Nieśmiertelni ~ Kolebka Upadłych Aniołów
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


 
 
IndeksApteka "Zielnik" - Page 2 EmptyLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Apteka "Zielnik"

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Irys
Verbum Novum/Inkwizytor
Irys


Fabularnie : Sai
Liczba postów : 57
Join date : 11/03/2013

Apteka "Zielnik" - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Apteka "Zielnik"   Apteka "Zielnik" - Page 2 EmptyPon Lip 14, 2014 11:47 am

Tutaj wcale nie chodziło o tryumf, o wygraną, chodził o coś o wiele ważniejszego niż takie błahostki. Chodziło o DUSZE. Dusze, która po prostu musiała błagać o pomoc, której należało tej pomocy udzielić za wszelką cenę, nawet jeśli grzeszne i butne ciało nie zamierzało się z tym godzić! Taka była misja inkwizytorska, nic więcej. Nie cieszył się z tego, że znalazł wróżka, raczej o wiele bardziej radował go fakt, że teraz może wyciągnąć do niego pomocną dłoń. Uzbrojoną.
Irys nie spodziewał się jakiegokolwiek ataku, zazwyczaj kiedy nieśmiertelni zaczynali już uciekać, to uciekali do samego końca, żeby zginąć – dość niechlubnie – z pociskiem z tyłu głowy lub nożem w plecach. Żaden nigdy nie poważył się na tak bezpośrednią konfrontację, o ile nie rozpoczął jej już na samym początku. Spomiędzy zaciśniętych zębów wydobył się wściekły syk, godny całego roju pszczół, gdy Sai wskoczył na niego. Typowo ludzkim odruchem spróbował strząsnąć go i jeszcze zepchnąć dłonią, lecz nie do końca udał mu się ten manewr. Zamarł całkowicie i zesztywniał na chwilę, gdy poczuł to dziwaczne mrowienie na swoim ciele. Obserwował, jak pistolet w jego dłoni nagle rośnie i staje się tak ciężki, że nie może go już utrzymać. Musiał go puścić.
Przez pierwszą chwilę nie rozumiał, co właściwie się stało. Wszystkie zmysły wróciły do swoich normalnych, ludzkich standardów, a on sam – bo wtedy chyba zaczęło do niego docierać, co właściwie się stało – rozejrzał się powoli, a nogi ugięły się pod nim i w jednej chwili wylądował na kolanach. Zatrzymał spojrzenie rozszerzonych źrenic na broni, która leżała obok. Nie mógł oderwać od niej wzroku, szepty w głowie rozbrzmiewały gorączkowo i zaczęły się ze sobą zlewać. Zawiódł! Mógł niby wciąż wykorzystać stare i dobre sposoby, czyli skręcenie karku, ale… ale dla niego już było na to za późno. Zadrżał, przymykając oczy. Szept zmieniał się w krzyk w jego myślach, nie umiał skupić się na niczym innym. I zaczynał się bać. Strach zawiązał lodowy supeł na jego wnętrznościach, a Irys nie był w stanie nawet za bardzo się ruszyć. To było paniczne przerażenie, nic więcej. A kiedy usłyszał głos swojej niedoszłej ofiary, odwrócił się szybko w jego kierunku i spojrzał na niego z tym niegasnącym strachem w oczach – a nie, jak podejrzewał Sai, irytacją czy nawet wściekłością.
- Co? – zapytał cicho, przy czym głos zadrżał mu trwożnie. Nie zrozumiał nawet jednego słowa, które wróżek powiedział. Nawet jednego!
Wszystko dookoła było jazgotem, buczeniem, zlewało się w jedną i absolutnie niezrozumiałą kakofonię dźwięków, której nie mógł nawet znieść.
Zacisnął mocno powieki i przycisnął mocno obie dłonie do skroni, pochylając głowę. Cały jakoś tak się skulił w sobie, z tego cholernego i irracjonalnego strachu. Bał się otworzyć oczy, koszmarnie przerażało go to, co może ujrzeć po ich otworzeniu, bez względu na to, czym by to nie było. Nie był w stanie logicznie myśleć, w ogóle myśleć. Chciał tylko stąd – najlepiej by było – uciec, znaleźć się jak najdalej stąd, w ciszy i spokoju. Nie interesowałoby go, gdzie właściwie ani nawet z kim. Byleby dalej!
Powrót do góry Go down
Sai
Chochlik
Sai


Fabularnie : Irysviel
Liczba postów : 37
Join date : 26/07/2012

Apteka "Zielnik" - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Apteka "Zielnik"   Apteka "Zielnik" - Page 2 EmptyPon Lip 14, 2014 2:44 pm

Irysvielu, Twe życzenie zatem stało się rozkazem.
Przy skulonym inkwizytorze widniała sylwetka chochlika, który lustrował dokładnie zachowanie jego prześladowcy. Cóż z tego, że chciał zbawić jego duszę śmiercią ciała, w tym momencie nie widział w nim wielkiego zagrożenia. Mógłby go tak zostawić - ba, narazić na zadeptanie na śmierć przez wielkoludów, a mimo wszystko tego nie zrobił. Wprost przeciwnie, nachylił się tak, by poderwać z ziemi i nieść na swoich zimnych jak lód rękach Blondwłosego przystojniaka niczym pannę młodą (nawet długość włosów się zgadzała) między obuwiami gigantycznych pieszych. Mocniej ścisnął pana Watsona ku sobie, by mieć pewność, iż w porę odskoczą na bok w razie niebezpieczeństwa. Dało się wyczuć intensywny zapach chabrów, specyficzną wizytówkę Sai'a, a zwłaszcza wtedy, gdy wykonywał iście akrobatyczne sztuczki mające na celu oddalenie się z zatłoczonego chodnika. A na końcu pokazów... zapadli się w ścianie, jakby wpadli do wody.
Przebyli tak kilka warstw ściany (cegłę, styropian, izolację), i wystarczyło to do tego, by zgiełk świata olbrzymów przycichł niemal do zera. I tak - byli w mysiej dziurze, jedną z wielu na peronie metra. Ostrożnie posadził go na kępce trawy, którą zniósł gryzoń do swojego legowiska, natomiast Błękitnooki kucał wciąż przy trzymającym się za głowę Narzędziu Boga. Musiało to być dla niego traumatyczne przeżycie, jeszcze do teraz miał zamknięte oczy i dygotanie rąk. Cóż, Sai też miał w swoim życiorysie coś, co prawie że zniszczyło jego psychikę. Na inny sposób jak Irysa. Lodowata dłoń przejechała czule po czole Długowłosego chcąc go ostudzić z emocji. Chochlik nie wyrażał sobą większych uczuć, chociaż serce biło dość głośno. Nawet na moment zawiesił rozmarzony wzrok na inkwizytorze, lecz w porę oprzytomniał. Przecież był tym, który eliminował Nieśmiertelnych! Dlaczego mu pomógł? Na pewno nie dla dobra ogółu, bo każdy inny życzyłby mu prędkiego zgonu.
Ogół nie dbał o interesy Sai'a, toteż nie liczcie na odwzajemnienie. Zrobił to tylko dla siebie.
Opuszkami palców delikatnie trącił ściśnięte palce Irysa, po czym cofnął się o krok i sięgnął do swojej kieszeni po paczkę własnych ziółek. Wyciągnął pasemko zieleni i umieszczając w swoich ustach prawie jak gumę do żucia miętosił medykament regulujący jego temperaturę ciała. Nie powinien przebywać tak długo na słońcu, ani tłocznych miejscach, gdzie o te kilka stopni było cieplej. Nie odrywając czujnego mimo wszystko wzroku od Wysłannika Boga żuł w ciszy, nawet jeśli myślami był daleko. W innej alternatywnej rzeczywistości pełnej scenariuszy ich wspólnego spotkania. Mógł od samego początku udawać, że nie ma nikogo w aptece, lecz pan Watson nie wyglądał podejrzanie. Nie, nie narzekał na ten los, jednak jego głowa kreowała o wiele piękniejsze, milsze doznania. Tak bardzo tęsknił za czymś czego nigdy w życiu nie miał, że pożądał zmian. Już niezły wstęp zaserwował mu sam Blondyn, chochlik powinien dokończyć dzieła...
Powrót do góry Go down
Irys
Verbum Novum/Inkwizytor
Irys


Fabularnie : Sai
Liczba postów : 57
Join date : 11/03/2013

Apteka "Zielnik" - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Apteka "Zielnik"   Apteka "Zielnik" - Page 2 EmptyPon Lip 14, 2014 5:34 pm

Nie był w stanie się uspokoić, za nic. Wśród tego ogłuszającego zamętu słyszał tylko bicie swojego przestraszonego serca i nic więcej. Wobec tego właśnie na tym się skupił. W myślach począł liczyć jego uderzenia – zachował dość trzeźwego pomyślunku, aby móc to jednak zrobić i nie zwracał już uwagi na nic innego, pochłonęła go ta próba całkowitego wyciszenia się, że nawet nie zauważył, że Sai do niego podszedł. Na chwilę, dosłownie na chwilkę, wyrwało go z tego stanu oderwanie się od ziemi.
- Parzysta – westchnął z ulgą, wciąż nie otwierając oczu. Prawie się pomylił, ale pomógł mu fakt, że podczas tego krótkiego momentu rozproszenia, miał w głowie liczbę parzystą. Gdyby nią nie była, z całą pewnością stałoby się coś strasznego! Tego był całkowicie akurat pewien! Z tego na pozór idiotycznego wyliczania uderzeń własnego serca zrobił tarczę przed wszystkim innym – chociaż jakieś łomotanie z jednej strony nieco burzyło stan skupienia. Czuł chłód i otaczał go zapach kwiatów, który dodatkowo zdawał się jakimś cudem… koić zmysły. Wyciszać szepty dookoła, które i tak zastygły, gdy i te dźwięki na zewnątrz z dziwnych przyczyn ucichły.
Napięte mięśnie rozluźniły się, lecz inkwizytor wciąż nie zebrał się na odwagę, by otworzyć oczy. Ktoś go chyba niósł. Niósł? Ktoś z Zakonu? Tak, na pewno tak właśnie było. Dowiedzieli się i teraz przysłali jednego z braci, aby zabrali stamtąd Irysa. A nieśmiertelny zapewne uciekł, korzystając z okazji. Sai? Tak, Sai Pitt. Nim zajmie się później, najpierw dojdzie do siebie i odpocznie. To na pewno była kwestia zmęczenia, cała ta sytuacja, zdecydowanie tak. Ostatecznie nie dopuszczał do siebie myśli, że z jego psychiką może być coś nie tak. Chorzy niekiedy tak mają, że wypierają swoją chorobę, nawet jeśli cała reszta świata doskonale zdaje sobie sprawę ze stanu rzeczy.
Odetchnął głębiej, gdy znowu wyczuł pod sobą stały grunt. Pomasował mocniej skronie i nieco instynktownie przysunął głowę bliżej zimnej dłoni. Zamruczał z wdzięcznością – w końcu uważał, że ma przed sobą człowieka. Jak na kawał takiego zabijającego bez skrupułów sukinsyna to dla zwyczajnych i biednych śmiertelników był po prostu aniołem w ludzkiej skórze. Pieprzone uosobienie dobroci i tak dalej. Każdemu w stanie był pomóc, pracował społecznie… jeśli chodziło o ludzi, to potrafił być równie naiwny. Potrafił wierzyć czasami w nawet najbardziej absurdalne kłamstwa.
Ale uznał w końcu, że może otworzyć oczy i że siły mu nie zabraknie, a nawet jeśli zakręci mu się w głowie, to da radę się nie porzygać. Tak, było prawie że w porządku! Odetchnął głęboko i na początek opuścił obie dłonie. Zmarszczył brwi, wyczuwając pod nimi coś… coś jakby słomę? Siano? Na do tej pory bladej z tego cholernego strachu twarzy pojawiły się nawet już rumieńce. Powolutku otworzył oczy i zerknął najpierw w dół.
- … co to jest? – zapytał tylko z lekka zachrypniętym głosem. I dopiero wtedy podniósł wzrok i gdyby nie czuł się jak wypruty ze wszystkich mięśni, to na pewno by się poderwał! Ale cóż, trochę odsunął się do tyłu, wciągając powietrze z sykiem przez zaciśnięte zęby i machinalnie chciał zacisnąć dłoń na kolbie broni. Kłopot tkwił w tym, że wcale jej nie miał i palce napotkały jedynie pustą kaburę. Chwila. To znaczyło, że ON go tutaj przeniósł? Niby po co? Irys odchrząknął, ale na podłodze jeszcze został i tylko patrzył na Sai’a wilkiem zza długich, jasnych kosmyków, które nieco przysłoniły mu twarz. – Na co czekasz? – warknął. Jakby nie patrzeć, on i tak był pewien, że zaraz wróżek go zabije i ot, koniec zabawy. Bo on, jako inkwizytor, zrobiłby tak od razu, nie czekając na nic! Przez myśl by mu nie przeszło jak na razie, że mogą istnieć jakiekolwiek inne powody!
Powrót do góry Go down
Sai
Chochlik
Sai


Fabularnie : Irysviel
Liczba postów : 37
Join date : 26/07/2012

Apteka "Zielnik" - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Apteka "Zielnik"   Apteka "Zielnik" - Page 2 EmptyWto Lip 15, 2014 1:48 pm

Żując zioła nie odrywał oczu od inkwizytora, który powoli wracał do świata żywych. Właściwie gdyby tylko istniała możliwość zatrzymania czasu, to wykonałby go w chwili, kiedy Blondyn siedział na słomie z lekkim rumieńcem na policzkach. Wtedy też przemknął się na kilka sekund uśmiech na obliczu chochlika, lecz nie taki drwiący czy ironiczny... o nie. To był jeden z tych uśmiechów, które potrafiły powalić na kolana - taka drzemała w nich potęga. Zniknął jednak prędko, gdyż nadal przed sobą miał jakby nie spojrzeć wroga, a takimi gestami obdarowuje się kogoś więcej niż przyjaciela. Oślepiony ideą uratowania duszy wróżka nie widział w młodzieńcu nic poza swoją należnością do Nieśmiertelnych. Jak mógłby mu pomóc przejrzeć na oczy? Wpatrzony w Najwyższego nie widział innego świata poza jego Boską Wolą. Musiał mieć pewien dar od niego, skoro tak zawzięcie pragnął zbawienia wszystkich, którzy nie mogli nazwać siebie ludźmi. Dar albo przekleństwo.
W końcu odważył się odpowiedzieć na pytanie postawione wprost do Zimnoskórego. Zanim to jednak zrobił, przełknął zioła, które żuł, a następnie wykonał pierwszy krok ku wyciągnięcia przystojnego, ale zbyt mocno uzależnionego od Boga Irysa. Dosłownie i w przenośni. Wpatrywał się jak zahipnotyzowany na swój niebezpieczny obiekt westchnień.
-Chciałem jeszcze raz przyjrzeć się Twoim oczom... -maska powagi ustąpiła lekkiej iskierce czułości tlącej się w błękitnym spojrzeniu Sai'a- ...było warto.
Zrobił jeszcze jeden krok ku człowiekowi i kucnął tuż przed nim. Ostrożnie, by nie spłoszyć lub nie sprowokować do drastyczniejszych działań. To, że teraz wydawał się niepozorny już raz zgubiło chochlika. Wtedy, w aptece, naprawdę myślał, iż ma do czynienia z inspektorem policji. Mimo wszystko przyciągał go jak magnes i nie mógł bez słowa odejść od jego przyszłego kata. Bo wiedział, że nie odpuści mu. Zbyt wiele poświęcił czasu jak na jednego grzesznika, by ot tak sobie darować dalsze metody pochwycenia i uleczenia duszy Białowłosego.
-Nie zapomnę o Tobie. Nie dlatego, że chciałeś mnie zabić -delikatnie dwoma palcami przeniósł pasemko włosów Irysa zasłaniające dotąd jego cudne oblicze- -ale dlatego, że przez chwilę czułeś się dobrze w moich ramionach.
Pogładził go podobnie jak przedtem palcami po czole, do których wcześniej Irys lgnął bladym policzkiem. Nie liczył, że powtórzy to samo mając świadomość z kim ma do czynienia, lecz może pozwoli mu utrwalić w pamięci ten moment, kiedy byli sobie bliscy. Sai nie wycofał się z pozycji kucającej, lecz dłoń pachnącą niebieskim kwieciem zawiesił w próżni. Spotkanie dwóch wariatów nie może być nudne.
Powrót do góry Go down
Irys
Verbum Novum/Inkwizytor
Irys


Fabularnie : Sai
Liczba postów : 57
Join date : 11/03/2013

Apteka "Zielnik" - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Apteka "Zielnik"   Apteka "Zielnik" - Page 2 EmptyWto Lip 15, 2014 3:42 pm

Na całe szczęście – albo i nieszczęście, kto wie? – Irys nie dojrzał tego uśmiechu, wówczas zbyt zajęty wciąż liczeniem uderzeń swojego serca oraz ogólnym uspokojeniem organizmu. Wziąłby to za podstęp, który… który musiał mieć na celu coś cholernie złego, tak? Tak! Nieśmiertelni zabijali braci z Verbum Novum i vice versa, przecież to było równie naturalne, co oddychanie! Było tak już od dobrych stuleci, jak można było niby wierzyć w dobre chęci tych potworów bez duszy? Inkwizytor raz miał styczność z nieśmiertelnym, prawie mu zaufał! Jak dobrze, że jednak przejrzał zawczasu na oczy!
Zmrużył oczy i wbił roziskrzony ze złości wzrok w Sai’a. Co to był za podstęp? I jeszcze ten dziwny błysk w oku! O nie, nie. To mu się nie podobało. Ani myślał, żeby porzucić swoją wściekłość czy może aż nazbyt wyraźną niechęć. W końcu to musiała być jakaś pułapka! Na pewno. Próba jego wiary i woli, tak, zdecydowanie tak. Problem z Irysem był taki, że on po prostu nie rozumiał takiej… zwyczajnej czułości. Cale życie spędził w swoim zakonie, a później nie zajmował się już niczym innym niż ściganie i „zbawianie” nieśmiertelnych. A to zajmowało tyle czasu…
Znowu się odsunął – nie, tak naprawdę to panicznie odskoczył do tyłu – ale tym razem jego plecy napotkały już ścianę, w której gdyby mógł, to chyba by się zapadł. Nie lubił kontaktu fizycznego. Tak ogólnie za nim nie przepadał, a już na pewno nie wtedy, gdy właścicielem dłoni był jakiś nieśmiertelny! I nieważne, jak przyjemnie chłodna byłaby ta ręka! Nie i koniec, jasne?
- Dotknij mnie jeszcze raz, a połamię ci te łapska – warknął. A zaraz po tym odwrócił wzrok gdzieś w bok. – G-gdy wstanę – dodał po chwili, już tak trochę jakby mniej pewnie. Nie odpowiadała mu pozycja, w której się znalazł. Tak na dobrą sprawę, to absolutnie nic mu w tym momencie nie pasowało i najchętniej by stamtąd zniknął. Nie rozumiał, o co tej białokudłej łachudrze chodzi. Na razie nie był w stanie objąć rozumem, jak patrzy na to Sai. Tego w czasie szkolenia go nie nauczyli. Skąd więc miał wiedzieć?
Rozejrzał się powolutku i ostrożnie dookoła, szukając potencjalnej drogi ucieczki. W zasadzie nie powinien uciekać – w końcu to on był tutaj łowcą… prawda? – ale w takim stanie i bez broni raczej wiele zdziałać nie mógł. Chyba że… khem, zawsze zostawały te głupie metody kaznodziejów. Co mu szkodzi spróbować? Nawet jeśli nie pomoże za bardzo, to może jakoś poprawi ledwo zauważalnie jego sytuację.
Wściekły błysk w oczach nieco złagodniał, lecz wciąż spojrzenie było przeraźliwie zimne. Jak prawdziwa góra lodowa, nawet jeśli miały kolor letniego nieba.
- Bóg... – zaczął powoli i przełknął głośno ślinę, cały czas obserwując Sai’a kątem oka. – Bóg wybacza wszystkim, o ile oddadzą się jego sługom i zechcą wyjawić… swoje winy przed jego obliczem. Spokój duszy i życie nieśmiertelne w zamian za materialne życie grzesznego ciała. To dobra oferta – zakończył, coraz bardziej ściszając głos, aż pod sam koniec przypominał szept. To nie była jego wina, że to spojrzenie przywiercało go do tej głupiej ściany i nie mógł dość spójnie zebrać myśli, czy powiedzieć to, co miał na myśli!
Powrót do góry Go down
Sai
Chochlik
Sai


Fabularnie : Irysviel
Liczba postów : 37
Join date : 26/07/2012

Apteka "Zielnik" - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Apteka "Zielnik"   Apteka "Zielnik" - Page 2 EmptySob Sie 30, 2014 8:20 pm

Ani trochę nie podobał mu się przebieg rozmowy ani zachowanie "gościa". Zupełny fanatyk Najwyższego... Jeszcze do tego tak brutalnie skarcił czułości Chochlika jakby były odrażające. Albo wcale ich nie znał. Mimo wszystko uraził go bardziej niż było to po nim widać. W sumie nie mógł za wiele się spodziewać po osobie, która zbawia grzeszne dusze, a tymi duszami byli niby Nieśmiertelni.
-Bóg to, Bóg tamto... -mruknął z niesmakiem uciekając na chwilę wzrokiem od "ofiary", która tak bardzo była zapatrzona we swojego Przełożonego, że nawet będąc w niebezpiecznej sytuacji broniła się tym mianem do ostatka; bez większego rezultatu- Ciągle tylko On. Gdybym chciał Go bliżej poznać, poszedłbym do pierwszego lepszego kościoła, gdzie wyznają Jego kult. Zgaduję, że ów oferta, którą przytoczyłeś, też należy do Boga, a nie do Ciebie.
Spojrzał krótko na tani, w plastikowej obudowie zegarek na nadgarstku i zmrużył oczy. Czas ich wspólnego spotkania dobiegał końca, a to za sprawą zaniku mocy skurczającej posturę Inkwizytora. Pora podkręcić tempo, a nie cackać się, zanim Blondyn się zmyje lub pobiegnie po spluwę i zastrzeli Wróżka. Podniósł się z kucek i cofnął się od przystojniaka, by sprawdzić czy mysi właściciel nory nie wraca zbyt wcześnie. Jeszcze nie, mają kilka minut dla siebie. I cóż z tego, skoro odbiorca prowizorycznych uczuć nie nadawał na tych samych falach, ba - wciąż był spięty, zły, jak nie wściekły za całą sytuację. Zawsze można spróbować, tak jak to uczynił towarzysz, pogadać. Kto wie, może uda się Sai'owi nieco bardziej nakreślić osobowość oddanego Sługi Bożego. Bo wiedział, że pod maską służalności kryła się o wiele bardziej interesująca i pociągająca postać.
Przyjął poważniejszy wyraz twarzy, a ogniki rozpalone pożądaniem zgasły, gdy rzucił w eter następujące pytanie:
-Powiedz co zrobiłbyś, gdyby ta chwila, która trwa, była ostatnią w Twoim życiu?
To nie miało zabrzmieć jak groźba, lecz miały skłonić rozmówcę do refleksji. Wciąż przyglądał się Długowłosemu o lodowatym spojrzeniu, i liczył po cichu na coś innego niż kolejny wykład o Bogu.
Powrót do góry Go down
Irys
Verbum Novum/Inkwizytor
Irys


Fabularnie : Sai
Liczba postów : 57
Join date : 11/03/2013

Apteka "Zielnik" - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Apteka "Zielnik"   Apteka "Zielnik" - Page 2 EmptySro Wrz 10, 2014 1:47 pm

Irys za swojego Boga gotów był nawet i zginąć. Został wychowany w Zakonie i w zasadzie nie znał niczego innego niż bezgraniczne oddanie Stwórcy. Wprawdzie widział i normalne rodziny, zwykłych ludzi, którzy wcale do szczęścia nie potrzebowali przekonania, że są bożymi narzędziami i ich jedynym celem w życiu jest zbawianie nieśmiertelnych ku chwale Pana, ale to niczego nie zmieniało. Został powołany i nie miał prawa wyboru. Powinien po prostu zaakceptować stan rzeczy i wypełniać przydzieloną mu misję, bez sprzeciwu czy wątpliwości – nawet jeśli ostatnimi czasy udało mu się niemal przez kotłujące się wewnątrz skrupuły załamać.
- Bóg to wszystko – syknął z równym niesmakiem, o ile nie większym. Dla niego, jako inkwizytora o fanatycznym usposobieniu, owszem, był. I naprawdę potrzeba by było masy czasu, aby stan rzeczy zmienić… O ile ktokolwiek postanowiłby spróbować. – Boża oferta jest również moją. Oferuję łaskę zbawienia, to bardzo dużo dla zbrukanej duszy.
Irys był w tej chwili nieco… bezradny. Nie miał broni, na dodatek znajdował się, o zgrozo, w mysiej dziurze pod wpływem mocy chochlika. Czy mogło być gorzej? Wciąż do końca nie wyszedł z szoku i tego dziwacznego ataku paniki, który spowodowały zaburzenia psychiczne. Na razie nie próbował żadnych ze swoich sztuczek, bo sądził, że nie ma dość sił. Zawsze mógł też po prostu zostawić teraz wróżka i postarać się mu umknąć – trochę jak tchórz – aby odnaleźć go w innych, bardziej sprzyjających mu okolicznościach. A do wali wolał się nie mieszać, kiedy jego wygrana nie była całkowicie pewna. Tak przezornie.
Inkwizytor zmrużył wściekle oczy. Dla niego to nie było nic innego niż rzucona w jego kierunku groźba. Bo niby co innego?
- Modlitwa – mruknął jednak, na razie nie chcąc prowokować nieśmiertelnego do ataku. Skąd miał wiedzieć, czy Sai nie wyskoczy zaraz z… z czymkolwiek?
Powrót do góry Go down
Sai
Chochlik
Sai


Fabularnie : Irysviel
Liczba postów : 37
Join date : 26/07/2012

Apteka "Zielnik" - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Apteka "Zielnik"   Apteka "Zielnik" - Page 2 EmptyPon Lut 16, 2015 4:45 pm

Mierzyli się spojrzeniami, które to ze strony Irysviela nie ulegało poprawie, wręcz zaostrzeniu. Źle interpretował zamierzenia Sai'a, bo ich nie chciał znać, albo nie wierzył. Wszystko, cokolwiek powiedział, opierało się o Najwyższego. Szef nieźle zbałamucił wiernego wyznawcę, który nawet w obliczu śmierci wybrał kult. Żadnej osobistej pasji, żadnych marzeń nie związanych z religią - chyba że wytępienie wszystkich grzeszników. Nic indywidualnego, nic przypisanemu tylko jemu. Przykre, bardzo przykre. Może i chochlik nigdy nie był aż tak zatwardziałym wyznawcą chrześcijaństwa, jednak nigdy nie przyszło mu do głowy, że istnieją ludzie zdolni do takich wyrzeczeń. Tylko w imię Boga.
-Modlitwa... -mruknął z nutą rezygnacji, lecz kilka ruchów dłonią po swojej białej jak śnieg czuprynie sprawiło, iż- ... to takie banalne. Jak nie ścigasz "grzeszników", to modlisz się o ich nawrócenie.
Rzucił jeszcze raz okiem na zegarek i zmrużył powieki. Dlaczego nie potrafił wydobyć ze swojego prześladowcy czegoś innego niż tylko bezgraniczne oddanie Bogu? Widocznie jedna rozmowa między pociskami od pistoletu zabójcy a gadką-na-tajniaka w aptece to za mało. W sumie nie dziwił się, chociaż naprawdę był bliski przełamania lodów - w jego mniemaniu wtedy, gdy we wtulającym się w niego Inkwizytorze dostrzegł istotę tak dobrą, tak potulną i ciepłą, że z miejsca zauroczył Szaroskórego gostka, któremu nikt nigdy nie podał pomocnej dłoni. Ten jeden moment obrócił życie Sai'a do góry nogami. Nie słowa o Bogu, nie o tym, że musi być zgładzony z win przez śmierć.
Jednak czas zerwać tę nikłą nić przywiązania stanowczym gestem.
-W takim razie możesz się już modlić w intencji przejrzenia na oczy, panie Watson. Chociaż raz pomyśl o sobie.
Ale on w przeciwieństwie do Blondyna nie "oświecił" go poprzez śmierć. Zostawił go samego w mysiej dziurze, na dwie minuty w skurczonej postaci, a sam oddalając się od napastnika był na siebie zły. Nie dlatego, iż nie pozbawił życia Irysviel'a, ale dlatego, że nie był w stanie do niego dotrzeć. Będzie musiał przemyśleć i rozgryźć ten problem poza strefą niebezpieczeństwa. Może będzie mieć kilka godzin spokoju, zanim znów Inkwizytor zdepcze mu pięty i zniszczy dobra materialne - jak chociażby źródło zarobku w postaci apteki. Może nie będzie mieć szczęścia i zostanie zabity. Jednak nie żałował swojego spotkania z naprawdę interesującym, szalonym, maniakalnym wyznawcy Boga. Wyciągnął z tych kilku godzin więcej esencji życia niż przez kilkanaście lat swojej egzystencji na łez padole.

z tematu

Ooc: koniec zaklęcia
Dzięki za pisanie, wybacz, że dopiero teraz odpis.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Apteka "Zielnik" - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Apteka "Zielnik"   Apteka "Zielnik" - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 
Apteka "Zielnik"
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Nieśmiertelni ~ Kolebka Upadłych Aniołów :: Londyn :: East End-
Skocz do: