały ku górze. - Byłeś w Sodomie i Gomorze w czasie zniszczenia? To ciekawe. Domyślałeś się już?
Mruknął, istotnie się nad tym zastanawiając. Niedługo, co prawda, ale zawsze.
- Swoją drogą, często masz styczność z ludźmi? - zapytał, zupełnie abstrahując od tematu. Zaraz potem wychylił po raz kolejny kieliszek i upił tym razem większy łyk. Doprawdy, rzadko kiedy trafiał się taki przysmak tutaj na Ziemi. Coś jak... Mitologiczna boska ambrozja. Zabawne, aż sam uśmiechnął się na to porównanie, które nagle zrodziło się w jego głowie dosłownie znikąd. Śmieszyły go te bajki o bogach Olimpu, nie mniej był zauroczony pięknem, w jaki potrafili ludzie ubrać zwykłe zjawiska w słowa. Nie podzielił się swoimi spostrzeżeniami z mężczyzną. Spojrzał na niego jedynie i uśmiechnął się mimowolnie. - Gdyby można było bez oporów skosztować nektar deprawacji, coś czuję, że nie byłoby mnie tutaj, a myszkowałbym tam, na dole.
Wskazał sugestywnie na ziemię, po czym wzruszył nieznacznie ramionami. W końcu uznał, że lepiej będzie, jak usiądzie - po chwili już zajmował miejsce obok Belzebuba, bawiąc się i obracając w dłoniach kryształowy kieliszek.
- Szkoda by było.
Wiedział, że stał się nieco mało rozmowny, lecz jego nastroje często oscylowały między melancholią a potrzebą żywej dyskusji, zresztą nie od dziś. Całe lwiątko.
Powrót do góry Go down
Belzebub
Pożeracz dusz
Belzebub


Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥
Liczba postów : 136
Join date : 14/06/2013

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptyCzw Kwi 17, 2014 12:29 am

Belzebub, na całe szczęście, miał poczucie humoru najwyraźniej za nich dwóch. Co jednak wcale mu nie przeszkadzało w, niekolokwialnie mówiąc, robieniu sobie jaj na okrągło. To też był całkiem niezły sposób na życie, a na pewno ciekawszy niż wieczna zgryzota i powaga. A tak? Przynajmniej można było się pośmiać, czy to z siebie czy z innych. Urozmaicenia, jak diabli. Dlatego teraz, zamiast odpowiedzieć jak całkowicie normalna osoba, bardzo ostentacyjnie i powoli przejechał językiem po swojej górnej wardze, by chwilę po tym wybuchnąć śmiechem. Prawie wylał przy tym zawartość swojego kieliszka, ale sytuacja po prostu wydawała mu się nieco zbyt absurdalna, żeby się nie śmiać.
- No szkoda, szkoda – udało mu się z siebie wykrztusić między dwiema salwami śmiechu. Jezu, Belzebubie, lecz się.
Odetchnął po chwili bardzo głęboko i to kilka razy, by się względnie uspokoić. Sam nie był pewien, czemu jego samego to rozbawiło aż tak bardzo, ale od tego śmiechu nawet na jego wiecznie jasnej twarzy pojawiły się blade rumieńce. Ba, tchu złapać przez to nie mógł! Odstawił kieliszek na chwilę na skrzynkę obok siebie i przejechał obiema dłońmi po twarzy, odgarniając włosy do tyłu. – Fakt – skomentował krótko toto odnośnie kłamstw i manipulacji. Bo zgadzał się z tym całkowicie, mimo że sam o wiele częściej oszukiwał innych bardziej dla własnej satysfakcji niż czegokolwiek innego.
- Róże? – powtórzył demon i uniósł do góry brwi. – Słoneczniki. Najbardziej uniwersalne kwiaty na ziemi. Można je podziwiać i jeść. To przecież genialne.
W sumie demon jakoś nie rozumiał istot, które lubiły kwiaty. Przecież można tyle lepszych rzeczy komuś podarować, niż jakiś bezużyteczny badyl, który zwiędnie po kilu dniach i tyle z niego byłoby pożytku. Już nawet o, takie durne pudełko czekoladek byłoby lepsze, bo to chociaż można już zjeść. Chyba że obdarowywany jest koniem, to całkowicie zmienia postać rzeczy.
Wzruszył tylko ramionami na komentarz anioła o Asmodeuszu. Nawet nie chciało mu się myśleć o tym małym szmatławcu, a tym bardziej o jego fetyszach. Zwłaszcza przy takim dobrym winie, przecież od tego można całkowicie apetyt stracić! Skrzywił się tylko raz jeszcze i zaraz wyrzucił piekielnego znajomego z głowy, nie miał najmniejszej ochoty o nim myśleć. Ani, przynajmniej już teraz, rozmawiać.
- Wiedziałem, że to kwestia czasu, ale nie spodziewałem się, że podczas mojej wizyty spadnie grom. Zresztą, Lucyfer się postarał, żebym się dowiedział dziesięć sekund wcześniej, że mam zabierać się stamtąd zabierać w trybie pilnym – odpowiedział i wzruszył ramionami. – A jeszcze tylu rzeczy nie zdążyłem zabrać, aż łezka się w oku kręci. – Czy często? Nad tym pytaniem nawet nie musiał się długo zastanawiać, ba, odpowiedział prawie że od razu. – Owszem, często jestem na ziemi. W Piekle wieje nudą, a tutaj przynajmniej coś się dzieje. Jak teraz chociażby, spotkałem ciebie. Na dole nie miałbym takiej przyjemności.
Ha, jaki tam przysmak na Ziemi. Ten był iście piekielny. Nie dość, że pochodził z miasta grzechu i rozpusty, to na dodatek leżakował w samym sercu Piekła pod czujnym okiem demona. Ale fakt, że było to jedno z najlepszych istniejących gdzieś win, zdecydowanie wciąż należał do tych o sprawdzonym źródle i niewątpliwie był prawdziwy. Ciężko gdziekolwiek znaleźć coś takiego, jeśli już, to leżały w piwniczkach bogatych kolekcjonerów, a na pewno żaden z nich nie popełniłby takiej herezji, by je wypić. M, nawet nie wiedzieli, co tracili.
- Pf, tam na waszej górze też się można nieźle bawić –
mruknął. A kiedy Uriel usiadł obok niego, Belzebub na nowo wziął butelkę z trunkiem w dłoń i z niemal nabożną czcią odkorkował ją znowu i dolał wina do obu kieliszków, by zaraz znowu ją zapieczętować i odstawić z powrotem na skrzynię.
Zamrugał kilka razy i zmarszczył brwi.
- Czego byłoby szkoda? – spytał. Tak po prostu, bo był pewien, że całkowicie w tej chwili nie pojął tego, co anioł miał na myśli.
Powrót do góry Go down
Ariael
Archanioł
Ariael


Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu.
Liczba postów : 97
Join date : 04/04/2014

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptyCzw Kwi 17, 2014 7:56 pm

Gdyby tylko Uriel słyszał przemyślenia Belzebuba, pewnie spytałby od razu: czy powaga jest równoważna zgryzocie? To prawda, Ariael nie aprobował sarkazmu, cynizmu i tego typu urozmaiceń, ale wciąż potrafił się śmiać i nie odczuwał jakiejkolwiek goryczy. Żal za starymi czasami - owszem, aczkolwiek nigdy nie wyrywał sobie z jego powodu włosów i piórek. Co to, to nie.
Anioł spoglądał na demona z mieszaniną pogardy i współczucia dla jego nieokrzesania. Przypominał mu w tych swoich wybuchach śmiechu dziecko z wymalowanym na twarzy od ucha do ucha uśmiechem, cieszące się z byle powodu oraz trudne do uspokojenia. Co należało z takowym zrobić? Wedle zasad dobrego wychowania zignorować. Właśnie dlatego Uriel nie skomentował tych eksplozji wesołości, przyglądając się swoim idealnie równym paznokciom. Dopiero, gdy Belzebub się uspokoił, ten podniósł na niego wzrok i uśmiechnął kącikiem ust.
- Ale słoneczniki, w przeciwieństwie do róż, nie mają w sobie żadnej dostojności. W swej unikatowości i przelotnym pięknie są intrygujące. Dodatkowo często wykorzystuje się je jako antropopatyzm miłości. Są kłujące przy nierozważnym postępowaniu, lecz wciąż równie fascynujące. No i cieszą oko
Niebieskie tęczówki białowłosego zabłyszczały pod wpływem poświaty, której sprawcą było oświetlenie Big Bena. A może nie do końca? W końcu Ariael uwielbiał sztukę. Tego typu dywagacje i przemyślenia czasami pojawiały się w jego głowie, powodując nic innego, jak stan podobny do transu - przynajmniej wtedy, kiedy był sam. Bez żadnego towarzystwa. Teraz było inaczej. Nie mógł oddać się swojemu nastrojowi, zamiast tego zmuszono go bezczelnie do powrotu do rzeczywistości. Całe szczęście, że i ją można było określić mianem ciekawej, bo istotnie, chyba już by go tu nie było, gdyby trafił mu się wyjątkowo nudny diabełek.
- Lucyfer i troska o swoich podwładnych? To dopiero. - Westchnął, spoglądając w pusty kieliszek i kręcąc lekko głową. - Bóg zmienił swoje przymierze z ludźmi od tamtego czasu, więc nie masz co się martwić. Żaden ogrom nie trafi żadne z Twoich cichych kątów. Na razie.
Celowo zaakcentował ostatnią frazę, nie potrafiąc ukryć wpełzającego na wargi tajemniczego uśmiechu. Bóg zmienił swoje przymierze - te słowa były prawdą, jednak to on polecił Urielowi przywrócenie porządku na Ziemi. Ludzie dopuszczali się przez ostatnie lata czynów tak okrutnych, że sam Ariael nie wiedział, co będzie musiał uczynić, by im zapobiec. Dla dobra ogółu. Słysząc słowa strąconego, uniósł prawą brew. Założył tym samym nogę na nogę, co by było mu wygodniej. Jak na razie jego ciało potrzebowało ruchu co parę minut, ale już wkrótce miał nadzieję ten mus zniwelować. Kwestia przyzwyczajenia, jak to mówią.
- Piekło i nuda? Myślałem, że te dwa słowa idą ze sobą w parze. - Pokręcił delikatnie głową, marszcząc brwi i spoglądając nieprzeniknionym wzrokiem na swojego towarzysza. Jego słowa wywołały u niego coś na kształt... dekoncentracji. Przyjemność spotkania go? Zmrużył delikatnie powieki. - Czyli rozumiem jestem jednym z obiektów, które eliminują ospałość i nudę. Bardzo miło mi to słyszeć.
Czyżby to była nutka ironii? Urielu, przekroczyłeś samego siebie! Ledwo dosłyszalna, ale jednak wydostała się niekontrolowanie. Gdy archanioł zdał sobie z tego sprawę, odwrócił wzrok. Cóż. Miał nadzieję, że mężczyzna nie miał możliwości usłyszenia tego zabarwienia, które posiadały jego słowa.
Nie mógł ukryć swojego zauroczenia winem. Nigdy, co prawda, nie należał do jego koneserów, ale chcąc nie chcąc spróbował już wiele trunków, a to było jednym z najlepszych. Zaskakujące, że Belzebub postanowił poświęcić taką perełkę dla ich spotkania. Ale przecież jakże mógłby odmówić? Usta lwa Bożego uniosły się ku górze po raz kolejny.
- Dobrze bawić? Zależy, jakie znaczenie ma dla Ciebie ten zwrot, Belzebubie - stwierdził boski sługa, przysuwając kieliszek do szyjki naczynia z alkoholem, po czym upił solidny łyk. Specyficzne pieczenie, kiedy połykał trunek i rozkoszował się jego smakiem, było trudne do opisania. Oczywiście, w pozytywnym tego stwierdzenia znaczeniu. - Szkoda byłoby stracić to, co mam tam na górze. Nadal mam na myśli niby-nektar niby-deprawacji.
Wzruszył ramionami, spoglądając na ciemną noc widniejącą za lekko przezroczystą tarczą zegara. Gwiazdy migotały delikatnie, jakby na znak, że widzą. Widzą wszystko. "Oczy Boga", jak zwykł nazywać je Uriel. W dodatku były nie tylko dziełem Pana, ale i jego. Ni stąd, ni zowąd, zaczął nucić cicho "Sonatę Księżycową" Beethovena, ot tak, po prostu. Dawno nie miał okazji poćwiczyć swojego głosu w tym ciele, a właśnie to dzieło było pierwszym, które nasunęło mu się na myśl. - Znasz się trochę na astronomii?
Zapytał w międzyczasie, kończąc swoje ciche pomrukiwanie i skupiając tęczówki z powrotem na rozmówcy. Ponownie uniósł kieliszek do ust i zamoczył usta w nektarze, wzdychając cicho. Dobry.
Powrót do góry Go down
Belzebub
Pożeracz dusz
Belzebub


Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥
Liczba postów : 136
Join date : 14/06/2013

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptyPią Kwi 18, 2014 6:20 pm

Dziecko i dorosły. Czerń i biel. Powaga i absolutny jej brak. Anioł i demon.
Tak, kiedy tak stali naprzeciw siebie, prezentowali przeciwne bieguny. Idealny kontrast, do diabła. A Belzebub nie robił sobie niczego z tego pobłażliwego spojrzenia. Gdyby kiedykolwiek się tym przejmował, już dawno przestałby się zachowywać w taki sposób. Wyrobił w sobie perfekcyjną tarczę, od której odbijały się jakiekolwiek sugestie, które mówiłby o tym, że powinien zachowywać się nieco bardziej jak dorosły. Nigdy w życiu! Jeśli istniała gdzieś rzecz, która zniszczyłaby Władcę Much od środka, to byłby właśnie brak tego dziecinnego nieokrzesania. Musiał być niepoważny. Inaczej sobie nie wyobrażał samego siebie, nie było mowy.
Skinął powoli głową. No cóż, to akurat była racja – odnośnie róż. I demon się z tym – chcąc, nie chcąc – musiał zgodzić. Ale i tak zamierzał przy swoim się upierać, dokładnie tak jak zawsze. Wstrętny uparciuch. Och, na Boga, z nim naprawdę było jak z dzieckiem. Nie dość że nieokrzesany, to jeszcze uparty.
- Jako przeciwna strona barykady, by bronić teoretycznych przekonań mi podobnych, muszę przyznać, że romantyczność i ckliwe miłostki są przeżytkiem –
stwierdził beztrosko i znów zamachał nogami, uderzając obcasami skórzanych bucików w skrzynię. – Rzecz jasna, nie biorę tutaj pod uwagę własnego zdania.
Bo, jak wspomniane było wcześniej, po prostu się z tym zgadzał. Lecz w większym stopniu uważał różę za symbol człowieka. Piękna powłoka . I kolce, które miałyby być co cięższymi wadami. Piękne za młodu, kruszejące na starość i tracące swój niepowtarzalny urok i wdzięk. Łatwo było kochać róże, bo – właśnie zdaniem demona – były jak ludzie, lecz wiecznie milczące i spokojne. Zresztą… to bez znaczenia.
- Sądzę, że kierował się praktycznością. Wywiad Piekła znacznie by ucierpiał na mojej stracie. Zresztą, wszystko by na tym ucierpiało, przecież jestem tworem niemal doskonałym – oznajmił i znowu zaprzeczył tej skromności, którą to prezentował wcześniej. Zresztą, pod tym względem Belzebub potrafił być zmienny jak kobieta albo pogoda. Na jedno wychodzi w sumie. – I całe szczęście. Życie na Ziemi potrafi nieźle odstresować. Spróbuj kiedyś – odparł z uśmiechem. A chwile później zmarszczył na sekundę brwi, żeby znów się rozpromienić. – Ale daj wcześniej znać.
Zmiana przymierza, tak? Choć Belzebub nie dał po sobie tego poznać żadną miarą, to ta kwestia cholernie go zaciekawiła. Dlatego nie zamierzał jej poruszać, nie teraz. Lucyfer powinien wiedzieć o takich smaczkach, a takie nagłe i nachalne wypytywanie mogłoby doprowadzić tylko do tego, że Uriel nabrałby podejrzeń. A Władca Much zamierzał dowiedzieć się wszystkiego po trochu, powoli i bez zbędnego pośpiechu. Tak przy okazji, skoro się spotkali w takich a nie innych okolicznościach. A zdobywanie informacji nigdy nie kolidowało z przyjazną pogawędką w starej, zegarowej wieży. Ha, zwłaszcza przy tak wybornym winie.
- A jednak. Fakt, to miejsce pełne intryg i bezsensownych spisków, ale jak długo można się tym przejmować? Lepiej poszukać bardziej zajmującego zajęcia – westchnął ciężko i delikatnie zwilżył teraz wargi w winie, by móc zlizać z nich trunek i po prostu poczuć smak na języku. – Nie jesteś obiektem, tylko aniołkiem. Na dodatek ta rozmowa sprawia mi przyjemność, więc będę żywił nieskrywaną nadzieję, że powtórzy się w niedalekiej przyszłości.
Demon był wyczulony na każdą zmianę barwy czy tonacji głosu. Czasami po prostu to ignorował, lub udawał, że niczego nie dostrzegł, lecz ta umiejętność była po prostu niezbędna. Zwłaszcza w Piekle, gdzie spisek na własne życie można było dojrzeć na każdym kroku. I, co najważniejsze, gdzie nawet przyjaciele mogli okazywać się zdrajcami, którzy czekali na odpowiedni moment. Każde wahanie, każde drżenie czy inna intonacja mogły być ostrzeżeniem przed atakiem.
Belzebub zaśmiał się cicho i prowokująco uderzył swoim kieliszkiem w kieliszek Uriela. Znacznie dobrej zabawy było jedno: pozbyć się nudy, znaleźć świetną rozrywkę. Problem był taki, że każdy inaczej widział tę rozrywkę.
- To, na przykład – oznajmił, mając na myśli wino. – Piękne kobiety, przystojni mężczyźni, seks w wielkim mieście… albo małym, nieprzejmowanie się tym, co będzie później i spontaniczne zachowania… Te słowa mają wiele znaczeń, a ja wymieniłem tylko te najprzyjemniejsze – odparł z uśmiechem, a czerwone ślepia nieco mu się zamgliły, gdy wpatrywał się przed siebie z przekrzywioną głową. Lecz gdy spojrzał z powrotem na swojego kompana, znów wyglądał absolutnie normalnie. – Równie szkoda byłoby rezygnować z tego, co oferuje reszta. Nie sądzisz?
Wsłuchał się w nuconą melodię i mimowolnie powieki opadły mu do połowy. Odstawił swój kieliszek na bok i oparł się wygodniej o skrzynię za sobą, jednocześnie krzyżując ręce na piersi i nogi w kostkach. Sonata Księżycowa. Belzebub dawno ją słyszał, zwłaszcza na ziemi. Ludzie nie mieli teraz zbyt wielkiego szacunku do takiej muzyki, a nawet jeśli… to jej nie słuchali. A przecież te łagodne tony i dźwięki pianina… Ba, Belzebub po chwili nie słyszał już nucenia Uriela, tylko w jego głowie rozbrzmiała prawdziwa symfonia. Zamknął oczy i, w sumie zrobił to całkiem celowo i z premedytacją, osunął się w bok i oparł ramieniem o anioła. Chciał sprawdzić, co zrobi. Ot, tak po prostu.
- Yhym… jak na wszystkim – mruknął cicho tylko w odpowiedzi, nawet oczu nie otwierając.
Powrót do góry Go down
Ariael
Archanioł
Ariael


Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu.
Liczba postów : 97
Join date : 04/04/2014

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptyPią Kwi 18, 2014 10:14 pm

Przeżytek... tak? Oczy Uriela zmrużyły się, kiedy bacznie obserwował swojego towarzysza i wysłuchiwał jego kolejnych wypowiedzi. Blada dłoń samoistnie powędrowała pod podbródek, tworząc swoistego rodzaju podporę. Nie dało się ukryć, że mężczyzna miał rację, aczkolwiek anioł nie miał na myśli ckliwości czy romantyczności, a najzwyczajniejsze w swej niezwykłości uczucie, którym darzyło się ukochaną osobę. Bez zbędnych upiększeń.
- Bez miłości nie byłoby nic. Nie byłoby mnie, nie byłoby - paradoksalnie - Ciebie, nie byłoby też ludzi. Nazywanie jej przeżytkiem jest dość nieprzemyślane... Prawda? - Wargi Ariaela wykrzywiły się delikatnie ku górze, tworząc na jego twarzy trudny do zinterpretowania uśmiech. Zresztą, nie było to nowością. Na rozszyfrowanie mimiki i gestów mężczyzny traciło się wiele czasu, lecz to i tak nie wykluczało ich obecności - oczywista oczywistość. W końcu nawet w posągu można się dopatrzyć uczuć, czyż nie?
Z trudem powstrzymał się od parsknięcia śmiechem na stwierdzenie Belzebuba, jakoby był tworem doskonałym. No, być może wiele znaczył dla Piekła, ale żeby od razu zarzucać tak patetyczną samooceną? Białowłosy pokręcił nieznacznie głową, spoglądając na demona z mieszaniną rozbawienia i... ciepła? Sympatii? Tak czy inaczej, niezależnie od rzeczywistej odpowiedzi, przyglądał mu się z pozytywnym uczuciem.
- Tak, to chyba bardziej prawdopodobne. Nie wyobrażam sobie, by Lucyfer miałby obdarzyć troską kogokolwiek. Kiedyś bardziej, lecz teraz? Oczywiście wnioskuję tak tylko na podstawie spotkań, jakie odbyliśmy po Upadku. Ile ich było - jedno, może dwa? Tak czy inaczej, wizja trudna do wyobrażenia. - I tutaj wzruszenie ramion, świadczące o możliwie jak największej neutralności wobec tematu Lucyfera i wydarzeń z nim związanych po Upadku. Nie czuł do niego żadnego sentymentu, nie po tym, co uczynił. A byli jednymi z najlepszych przyjaciół za czasów Jedności Nieba, kto by pomyślał! - Dam znać, ale chyba podziękuję.
Odparł kurtuazyjnie, lecz z widocznym powątpiewaniem. Dotychczas nie odczuwał żadnej potrzeby przebywania na tym ziemskim padole, chyba że w celu rozkoszowania się naturą, której w Królestwie Niebieskim rzecz jasna nie było, a przynajmniej nie w takiej ilości. W dodatku nie sądził, by to się kiedykolwiek zmieniło. Ale czy kiedykolwiek można być pewnym czekającej nas przyszłości?
Przymierze. Cokolwiek rozumiał przez to Belzebub, anioł miał na myśli tylko to zawarte poprzez Jezusa. Nic poza tym.Na słowa swojego towarzysza, białowłosy cherubin uniósł palec do ust w klarownym geście zastanowienia. Po chwili opuścił go i spojrzał uważnie na rozmówcę. Tym razem żaden z białych pukli nie ograniczył jego pola widzenia.
- Chyba ty jeden tak uważasz. Co spotykam jakiegoś demona, próbuje zastawić na mnie pułapkę. Zresztą ty i tak jesteś jednym z nielicznych ewenementów, odstajesz od swoich braci zupełnie. Ciekawe, dlaczego? Może dlatego, że nie nosisz w sobie żadnej goryczy i chęci zemsty?
Jego słowa brzmiały, jakby mówił je jakiś wprawiony w obliczeniach naukowiec, a nie archanioł. No, w jego przypadku te dwa określenia absolutnie się nie wykluczały. Wciąż w charakterystycznym zastanowieniu uniósł kieliszek, po czym przystawił go do ust, kosztując kolejną dawkę tego wspaniałego trunku. Mimo to nie rozpływał się nad smakiem wina zbyt długo, gdyż jego uwagę przykuły następne słowa Belzebuba. Nagle znieruchomiał jak pod wpływem zaklęcia. Poruszył się dopiero po chwili, a na jego wargi wstąpił lekki uśmiech.
- Czyżby? - No tak. Uriel sam przed sobą nie przyznawał się, że i jemu ta rozmowa sprawiała przyjemność. Różnice i kontrasty, które w rozmowie przewijały się niemal bezustannie, czyniły ją nie lada ciekawą i zajmującą. W dodatku miał wrażenie, jakby wróciły stare czasy... Ale zaraz. Nie powinienem się pogrążać - pomyślał. Kiedy mężczyzna stuknął swoim kieliszkiem o jego, twarz Uriela nadal pozostawała niewzruszona. Dopiero jego słowa spowodowały, że wargi zadrżały nieco, cudem unikając ponownego wykrzywienia w uśmiechu. A niech to.
- Dosyć rozpustnie malują się Twoje marzenia - stwierdził, wyciągając przed siebie nogi. Czuł, jak po kolanach przebiega mu dreszcz odrętwienia, powodując ów specyficzne i niezbyt przyjemne uczucie. No tak. Co rusz zapominał o tym, że powinien co jakiś czas zmieniać pozycję, więc teraz zbierał tego plony. - Muszę Cię zmartwić. Niebo całkowicie zaspokaja moje potrzeby wiążące się z dobrami egzystencjalnymi. Bez dwóch zdań.
Czy tak było? Na tę chwilę tak, lecz po raz kolejny - trudno było przewidzieć przyszłość.
Nucił Sonatę niedługi czas, lecz już wtedy czuł, że demon osuwa się na niego bezwładnie. Początkowo na to nie reagował, lecz gdy pomrukiwanie umilkło, poruszył się niespokojnie, zupełnie nie wiedząc, co z tym fantem uczynić. Tym bardziej, że zupełnie go zaskoczono. W końcu jaki normalny dostojnik niebieski spodziewałby się, że demon lada chwila zacznie przysypiać na jego ramieniu? Uriel rzucił spojrzenie w kierunku ciemnowłosego, przegryzając delikatnie dolną wargę. Myśl, cholera, myśl.
- Więc może powinienem się zapytać - na czym się nie znasz? - zapytał, siląc się na neutralny ton, lecz cała sytuacja jawiła się co najmniej komicznie. Ariael wciąż siedział wyprostowany jak struna, tym bardziej, że na jego ramieniu spoczywał nie kto inny, jak Władca Much, natomiast ten... Wystarczyło na niego spojrzeć, by widzieć zmęczone dzienną bieganiną dziecko. Nic dodać, nic ująć. Pewnie dlatego Ariael się nie odsunął. P e w n i e. Zamiast tego odwrócił głowę i ponownie upił łyk nektaru, co by zatuszować skrępowanie. - No, już śpiący? Przecież dopiero zaczyna się Wasza, demonów, pora.
Powrót do góry Go down
Belzebub
Pożeracz dusz
Belzebub


Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥
Liczba postów : 136
Join date : 14/06/2013

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptyPią Kwi 18, 2014 11:07 pm

Demon parsknął i przewrócił oczami, bardzo ostentacyjnie zresztą, żeby Uriel zobaczył, co o tym wszystkim sądzi Władca Much. I o tym, co on sam powiedział, i o tym, co powiedział anioł. Nigdy nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak wiele istot sądzi, że słowa zawsze idą w parze razem z prawdziwymi przekonaniami. A przecież tak wcale nie musiało być. Ot, działania mówiły prawdę. Przeważnie.
- Nieprzemyślane jest posądzanie mnie o takie myślenie - mruknął i pokręcił głową. - Chciałem się pobawić w oficjalnego delegata z Piekła, a on pewnie powiedziałby coś takiego. Moje zdanie jest inne. Inne niż twoje, inne niż jego - dodał, nie zagłębiając się w zbędne szczegóły. Ot, po prostu nie miał ochoty ujawniać tego, jak do sprawy podchodzi. Zwłaszcza że informacje takiego gatunku byłyby bardzo łatwe do wykorzystania w przyszłości, a przynajmniej Belzebub widział już tysiące ich zastosowań. Ale jego mózg nadawał na tych falach, które starały się podchodzić do słów z należytą ostrożnością i czcią. Do tych prawdziwych, rzecz jasna, nikt nie mówi o tych wszystkich głupotach, które zazwyczaj opuszczały jego usta ku uciesze tłumu.
- Strąceni nie przepadają za spotkaniami z Aniołami i vice versa. Traumatyczne wspomnienia i tak dalej - przytaknął i na chwilę zamarł. Zagapił się przed siebie w zamyśleniu, ale otrząsnął się z tego chwilę później i klasnął w dłonie. - Naprawdę cholernie się cieszę, że niczego nie pamiętam, dzięki temu nie mam hamulców! - Nie zagłębiał się w temat Lucyfera. Nie chciał za bardzo, bo to nie byłoby korzystne. Jedyną rzeczą, którą mogłaby przynieść taka dyskusja, były kłopoty. I wizyta na dywaniku u Władcy Piekieł, bo jakim prawem rozmawiał o nim z jakimś aniołkiem. Gra była niewarta świeczki. - Kto wie, może kiedyś się jednak skusisz?
Wielu aniołów - przynajmniej według informacji Belzebuba - mieszkało na Ziemi. Wcale im się nie dziwił. Ziemia miała w sobie coś, co całkowicie zmieniało, nawet na chwilę. Każda istota, czy z Nieba czy z Piekła, stawała się po pewnym czasie bardziej ludzka. To było cholernie niesamowite, a Władca Much nie potrafił wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. A chciałby.
Uniósł brwi w teatralnym geście, który miał zaprezentować jego niebywałe zdziwienie, lecz zaraz wzruszył ramionami. Tutaj leżał pies pogrzebany, zdecydowanie.
- Doookładnie. Nie noszę żadnego żalu w sobie. Nie pamiętam Nieba, więc nie jestem skazany na nienawiść do aniołów, że ośmielili się tam zostać, mimo że ja spadłem. Poza tym... wciąż jestem tylko demonem. Zbieram dusze do butelek, zabijam bez mrugnięcia okiem. Naprawdę uważasz, że różnię się od moich "braci", jak nazywasz większość tego ścierwa? A może to dla mnie kolejna zabawa, może to gra i kolejny zwód? Skąd wiesz, Urielu, hm? - zapytał z uśmiechem. Wciąż z ciekawości, co na to odpowie Lew Boży. Bo przecież to mogło być całkowitą prawdą, a nie tylko częściową. Naprawdę mógł być wyprutą z jakichkolwiek wartości kanalią, dla której liczyła się tylko służba u Lucyfera, a nie jego własne interesy, komfort i pozorne bezpieczeństwo. Byli tacy, przecież można było spotkać ich w każdym zakamarku Piekła. Gotowi oddać za Władcę Życie, fanatycznie w niego wpatrzonych... zupełnie jak jego dworzanie przed Upadkiem. Poszliby za nim nawet w otchłań i nicość.
- Tak. A tobie nie? -
spytał po prostu. Prostolinijnie i bezpośrednio, jak prawdziwe dziecko, które nigdy nie wie, kiedy należy się w końcu pohamować i przestać. Choć teraz i tak nie pokazywał nawet namiastki tej swojej bezpośredniości, przed którą ludzie i nie-ludzie powinni drżeć.
Belzebub uśmiechnął się z zadowoleniem. Ha, jak dobrze, że nie wchodził w szczegóły tych "marzeń", bo od tych wszystkich zboczeń i dziwacznych rzeczy można by pewnie ściągnąć w dół niejednego anioła, nawet takiego o sile woli i wierze Uriela.
- Bo rozpusta JEST przyjemna. I to żadne marzenia, skoro mogę je mieć w każdej chwili -
mruknął z namiastkami złości. - Chciałbym czasami musieć się wysilić, żeby coś dostać. Gdy wszystko jest na wyciągnięcie ręki, świat jest nudny. I co to za życie bez tej całej rozpusty, do diabła? Zero smaku. Całkowite przeciwieństwo wybornego wina.
Ani myślał się podnosić teraz, czy cokolwiek robić. Zwłaszcza że Uriel zareagował tak, jak demon się spodziewał - zrobił jedno, wielkie nic. Tylko dalej siedział sztywno wyprostowany, zupełnie jak w kościele na kazaniu. Zapewne gdyby to była inna niebiańska istota, zaraz zaczęłaby się otrzepywać ze wstrętem. Cierpliwość godna pozazdroszczenia.
Powoli wzruszył ramionami, wciąż z zamkniętymi oczami i wciąż, idąc w zaparte, opierając się o anioła. Ba, na przekór naparł na niego nawet mocniej. W końcu, jakby nie patrzeć, był diabłem i demonem, a oni to mają złośliwość we krwi.
- Na Niebie - odpowiedział cicho. Nie miał na myśli, rzecz jasna, tej wcześnie wspomnianej astronomii. Nie znał się ani trochę na Bożym Królestwie. Nie znał go, bo nikt nie chciał za bardzo o nim mówić, a Belzebub wolał nie rozpytywać zbyt bardzo, bo przecież to wyglądałoby podejrzanie, gdyby demon jego rangi nagle zaczął panicznie poszukiwać informacji o siedzibie Boga i aniołów. - Jestem przecież ewenementem wśród swoich. I jestem zmęczony. I bo tak, no do diabła, kto mi zabroni? - prychnął i otworzył nawet ślepia, by zerknąć z wielką urazą i jeszcze większym wyrzutem na Uriela.
Powrót do góry Go down
Ariael
Archanioł
Ariael


Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu.
Liczba postów : 97
Join date : 04/04/2014

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptySob Kwi 19, 2014 12:07 am

Ach. Więc to tak. Brwi Uriela uniosły się ku górze, tworząc na czole delikatny mars.
- Ale nadal obstajesz przy Słonecznikach. To jedyna i niezmienna prawda, zgadza się? - zapytał retorycznie, przyglądając się stworzonemu z kryształu kieliszkowi i z dokładnością badacza studiując jego idealnie gładką powierzchnię. W końcu, uznawszy, iż nie ma w nim już nic ciekawego, odstawił go na bok i spojrzał z powrotem na Belzebuba. - Pewnie tak, ale kto zaraz każe przeciwko nam spiskować? Rany boskie, to przecież idiotyczne.
Anioł westchnął cicho. Istotnie, tak uważał. Pojawienie się anioła w obecności demona albo było uzasadnione i zapieczętowane bezpośrednią walką, albo przypadkowe. Zdarzało się również, że słudzy boży chcieli jakąś rzecz wynegocjować (bądź odwrotnie), lecz raczej nie można określić ich częstotliwości wysoką. - Hamulców? Co masz konkretniej na myśli?
Zapytał, skupiając swoje źrenice na twarzy rozmówcy. Jego twarz wyrażała pewne niezrozumienie. Nie wiedział do końca, co demon chciał przez swoje słowa przekazać, dlatego trudno było mu w tej chwili odpowiedzieć. No cóż.
- Raczej nie sądzę - odparł jedynie na jego następne słowa, swoje podsumowując lekkim półuśmiechem. Chociaż miał styczność z ludźmi nie raz, nie przebywał na Ziemi dłużej, niż to konieczne. Zamiast tego obserwował ją z dogodnego miejsca, oceniając rzeczywistość czysto obiektywnie. No, pomijając rzeczy, które Lew Boży kochał, jak chociażby muzykę czy sztukę. Do tych pałał niestrudzoną fascynacją i uwielbieniem, toteż jego zdanie było w większości subiektywne.
Słowa Belzebuba padały jedno po drugim, wprawiając anioła w zamyślenie. Przez chwilę jego wzrok zdawał się jakby nieobecny. Trwało to około dwóch minut, podczas których białowłosy trwał w bezruchu niczym stojący od wielu lat nieprzerwanie posąg. Kiedy w końcu się ożywił, już patrzył na demona z nieprzeniknionym cieniem, który tlił się gdzieś w głębi jego jasnoniebieskich tęczówek.
- To ty powinieneś sobie odpowiedzieć. Widzisz, być może jestem naiwny w swoim przekonaniu, że nie mogłeś zmienić się aż do tego stopnia. Pamiętam Cię. Szanujesz swoich przeciwników, jeśli są na równym poziomie intelektualnym, duchowym i siłowym co Ty. Czyż nie mam racji? - Albinos odchylił się nieco bardziej do tyłu, unosząc podbródek i wpatrując się w wysokie sklepienia pomieszczenia, w którym znajdował się razem z demonem o kruczoczarnych włosach. - Poza tym, sam mówiłeś, że masz dość spisków. Rozmowa ze mną sprawia Ci przyjemność. Poczęstowałeś mnie winem, które mógłbyś zachować na lepszą okazję. I po co to wszystko? Po to, by po chwili stwierdzić, że teraz czas na pobawienie się w Ponurego Żniwiarza? Mógłbyś chcieć ode mnie informacji, ale jednocześnie wiesz, że nie jestem głupi. Nie podałbym Ci nic, co w dużej mierze mogłoby zdradzić zamiary Pana.
Tymi słowy archanioł skończył swój wywód, spoglądając demonowi prosto w oczy. Nie dało się zauważyć tego uśmiechu mówiącego "i co teraz zamierzasz odpowiedzieć?", który zawitał na pełnych wargach skrzydlatego stworzenia. I tym sposobem nawet nie pokwapił się, by odpowiedzieć na zadane później pytanie, mimo że odpowiedź na nie w gruncie rzeczy malowała się na jego twarzy. To od Belzebuba zależało, czy je należycie rozczyta, czy też nie.
Rozpusta... Cóż za dziwne słowo o nieokreślonym dla anioła znaczeniu. Nigdy jej nie zaznał i nie miał zamiaru, choć znał aniołów, którzy jej ulegli i lada chwila dołączyli do szeregu strąconych. Spaść było łatwo. Gorzej z powrotem, który graniczył z niemożliwością.
- Nie zaznałeś innego życia - mruknął jedynie, prosto i zarazem treściwie. I tu właśnie znajdował się czuły punkt demona. Nie dało się ukryć, że prawda przedstawiona przez Uriela była bardziej niż trafna. Mężczyzna teoretycznie zaznał życia zgodnego z zasadami boskimi, ale nic z nich nie pamiętał. Jak można oceniać życie bez rozpusty, nie znając go choćby w namiastce? Anioł spojrzał na swoje uda, szczupłe, lecz umięśnione, na których spoczywały nieskazitelnie białe dłonie. Czuł, że demon powoli nadwyręża jego cierpliwość i wyrozumiałość, lecz w dalszym ciągu nie zrobił nic. Jedynie przesunął się o tyle, by ciemnowłosy poczuł jego kości, niźli miękką skórę. Na twarzy anioła pojawił się lekki, nieco łobuzerski uśmiech. Kiedy doszły jego uszu słowa Belzebuba, ten oparł się swobodnie o ścianę, spoglądając na czarną niczym smoła noc. A jego twarz? Emanowała czymś w rodzaju skupienia i stoickiego spokoju, które były tak nieludzkie, że nie dało się ich ubrać w słowa.
- Rzeczywiście. Nawet sobie nie zdajesz sprawy, jak mało wiesz. - Jego prychnięcie skutecznie odstręczyło go od wpatrywania się w jeden punkt i zwróciło jego tęczówki na towarzysza. - I zamierzasz tak leżeć na mnie jak na jednym ze swoich najlepszych łóżek, rozumiem? A co, jeśli nagle zmienię zdanie i wykorzystam Twoją słabość, kiedy będziesz wtulony w objęcia Morfeusza?
Kąciki warg cherubina zadrżały, zaraz unosząc się ku górze. Wciąż spoglądał na czarnowłosego demona. Skoro on zamierzał się bawić i grać, Uriel chętnie przejmie te nawyki. W końcu teatr to teatr.
"Cały świat to scena,
A ludzie na nim to tylko aktorzy.
Każdy z nich wchodzi na scenę i znika,
A kiedy na niej jest, gra różne role."

Jak mawiał Szekspir, ulubiony pisarz archanioła. Cóż za trafność.
Powrót do góry Go down
Belzebub
Pożeracz dusz
Belzebub


Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥
Liczba postów : 136
Join date : 14/06/2013

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptySob Kwi 19, 2014 7:44 pm

Pokiwał głową, bardzo zadowolony, że anioł zrozumiał i nie dopytywał się szczegółów. Przynajmniej... za bardzo.
- Dokładnie tak, mój kochany Urielu, dokładnie tak -
odparł z tak głębokim przekonaniem, że mogłoby uchodzić za prawdziwe, gdyby nie ten szyderczy uśmieszek, który pojawił się na twarzy demona wraz z wypowiedzianymi słowami. Również zapatrzył się na kieliszek w dłoni skrzydlatego i śledził jego drogę, dopóki kryształowy spód nie został ustawiony na stabilniejszej powierzchni. Wtedy przeniósł wzrok z powrotem na albinosa. - Okoliczności. Odmienne przekonania, przeciwne strony barykady, dobro i zło... powinniśmy walczyć, bo ktoś zaplanował wcześniej, że czerń i biel zawsze są przeciwko sobie.
Przymknął oczy i spojrzał uważniena swoje dłonie. Jasne, nieskazitelne - jakby nigdy nie zostały kalane ani pracą, ani krwią. Niczyją. Był idealną personifikacją tego, jak powinno wyglądać prawdziwe zło. Cały w czerni, z płonącymi szkarłatem oczami, ale wciąż niepozorny, ba, uprzejmy i zachęcający. A Uriel? Cały promieniał bielą. A w niebiańskich oczach można było z łatwością dostrzec niezgłębiony chłód nieba. Dumny i dostjony anioł - bo dobro z natury były znacznie trudniejsze niż zło. Czasami ciężej było podejmować słuszne i moralne decyzje, zło było przecież przystępniejsze. Jak Belzebub.
- Wszystko i nic -
odparł z uśmiechem, ani myśląc, by zagłębiać się w ten temat. Nie zamierzał odpowiadać dogłębniej, tylko sprytnie zmienić temat. To przecież byłoby znacznie łatwiejsze!
Demon westchnął z ubolewaniem i niby to bezradnie rozłożył ręce, zupełnie jakby serdecznie żałował decyzji Ariaela. Rzecz jasna, i to było grą, tak jak większa część zachowań Władcy Much. Ba, prawie wszystkich w sumie. W końcu ktoś taki jak on nie pozwalał sobie na takie rarytasy, jak bycie tylko i wyłącznie sobą.
- Niemniej jeśli kiedyś się namyślisz, to z chęcią pokażę ci co ciekawsze miejsca -
oznajmił i mrugnął lewym okiem, co pewnie miało mówić "To jasne, że pokażę ci najlepsze kasyna i burdele, jakie istnieją!" lub jeszcze coś gorszego, znając tendencje demona.
Roześmiał się. Naprawdę chciał zachować swoją śmiertelną powagę, ale nie umiał! Całkowicie zepsuł efekt swoich poprzednich słów, które przecież miały brzmieć niepokojąco. Czyli jednak się nie zmienił, anioł znał go wówczas naprawdę dobrze. Trafił tak celnie, że lepiej chyba by się nie dało. Mógłby jedynie dorzucić fakt, że Belzebub nie przepadał za walką i uważał ją za niepotrzebny wysiłek. Chyba że była wybitnie konieczna i nie dało się z niej wybrnąć żadnymi słówkami ani pójść na kompromis.
- Skłamałbym, gdybym zaprzeczył - przyznał otwarcie, wciąż z rozbawionym uśmiechem. Z nieskrywanym zafascynowaniem spoglądał na anioła wpatrzonego w sufit. - Tu mnie masz. Choć ubolewam nad faktem, że wątpisz w moje umiejętności aktorskie. Choć pewnie nie użyłbym tego wina. Byłoby mi go szkoda na byle kogo - dodał tak lekkim tonem, że mógłby dzięki niemu się wznosić.
Tak, to prawda - nie znał innego życia. Od zawsze otaczały go istoty cyniczne i rozgoryczone, których moralność sięgała dna. Przyzwyczaił się do tego i sam wpasował w rytm życia na ziemiach Lucyfera, to nie było trudne. Wystarczyło wyzbyć się zasad moralnych i już, z łatwością przychodziło wszystko. A później zaczęły się nowe czasy, gdy władza w Piekle została całkowicie zatwierdzona. Ale i tak ta rozpusta wciąż trwała, żadnych hamulców czy znaków "STOP". Na dodatek wszystko było na wyciągnięcie ręki! Przecież każdy z czasem chciałby odmiany i właśnie dlatego Belzebub stawiał sobie, czasami, ultimatum, lub rzeczy niemal niemożliwe do zdobycia. Takie, którym musiałby poświęcić niebagatelną ilość czasu, nad którą musiałby myśleć i długo rozważać kolejne kroki.
- Ty też - odparował z zawadiackim uśmieszkiem. To działało w obie strony. Żaden z nich nie wiedział tak na dobrą sprawę, jak jest po drugiej strony muru. I żadnemu z nich chyba nie uśmiechało się pokonanie przeszkody, choć to pewnie wychodziło im na dobre. Nie licząc tego, że Belzebub niemal nie miał szans na powrót. Było o wiele zbyt późno.
Wzruszył delikatnie ramionami i mocniej zacisnął powieki, jednocześnie marszcząc brwi, by powstała między nimi zmarszczka. Wiedział, że nie wiedział - jakkolwiek by to nie brzmiało. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak nikła jest jego wiedza w tej dziedzinie.
- Nie muszę wiedzieć - parsknął. Zaśmiał się cicho. Jak na łóżku? - Po pierwsze, jeszcze na tobie nie leżę. A po drugie, jestem pewien, że nie, bo atakowanie śpiącego przeciwnika jest niehonorowe - stwierdził spokojnie. I chwilę później zjechał w dół, ocierając się częściowo o tors Uriela. Przewrócił się na plecy i ułożył głowę na jego udach, znów uparcie zamykając oczy. Przypadkiem strącił kieliszek, lecz nie przejął się kryształowymi odłamkami skąpanymi w winie, które rozsypały się na podłodze.
Powrót do góry Go down
Ariael
Archanioł
Ariael


Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu.
Liczba postów : 97
Join date : 04/04/2014

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptySob Kwi 19, 2014 9:59 pm

Skinął jedynie głową, w ogóle nie zważając na szyderczy uśmiech Belzebuba, który mimo wszystko nie umknął jego spojrzeniu. Nie odezwał się już ani słowem - nie widział potrzeby kontynuacji tak błahego tematu, który zresztą uznał za zakończony.
- Czyli rozumiem spisek jest tylko manifestacją swoich przekonań? I walką z cudzymi? - Uriel uśmiechnął się z wyraźną drwiną, ponownie zakładając nogę na nogę. - Dla mnie to w dalszym ciągu idiotyczne. Fakt faktem, czerń i biel, wieczni wrogowie i przeciwieństwa. Ale spójrz. Siedzimy i pijemy razem nektar z Sodomy i Gomory, jeden z lepszych, jaki widziała Ziemia. Bez użycia broni, tuż obok siebie, a jednak wciąż różni. I tylko spróbuj mi powiedzieć, że nie jesteśmy ewenementami wśród swoich.
Anioł westchnął cicho, spoglądając na swojego towarzysza i obserwując go z cieniem zaciekawienia w oczach. Wysłuchał jego słów, by następnie stwierdzić, że nic to nie wniosło do jego wiadomości, nie mniej uśmiechnął się lekko i wpatrzył ponownie przed siebie.
- Twoja odpowiedź ma naprawdę szeroki zakres, zdajesz sobie z tego sprawę? - stwierdził jedynie z nutką rozbawienia, podwijając rękawy koszuli. Nektar rozgrzewał jego ciało, sprawiając, że ciepło doskwierało mu w mniejszym lub większym stopniu. Uznał to za efekt przejściowy, normalny i całkiem przyjemny. Co do rozpusty natomiast, naprawdę nie uważał, by zmiana zdania miała kiedyś w jego przypadku miejsce. W swoich poglądach był niezwykle wytrwały i nie wahał się ani chwili przy podejmowaniu decyzji, które wymagały wykorzystania własnych zasad moralnych. A samo zaproszenie? Potraktował zwyczajnie jako propozycję ponownego spotkania. W końcu demon nie oczekiwał chyba, że przystanąłby na coś takiego. - Zobaczymy.
Śmiech Belzebuba w ogóle go nie zaskoczył, ba, był jedynie potwierdzeniem wniosków, które Uriel wyciągał z obserwacji zachowania swego rozmówcy. "Obiekt wykazuje ponadprzeciętną radość i śmieje się w krótkich odstępach czasowych (uwaga - ryzyko uduszenia)" - tak brzmiałaby czysto naukowa analiza, która zresztą całkiem nieźle opisywała stan, w którym znajdował się czarnowłosy. Co do jego słów z kolei, doskonale zdawał sobie sprawę, że miał rację w kwestii postrzegania walk i konfrontacji przez demona, a przynajmniej w znacznym stopniu, jeśli nie całkowitym. Przeżyli ze sobą wystarczająco dużo czasu, doświadczając różnorodnych sytuacji, by zachowanie mężczyzny nie było dla niego zbyt wielką zagadką. A mimo to potrafił go zaskoczyć. Rzęsy albinosa, dzięki zmrużeniu powiek, niemal zlały się z bladymi policzkami, a na wargach wciąż błądził ten sam uśmiech.
- Widzisz, jednak trochę Cię znam. Nie mniej dziękuję za komplement, o ile Twoje ostatnie słowa można by pod niego podpiąć. - Tymi słowy ponownie otworzył powieki, stając twarzą w twarz z monumentalnym wnętrzem Big Bena. Ucieszyło go, że mężczyzna traktował go jako kogoś wartego rozmowy, choć z drugiej strony zastanawiał się, na ile mógł yo potraktować jako prawdę z ust - jakby nie patrzeć - diabła, który wykazywał dosyć spore intencje do małych kłamstewek. Kontratak, który padł z jego ust, zaskoczył Ariaela. Nie spodziewał się, że właśnie to usłyszy, ale tym razem i on nie mógł zaprzeczyć. Uśmiechnął się za to szerzej i skinął głową, spoglądając ze spokojem na czerwonookiego.
- Tak, nie da się ukryć - odparł jedynie, wciąż równając się z nim wzrokiem. Lecz czy miał ochotę poznać tamtą stronę? Nie mógł ukryć, że chciał poznać odczucia towarzyszące istotom upadłym i ich postrzeganiu rzeczywistości, ale czy na własnej skórze? Tylko głupiec by potaknął, słysząc pytanie na dany temat. Jak już wspominał, miał zbyt wiele do stracenia, zresztą był za Bogiem całą swoją duszą i ciałem. Nie mógłby go zdradzić w żaden sposób. - Lecz czy jest to wadą w moim przypadku?
"Nie muszę wiedzieć" - odrzekł Belzebub. I oczywiście, nie musiał, ale w dalszym ciągu był to jego słaby punkt, który sprawiał, że czuł się zbity z tropu, słysząc fakty o sobie z ust kogoś, kogo za czasów sprzed Upadkiem w ogóle nie pamiętał. Przynajmniej tak przypuszczał Sarim. Tak to było w przypadku tej dwójki. Ich relacja nie była dla Uriela tajemnicą, lecz demon nie wiedział o niej nic. Sam był ciekaw, co musiał czuć w momentach, kiedy jest się świadomym, jak wiele niektórzy mogą o Tobie wiedzieć.
- To by było bardzo niehonorowe - powiedział demon do anioła, grożąc palcem. - Wargi Uriela ułożyły się w tajemniczym, ale i szelmowskim uśmiechu. Oczywiście, dodał do swoich słów także mimikę i gesty, które były niczym innym, jak jego własną reżyserią. Zaśmiał się cicho. Zaczynał czuć rozluźnienie, którego nie doświadczył już dawno, bynajmniej nie w obecności swoich Braci, z którymi nie czuł zbytniego powiązania. Był indywidualistą. Zmrużył delikatnie powieki, spoglądając na demona. Dlaczego? Chyba wiedział. Zresztą nawet jeśli mu to specjalnie nie przeszkadzało, to położenie się na udach demona było dla niego co najmniej nieoczekiwane i... Dziwne. Usłyszał trzask tłuczącego się szkła, które upadło na ziemię tuż obok jego nóg. Archanioł syknął cicho, po czym spojrzał z dezaprobatą na Belzebuba. Jego brwi ściągnęły się w nieprzychylnym grymasie. - Jestem pieprzonym cherubinem, nie Twoim legowiskiem. I mógłbyś uważać, co wyprawiasz z tymi rękoma.
Mruknął z nutką irytacji, ale nadal stosunkowo spokojnie. Pewnie nie jeden anioł straciłby do Władcy Much cierpliwość. Ale on? Cóż... Nadal wiele brakowało do ostatecznego wybuchu, ale nie potrafił już powstrzymać pewnego zdenerwowania, ot co. I nadal go nie strącił, choć poruszył nerwowo nogami. Brawo, Urielu.
Powrót do góry Go down
Belzebub
Pożeracz dusz
Belzebub


Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥
Liczba postów : 136
Join date : 14/06/2013

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptyNie Kwi 20, 2014 11:57 pm

- No pewnie. To metoda kija. Jeśli ktoś nie chce zarazić się twoimi przekonaniami, to trzeba zdzielić go porządnie i przekonać siłą do swoich racji - oznajmił z niezachwianą pewnością siebie, prawie tak, jakby to były jego własne przekonania, a nie bzdurne słówka zasłyszane u szmatławych demonów w dolnych kręgach. - Pieprzeni pacyfiści, co? - zaśmiał się cicho i pokręcił powoli głową. - Rzadko kiedy wdaję się w bójki. Przecież wtedy można paznokcie połamać! - otrząsnął się z bardzo widocznie udawanym wstrętem i każdy wyłapałby nutę fałszu w tym rozhisteryzowanym tonie. Skoro już pozwalał sobie na takie rarytasy, jak granie samego siebie, to mógł zaniżyć swoje zwykłe zdolności aktorskie dla uzyskania lepszego efektu.
Wyszczerzył idealnie proste i białe zęby w szerokim uśmiechu.
- Wiem. Bo to może mieć wielkie znaczenie i żadne, nie ma po co drążyć.

Analizowanie zachowania Belzebuba z perspektywy naukowej mijało się z celem. Zaraz stwierdzono by choroby psychiczne włącznie z mnogością jaźni i zaawansowaną schizofrenią. Przecież jego zachowania i nastrój zmieniały się jak w kalejdoskopie, pozornie jego psychika nie miała prawa być stabilna. No cóż, ale jakimś cudem była i większość tych zachowań była "na pokaz". Wszystko robione pod publikę, żeby publiczność mogła podziwiać taką gwiazdkę. Dokładnie tak, z Belzebuba byłaby całkiem dobra celebrytka i diva.
Na demona alkohol nie działał jakoś szczególnie - w końcu był kimś, komu alkohol jest nieobcy i w chwili obecnej musiał naprawdę wlać w siebie sporo, aby poczuć efekty upojenia. Takie zwyczajne kosztowanie wina sprawiało, że jedynie nabierał chęci na więcej. Wzruszył ramionami - przyzwyczaił się do myśli, że osoby, których teoretycznie niemalże nie zna, wiedzą o nim tak wiele. I mogli to wykorzystać, do diabła.
- Przecież nigdy temu nie przeczyłem, chociaż fakt, że wiesz o mnie więcej niż ja o tobie nieco mnie niepokoi. Nie jestem przyzwyczajony do bycia tym niedoinformowanym -
westchnął ciężko pod koniec z prawdziwym ubolewaniem nad takim stanem rzeczy. Kto to widział, żeby po świecie chodziła osoba, która potrafi znaleźć informacje na dowolny temat... nie licząc siebie samego.
Czy to było wadą? Belzebub przyjrzał się uważnie aniołowi. Nawet nie potrafił sobie wyobrazić, aby ktoś z tak nieskazitelnie białą aparycją wylądował w Piekle. Nie, to się kłóciło i to jedynie pod względem wyglądu, bo gdyby miał rozpatrywać tę sprawę z uwagą na charakter Ariaela... ha, absolutnie nie i nigdy.
- Teoretycznie nie. Ale wciąż jesteś we wrogim obozie.

Roześmiał się i, jakby na potwierdzenie słów białowłosego, podniósł do góry jedną dłoń i pogroził mu palcem. Ale i tak był przekonany, że w razie jakiegoś nagłego przypadku zostałby obudzony przez aniołka, a dopiero później mieliby stoczyć śliczną walkę - niemniej tę ewentualność już dawno odrzucił. Gdyby tego nie zrobił, to na pewno nie wyciągnąłby ze swojej drogocennej piwniczki tak wartościowego wina, jak to. Zwłaszcza że zostało zaledwie kilka butelek tego nektaru.
- Spróbujesz mi teraz wmówić, że zarżnąłbyś mnie w czasie snu? - zapytał z teatralnym zdziwieniem. Miło, że Uriel zechciał pograć razem z nim na scenie. Nawet jeśli nie było zbyt licznej publiczności, bo Władca Much nie łudził się, że nikt nie jest zainteresowany takim niezwykłym spotkaniem. I - o nie - nie było to wynikiem pychy, tylko realizmu. Przecież on sam miał wielu wrogów. Wprawdzie nie wiedział, jak sprawa ma się z jego towarzyszem, to i tak obstawiał, że on sam również posiada całkiem pokaźny szereg nieprzyjaciół, którzy byliby żywo zainteresowani jego konszachtami z diabłem, khem. Zakładając, że jakiekolwiek się pojawiały.
Nie zwrócił uwagi na kieliszek - bo po co? - ani nawet na to rozlane wino. Karafka z resztą trunku wciąż była cała, a na dodatek w jego piwnicy w serduszku Piekła leżało jeszcze kilka takich butelek, na specjalne okazje. A czy istnieje jakaś lepsza od spotkania po latach zprzyjacielem? Nawet jeśli się tejprzyjaźni ani trochę nie pamięta?
- Nie wnikam, czy pieprzonym czy nie -
odpowiedział, udając powagę, lecz kąciki ust mimowolnie powędrowały mu do góry i nie był w stanie zgasić rozbawienia do końca. - To tylko kieliszek, a ty się nie złość, bo złość piękności szkodzi, przepiórko.
Stwierdził na koniec, nazywając Uriela tak, jak uwielbiał nazywać anioły i ani trochę nie przejmując się jego irytacją. Bo co? Przecież to był Belzebub, jemu nic nie było straszne! Prócz mórz. Przecież przepiórki pasowaly do nich idealnie!
Powrót do góry Go down
Ariael
Archanioł
Ariael


Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu.
Liczba postów : 97
Join date : 04/04/2014

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptyPon Kwi 21, 2014 6:02 pm

Uriel wysłuchał słów Belzebuba z pewną dozą pobłażliwego rozbawienia. Czy mu uwierzył? Oczywiście, że nie. Po tym, co usłyszał i wywnioskował, trudno mu było dojrzeć w tym stwierdzeniu choćby ździebła prawdy - nawet jeśli tylko oczami anioła.
- Nie uważasz tak - mruknął, mrużąc powieki i przyglądając się diabłu z uwagą. Zaraz jednak poważna mina przemieniła się w zupełnie rozluźnioną. Na ustach anioła pojawił się szeroki uśmiech, zwiastun wesołości. - Nie wiedziałem, że jesteś aż tak pedantyczny. W ogóle nie podejrzewałem, że taka cecha może charakteryzować jakiegokolwiek demona, ale, cóż...
Tutaj rzucił wymownym spojrzeniem na ubiór Władcy Much, który wyglądał, jakby został żywcem wyjęty z reklamy odzieży męskiej albo wystawy sklepowej. Oczywiście, sam Ariael nie pomyślał o tym w ten sposób, jako że w ogóle nie orientował się w podobnych tematach, lecz odczucie nadal pozostawało takie samo. - Jak mogłem wcześniej tego nie zauważyć?
Wciąż nie spuszczał wzroku ze swojego rozmówcy, gdy twarz czarnowłosego rozjaśnił szeroki uśmiech. Widział go już sporo razy, ale... Nie mógł się powstrzymać przed jego odwzajemnieniem. Ten uśmiech miał coś w sobie zaraźliwego, coś, przez co i jemu wręcz cisnął się na usta. I, tak na dobrą sprawę, nie zamierzał z tym walczyć.
- Cóż za konkluzja - skomentował, pozwalając jego ustom wykrzywić się w lekkim uśmiechu. Szczerze mówiąc domyślał się, iż większość przedstawianych zachowań czy odruchów była przez Belzebuba sfałszowana, aczkolwiek nie potrafił odgadnąć prawidłowego powodu, których w jego głowie było mnóstwo. Próbował zataić swoją prawidłową osobowość? Podroczyć się z archaniołem? Czy może zwieść? Westchnął cicho, przenosząc wzrok na wypastowane angielki, których różnorodne modele za każdym razem plasowały się na jego stopach. Od kiedy pierwszy raz zawitał do Londynu i dojrzał ich w jednym ze sklepów, spodobały mu się. A jak wiadomo, jego gusta zmieniały się dosyć opornie, a właściwie - wcale.
- Myślę, że można to zakwalifikować jako skutek uboczny Twojej amnezji. Jak uważasz? - Spojrzał na niego przelotnie, zaraz powracając wzrokiem do wcześniejszego obiektu swoich obserwacji, który, nawiasem mówiąc, nie był określony. Co za dziwak. - Choć jesteś Wywiadowcą Piekła, więc pewnie trochę o mnie słyszałeś. Ciekawe, ile.
Uriel zastanowił się przez chwilę nad zadanym przez siebie pytaniem, aż uznał, że woli poczekać na odpowiedź ciemnowłosego demona. Zamiast tego popatrzył na niego krzywo, gdy tamten zaczął go uważnie obserwować.
- Wydaje mi się, że nie znasz słowa "dyskrecja", co, Belzebubie? - Kącik jego warg wychylił się ku górze. - Widocznie wrogi obóz naprawdę nie jest aż tak wrogi, bo jak na tę chwilę ugościłeś mnie całkiem miło.
Zawtórował mu śmiechem, zapominając o tym, jak dziwne dla niego było ówczesne wrażenie odnośnie przyjemności czerpanej z rozmowy. Nie powinien z nim tutaj rozmawiać, aczkolwiek... Jakby nie patrzeć, obaj żyli kiedyś w Niebie, a Belzebub nie był byle kim - gdyby należał do niższych rangą demonów, Uriel pewnie zgładziłby go bez mrugnięcia okiem, ot tak, żadnych skrupułów. Lecz byli sobie równi, a walka mijała się z celem. Dlatego, kiedy jego uszu doszły następne słowa diabła, białowłosy, wciąż pamiętając o grze, odparł z teatralnym oburzeniem.
- Och, za ten brak eufemizmów szczególnie. Gwarancja, że Cię zarżnę, stała się niemal stuprocentowa. Chociaż... - Tutaj już powrócił do swojego zwykłego zadumanego "ja", lecz wciąż przytykał palec do ust w przesadzonym geście. - Szkoda by mi było zrujnować naszą znajomość. W końcu tak wyborny nektar tylko "U Belzebubka", prawda?
Tutaj posłał w jego kierunku perskie oko. Być może miał reputację sztywnej szychy, ale takie poczucie humoru potrafił zarówno zaakceptować, jak i odwzajemnić.
Kwestia jego wrogów również pojawiła się w pewnym momencie w jego głowie, acz nie przejął się zbytnio jej domniemaną powagą. Jedynie Michał mógł mu to wytknąć przy pierwszej lepszej okazji, a to i tak pod warunkiem, że by się tym zainteresował. Co do demonów z kolei... Większość się go po prostu bała, krążyły pogłoski, że mógł unicestwiać demony i niszczyć ich dusze. Banialuki. Pewnie by potrafił, ale bez bezpośredniej ingerencji Boga nie było to możliwe. Zgiął nogi w kolanach i uniósł je do góry, zaraz obejmując je ramionami. Tak było znacznie wygodniej, choć sama poza - jak niemal każda w wykonaniu Uriela - była nieco dziwna. No tak, i w ogóle nie przejął się losami głowy swojego rozmówcy, która uderzyła go o kolano. Ostrzegał.
- Och, wybacz - powiedział szybko z fałszywą skruchą. - I... pieprzony? W tym sensie? Rany boskie, daj spokój.
Pokręcił głową z odrobiną chwilowego niesmaku. No tak. Zapomniał uważać na słowa, które opuszczały jego usta - w głowie Władcy Much chyba wszystko miało zatajoną dwuznaczność.
- Przepiórko? - Uniósł wysoko brwi, słysząc to określenie. Pięknie, jeszcze tego brakowało. PRZEPIÓRKO? Kto jak kto, ale anioł jego rangi nie mógł sobie pozwolić na taką ksywkę. Nawet jeśli nie miał nic przeciwko przyjaznej rozmowie. - Nie życzę sobie. Mam nadzieję, że rozumiesz.
Powrót do góry Go down
Belzebub
Pożeracz dusz
Belzebub


Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥
Liczba postów : 136
Join date : 14/06/2013

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptySro Kwi 23, 2014 1:14 am

Śmiałe stwierdzenie, niemniej Belzebub był zadowolony, że Ariael tak szybko i łatwo wyłapał to małe wzgórze kłamstw. Ostatecznie na tym właśnie mu zależało, po to była ta cała zabawa.
- No pewnie - przytaknął poważnie. Metoda kija w końcu nie była skuteczna, powodowała tylko strach przed karą. Nie dawała gwarancji, że taka istotka pójdzie ginąć za cudze idee. Trzeba było ją przekonać czułymi słówkami i zapałem, że to jest właśnie... to. Na co czekała przez całe swoje życie i powinna za to ginąć. Metoda marchewki, nie kija, była skuteczna naprawdę. Demon zrobił zbolałą minę i również przyjrzał się swojemu ubiorowi, ale z wielkim żalem. - Pedantyzm jest czymś złym? - zapytał jękliwym tonem. Ot, Władca Much wychodził z założenia, że taki ubiór i nawet miejscami przesadne dbanie o siebie tylko utwierdzi innych w przekonaniu, jak mało jest wart i jak niegroźnym w walce przeciwnikiem może być. O to chodziło na początku. Z czasem się przyzwyczaił, a teraz rzadko kiedy można było dorwać go bez tego jego garnituru za tysiące. - Sam zadaję sobie to pytanie.
Przecież tego nie dało nie widzieć! Każdy, kto widział Belzebuba choćby raz, najpierw zwracał uwagę na jego wygląd. Na to, jak bardzo o siebie dba. A ten co? Nie zauważył, czy nie chciało mu się tego widzieć? Ciężko powiedzieć. Czasami przyjaźń zataja takie rzeczy i nie zwraca się na nie uwagi. Życie.
Nie było powodu, dla którego Belzebub miałby cały czas zgrywać kogoś innego. Po prostu właśnie do tego się przyzwyczaił i leciał na automacie, choć teraz pozwalał sobie na pewne prawdziwe i zgodne z jego przekonaniami słowa czy zachowania. Fakt, nie było ich zbyt wiele, ale lepszy rydz niż nic, prawda? Zwłaszcza że demon żył w środowisku, gdzie lepiej nie być sobą, to po prostu było niebezpieczne i taki nieostrożny osobnik mógł sobie łatwo napłatać biedy, narobić wrogów i dorzucić sobie problemów. Kto chciałby ściągać sobie na głowę coś takiego? Wprawdzie mógłby droczyć się z Urielem, ale po co? I tak sama ta rozmowa dostarczała mu odpowiednią dawkę rozrywki, nie musiał się aż tak wysilać.
- To aż nazbyt oczywiste -
opowiedział i wzruszył ramionami lekko przy tym. I uśmiechnął się z przekąsem. - Dość dużo, sztywny Lwie Boży, który łypie na każdego z pogardą i nie zniża się do poziomu byle istnień, a nawet jeśli to tylko po to, żeby je zniszczyć, aby takie robactwo nie łaziło ci pod bucikami. Ulubieniec Szefa, któremu powierzane są WIELKIE MISJE, o których wcale nic nie wiem, skąd, na dodatek posiadający wielu wrogów i w Niebie, i w Piekle. To garstka. Zresztą, znam więcej plotek niż faktów. Wiesz, że spałeś z Gabrysiem? I Michasiem? Lucyferem, Mefisto, Belialem, nawet Molochem. I Lilith, ale tym może się niemal każdy pochwalić. I ze mną, ale to chyba przed Upadkiem, bo za nic sobie nie przypominam. A co do reszty... sprzedaję swoje informacje, nie rozdaję ich za darmo. Płać, Ariel, płać - zakończył z iście szatańskim uśmiechem. Rozłożył również bezradnie ręce, jakby chciał w ten sposób, że to naprawdę nie jego wina, że niczego więcej nie może powiedzieć. - Jestem informatorem, nie punktem informacyjnym. Daj mi coś w zamian.
Sam wprawdzie nie wiedział, czego to mógłby chcieć od anioła. Chyba chciał po prostu usłyszeć, co na to powie. No, o ile nie okazałoby się, że jednak Ariael przedstawiłby mu całkiem korzystną ofertę. Wtedy zapewne nie omieszkałby się powiedzieć czegoś więcej. Nawet jeśli to, przynajmniej teoretycznie, znaczyłoby, że zdradza swoich. Co go to obchodziło? Bez niego i tej jakże skutecznej ścieżki wywiadowczej, Piekło nie wiedziałoby niemalże nic. A demon doskonale zdawał sobie z tego sprawę, nawet zbyt dobrze.
- Byłbym żałosnym szpiegiem, gdybym nie znał -
odparował. No cholera, po prostu w takich pogawędkach ta jadaczka mu się nie zamykała i gadał wszystko, co mu wpadło do tej czarciej głowy. Prawie wszystko. - Niższe szczeble się biją, generałowie razem gorzałkę piją - zamruczał w odpowiedzi.
Belzebub musiał nieco zmienić do tej pory zebrane informacje o Ariaelu. Przecież się roześmiał - słyszał to na własne uszy, bo pewnie by nawet w to nie potrafił uwierzyć - a to z lekka skreślało jego domniemane bycie sztywnym i pozbawionym poczucia humoru aniołem pełnym dumy. No, dumny zapewne był, jak każda inna istota o większym znaczeniu, ale zachowywał się nadzwyczaj normalnie. Na dodatek zagrał razem z Władcą Much! Przecież to był istny ewenement! Tak rzadko zdarzało się, żeby ktoś chciał się z nim bawić! Zwłaszcza taki ktoś, kto potrafił to robić z prawdziwą klasą i wyczuciem. To był szalenie miły i wielki kontrast między Urielem, a tym spotkanym wcześniej aniołem. Zero szyku, zero wyrafinowania, najprostsze i wulgarne obelgi wyjęte z rynsztoka. A tutaj? Kompletnie inny poziom. Na całe szczęście.
- "U Belzebubka" - powtórzył powoli, smakując te słowa. Machnął nonszalancko dłonią. - Brzmi jak żałosna speluna, kto by tam chodził? - westchnął i pokręcił głową. - Czym w ogóle jest "Belzebub", hm?
Wrogowie zawsze są wrogami. Fakt faktem, jeśli byli potężni i znaczący, to stanowili największą przeszkodę i robili najwięcej problemów. Ot, takie maluśkie stworzonka, których nawet się nie zauważa, nie potrafiły krzyczeć tak głośno, aby dało się je usłyszeć. Chyba że zbierały się całą gromadą, bo wtedy nawet mrówki czy myszy potrafią być naprawdę kłopotliwym przeciwnikiem. Przewaga ilości nad stylem. Często tak przecież już bywało.
Parsknął i podniósł się do góry, masując głowę ze zbolałą miną.
- Jesteś okrutny, zły aniołek -
oznajmił żałośnie, lecz zaraz po tym się roześmiał. Tak trudno było o tym zapomnieć, że wszystko mogło mieć drugie dno? - Rany piekielne - poprawił profesorskim tonem. - Musimy być poprawni politycznie. I tak, owszem, ale przecież nie wnikam, nie moja sprawa... choć pewnie mógłbym się dowiedzieć, żaden problem... dowiedzieć? - zakończył, lecz teraz po prostu próbował podpuścić Uriela. Był niemalże pewien, że i tak musiałby się naprawdę postarać, żeby wzniecić prawdziwą kłótnię czy walkę.
Pokiwał głową z powagą i wzruszył ramionami.
- Lepsza przepiórka niż insekt -
odpowiedział lekko. On przynajmniej miał czelność - czy też bezczelność - nazywać Ariela tak prosto w twarz. - Oraz robal, gównojad, pluskwa, pasożyt... do wyboru do koloru, Władca Much kłania się w pas - ale wcale się nie ukłonił, tylko oparł plecami o kolana anioła. - Też sobie tego nie życzę. Ale, niestety, los zdaje się w ogóle tym nie przejmować i tak po prostu już jest - mówił to wszystko lekkim i absolutnie beztroskim tonem. Kwestia przyzwyczajenia.
Powrót do góry Go down
Ariael
Archanioł
Ariael


Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu.
Liczba postów : 97
Join date : 04/04/2014

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptySro Kwi 23, 2014 4:31 pm

Na potwierdzenie swoich przypuszczeń tylko skinął głową. W końcu po co miał komentować coś oczywistego? Wiedział, że zaprezentowana przez Belzebuba metoda była prowizoryczną bronią jedynie w rękach nic nie znaczących i niezbyt bystrych diablików. Zarówno Lew Boży, jak i Władca Much mieli znacznie bardziej przemyślane i dostojne metody przekonywania do swoich racji. W oczach niczego nie świadomej osoby manipulowanej, chcieli tylko nakierować ją na prawidłową ścieżkę, a przynajmniej w przypadku Ariaela, który kierował się wyłącznie dobrymi intencjami, mimo że zazdrośni o jego wpływy Bracia co rusz zarzucali mu kłamstwa. Ach, ciężki był los wysokiego rangą Sługi Bożego. Piekielnego, jak można było się domyślać, również.
- Pedantyzm? Nie, o ile nie jest to ładniejsze określenie na obsesję dotyczącą walorów estetycznych i wizualnych. Sam jestem perfekcjonistą, choć do wyglądu ogółem nie przykładam większej wagi. - Wzruszył ramionami, wciąż mierząc wzrokiem ubiór rozmówcy. Chwilę potem przeniósł beznamiętne spojrzenie na swój. Rzeczy Ariaela były zupełnie zwyczajne, eleganckie, acz bez przesadnego wyświechtania. Nie mógł się powstrzymać od mimowolnego porównywania, ale w końcu zaprzestał tej czynności i zamiast tego przyłożył większą uwagę do wypowiedzi czarnowłosego, która od samego początku interesowała go najbardziej. Czy słusznie - trudno było orzec, bo w chwili jej usłyszenia  miał wrażenie, że zaraz spadnie ze skrzynki, która w danym momenicie służyła im obu za siedzenie. Całe szczęście, że zrobili sobie przerwę w piciu nektaru, bo gdyby archanioł miał coś w ustach, z pewnością by się zachłysnął. Albo opluł. Jedno z dwóch.
- Spałem z Michałem? Gabrielem? I Twoimi pobratymcami?! - Patrzył na demona przez chwilę z mieszaniną konsternacji i graniczącego z szokiem zdziwienia. Kąciki jego ust drgały przez chwilę niebezpiecznie, aż w końcu Uriel wybuchnął gromkim śmiechem. Tak mocnym i obezwładniającym, że autentycznie spadł z tej skrzyni i ukrył twarz w dłoniach. Chyba nigdy w życiu nie słyszał czegoś bardziej... Idiotycznego? Że też takie plotki krążyły po zaułku Lucyfera! To było aż nie do pomyślenia. Miały co prawdą rację co do tej jednej osoby, którą demon wymienił, ale niech pozostanie to owiane woalem tajemnicy. Nikt nie musiał tego wiedzieć. - Ja... Ja wcale Cię o nic nie pytałem. Sam mi wszystko wygadałeś. Nie będę Ci płacił.
Wydusił z trudem, łapiąc się za brzuch i powoli podnosząc na skrzynię, w końcu nie wypadało aniołowi siedzieć w takim stanie na ziemi. Pewnie nie wypadało mu także tak się śmiać, ale czy to ważne? Nikt nigdy nie zagwarantował mu takiego ubawu. N i g d y, dosłownie.
- Ale dobrze. Niech będzie. - Odchrząknął, przykładając dłoń do ust i pozwalając resztkom uśmiechu opuścić jego usta. Nareszcie przybrał w miarę rozgarniętą (trudno było zdefiniować to określenie, patrząc na twarz Uriela) minę, po czym powiedział nieco konspiracyjnym tonem: - Wiem o Tobie dużo przed Upadkiem, ale niewiele po i moim jedynym źródłem są plotki. Mogę Ci powiedzieć. To moja zapłata, której tak się domagasz. Wymiana.
Sparodiował gest Belzebuba, rozkładając bezradnie ramiona i spoglądając na niego z szerokim, urzekającym uśmiechem. Miał doskonałą pamięć, toteż nie trudno było mu powtórzyć na pozór nieistotne odruchy. Słysząc kolejne słowa, pokręcił delikatnie głową. Doprawdy, zbyt dobrze mu się rozmawiało. Jeśli tak dalej pójdzie, będzie jak przed... A, nieważne. W każdym bądź razie, poczuł nagłą ochotę uderzenia sobie w czoło.
- Mnie to nie przeszkadza, jeśli mam być szczery. Zresztą, było tak od kiedy pamiętam. Nie mniej trafne spostrzeżenie.
I ponownie nie potrafił powstrzymać uniesienia warg, kiedy usłyszał śmiech demona. Jakaś tajemnicza siła nakazywała mu wykrzywić usta i zapomnieć o jakichkolwiek zahamowaniach i powadze, której teraz, choćby chciał, nie potrafiłby w sobie wykrzesać.
- Tak, dokładnie. "U Belzebubka". I nie narzekaj tak, miałbyś jednego stałego klienta. Zgadnij, kogo. - Tutaj wypiął dumnie pierś w teatralnym geście i popukał się w nią sugestywnie, nie pozostawiając żadnych wątpliwości. Zaraz jednak powrócił do swojej normalnej postaci i przechylił lekko głowę, wpatrując w diabła z iskierkami zaciekawienia w oczach. - Czym czy raczej kim?
Naprawdę nie kłopotał już swojej głowy kwestią wrogów. Był zbyt silny, by ot tak umrzeć z ręki jednego niepozornego diabła, który i tak podlegał Lucyferowi (a ten z kolei nie pozwoliłby nabawić się takich nieprzyjemności wskutek zabicia go), natomiast żaden anioł nie mógł mu się przeciwstawić. W końcu był po prawicy Boga, a to o czymś świadczyło.
- Chyba pomyliły Ci się strony, demonie. - Celowo zaakcentował ostatnie słowo i to bynajmniej nie z pogardą, a z typowym dla siebie od kilkunastu ostatnich minut rozbawieniem. - Powinieneś ograniczyć plotki. Coś mi się wydaje, że ich zawartość źle wpływa na trzeźwość Twojego umysłu.
To akurat powiedział całkiem serio, wciąż pozwalając na obecność jedynie ledwo zauważalnego uśmieszku. Spojrzał na mężczyznę z pewną dozą podziwu. Choć nie przejmował się zbytnio znaczeniem obelg, nie potrafił ich tolerować. On nie.
- Na Twoim miejscu nie pozwoliłbym siebie tak nazywać. Nie mówię tutaj o sytuacjach, kiedy jakiś demon rzuca we mnie obelgami, wówczas jedynie uśmiecham się z pogardą i skręcam mu kark, i to nawet nie z powodu urazy. Mimo to bacząc na Twój status w Kręgach Piekielnych, od podwładnych na Twoim miejscu wymagałbym bezwzględnego szacunku - stwierdził. - Osobiście mam autorytet moich sług, po części zaskarbiony ową surowością. A Ty? Co robisz, by go zyskać?
Powrót do góry Go down
Belzebub
Pożeracz dusz
Belzebub


Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥
Liczba postów : 136
Join date : 14/06/2013

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptySro Kwi 23, 2014 10:18 pm

Roześmiał się - nie było to dla niego jakoś szczególnie trudne, pewnie dlatego że nigdy sobie tego nie zabraniał i przychodziło mu to naturalnie, nawet w kryzysowych sytuacjach - jak choćby podczas tego bardzo niezdrowego incydentu z Bramą Piekielną - potrafił się roześmiał głośno. Nawet jeśli to był szczerze udawany śmiech i nie miał zbyt wiele wspólnego z tym, jak demon czuł się psychicznie. Ot, to była recepta na wszystko. Na dodatek szalenie skuteczna.
- Dbanie o wizerunek w takim razie - sprostował, zgodnie zresztą z prawdą. Częściową. W końcu robił to bardziej ze względu na samego siebie, niż innych. Polubił i już. - Przyzwyczaiłem już wszystkich do tego, nie chcę wywoływać szoku. I tak o wiele łatwiej zachować pozory, a w to mi graj, Arielku.
Bo o to chodziło, to fakt.
- Owszem - przytaknął i skinął głową. To był jego jedyny komentarz odnośnie początkowej reakcji archanioła na te wszystkie rewelacje. Ot, chyba go zatkało na chwilę, bo Belzebub doskonale widział ten gnieżdżący się w błękitnych oczach szok. Hm, nie przypuszczał, że Ariel zareaguje aż tak gwałtownie. - I ze mną! - przypomniał taktownie, może sekundę przed tym, jak jego drogi towarzysz wybuchnął donośnym śmiechem. Ha, mało tego, nawet udało mu się spać z tej całej skrzynki, co sam demon skwitował cichym chichotem, który zaraz stłumił i nawet zasłonił usta dłonią, by nie przeszkadzać sobie w obserwowaniu śmiejącego się anioła. Prawdę mówiąc, jego samego bawiły te plotki - zwłaszcza teraz, gdy miał okazję przebywać z Araelem dłuższą chwilę i choćby pobieżnie przekonać się, jaki jest. Poprzednio nie zwracał na to nawet uwagi - na plotki, rzecz jasna - słuchał ich, kiwał głową i zapisywał w pamięci, lecz poza tym? Nic a nic. Bo wcześniej przecież nie miał przyjemności, żeby spotkać się ze swoim starym przyjacielem. Czy kim tam właściwie dla niego był, bo ztymi aniołami to nigdy, cholera, nie wiadomo na pewno.
Kiedy aniołowi udało się już opanować chyba na dobre i pozbierać z podłogi, a nawet poradził sobie z wdrapaniem się z powrotem na skrzynię, Belzebub pozowlił sobie na cichy śmiech. Rozumiał, że to mogło byćśmieszne, jeśli ktoś znał prawdę. Ale żeby aż tak? Niemniej mimowolnie zwrócił nagle baczne spojrzenie na Uriela. O wiele szybciej, niż powinien to zrobić, gdyby nie był sprawą zainteresowany. A przecież jeszcze kilkanaście minut temu zapierał się, że przeszłość go ani trochę nie obchodzi! Zreflektował się od razu i odchrząknał, wzruszając ramionami, ze szczerą nadzieją, że anioł nie zauważył tego poruszenia, które wywołały te magicznesłowa, że Władca Much będzie miał okazję dowiedzieć się czegoś o samym sobie. To było ważne. Cholernie ważne, bez względu na to, jak bardzo by się tego wypierał.
- Mogę na to przystać -
zgodził się zdawkowo. Ha, chyba trochę za późno na takie zachowanie. Był niemal pewien, że ta nagła ekscytacja za bardzo rzuciła się w oczy. A myślał, że uda mu się to schować przed całym światem. No cóż, nie wyszło.
SKinął tylko głową, bo wydawało mu się, że temat generałów i im podobnych jest już skończony. Nie miał niczego do dodania, powiedział co myślał na ten temat i co wiedział, co musiało doprowadzić do jego wyczerpania. O ile sam Uriel nie chciał się jeszcze do niego odnieść.
Parsknął i pokręcił głową. Przecież to była tak banalna nazwa, że to aż bolało! Belzebub wyobraził sobie nawet okropny, krzykliwy neon, w którym brakuje kilku liter, a zaraz pod nim obskurne drzwi i taki biały anioł tuż przed nimi z najszczęśliwszą miną pod słońcem.
- Ten stały klient opróżniłby moją drogocenną piwnicę i na tym by się skończyło. I pewnie jeszcze by nie płacić, powołując się na jakieś konszachty z szefem, my się tak nie bawimy, mój drogi, o nie -
wciąż używał tego przesadnie poważnego tonu, w końcu wciąż się bawili i grali na tej ślicznej scenie. W Big Benie, gdzie robiło się już coraz chłodniej i ciemniej. - Czym, kim... co to jest, tak ogólnie.
Jemu miałyby się strony pomylić? O, nie. Belzebub doskonale wiedział, do której bramki musi strzelać a do kogo podawać. Niemniej wcale nie przeszkadzało mu to w "przypadkowym" omsknięciu się nogi, aby piłka wpadła w ręce przeciwnej drużyny. Taki mały Judasz, który myślał tylko o sobie.
- Na trzeźwość mojego umysły wpływa wino - stwierdził wesołym i nawet nieco pijackim tonem, choć do upicia było mu daleko. Za to uniósł z niemal nabożną czcią karafkę z tym wspaniałym nektarem i podniósł ją do góry, jakby to był najwspanialszy na świecie skarb. Zapewne ta butelka była warta majątek... o ile nie była bezcenna, lecz to wcale nie przeszkadzało Władcy Much w całkowicie ignoranckim i może marnotrawnym podawaniu go innym.
Znów zachichotał. Aniołka te wszystkie obelgi ruszały chyba o wiele bardziej niż samego demona. Tylko dlaczego?
- Nie dbam o autorytet -
odpowiedział. To była prawda, wyprana ze wszystkich ozdobników. - Nie potrzebuję ich szacunku, znam swoją wartość. Jeśli uważają, że obrażanie mnie, gdy nie patrzę, może im pomóc... to niech to robią. I tak żaden z nich nie ośmieli się powiedzieć mi tego wprost - westchnął ze zrezygnowaniem. - Zresztą, nie kłopocz sobie tej białej główki cudzymi problemami.
Powrót do góry Go down
Ariael
Archanioł
Ariael


Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu.
Liczba postów : 97
Join date : 04/04/2014

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptyCzw Kwi 24, 2014 3:39 pm

Anioł splótł palce u dłoni, opuszczając je swobodnie na swoje uda, po czym pozwolił zagościć na swych wargach lekkiemu, nic nie znaczącemu uśmiechowi.
- Dobrze, że o siebie dbasz. Trudno byłoby mi uwierzyć w to, co widzę, jeśli przyszedłbyś w połatanych rzeczach z drugiej ręki. - Jego brwi samoistnie uniosły się do góry, zdradzając myśli Ariaela, który rzeczywiście próbował sobie wyobrazić mężczyznę w stroju niezbyt schludnym, bądź wręcz odpychającym. Poniekąd mu się to udało, ale czym prędzej wyrzucił tę wizję ze swoich myśli. Znacznie przyjemniejsze było spoglądanie na demona w takiej postaci, w jakiej był teraz tuż obok niego. - Pozory, pozory... Wszędzie pozory. To zabawne, bo z zachowania niewiele się zmieniłeś. Chcesz mi powiedzieć, że to wszystko również złudne wrażenie?
Wciąż siedząc ze skurczonymi nogami, oparł podbródek na dłoni, następnie przechylając twarz i spoglądając na ciemnowłosego mężczyznę z czymś na wzór zamyślenia. Teraz, kiedy już z powrotem siedział na swoim miejscu i plotki, choć nadal tak samo zabawne, nie wywoływały u niego tak gwałtownych emocji, poczuł się delikatnie zawstydzony swoją wcześniejszą reakcją. Tym bardziej, że mężczyzna przypomniał mu o sobie w tak beznamiętny sposób. No tak, ciągle wylatywało mu to z głowy... Otóż Uriel nie zapomniał o nim przypadkowo przy wymianie swych domniemanych kochanków. Chciałby skłamać i zaśmiać się tak, jak na przytoczenie przykładu Molocha chociażby, ale nie mógł i nie zamierzał tego w jakikolwiek sposób komentować. Uśmiechnął się nieco szerzej, po części także po to, by ukryć chwilowe skrępowanie, po czym skupił się na tym, co on miał mężczyźnie do zaoferowania. "Mogę na to przystać"... tak? Ależ Belzebubie, nie powinieneś zapominać, iż Twój drogi towarzysz nie jest reprezentantem drużyny idiotów i osób opornie myślących, dzięki czemu w porę zauważył, jak wpłynęły jego słowa na Twoje zachowanie. Wyraz twarzy Fanuela uległ niewielkiej zmianie, gdy próbował przywołać wszystkie informacje, jakie posiada. W końcu sam poniekąd wiele się dowiedział, czyż nie?
- Więc, od czego zacząć..? Może od samego początku. Należałeś do chóru Cherubów, jak pewnie wiesz, razem ze mną. Przyjaźniliśmy się, zresztą miałeś sporo przyjaciół. I wrogów. - Wzruszył ramionami, nie mogąc powstrzymać zadumanego tonu; jak gdyby próbował przywoływać do siebie zapomniane, czy bardziej niewspominane od dawien dawna chwile. - Bóg darzył Cię sympatią, zresztą obaj byliśmy blisko jego Światłości. Co do charakteru... Nie różnisz się jakoś szczególnie do tamtego Belzebuba. Tak, jak teraz nie masz żadnych poglądów, za czasów na długo przed Upadkiem byłeś jednym z najlojalniejszych sług bożych. I jakoś tak zawsze rozładowywałeś atmosferę, żartując. Michał zawsze chciał Cię ukrócić za taką postawę o głowę. Zresztą nie tylko on. Ja i Gabriel mieliśmy ręce pełne roboty.
Pokręcił delikatnie głową, uśmiechając się. Zaraz jednak jego mina spoważniała, a w głębi oczu przemknęło pewne niezidentyfikowane uczucie przypominające w swej złożoności... ból? Rozczarowanie?
- Wiesz, z czasem zacząłeś się robić coraz bardziej niedostępny. Domyślałem się, co było tego powodem, ale byłem zbyt naiwny. Wierzyłem w Waszą uczciwość, zarówno Twoją, jak i Lucyfera, do samiutkiego końca. Nawet jeśli oznaczało to wyrzeczenie się prawdy. - Białowłosy anioł poczuł, jakby na jego klatce piersiowej zaciskała się powoli gruba, prężna lina. Skrzywił się, wpatrując w podłogę, lecz zaraz uniósł wzrok na swego towarzysza. Nie było w nim już żadnych uczuć, które ponownie zepchnął gdzieś głęboko i daleko od cudzej świadomości. Uśmiechnął się jedynie z rozbawieniem, które potrafił w sobie wykrzesać jedynie na potrzeby rozmowy. Nie chciał, żeby mężczyzna czuł się przytłoczony informacjami z dawnych lat, a przyjazna i beztroska atmosfera uległa zmianie. - No, ale powinieneś wiedzieć, że jeśli jakimś cudem spotkasz Metatrona, lepiej uciekaj, gdzie pieprz rośnie. Kiedyś wymyśliłeś grę na jego... ehm, temat. Kto pierwszy krzyknął "idiota" po tym, jak powiedziałeś "Meta-", wygrywał. Prawdę mówiąc, zabawa zgoła niedorzeczna, ale w swym idiotyzmie śmieszna - rzecz jasna, nie dla poszkodowanego. Był na Ciebie obrażony do samego Upadku i nie zdziwiłbym się, gdyby nadal był. I, ogółem, rozkochałeś w sobie biednego Haniela.
Na ostatnie swoje słowa Uriel zakrył usta dłonią, próbując nieudolnie zdusić śmiech na wspomnienie westchnięć Haniela, kiedy Belzebub obdarzył go zawadiackim spojrzeniem.
- Byłeś dosyć... popularny. To wszystko. Nie zamierzam Ci dziś więcej powiedzieć.
Ot, koniec historii. Uriel wyczerpał na dziś swoje zapasy wspomnień, będąc już autentycznie zmęczonym przywoływaniem tak odległych sytuacji z ich wspólnego, jak by nie patrzeć, życia. Odetchnął z ulgą, opierając się o mur i spoglądając kątem oka na swojego rozmówcę. Chcąc nie chcąc, musiał się zaśmiać.
- Ależ skąd, płaciłbym Ci! Przynosiłbym Ci roślinki w doniczkach. Przecież to świetna rekompensata. - Wiedział, jak mężczyzna na to zareaguje, i wyszczerzył proste i białe zęby w szerokim uśmiechu. Kim był Belzebub, Władca Much? Dobre pytanie. - Demonicznym aniołkiem?
Strzelił od niechcenia, spoglądając na niego spod przymrużonych powiek. Prawdę mówiąc, był już nieco zmęczony. Tego typu zajmujące rozmowy były dla niego jedną z przedniejszych rozrywek, ale jego organizm działał nieprzerwanie od pewnego czasu i na razie dosyć ciężko znosił tak przytłaczającą w swej wielkości osobę, jaką był Uriel. Tym bardziej zważając na jego rozbudowane życie uczuciowe i duchowe.
- Och, na moją również. Szczerze mówiąc, moje ciało jest już dosyć zmęczone tyloma... Emocjami? Czymkolwiek - mruknął, a jego usta nagle ogarnęło spontaniczne ziewnięcie, które ukrył pod wnętrzem dłoni. Wnet jednak powrócił do swojego typowego nauczycielskiego tonu i obojętnej miny, pod którą starał się ukryć opinię wobec postawy demona. - Nie zamierzam się nimi kłopotać.
Odparł chłodno, lecz zaraz odchrząknął i dodał nieco przyjaźniejszym tonem.
- Na Twoim miejscu po prostu dbałbym o swoją reputację. Chcąc nie chcąc, im sługa darzy Cię większym autorytetem, tym jest posłuszniejszy. Lata doświadczeń.
Wzruszył delikatnie ramionami, w dalszym ciągu pozwalając ciemnowłosemu opierać się mu o kolana. Nieszczególnie mu to przeszkadzało, a w takiej pozycji było mu wygodnie.
Powrót do góry Go down
Belzebub
Pożeracz dusz
Belzebub


Fabularnie : Szlaja się razem ze swoim kochanym Cieniem ♥
Liczba postów : 136
Join date : 14/06/2013

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptySob Kwi 26, 2014 10:37 pm

Sam Belzebub w tamtej chwili spróbował sobie wyobrazić samego siebie w całkowicie odmiennym stroju - z tą różnicą, że przyszło mu to bez najmniejszych problemów. W końcu czasami musiał sam się fatygować, żeby zebrać pewne informacje, a zapuszczanie się do tych mniej chlubnych dzielnic w większych miastach w stroju żywcem wyjętym z magazynu, nie było mądrym pomysłem. Ani trochę.
- Możesz być pewien, że trafi się jeszcze taka okazja -
odpowiedział i wzruszył ramionami. Niekiedy zdarzało mu się udawać bezdomnego ćpuna. Cóż... zabawa przednia, a jaka to była wspaniała okazja do poznania całkowicie nowych ludzi! Dilerów narkotykowych, handlarzy bronią, okoliczną mafię, prawdziwych bezdomnych... można było przebierać. Potrząsnął głową. - Teraz pozwalam sobie na luksus nie odstawiania tej szopki i masz niewątpliwą przyjemność oglądać zachowanie Belzebuba w naturalnym środowisku, gdy czuje się bezpieczny.
Demon nie wiedział, czy pominięcie go w tej wyliczance było celowe czy rzeczywiście było kwestią przypadku. Ot, przypomniał o sobie z czystej uprzejmości - skąd mógłby wiedzieć, że akurat ta konkretna rzecz wcale nie była plotką? Słyszał tylko jakieś podszepty, ale z miejsca wrzucił je do kosza z napisem "absurd" - bo nikt nie powiedział mu o takim zdarzeniu prosto w twarz. A kto słuchałby podszeptów? Niemniej w tej chwili wydawało mu się z lekka zastanawiające, czemu choćby nie przytaknął. Nawet jednym skinieniem głowy, lecz później nie miał szans na analizowanie tej sytuacji, bo skupił się na słowach anioła.
Zawsze był przekonany, że kiedy w końcu zacznie słuchać takich... wspomnień, jak teraz, to poczuje w środku coś, cokolwiek - jakieś namiastki nostalgii, może tęsknoty, ba, może nawet by mu się coś przypomniało? A tu nic. Słuchał i starał się z tym jakoś utożsamić, że to jednak był cholerny kawałek jego samego, którego wybitnie brakowało. A tu takie nic? Zupełnie tak, jakby to wszystko dotyczyło kogoś zupełnie innego, kogo nawet nie znał. I nie miał nawet najmniejszych szans, by go poznać na dobre. Szkoda, naprawdę tego żałował, choć teraz tego po sobie nie pokazał. Dobrze było poznać chociaż część przeszłości, ale Belzebub - wbrew swoim oczekiwaniom - nie czuł się z nią szczególnie czy jakkolwiek nawet związany.
Zapatrzył się przed siebie z nieobecną miną. Przez chwilę niczego nie mówił, układając te wszystkie informacje w głowie, gdy uśmiechnął się z przekąsem.
- Meta-idiota? Naprawdę? Poczucie humoru to chyba nigdy nie miałem przesadnie wysublimowanego -
oznajmił i zaśmiał się cicho. A później przygryzł na chwilę dolną wargę i spojrzał z ciekawością na Ariela. - Rozkochałem w sobie anioła miłości? No, no. To już chyba był szczyt szczytów w kunszcie robienia sobie żartów z całego świata. Specjalnie czy przypadkiem? - rzucił z rozbawieniem. Złapał ten temat, który wydawał mu się najmniej zobowiązujący i najlżejszy. Nie czuł się na siłach, by roztrząsać poważniejsze wydarzenia. Nie chciał też zmuszać Uriela do powrotu do nich, bo pewnie to też nie należało do łatwych rzeczy. - Dziś - powtórzył i spojrzał na zegarek. - A za dwie godziny będzie jutro. Więcej wina? - zapytał lekko i momentalnie otworzył znów wrota, by i tym razem wyjąć ze środka butelkę, a dwie wielkie ważki wyleciały z wrót, taszcząc kieliszek, który udało im się zgrabnie postawić na skrzyni tuż obok Belzebuba. Wleciały do środka, a mała brama zamknęła się za nimi, a wraz z nią zniknął ten charakterystyczny zapach siarki. - Dla odmiany, Paryż, 1943 rok. Gorszej jakości, lecz wciąż odpowiednie, żeby nie podrażnić sobie podniebienia - stwierdził i wyjął szklaną zatyczkę. To były te wina, które uroczyście stały w barku, bo Belzebub nie miał ochoty bawić się z korkociągiem. Otwieranie tak starych win było katorgą. Nalał trunku do nowego kieliszka i dodatkowo dolał do drugiego, z którego pił Uriel.
- Bunt niczego mi nie przyniósł, mogę to stwierdzić już po twoich słowach -
odpowiedział zupełnie szczerze z ziarnem goryczy w tych słowach. Uśmiechnął się krzywo. - Niech żyje samotność, amen - wzniósł toast i niemalże jednym haustem opróżnił zawartość swojego kieliszka.
Parsknął. Płacenie roślinami? Gdyby rzeczywiście kiedyś otworzył knajpę i jakimś dziwacznym trafem nazwał ją "U Belzebubka" - co było przynajmniej niewiarygodne i nie do pomyślenia - to na pewno nie sprzedawałby swoich drogocennych win za takie psie stawki! Za nic! Przecież zbierał je przez tysiące lat i na pewno nie po to, żeby sobie jakiś byle kto mógł delektować się czymś tak wspaniałym. Nigdy w życiu.
- Nie ma mowy! Nie chcę żadnych roślinek! To skandal! -
odpowiedział z udawanym oburzeniem i machnął stanowczo ręką, co pewnie miało znaczyć kategoryczną odmowę. - Świetnie powiedziane, lepiej chyba bym tego nie ujął - roześmiał się. Demoniczny aniołek. Anielski demon. W zasadzie oba te określenia pasowały całkiem nieźle do niego. Kim jak kim, ale Władca Much na pewno był istnym ewenementem wśród swoich, prawdziwym oryginałem.
Miał dbać o autorytet? Przejmować się zdaniem kogoś, kto znaczył dla niego tyle co nic? Nie. Zdecydowanie nie. Ci, których potrzebował - a były to najczęściej insekty - i tak słuchali go z zatrważającym posłuszeństwem. Byli lojalni, gdyby Belzebub ufał komukolwiek, to mógłby nawet nazywać ich zaufanymi. Ale to były wyjątki, zaledwie kilku demonów, które zdawały sobie sprawę z rzeczywistego stanu rzeczy.
- Ale nie jesteś na moim miejscu. Ani ja na twoim również nie jestem. Obecny stan rzeczy mi nie przeszkadza, zdążyłem się przyzwyczaić - odparł również nieco chłodniejszym tonem. Nie lubił rozmawiać o swoich zajęciach. Z czystego przeświadczenia, że zawsze są podszyte nieczystymi zamiarami.
Powrót do góry Go down
Ariael
Archanioł
Ariael


Fabularnie : Złączony z nim wspólną przeszłością, Inu.
Liczba postów : 97
Join date : 04/04/2014

Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 EmptyNie Kwi 27, 2014 3:31 pm

- To sugestia, iż owe spotkanie nie jest ostatnim? - zapytał Uriel z cieniem rozbawienia w oczach, przesuwając spojrzeniem po sylwetce demona. Cóż, jego widok jako jednego z naczelnych gwardii bezdomnych wyryłby się w pamięci Ariaela jako ciekawe doświadczenie. Równie ciekawe jak to, jaką reakcje zaprezentowałby anioł. Zaskoczenie? Zażenowanie? Rozbawienie? Niesmak? - Skoro tak, dobrze wiedzieć. Ja również nie udaję. Być może niesłusznie, ale w tej chwili nie ma to dla mnie żadnego znaczenia.
Powiedział zgodnie z prawdą, zwracając wzrok na swoje idealnie przypiłowane paznokcie. I rzeczywiście. Ich rozmowa nie tyczyła się kwestii, nazwijmy to, "służbowych", toteż Uriel nie zgrywał niedostępnego dostojnika niebieskiego. Jego postawa była tą naturalną, zarezerwowaną dla przyjaciół, których, nawiasem mówiąc, nie było zbyt wiele. Jedyną osobą, którą darzył przyjaźnią, był Kamael. Oczywiście teraz, bo o czasach przed Upadkiem nie miał zamiaru więcej rozmyślać. Mimo to był nieco zaskoczony obojętną postawą Belzebuba wobec własnej przeszłości. Z jednej strony pozytywnie, bo podziwiał go za dystans, lecz także negatywnie, jako że jakimś cudem nie przypomniał sobie faktów, które były dla anioła... istotne. Czegokolwiek. Zresztą, czego on oczekiwał? Westchnął cicho, zaraz lekko się uśmiechając.
- No, widocznie żaden anioł nie ma wysublimowanego, skoro każdemu z nas wydawało się to dosyć zabawne. Oczywiście, pomijając samego Metatrona. Co do Haniela z kolei, byłeś dla niego przesadnie miły. Myślał, że okazujesz w ten sposób zainteresowanie i... Tak wyszło.
Uśmiech Uriela powiększył się niemal dwukrotnie, kiedy ujrzał rozbawienie Władcy Much. No, jakby nie patrzeć, obie sytuacje na takowe zasługiwały. Obserwował uważnie poczynania mężczyzny, jak spogląda na zegarek, a następnie informuje go o godzinie. Zatem miał przygotować z racji nowego dnia na kolejny wykład odnośnie przeszłości? Dobre sobie.
- Wybacz, następną porcję słodkiej przeszłości zafunduję Ci przy następnym spotkaniu. Ale wina chętnie. - Sięgnął po kieliszek, przysuwając go do swego towarzysza, po czym odsunął od niego, smakując pierwszy łyk. - Nie wydaje Ci się to paradoksem? Siedzenie we wieży zegarowej i potrzeba sprawdzania godziny na zegarku podręcznym...
Parsknął cichym śmiechem, kręcąc głową. Uniósł kieliszek do poziomu swoich oczu i zaczął przyglądać się bordowej konsystencji wina, potrząsając delikatnie naczyniem.
- Moim zdaniem jest bardzo dobre, choć nie umywa się do wcześniej spożytego nektaru - stwierdził zadumanym głosem, chwilowo odstawiając kieliszek. Zaraz jednak i tak został zmuszony do ponownego uniesienia go w toaście i spożycia kolejnego, tym razem nieco większego łyku. - Widzisz, Belzebubie, poniekąd rozumiem Wasze pobudki. Myśleliście, że bunt wszystko zmieni, postawi Was w lepszym położeniu. Rzeczywistość jednak okazała się okrutna. Zresztą, naprawdę nie wiem, czego się spodziewaliście. A co do słów toastu... Czyż w naszym położeniu nie byłoby lepsze: "niech żyje przyjaźń anioła z diabłem"?
Wargi Uriela wykrzywiły się w uśmiechu, kiedy odstawił opróżniony kilkoma następnymi łykami kieliszek. Zaraz zwrócił przepełnione teatralnym dramatyzmem spojrzenie na swojego towarzysza.
- Jak śmiesz, Belzebubie? Toć to anielskie roślinki, niektóre w swych właściwościach co najmniej unikatowe! - Wydął wargi, krzyżując ręce na piersiach i spoglądając z udawaną urazą na swego rozmówcę. Zaraz jednak przyjął naturalną postawę i wzruszył ramionami, słysząc komentarz demona na temat jego odpowiedzi.
- Prawdę mówiąc nieszczególnie się nad tym zastanowiłem... - mruknął, nieco zaskoczony taką reakcją, lecz postanowił nie trudzić się jej analizą. Zamiast tego skupił się na kolejnych słowach Belzebuba, które skwitował lekceważącym ruchem dłoni. Nie uważał słów demona za bezsensownych, czego ów gest nie miał oznaczać, a nie miał ochoty na kontynuowanie wszczętego tematu. Mężczyzna był uparty, a Ariel nie zamierzał się szczególnie nad nim pastwić. - To już Twój wybór.
Tymi słowy oparł się delikatnie o mur pomieszczenia i uniósł podbródek ku górze. Pomimo chłodu, który wraz z nadejściem nocy wypełnił oblegane miejsce, w żyłach anioła płynęło pobudzające gorąco. Nawet nie zauważył, kiedy jego policzki delikatnie się zaróżowiły. Ciało, jak to było zresztą widoczne, reagowało zupełnie niekontrolowane, mimo że sam jego właściciel nie czuł jakiegoś szczególnego upojenia. Nie miał nic ciekawego do roboty, toteż skoro mężczyzna opierał się wciąż o jego kolana, prześledził wzrokiem jego ciemne włosy. Zmarszczył delikatnie brwi i od niechcenia przeczesał je dłonią, zatrzymując ją przy końcówkach.
- Przydługie - skwitował, puszczając je i z powrotem spoglądając przed siebie. Odczuwał dziwną potrzebę ciszy i przynajmniej kilkuminutowego milczenia, by jakoś podsumować tę część ich rozmowy. Wrodzona małomówność, do tej pory tłumiona przez chęć aktywnej rozmowy, teraz uderzyła go z podwojoną siłą.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża zegarowa Big Ben   Wieża zegarowa Big Ben - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 
Wieża zegarowa Big Ben
Powrót do góry 
Strona 1 z 4Idź do strony : 1, 2, 3, 4  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Nieśmiertelni ~ Kolebka Upadłych Aniołów :: Londyn :: Centrum miasta-
Skocz do: